Dom stodoła: klimat polskiej wsi zagościł w nowoczesnej architekturze
Sąsiedzi mówią o tym miejscu „Polana”, bo też wygląda jak spory obszar wykrojony z leśnej głuszy. Tymczasem jest to zielony fragment Poznania, z siedliskową zabudową domów jednorodzinnych, wśród których powstała nowoczesna stodoła – dom parterowy, choć prawie dwukondygnacyjny.
Stodoła - założenia
METRYKA BUDYNKU
Projekt: architekt Bartłomiej Bajon
https://www.plarchitekci.pl
Powierzchnia użytkowa domu: 225 m2
Mieszkańcy: jedna osoba dorosła
Katarzyna Cynka-Bajon i Bartłomiej Bajon, pracownia PL.architekci
Czy projektowanie dla tak mało zagospodarowanego architektonicznie miejsca jest łatwiejsze w porównaniu do realizacji w terenie bardziej zurbanizowanym? Nie. Trudne to jest działanie w przysłowiowym „polu”, podzielonym na działki po 1000 m2, gdzie nie ma właściwie żadnego konkretnego punktu zaczepienia i często żadnej zabudowy. Natomiast projektowanie na hektarowej działce, połączonej z lasem i łąkami, na których nic już nie zostanie wzniesione, stanowi wyjątkowy przywilej.
Od samego początku nam i inwestorce zależało na obiekcie, który będzie szanować ten krajobraz, zamiast krzyczeć swą architekturą. Początkowo wprawdzie właścicielka rozważała chyba jakąś inną propozycję architektoniczną, ale ostatecznie wybrała nas. W efekcie zaprojektowaliśmy nie tylko dom, ale i wnętrza, i zagospodarowanie terenu…
Dom miał być wpasowany w krajobraz – dziką łąkę nachyloną ku dolinie rzeczki. Od samego początku czuliśmy, że trzeba ten krajobraz i dzikość zostawić w jak najmniej zniszczonej postaci… Od razu wyczuliśmy też ogromną wrażliwość inwestorki i świadomość materiałów. Choćby to, że drewno na elewacji nie musi być plastikowe – a cały jego urok objawia się wtedy, gdy traci swój kolor, wpisując się w naturalne otoczenie. Rzadko się zdarza inwestor, który docenia naturalne walory drewna, to, że się ono starzeje, pęka, zmienia barwę, coraz bardziej wtapiając się w krajobraz.
Sprawdź także: Dom inspirowany stodołą>>>
Projekt domu stodoła
1. Przedsionek: 8,5 m2
2. Schowek: 1,6 m2
3. Łazienka gościnna: 3,4 m2
4. Salon, kuchnia, jadalnia: 90,4 m2
5. Łazienka: 10 m2
6. Sypialnia: 22,5 m2
7. Hol: 10,5 m2
8. Pokój gościnny: 15,7 m2
9. Pralnia: 7,5 m2
10. Pom. gospodarcze: 6,5 m2
11. Garaż: 54,2 m2
Dom parterowy
Inwestorka: Dlaczego parterowy? Jako nastolatka mieszkałam w mieszkaniu dwupoziomowym i pamiętam jak moja mam biegała po schodach, bo zostawiła okulary albo na górze, albo na dole, a były potrzebne gdzie indziej. Ten dom wynajęty niedaleko też miał sporo schodów. Samo chodzenie po schodach może być fajnym sportem, natomiast na co dzień bywa uciążliwe i wolałam tej uciążliwości uniknąć. Z wynajmowania tego domu wyniosłem swoje lekcje, po to go właśnie wynajmowałam.
Jako nastolatka mieszkałam w mieszkaniu dwupoziomowym i pamiętam jak moja mama biegała po schodach, bo zostawiła okulary albo na górze, albo na dole, a były potrzebne gdzie indziej. Ten dom wynajęty niedaleko też miał sporo schodów. Samo chodzenie po schodach może być fajnym sportem, natomiast na co dzień bywa uciążliwe i wolałam tej uciążliwości uniknąć. Z wynajmowania tego domu wyniosłem swoje lekcje, po to go właśnie wynajmowałam.
Dom stodoła - dzikie otoczenie
Pani Karolina właściwie na początku myślała o mniejszej działce. Ta na „Polanie” przekonała ją jednak do siebie tym, że zapewnia intymność i spokój. Co prawda sąsiadów jest tu całkiem sporo, bo na całym jedenastohektarowym terenie, który został przez właściciela podzielony na kilkanaście posesji, stoi już osiem domów, a dwa kolejne są w drodze. Jednak parcela, którą jej zaoferowano, graniczy z obszarem, który zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego nie może być zabudowany, a dalej są już tylko łąka i las, przez wszystkie pory roku – i tak już będzie zawsze. To przeważyło.
Gdy ma się konia, tak jak pani Karolina, lokalizacja domu wśród w miarę dzikiej przyrody jest naprawdę istotnym atutem. Choć piękne zwierzę odwiedza te tereny tylko raz na jakiś czas, na co dzień „parkując” w profesjonalnej stajni, można z nim bez problemu pozwiedzać okolicę, która stanowi tzw. poznański zielony klin, ale i potruchtać wokół domu, aczkolwiek nie wszędzie, ze względu na ogrodowe nasadzenia. Radość jest więc dzielona na dwa, a może raczej mnożona, bo szczęście rodzi kolejne szczęście, tworząc łańcuch dobrych zdarzeń i emocji. Wszystko to odbywa się w naturalnej scenerii, której pani Karolina od początku postanowiła jak najwięcej zachować na swojej działce.
– Mam tu dziki ogród – przyznaje otwarcie. – Nie ma w nim strzyżonego trawniczka, nie ma strzyżonych krzaków, jest za to łąka, która potrafi dorastać czasami… może nie do pasa, choć niektóre chwasty i owszem. Oczywiście koszę ją raz na jakiś czas, dbam o ścieżki, ale nic nie jest tu tworzone pod sznurek.
Pełne zanurzenie
Właśnie, łąka. Można powiedzieć, że od niej się tu wszystko zaczęło i jej urok wciąż działa. Otacza dom jak morze, choć na tych falach pani Karolina wznosi też swoje przybrzeżne konstrukcje. Od czasu wprowadzenia się, czyli od stycznia 2018 r., posadziła już ponad czterysta krzewów i drzew, modyfikując i uzupełniając pierwotny, minimalistyczny projekt ogrodu.
– Kiedy kupowałam tę działkę, była zupełnie pusta – opowiada. – Rósł na niej tylko duży krzak dzikiej róży, więc uzupełniłam całość o swoje drzewa i krzewy. Staram się te nasadzenia jakoś planować, by nie zasłonić widoku z okien czy nie umieścić dużych drzew koło domu, które kiedyś trzeba byłoby przecież wyciąć. Dbam też o osie widokowe i np. z jednej strony, gdzie będzie wkrótce powstawać nowy budynek, chcę rozlokować więcej krzewów, żeby chociaż trochę zasłonić się od przyszłego sąsiedztwa.
Spojrzenie na naturę uzupełnia jeszcze mieszkający w domu kot, który, jak wiadomo, ma aż dziewięć żywotów, czyli o świecie w jego różnych aspektach wie naprawdę sporo. No i koń. Jaki jest, każdy widzi, ale tylko do czasu, aż nie zanurzy się ze swoją panią w okoliczne drogi i dróżki na kolejną przejażdżkę.
– Cały ten poznański północno-zachodni klin zieleni jest tak obszerny, że mogę jeździć konno nawet trzy godziny i nie powtórzyć drogi – tłumaczy.
Mówi się, że na zachodzie Poznań bierze oddech. Tu jest zieleń, stąd wieją ożywcze wiatry. Pani Karolina wzięła kilka lat temu swój własny, bardzo głęboki oddech i wygląda na to, że wciąż czerpie z niego potężną dawkę energii.
Trening czyni mistrza
Jeszcze kilka lat temu, w połowie poprzedniej dekady, pani Karolina mieszkała w bloku na Strzeszynie Greckim w Poznaniu. W pewnym momencie zaczęło ją jednak trochę męczyć życie, w którym trzeba co jakiś czas boksować się z niektórymi mniej rzetelnymi sąsiadami, z których ktoś a to zastawi garaż, a to utrudni dostęp do skrzynek pocztowych, a to na coś ważnego dla innych nie zwróci uwagi. Wiadomo, osiedlowa egzystencja we wspólnotach bywa niełatwa.
– Powoli przestawało mi to odpowiadać, a ja zawsze lubiłam przyrodę, więc przyszła mi do głowy przeprowadzka do domu – wspomina. – I zaczęłam sobie szukać działki.
Fragment jedenastohektarowej „Polany” wydawał się bardzo atrakcyjną propozycją, spełniającą wyobrażenia o życiu spokojnym, ale i komfortowym. Dookoła zieleń, a nad głową niebo gwiaździste, ale i zaledwie dziesięć kilometrów do poznańskiego Starego Rynku, więc łączność z cywilizacją i sprawami na mieście zapewniona jest na bieżąco. W dodatku cała ta okolica była znana naszej bohaterce od dawna, bo właściwie zawsze mieszkała po tej samej stronie miasta.
Decyzja o zakupie działki tutaj, i dokładnie tej, nie była więc specjalnie trudna. A gdy już zapadła, nowa właścicielka wymyśliła sobie niezwykle oryginalny… trening. Bycia domownikiem.
– Nie miałam żadnych doświadczeń ani ze wznoszeniem budynku jednorodzinnego, ani z mieszkaniem w nim – relacjonuje. – Dlatego po zakupie posesji, na czas poszukiwania architekta i projektowania, wynajęłam sobie w pobliżu dom, do którego się przeniosłam na stałe. Z jednej strony, pozwoliło mi to jak najszybciej opuścić blok. Z drugiej, mogłam urządzić sobie świetny poligon doświadczalny, czyli sprawdzić, jak się mieszka tak zupełnie na swoim, co jest wtedy ważne i na co zwrócić uwagę, bo każdemu pasuje co innego.
Nowoczesne stodoły
Społeczne procesy rządzą się własną logiką i dynamiką. Własny domek jednorodzinny, czy – jak to się mówiło za „komuny” – willa, przynajmniej od początku XX wieku stanowił bardzo powszechne marzenie mieszkańców polskich miast. Jednak gdybyśmy większości z nich złożyli propozycję zasiedlenia czegoś na kształt stodoły, mogłoby to nam grozić poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Tymczasem od dobrych kilku lat właśnie stodoła staje się coraz bardziej pożądanym archetypem osadnictwa jednorodzinnego, rodząc jak najlepsze skojarzenia z naturą, bezpretensjonalnością, a jednocześnie z więzią z rodzimą tradycją budowlaną.
– Zawsze podobała mi się forma przypominająca stodołę – bez ogródek przyznaje pani Karolina. – Podobnie jak architektura skandynawska, z jej umiarem. Gdy zaczęłam więc myśleć o własnym domu, od początku szukałam czegoś w tym stylu. Architekta polecił znajomy, który miał wcześniej do czynienia z pracownią PL.architekci i wystawił jej dobre referencje.
– Gdy weszłam na ich stronę, od razu spodobało mi się to, z jaką prostotą projektują Bartłomiej Bajon i jego biuro – przyznaje inwestorka.
To doświadczona pracownia, laureaci wielu nagród, w tym prestiżowej, świeżo przyznanej przez Stowarzyszenie Architektów Polskich za najlepszą realizację jednorodzinną 2020 roku. Oczywiście w roku 2016, gdy zjawiła się w niej pani Karolina, była to dopiero przyszłość, ale uznanie i dobra opinia już się za poznańskimi architektami „ciągnęły”.
– Ogólny kształt domu był wprawdzie mocno narzucony zapisami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, jednakże forma zabudowy z dwuspadowym dachem od samego początku siedziała w wyobraźni inwestorki, a wkrótce i w naszej – opowiada Bartłomiej Bajon. – Dom miał przypominać stodołę, ale nie taką, która lśni nowością, tylko mocno wpisaną w krajobraz. A krajobraz jest tam wyjątkowy!
Zainspiruj się: Nowoczesny dom w Tychach>>>
Dom stodoła - inspiracje
Zgodnie z opisem idei projektu, budynek miał wyglądać, jakby „stał tu już dłuższy czas”, jednocześnie niczego nie udając. To co prawda zahacza o niejaką sprzeczność, ale dobry architekt nie z takimi opozycjami sobie radzi. A gdy patrzy w tym samym kierunku, co inwestor, prace idą szybko.
– Nie było żadnych długich debat nad szczegółami bryły – relacjonuje właścicielka. – Podesłałam Bartkowi kilkadziesiąt zdjęć z Internetu tego, co mi się podoba, utrzymanych mniej więcej w podobnym stylu. Dostał ode mnie wytyczne, że chcę mieć dom przypominający stodołę, a w nim trzy pokoje, taras, duży garaż, pomieszczenia gospodarcze, w tym pralnię i coś, na co ja mówię piwnica, czyli miejsce, w którym trzyma się świąteczne dekoracje, zapasowe rzeczy, walizkę na wyjazdy itd. No i budynek miał być parterowy.
Dom stodoła z antresolą
I jest, choć nie do końca. Zasadnicza bryła to po prostu wyciągnięty prostokąt, zwieńczony wysokim, dwuspadowym dachem i zamknięty z dwóch skrajnych stron obszernymi przeszkleniami, z których jedno prowadzi na taras. Od strony dojazdu na parcelę dostawiono do tego prostokąta dwustanowiskowy garaż, przez co w klarowny dotąd, „stodolany” rzut wprowadzono odrobinę twórczego zamieszania. Prostokąt zamienił się w trójszczytową figurę na planie zbliżonym do litery L, przy czym każde z tych trzech „zakończeń” ekspresyjnie nakryto dachem, który raz w większym, raz w mniejszym stopniu, ale zawsze wykracza poza obrys ściany. Dzięki temu dom zdaje się z trzech stron wyposażony w widoczne z daleka trójkątne zwieńczenia, przypominające klasyczne tympanony – intrygujące, trochę zapraszające do środka, a trochę budzące respekt wielkością i ostrością formy. Fanom filmów sci-fi albo fantasy całość, zwłaszcza od strony zasuniętej bramy garażu, może nawet kojarzyć się z jakąś tajemniczą kosmiczną bazą…
Wróćmy jednak na Ziemię, a właściwie tuż nad nią, bo na poziom drugiej kondygnacji. Moment, obiekt parterowy, ale z drugą kondygnacją? Tak, bo wspomniany wysoki dach kreuje automatycznie w środku przestrzeń na piętro, tyle że przeważnie… pustą. „Główna bryła budynku to przykryta dwuspadowym dachem otwarta przestrzeń z widoczną więźbą dachową”, czytamy w opisie projektu i właściwie nic dodać, nic ująć. Pod dwuspadowym dachem głównie hulają powietrze (oczywiście zasadniczo w zamkniętym obiegu) i przygaszone zadaszeniem światło. Daje to przebywającym na parterze osobom oddech, poczucie jeszcze większego otwarcia pomieszczeń niż to wynika z braku podziałów części dziennej , a także możliwość podziwiania od dołu konstrukcji wspierającej dach, rytmicznie i klarownie podzielonej na segmenty z jasnego drewna. Z jednym wyjątkiem. W części skrajnej budynku, na prawo od wejścia, nad sypialnią, pokojem gościnnym i pralnią urządzono nieduże poddasze, co prawda nieużytkowe, ale wstępnie wykończone i gotowe do ewentualnego przyszłego zasiedlenia.
– To otwarta przestrzeń, zakończona z jednej strony szczytem domu i oknem, a z drugiej szybą do salonu – opisuje właścicielka. – Teraz z niej właściwie nie korzystam, choć gdyby mi się kiedyś odwidziało i chciałabym przenieść na górę sypialnię czy łazienkę, to nie ma problemu, bo wszystkie łącza są tam doprowadzone. Na razie tego jednak nie przewiduję.
Dlaczego? – Bo zawsze chciałam mieć dom parterowy.
Stodoła z kolekcją kaktusów
– Karolina wie, czego chce i gdy jej się coś nie podoba, umie to otwarcie powiedzieć – zauważa architekt. – Ale umie też słuchać uwag i gdy trzeba, przyzna rację. Tak było wtedy, gdy pokazaliśmy jej koncept domu, w którym główne przeszklenia skierowaliśmy nie na południe, gdzie chciała, ale na północ.
Powód był prosty: dzięki temu dom otworzył się na wspaniałe, najpiękniejsze przyrodnicze widoki. Dała się też przekonać do porzucenia innego własnego pomysłu. A raczej jego zamiany na inny.
– Inwestorka ma bogatą kolekcję kaktusów i od samego początku myślała o stworzeniu dla nich szklarni – opowiada Bartłomiej Bajon. – Jednak my takiego doklejonego obiektu jakoś nie widzieliśmy. Stąd wymyśliliśmy podwójną szklaną fasadę w jednym z przeszklonych „ekranów” na jednej ze ścian. Latem możemy tę ścianę zsunąć i wówczas kaktusy znajdują się na zewnątrz. Zimą rosną zaś sobie w pewnego rodzaju termosie.
Takie wzajemne uzupełnianie się, nieraz w kontrze do czyjegoś pierwotnego pomysłu, rodzi w pewnym momencie swoistą symbiozę działań architekta i właściciela. Widać ją świetnie w charakterze wystroju wnętrz tego domu. Ramą dla nich są naturalne elementy, głównie w postaci drewna – czy to nad głowami (odsłonięta więźba), czy na wysokości w granicach metra (meble), czy pod stopami (długie jesionowe deski podłóg). Treść dopełniają zaś rozmaite dodatki, nieraz fantazyjne i przyciągające wzrok – w rodzaju oryginalnej metalowej „machiny świetlnej” nad stołem w jadalni, przeskalowanej wielkiej „biurkowej” lampy w salonie czy futurystycznego, podwieszonego kominka w rogu salonu. Choć jednak za projekt wnętrz odpowiadała zasadniczo pracownia PL.architekci, to przygotowywała je z dużym wkładem inwestorki i dziś trudno już ustalić, gdzie zaczynały się, a gdzie kończyły jej inspiracje.
– Ciężko to teraz rozdzielać – analizuje pani Karolina. – Projekty wnętrz były robione w oparciu o materiały, które na samym początku przysłałam architektom. Bartek wiedział, czego ja szukam i na podstawie tego, coś mi proponował, a czasami ja miałam jakiś pomysł, który on ubierał w kształt i np. sugerował dla niego wykonawcę.
Architekt potwierdza. – Właścicielka przygotowała nam fotograficzne zastawienie przedmiotów, jakie mają się znaleźć w domu: od kominka Focus, przez kaktusy, stary blat w kuchni, aż po lampy kreślarskie i przedmioty z jej poprzedniego domu czy wyszarzałe deski.
Nowoczesny dom
Otwartość architektów na różne podejścia do zdawałoby się dość typowo pojmowanych kwestii związanych z budowaniem widać też w ich rozumieniu tematu energooszczędności. Dom miał być oczywiście od początku wznoszony z dbałością o koszty eksploatacji – powstała zwarta, pozbawiona mostków cieplnych i niepodpiwniczona bryła, w której zadbano o dobre ocieplenie ścian, porządne jakościowo materiały, trzyszybowe okna, ogrzewanie podłogowe (z wyjątkiem garażu, gdzie zamontowano grzejniki) zasilane ciepłem z kotła gazowego (gaz, podobnie jak woda i prąd, czerpany jest z miejskiej sieci; brak tylko kanalizacji, której funkcję pełni przydomowa oczyszczalnia ścieków), zaś oszczędny obieg ciepła wspomaga wentylacja z rekuperacją. Budynek został wyposażony również w znany i sprawdzony system automatyki KNX, choć właścicielka korzysta póki co tylko z niektórych jego elementów, tych, które są jej naprawdę potrzebne, takich jak sterowanie częścią żaluzji czy oświetleniem. Być może system zostanie uzupełniony o opcję odwracanie żaluzji w czasie upałów, ale to pieśń przyszłości. Podobnie jak fotowoltaika, na razie dyskretnie obserwowana z bezpiecznej odległości.
Niemniej, zdaniem Bartłomieja Bajona, myśląc o energooszczędności, wypada dziś patrzeć szerzej, poza sprawy podstawowe, czy niemal stereotypowe.
– Energooszczędność rozumiemy nie tylko poprzez stosowanie ponadnormatywnego ocieplenia, ciepłych okien czy wentylacji mechanicznej z rekuperacją, ale również takie elementy, jak szukanie wykonawców wśród lokalnych ekip (co ogranicza koszty transportu) czy dbałość o ekosystem – tłumaczy. – Tu po całej realizacji została np. odtworzona pierwotna struktura łąki, zanim wjechały na nią maszyny budowlane…
Skomentuj:
Dom stodoła: klimat polskiej wsi zagościł w nowoczesnej architekturze