Większy dom taty
Kiedy mieszkanko w bloku nie mieściło już nas i naszych dwóch pełnych energii synków, zapytaliśmy tatę, czy nie moglibyśmy sprowadzić się do niego, na podwarszawską ?wieś?.
Tak mieszkaliśmy
Po ślubie mieszkaliśmy w blokach na warszawskiej Woli. Początkowo kawałek własnej podłogi wystarczał nam w zupełności. Po siedmiu latach stało się jednak jasne, że musimy jak najszybciej uciekać z naszego mieszkania, bo dwa wulkany energii, jakimi są nasi synowie Max i Karol, po prostu je roznosili. Długo zastanawialiśmy się, w jaki sposób powiększyć przestrzeń życiową, ale sprawa nie była taka prosta.
Pieniądze nie takie straszne
Nie było nas stać na kupno większego mieszkania, a czas uciekał. W końcu znalazłam rozwiązanie. Poprosiłam o pomoc tatę, który przed kilku laty przeprowadził się na wieś. Półtorahektarową działkę rolną pod Warszawą kupił w roku 1986. Urzekła go jej uroda i wyjątkowo piękne położenie na skraju Chojnowskiego Parku Krajobrazowego. Zrobił obowiązkowy kurs rolniczy, a po jego ukończeniu na nowo zakupionym gruncie posadził wiśnie i zbudował długi prostokątny budynek gospodarczy z aneksem mieszkalnym, przykryty dwuspadowym dachem. W 1994 roku przeprowadził się do niego na stałe.
Zapytałam go, czy moglibyśmy z Czarkiem zaadaptować duży garaż, będący integralną częścią jego domu, na potrzeby mieszkalne i ewentualnie jeszcze tak go rozbudować, aby nasza czwórka mogła tam w miarę wygodnie mieszkać.
Gdy zaproponowaliśmy mu, że z nim zamieszkamy - ucieszył się. Uznał, że jest to dla nas wszystkich dobre rozwiązanie. On będzie miał towarzystwo, a my wygodny dom w pięknym otoczeniu.
Za kwotę ze sprzedaży małego mieszkania na Woli mogliśmy sobie u niego stworzyć wygodny dach nad głową, podczas gdy w mieście nie stać nas było nawet na kupno odrobinę większego mieszkania.
Droga do domu
Dawny budynek podzieliliśmy na dwa skrzydła. Wschodnie zajmuje tato, zachodnie - gdzie znajdował się garaż - zostało zaplanowane do rozbudowy.
Po dostawieniu nowej części o powierzchni 30 m2 istniejący prostokątny budynek nabrał kształtu litery L. Nasza część parteru liczy aż 90 m2, a poddasze - prawie drugie tyle.
W dobudowanym aneksie umieściliśmy połączone ze sobą jadalnię i salon, a kuchnię - w dawnym garażu. Stara część domu pomieściła również łazienkę, małe pomieszczenie gospodarcze, sień i wiatrołap. Trzy sypialnie i drugą łazienkę "wyrzuciliśmy" na zaadaptowane w tym celu poddasze. Główne wejście do naszego nowego domu wybudowaliśmy od zachodu i osłoniliśmy je zadaszonym gankiem. Wzdłuż nowo powstałej elewacji północnej wylaliśmy płytę fundamentową pod rozległy i częściowo zadaszony taras, na który można wyjść bezpośrednio z jadalni i salonu.
Nowe ściany stawialiśmy z takich samych materiałów, z jakich jest zbudowana istniejąca już część domu taty, to znaczy z cegły ceramicznej, ale od zewnątrz ociepliliśmy je warstwą styropianu. Drewnianą konstrukcję dachu, wspartą na drewnianym stropie, ociepliliśmy i przykryliśmy blachodachówką. Ponadto na parterze ustawiliśmy kilka dodatkowych słupów i podciągów z drewna, które podpierają strop oraz zastępują ścianki działowe w zupełnie otwartych pomieszczeniach dziennych. Ponieważ jesteśmy zwolennikami dużych okien, zadbaliśmy o ich odpowiednią jakość. Mamy teraz piękny widok z jadalni i salonu, bez strat ciepła.
Rok temu kupiliśmy jeszcze dodatkowo kominek z wkładem żeliwnym i z systemem rur, rozprowadzających ciepło do pomieszczeń na poddaszu. Ekonomiczny piec c.o. wspierany przez wkład kominkowy dają nam spore oszczędności w okresie grzewczym.
Po trzech latach oceniamy, że pomysł z rozbudową był idealny. Mamy nawet bliżej do pracy, a Max i Karol chodzą do dobrej szkoły (nawet lepszej niż w Warszawie). Naszego domu nie można w żaden sposób porównać do poprzedniego małego mieszkania w bloku. Jesteśmy zachwyceni, że dzięki pomocy ojca mamy wreszcie przestrzeń i w domu, i za oknem, a dzieci - miejsce do szalonych zabaw.
Po ślubie mieszkaliśmy w blokach na warszawskiej Woli. Początkowo kawałek własnej podłogi wystarczał nam w zupełności. Po siedmiu latach stało się jednak jasne, że musimy jak najszybciej uciekać z naszego mieszkania, bo dwa wulkany energii, jakimi są nasi synowie Max i Karol, po prostu je roznosili. Długo zastanawialiśmy się, w jaki sposób powiększyć przestrzeń życiową, ale sprawa nie była taka prosta.
Pieniądze nie takie straszne
Nie było nas stać na kupno większego mieszkania, a czas uciekał. W końcu znalazłam rozwiązanie. Poprosiłam o pomoc tatę, który przed kilku laty przeprowadził się na wieś. Półtorahektarową działkę rolną pod Warszawą kupił w roku 1986. Urzekła go jej uroda i wyjątkowo piękne położenie na skraju Chojnowskiego Parku Krajobrazowego. Zrobił obowiązkowy kurs rolniczy, a po jego ukończeniu na nowo zakupionym gruncie posadził wiśnie i zbudował długi prostokątny budynek gospodarczy z aneksem mieszkalnym, przykryty dwuspadowym dachem. W 1994 roku przeprowadził się do niego na stałe.
Zapytałam go, czy moglibyśmy z Czarkiem zaadaptować duży garaż, będący integralną częścią jego domu, na potrzeby mieszkalne i ewentualnie jeszcze tak go rozbudować, aby nasza czwórka mogła tam w miarę wygodnie mieszkać.
Gdy zaproponowaliśmy mu, że z nim zamieszkamy - ucieszył się. Uznał, że jest to dla nas wszystkich dobre rozwiązanie. On będzie miał towarzystwo, a my wygodny dom w pięknym otoczeniu.
Za kwotę ze sprzedaży małego mieszkania na Woli mogliśmy sobie u niego stworzyć wygodny dach nad głową, podczas gdy w mieście nie stać nas było nawet na kupno odrobinę większego mieszkania.
Droga do domu
Dawny budynek podzieliliśmy na dwa skrzydła. Wschodnie zajmuje tato, zachodnie - gdzie znajdował się garaż - zostało zaplanowane do rozbudowy.
Po dostawieniu nowej części o powierzchni 30 m2 istniejący prostokątny budynek nabrał kształtu litery L. Nasza część parteru liczy aż 90 m2, a poddasze - prawie drugie tyle.
W dobudowanym aneksie umieściliśmy połączone ze sobą jadalnię i salon, a kuchnię - w dawnym garażu. Stara część domu pomieściła również łazienkę, małe pomieszczenie gospodarcze, sień i wiatrołap. Trzy sypialnie i drugą łazienkę "wyrzuciliśmy" na zaadaptowane w tym celu poddasze. Główne wejście do naszego nowego domu wybudowaliśmy od zachodu i osłoniliśmy je zadaszonym gankiem. Wzdłuż nowo powstałej elewacji północnej wylaliśmy płytę fundamentową pod rozległy i częściowo zadaszony taras, na który można wyjść bezpośrednio z jadalni i salonu.
Nowe ściany stawialiśmy z takich samych materiałów, z jakich jest zbudowana istniejąca już część domu taty, to znaczy z cegły ceramicznej, ale od zewnątrz ociepliliśmy je warstwą styropianu. Drewnianą konstrukcję dachu, wspartą na drewnianym stropie, ociepliliśmy i przykryliśmy blachodachówką. Ponadto na parterze ustawiliśmy kilka dodatkowych słupów i podciągów z drewna, które podpierają strop oraz zastępują ścianki działowe w zupełnie otwartych pomieszczeniach dziennych. Ponieważ jesteśmy zwolennikami dużych okien, zadbaliśmy o ich odpowiednią jakość. Mamy teraz piękny widok z jadalni i salonu, bez strat ciepła.
Rok temu kupiliśmy jeszcze dodatkowo kominek z wkładem żeliwnym i z systemem rur, rozprowadzających ciepło do pomieszczeń na poddaszu. Ekonomiczny piec c.o. wspierany przez wkład kominkowy dają nam spore oszczędności w okresie grzewczym.
Po trzech latach oceniamy, że pomysł z rozbudową był idealny. Mamy nawet bliżej do pracy, a Max i Karol chodzą do dobrej szkoły (nawet lepszej niż w Warszawie). Naszego domu nie można w żaden sposób porównać do poprzedniego małego mieszkania w bloku. Jesteśmy zachwyceni, że dzięki pomocy ojca mamy wreszcie przestrzeń i w domu, i za oknem, a dzieci - miejsce do szalonych zabaw.
Skomentuj:
Większy dom taty