Miejsce dla 2+3
O budowie domu zaczęliśmy z Kasią myśleć, kiedy urodził się drugi syn. Mieszkanie już stawało się zbyt ciasne, a my planowaliśmy jeszcze trzecie dziecko!
Droga do domu
Początkowo szukaliśmy działki z domem w stanie surowym, aby go szybko wykończyć i od razu w nim zamieszkać. Ta droga okazała się jednak ślepym zaułkiem - działki były zbyt małe, domy nieodpowiadające naszym potrzebom, a na dodatek ich cena była dla nas zaporowa. Szybko stało się jasne, że musimy znaleźć działkę i budować dom od początku.
Ponieważ zależało nam na zamieszkaniu w bardzo spokojnym miejscu, z dala od hałaśliwych arterii i na działce wielkości od 1500 do 2000 m2, zdecydowaliśmy się na pewne kompromisy. Zauroczeni dzikim charakterem okolicy 20 km na północ od Warszawy kupiliśmy działkę bez mediów, za to pięknie położoną pod lasem, w sąsiedztwie zaledwie kilku domów. Kiedy podłączyliśmy się do sieci elektrycznej (oddalonej o 150 m) i wykopaliśmy studnię, od razu wystartowaliśmy z budową, aby nie tracić czasu.
Nasze patenty na oszczędności
Nie znamy się na budownictwie, a zależało nam na tym, by zbudować solidny i ciepły dom. Dlatego technologiczne założenia wybranego przez nas gotowego projektu jeszcze przed startem budowy skonsultowaliśmy z fachowcami.
Kierownik budowy doradził nam, abyśmy jednowarstwowe mury z bloczków ceramicznych typu Max ocieplili na zewnątrz nie styropianem, lecz wełną mineralną, która jest materiałem bardziej trwałym, choć nieco droższym. Powiększyliśmy także grubość warstwy ocieplenia z wełny mineralnej - na ścianach do 15 cm, a na stropie i nad użytkową częścią poddasza - do 30 cm. Naszym zdaniem warto było wydać kilkaset złotych więcej, ale mieć lepsze zabezpieczenie przed chłodem i upałami.
Poważnie potraktowaliśmy kwestię jakości okien - tym bardziej że powierzchnia przeszkleń w naszym domu była spora. Kupiliśmy drewniane okna o niskim współczynniku przenikalności ciepła (1,1). Czas pokazał, że była to trafiona inwestycja.
Budując dom na działce bez dostępu do gazu ziemnego, staraliśmy się jak najbardziej ekonomicznie rozwiązać problem ogrzewania. Ze względu na wysoką cenę zrezygnowaliśmy z pompy ciepła (60 000 zł) i kolektorów słonecznych (10 000 zł); nie zdecydowaliśmy się też na elektryczne grzejniki, które - choć same są tanie - w eksploatacji generują wysokie koszty. Ponieważ długo pracujemy poza domem, wykluczyliśmy również ogrzewanie kominkowe jako jedyne źródło ciepła. W końcu po licznych konsultacjach postanowiliśmy ogrzewać dom piecem na gaz płynny propan-butan oraz alternatywnie wkładem kominkowym, a ciepło rozprowadzać przez instalację nadmuchową z wymuszonym obiegiem powietrza i wymiennikiem gruntowym. (Kocioł na gaz płynny ogrzewa wodę w 150-litrowym zbiorniku, a nagrzana woda ogrzewa powietrze, które dzięki dmuchawie jest rozprowadzane siecią rur z anemostatami po całym domu). Widzieliśmy takie rozwiązania w Kanadzie, konsultowaliśmy się też w Polsce z innymi posiadaczami takich instalacji (wszyscy zapewniali o ich sprawności i efektywności), więc ostatecznie uznaliśmy, że warto w to zainwestować. W łazienkach i przedpokoju założyliśmy elektryczne ogrzewanie podłogowe.
Pieniądze nie takie straszne
Zadowoleni, że wreszcie opuszczamy ciasne mieszkanie, w czerwcu 2004 roku wprowadziliśmy się do wymarzonego domu.
W pierwszym sezonie grzewczym byliśmy przerażeni! Rachunki za gaz za pierwsze dwa zimowe miesiące były dramatycznie wysokie - aż 2000 zł miesięcznie, a temperatura w pomieszczeniach nie sięgała 18°C. Zachodziliśmy w głowę, gdzie popełniliśmy błąd. Nie zamierzaliśmy się jednak tak od razu poddać, bo przecież dom budowaliśmy i wyposażaliśmy solidnie, nie szczędząc pieniędzy. Wezwaliśmy na konsultację nie tylko wszystkich wykonawców, ale przede wszystkim niezależnych ekspertów. Ci ostatni, używając odpowiednich przyrządów, badali między innymi temperaturę ścian, okien, dachu, sprawdzali tzw. mostki cieplne, słowem - wszystkie miejsca, którymi mogło uciekać ciepło. Okazało się, że izolacja całego domu i okien była bardzo dobra, co nas ucieszyło i uspokoiło. Wykryto natomiast, że straty ciepła następują na skutek złego ocieplenia rur rozprowadzających ciepłe powietrze położonych na stropie - na warstwie ocieplenia - w nieużytkowych częściach poddasza. Po należytym ociepleniu rur (15 cm wełny mineralnej) nasze kłopoty minęły, a rachunki spadły o ponad połowę. Bywają jeszcze niższe, gdy palimy w kominku zamontowanym w salonie. Niestety, możemy korzystać z niego tylko w weekendy i kiedy zostajemy w domu.
Początkowo szukaliśmy działki z domem w stanie surowym, aby go szybko wykończyć i od razu w nim zamieszkać. Ta droga okazała się jednak ślepym zaułkiem - działki były zbyt małe, domy nieodpowiadające naszym potrzebom, a na dodatek ich cena była dla nas zaporowa. Szybko stało się jasne, że musimy znaleźć działkę i budować dom od początku.
Ponieważ zależało nam na zamieszkaniu w bardzo spokojnym miejscu, z dala od hałaśliwych arterii i na działce wielkości od 1500 do 2000 m2, zdecydowaliśmy się na pewne kompromisy. Zauroczeni dzikim charakterem okolicy 20 km na północ od Warszawy kupiliśmy działkę bez mediów, za to pięknie położoną pod lasem, w sąsiedztwie zaledwie kilku domów. Kiedy podłączyliśmy się do sieci elektrycznej (oddalonej o 150 m) i wykopaliśmy studnię, od razu wystartowaliśmy z budową, aby nie tracić czasu.
Nasze patenty na oszczędności
Nie znamy się na budownictwie, a zależało nam na tym, by zbudować solidny i ciepły dom. Dlatego technologiczne założenia wybranego przez nas gotowego projektu jeszcze przed startem budowy skonsultowaliśmy z fachowcami.
Kierownik budowy doradził nam, abyśmy jednowarstwowe mury z bloczków ceramicznych typu Max ocieplili na zewnątrz nie styropianem, lecz wełną mineralną, która jest materiałem bardziej trwałym, choć nieco droższym. Powiększyliśmy także grubość warstwy ocieplenia z wełny mineralnej - na ścianach do 15 cm, a na stropie i nad użytkową częścią poddasza - do 30 cm. Naszym zdaniem warto było wydać kilkaset złotych więcej, ale mieć lepsze zabezpieczenie przed chłodem i upałami.
Poważnie potraktowaliśmy kwestię jakości okien - tym bardziej że powierzchnia przeszkleń w naszym domu była spora. Kupiliśmy drewniane okna o niskim współczynniku przenikalności ciepła (1,1). Czas pokazał, że była to trafiona inwestycja.
Budując dom na działce bez dostępu do gazu ziemnego, staraliśmy się jak najbardziej ekonomicznie rozwiązać problem ogrzewania. Ze względu na wysoką cenę zrezygnowaliśmy z pompy ciepła (60 000 zł) i kolektorów słonecznych (10 000 zł); nie zdecydowaliśmy się też na elektryczne grzejniki, które - choć same są tanie - w eksploatacji generują wysokie koszty. Ponieważ długo pracujemy poza domem, wykluczyliśmy również ogrzewanie kominkowe jako jedyne źródło ciepła. W końcu po licznych konsultacjach postanowiliśmy ogrzewać dom piecem na gaz płynny propan-butan oraz alternatywnie wkładem kominkowym, a ciepło rozprowadzać przez instalację nadmuchową z wymuszonym obiegiem powietrza i wymiennikiem gruntowym. (Kocioł na gaz płynny ogrzewa wodę w 150-litrowym zbiorniku, a nagrzana woda ogrzewa powietrze, które dzięki dmuchawie jest rozprowadzane siecią rur z anemostatami po całym domu). Widzieliśmy takie rozwiązania w Kanadzie, konsultowaliśmy się też w Polsce z innymi posiadaczami takich instalacji (wszyscy zapewniali o ich sprawności i efektywności), więc ostatecznie uznaliśmy, że warto w to zainwestować. W łazienkach i przedpokoju założyliśmy elektryczne ogrzewanie podłogowe.
Pieniądze nie takie straszne
Zadowoleni, że wreszcie opuszczamy ciasne mieszkanie, w czerwcu 2004 roku wprowadziliśmy się do wymarzonego domu.
W pierwszym sezonie grzewczym byliśmy przerażeni! Rachunki za gaz za pierwsze dwa zimowe miesiące były dramatycznie wysokie - aż 2000 zł miesięcznie, a temperatura w pomieszczeniach nie sięgała 18°C. Zachodziliśmy w głowę, gdzie popełniliśmy błąd. Nie zamierzaliśmy się jednak tak od razu poddać, bo przecież dom budowaliśmy i wyposażaliśmy solidnie, nie szczędząc pieniędzy. Wezwaliśmy na konsultację nie tylko wszystkich wykonawców, ale przede wszystkim niezależnych ekspertów. Ci ostatni, używając odpowiednich przyrządów, badali między innymi temperaturę ścian, okien, dachu, sprawdzali tzw. mostki cieplne, słowem - wszystkie miejsca, którymi mogło uciekać ciepło. Okazało się, że izolacja całego domu i okien była bardzo dobra, co nas ucieszyło i uspokoiło. Wykryto natomiast, że straty ciepła następują na skutek złego ocieplenia rur rozprowadzających ciepłe powietrze położonych na stropie - na warstwie ocieplenia - w nieużytkowych częściach poddasza. Po należytym ociepleniu rur (15 cm wełny mineralnej) nasze kłopoty minęły, a rachunki spadły o ponad połowę. Bywają jeszcze niższe, gdy palimy w kominku zamontowanym w salonie. Niestety, możemy korzystać z niego tylko w weekendy i kiedy zostajemy w domu.
Skomentuj:
Miejsce dla 2+3