Mój wytęskniony dom
Długo czekałam na ten dom. Teraz codziennie od nowa cieszymy się razem z mężem niezależnością, bliskością natury i patrzymy jak rośnie nasz wnuk, który tu stawia pierwsze kroki.
Pochodzę z Białowieży, gdzie spędziłam dzieciństwo i młodość. Potem przeniosłam się z mężem do Warszawy. W stolicy mieszkaliśmy dwadzieścia dwa lata. Tu urodziły się i dorastały nasze dwie córki. Długo nie myśleliśmy o budowie domu, bo choć nasze mieszkanie w bloku było nieduże (53 m2), jego uzupełnieniem stał się mój rodzinny dom w Puszczy.
Pieniądze nie takie straszne
Mnie jednak nigdy nie wystarczały takie urlopowe i weekendowe wypady. Wciąż marzyłam o domu z ogrodem, w którym można by mieszkać na co dzień. Inaczej Jerzy, mój mąż - on lubił miasto i uważał, że skoro mamy już dom w Białowieży, to niepotrzebny nam drugi pod Warszawą. Zaczął zmieniać zdanie dopiero, gdy wielu naszych znajomych przeniosło się pod miasto.
Jakieś dziesięć lat temu kupiliśmy działkę. Była pozbawiona mediów (nawet sieć elektryczna znajdowała się w odległości aż 400 metrów) i zaklasyfikowana jako rolna. Ale do zakupu zachęcała nas niska cena, bliskość miasta (zaledwie 20 km) i realna perspektywa odrolnienia.
Droga do domu
Starania o odrolnienie terenu i o pozwolenie na budowę zajęły nam aż dwa lata, ale przeprowadzaliśmy je wspólnie z właścicielami czterech sąsiednich posesji. Często się wspieraliśmy w doli i niedoli, wymieniając się przy załatwianiu formalności. Było nam raźniej razem i ani się obejrzeliśmy, kiedy stanęliśmy przed decyzją o budowie domu. Tym razem, ku mojej radości, Jerzy był już "za". Szukając projektu, korzystaliśmy z katalogów, fachowych pism, odwiedzaliśmy też targi budowlane.
Potrzebowaliśmy domu dla większej rodziny, bo prócz miejsca dla młodszej córki, entuzjastycznie nastawionej do pomysłu wyprowadzki (dla niej i jej rodziny przeznaczyliśmy pomieszczenia na poddaszu), chcieliśmy też stworzyć własny kąt starszej, która choć odmówiła zamieszkania z nami poza Warszawą, obiecała częste odwiedziny. Dodatkowy pokój chcieliśmy też mieć dla innych naszych gości.
Pomysły na oszczędności
Chcąc mieć solidny dom na pokolenia, od początku myśleliśmy z Jerzym o technologii murowanej. Ściany zewnętrzne zostały więc zbudowane z dwóch warstw bloczków betonowych, pomiędzy którymi jest 15 cm styropianu i pustka powietrzna. Rozłożysty dach został ocieplony wełną mineralną o grubości 20 cm i pokryty dobrej jakości blachodachówką. Zdecydowaliśmy się na plastikowe okna o współczynniku przenikania ciepła U = 1,1.
Słuchając przestróg sąsiadów, ze względu na wysoki poziom wód gruntowych przeprowadziliśmy przed rozpoczęciem budowy badania geologiczne. Zgodnie z zaleceniem fachowca nasz budynek ma wysoką podmurówkę (70 cm), a do wykonania ław fundamentowych użyliśmy mocniejszej mieszanki betonu.
Znaczna odległość działki od sieci gazowej (aż 400 metrów), wykluczyła zastosowanie w domu gazu ziemnego. Podpisaliśmy więc umowę z jednym z dostawców gazu płynnego, ale jednocześnie przystąpiliśmy do komitetu gazyfikacji naszej części miejscowości, z nadzieją, że dotacje unijne przyspieszą i jednocześnie znacznie obniżą koszty przyłącza. Z myślą o przyszłym wykorzystaniu gazu ziemnego kupiliśmy też od razu kocioł z wymienną dyszą. Nie będzie więc problemu z przystosowaniem pieca do innego paliwa. Na razie jednak cierpliwie ponosimy koszty ogrzewania budynku (średnio 7,5 tys. zł rocznie).
W salonie zamontowaliśmy żeliwny wkład kominkowy, ale popełniliśmy błąd, nie decydując się na system rozprowadzania ciepła (musieliśmy budować jak najtaniej) i zarazem montując na parterze automatyczny czujnik temperatury. W rezultacie, w zimie, kiedy działa kocioł, nie możemy palić w kominku, bo wtedy wyłącza się centralne ogrzewanie i na górnej kondygnacji, gdzie mieszka córka z małym dzieckiem, natychmiast robi się zimno.
Bardzo brakuje nam kanalizacji. Wybieranie szamba przynajmniej raz w miesiącu za 125 zł znacznie podwyższa koszty utrzymania domu i jest po prostu uciążliwe (szczególnie w zimie, kiedy zamarzają dekle od zbiornika). Przewidujemy jednak, że mniej więcej w tym samym czasie co gaz, dotrze do naszego domu sieć kanalizacyjna. Staramy się o nią wraz z sąsiadami, szukając wszelkich możliwych sposobów na obniżenie kosztów jej doprowadzenia i przyspieszenie jej budowy.
Szczęśliwie nie mieliśmy żadnego kłopotu z podciągnięciem do działki wodociągu. Bieżąca woda dotarła do nas już w chwili rozpoczęcia prac budowlanych.
Pieniądze nie takie straszne
Mnie jednak nigdy nie wystarczały takie urlopowe i weekendowe wypady. Wciąż marzyłam o domu z ogrodem, w którym można by mieszkać na co dzień. Inaczej Jerzy, mój mąż - on lubił miasto i uważał, że skoro mamy już dom w Białowieży, to niepotrzebny nam drugi pod Warszawą. Zaczął zmieniać zdanie dopiero, gdy wielu naszych znajomych przeniosło się pod miasto.
Jakieś dziesięć lat temu kupiliśmy działkę. Była pozbawiona mediów (nawet sieć elektryczna znajdowała się w odległości aż 400 metrów) i zaklasyfikowana jako rolna. Ale do zakupu zachęcała nas niska cena, bliskość miasta (zaledwie 20 km) i realna perspektywa odrolnienia.
Droga do domu
Starania o odrolnienie terenu i o pozwolenie na budowę zajęły nam aż dwa lata, ale przeprowadzaliśmy je wspólnie z właścicielami czterech sąsiednich posesji. Często się wspieraliśmy w doli i niedoli, wymieniając się przy załatwianiu formalności. Było nam raźniej razem i ani się obejrzeliśmy, kiedy stanęliśmy przed decyzją o budowie domu. Tym razem, ku mojej radości, Jerzy był już "za". Szukając projektu, korzystaliśmy z katalogów, fachowych pism, odwiedzaliśmy też targi budowlane.
Potrzebowaliśmy domu dla większej rodziny, bo prócz miejsca dla młodszej córki, entuzjastycznie nastawionej do pomysłu wyprowadzki (dla niej i jej rodziny przeznaczyliśmy pomieszczenia na poddaszu), chcieliśmy też stworzyć własny kąt starszej, która choć odmówiła zamieszkania z nami poza Warszawą, obiecała częste odwiedziny. Dodatkowy pokój chcieliśmy też mieć dla innych naszych gości.
Pomysły na oszczędności
Chcąc mieć solidny dom na pokolenia, od początku myśleliśmy z Jerzym o technologii murowanej. Ściany zewnętrzne zostały więc zbudowane z dwóch warstw bloczków betonowych, pomiędzy którymi jest 15 cm styropianu i pustka powietrzna. Rozłożysty dach został ocieplony wełną mineralną o grubości 20 cm i pokryty dobrej jakości blachodachówką. Zdecydowaliśmy się na plastikowe okna o współczynniku przenikania ciepła U = 1,1.
Słuchając przestróg sąsiadów, ze względu na wysoki poziom wód gruntowych przeprowadziliśmy przed rozpoczęciem budowy badania geologiczne. Zgodnie z zaleceniem fachowca nasz budynek ma wysoką podmurówkę (70 cm), a do wykonania ław fundamentowych użyliśmy mocniejszej mieszanki betonu.
Znaczna odległość działki od sieci gazowej (aż 400 metrów), wykluczyła zastosowanie w domu gazu ziemnego. Podpisaliśmy więc umowę z jednym z dostawców gazu płynnego, ale jednocześnie przystąpiliśmy do komitetu gazyfikacji naszej części miejscowości, z nadzieją, że dotacje unijne przyspieszą i jednocześnie znacznie obniżą koszty przyłącza. Z myślą o przyszłym wykorzystaniu gazu ziemnego kupiliśmy też od razu kocioł z wymienną dyszą. Nie będzie więc problemu z przystosowaniem pieca do innego paliwa. Na razie jednak cierpliwie ponosimy koszty ogrzewania budynku (średnio 7,5 tys. zł rocznie).
W salonie zamontowaliśmy żeliwny wkład kominkowy, ale popełniliśmy błąd, nie decydując się na system rozprowadzania ciepła (musieliśmy budować jak najtaniej) i zarazem montując na parterze automatyczny czujnik temperatury. W rezultacie, w zimie, kiedy działa kocioł, nie możemy palić w kominku, bo wtedy wyłącza się centralne ogrzewanie i na górnej kondygnacji, gdzie mieszka córka z małym dzieckiem, natychmiast robi się zimno.
Bardzo brakuje nam kanalizacji. Wybieranie szamba przynajmniej raz w miesiącu za 125 zł znacznie podwyższa koszty utrzymania domu i jest po prostu uciążliwe (szczególnie w zimie, kiedy zamarzają dekle od zbiornika). Przewidujemy jednak, że mniej więcej w tym samym czasie co gaz, dotrze do naszego domu sieć kanalizacyjna. Staramy się o nią wraz z sąsiadami, szukając wszelkich możliwych sposobów na obniżenie kosztów jej doprowadzenia i przyspieszenie jej budowy.
Szczęśliwie nie mieliśmy żadnego kłopotu z podciągnięciem do działki wodociągu. Bieżąca woda dotarła do nas już w chwili rozpoczęcia prac budowlanych.
Skomentuj:
Mój wytęskniony dom