Dom zamiast lokaty
Obawiałam się, że mnie - matki samotnie utrzymującej dwoje studentów - nie będzie stać na zbudowanie domu. A jednak podjęłam decyzję o budowie, bo do odważnych świat należy!
Kiedy kupowałam działkę pod miastem, nie planowałam jeszcze budowy domu, chciałam raczej dobrze ulokować oszczędności - w coś stałego, trwałego, dobrze rokującego na przyszłość.
Mieszkałam wtedy z synem i córką w samym centrum Warszawy. Było nam tam bardzo wygodnie, bo miałam blisko do pracy, a dzieci - na uczelnię.
Droga do domu
Po trzech latach od kupna działki, gdy zaczął obowiązywać nowy plan zagospodarowania przestrzennego, najbliżsi sąsiedzi, z którymi wspólnie nabywaliśmy parcele, szybko zaczęli przystępować do budowy domów. Wtedy, wbrew wcześniejszym planom, a nawet, można powiedzieć, wbrew rozsądkowi - uległam budowlanej gorączce i również zdecydowałam się na budowę.
Zaczęłam od przeglądania katalogów projektów gotowych i czytania czasopism branżowych. Zasięgałam też praktycznych porad i szukałam wskazówek w biurach architektonicznych.
Uznałam, że mój dom powinien mieć około 160 m2 powierzchni (liczyłam się z tym, że co najmniej jedno z moich dzieci będzie mieszkać ze mną). Zależało mi też na tym, by strefa wypoczynkowa domu wraz z tarasem znalazły się od południa, a we wnętrzach przewidziano dostatecznie dużo miejsca na zaplecze gospodarcze. Jako doświadczona pani domu dobrze wiedziałam, co znaczą dla rodziny garderoby, schowki, spiżarnie.
Pomysły na tańszy dom
Aby zgromadzić odpowiednie fundusze, miałam zamiar sprzedać położone w centrum Warszawy mieszkanie. okazało się to jednak znacznie trudniejsze, niż myślałam. Nie pomogło nawet zgłoszenie lokalu do agencji nieruchomości. W końcu postanowiłam zrezygnować z prób sprzedania mieszkania i poprowadzić budowę nieco wolniej, a po wykorzystaniu wszystkich oszczędności posiłkować się jedynie bieżącymi dochodami (bez zaciągania kredytów bankowych). Ponieważ mieliśmy gdzie mieszkać, nie było pośpiechu. A dzięki temu, że tak się wtedy potoczyły sprawy, dziś mam zarówno własny dom, jak i mieszkanie w mieście.
Prace budowlane zostały rozłożone na etapy. W pierwszym roku budowy stanęły fundamenty i ściany, w drugim powstał dach pokryty blachodachówką, w trzecim zbudowałam taras i ociepliłam dach, w kolejnych trwały prace wykończeniowe. Tak sterowałam finansami, aby wydatki na dom nie przekraczały rocznie kwoty 50 tys. zł.
Budowę prowadziłam tylko podczas urlopu, samodzielnie organizując potrzebne materiały i na bieżąco doglądając fachowców.
Z myślą o możliwie największym ograniczeniu wydatków zdecydowałam się na mury z betonu komórkowego o szerokości 36 cm, ocieplonego od zewnątrz styropianem (10 cm). Połać dachu ocieplona została jedynie 15-centymetrową warstwą wełny mineralnej. Okazało się, że to stanowczo za mało, i w zimie na górze jest chłodno. Na dodatek po oględzinach odkryłam, że prace zostały wykonane bardzo niechlujnie, co dodatkowo pogłębia problem. Czeka mnie więc wkrótce remont poddasza. Na szczęście ani z ociepleniem ścian oraz płyty fundamentowej (15 cm styropianu), ani z wybranymi przeze mnie oknami nie ma żadnych kłopotów, więc na parterze jest ciepło.
Pieniądze nie takie straszne
Na komfort mieszkania w moim domu bardzo korzystnie wpłynęła wizyta w innym budynku, wzniesionym według tego samego projektu. W jej wyniku zdecydowałam się podnieść u siebie ściany kolankowe. Dwa dodatkowe rzędy bloczków zdecydowanie poprawiły przestrzeń poddasza. Postanowiłam także, że zamiast dwóch malutkich okien w południowej elewacji zastosuję jedno duże. Uzyskanie zgody projektanta nie zajęło dużo czasu, a było warto! Wprowadzenie zmian zwiększyło koszty budowy jedynie nieznacznie, natomiast funkcjonalność wnętrz zyskała na tym ogromnie.
Jeśli chodzi o wyposażanie budynku w media, trafiłam na doskonały moment, bo gmina właśnie rozpoczęła budowę sieci wodociągowej. Musiałam do niej dopłacić tylko 1500 zł. Podobna była także cena podłączenia do sieci elektrycznej. Niestety, ciągle w realizacji są sieci gazowa i kanalizacyjna, więc nie ominęła mnie budowa szamba i rozwiązywanie problemu ogrzewania budynku. Na razie korzystam z ogrzewania gazem płynnym, mimo że nie jest tani (6 tys. zł rocznie), oraz palę w kominku. Choć w domu nie ma systemu rozprowadzania ciepła z kominka, kiedy w nim palę, znakomicie nagrzewa się nie tylko przestrzeń wokół niego, ale też sypialnia na poddaszu. Póki co palę drewnem pozostałym po budowie domu i gałęziami znalezionymi na spacerach w pobliskim lesie.
Liczę nawet na to, że jeśli zacznę ogrzewać dom gazem ziemnym, koszty utrzymania wyraźnie spadną.
Mieszkałam wtedy z synem i córką w samym centrum Warszawy. Było nam tam bardzo wygodnie, bo miałam blisko do pracy, a dzieci - na uczelnię.
Droga do domu
Po trzech latach od kupna działki, gdy zaczął obowiązywać nowy plan zagospodarowania przestrzennego, najbliżsi sąsiedzi, z którymi wspólnie nabywaliśmy parcele, szybko zaczęli przystępować do budowy domów. Wtedy, wbrew wcześniejszym planom, a nawet, można powiedzieć, wbrew rozsądkowi - uległam budowlanej gorączce i również zdecydowałam się na budowę.
Zaczęłam od przeglądania katalogów projektów gotowych i czytania czasopism branżowych. Zasięgałam też praktycznych porad i szukałam wskazówek w biurach architektonicznych.
Uznałam, że mój dom powinien mieć około 160 m2 powierzchni (liczyłam się z tym, że co najmniej jedno z moich dzieci będzie mieszkać ze mną). Zależało mi też na tym, by strefa wypoczynkowa domu wraz z tarasem znalazły się od południa, a we wnętrzach przewidziano dostatecznie dużo miejsca na zaplecze gospodarcze. Jako doświadczona pani domu dobrze wiedziałam, co znaczą dla rodziny garderoby, schowki, spiżarnie.
Pomysły na tańszy dom
Aby zgromadzić odpowiednie fundusze, miałam zamiar sprzedać położone w centrum Warszawy mieszkanie. okazało się to jednak znacznie trudniejsze, niż myślałam. Nie pomogło nawet zgłoszenie lokalu do agencji nieruchomości. W końcu postanowiłam zrezygnować z prób sprzedania mieszkania i poprowadzić budowę nieco wolniej, a po wykorzystaniu wszystkich oszczędności posiłkować się jedynie bieżącymi dochodami (bez zaciągania kredytów bankowych). Ponieważ mieliśmy gdzie mieszkać, nie było pośpiechu. A dzięki temu, że tak się wtedy potoczyły sprawy, dziś mam zarówno własny dom, jak i mieszkanie w mieście.
Prace budowlane zostały rozłożone na etapy. W pierwszym roku budowy stanęły fundamenty i ściany, w drugim powstał dach pokryty blachodachówką, w trzecim zbudowałam taras i ociepliłam dach, w kolejnych trwały prace wykończeniowe. Tak sterowałam finansami, aby wydatki na dom nie przekraczały rocznie kwoty 50 tys. zł.
Budowę prowadziłam tylko podczas urlopu, samodzielnie organizując potrzebne materiały i na bieżąco doglądając fachowców.
Z myślą o możliwie największym ograniczeniu wydatków zdecydowałam się na mury z betonu komórkowego o szerokości 36 cm, ocieplonego od zewnątrz styropianem (10 cm). Połać dachu ocieplona została jedynie 15-centymetrową warstwą wełny mineralnej. Okazało się, że to stanowczo za mało, i w zimie na górze jest chłodno. Na dodatek po oględzinach odkryłam, że prace zostały wykonane bardzo niechlujnie, co dodatkowo pogłębia problem. Czeka mnie więc wkrótce remont poddasza. Na szczęście ani z ociepleniem ścian oraz płyty fundamentowej (15 cm styropianu), ani z wybranymi przeze mnie oknami nie ma żadnych kłopotów, więc na parterze jest ciepło.
Pieniądze nie takie straszne
Na komfort mieszkania w moim domu bardzo korzystnie wpłynęła wizyta w innym budynku, wzniesionym według tego samego projektu. W jej wyniku zdecydowałam się podnieść u siebie ściany kolankowe. Dwa dodatkowe rzędy bloczków zdecydowanie poprawiły przestrzeń poddasza. Postanowiłam także, że zamiast dwóch malutkich okien w południowej elewacji zastosuję jedno duże. Uzyskanie zgody projektanta nie zajęło dużo czasu, a było warto! Wprowadzenie zmian zwiększyło koszty budowy jedynie nieznacznie, natomiast funkcjonalność wnętrz zyskała na tym ogromnie.
Jeśli chodzi o wyposażanie budynku w media, trafiłam na doskonały moment, bo gmina właśnie rozpoczęła budowę sieci wodociągowej. Musiałam do niej dopłacić tylko 1500 zł. Podobna była także cena podłączenia do sieci elektrycznej. Niestety, ciągle w realizacji są sieci gazowa i kanalizacyjna, więc nie ominęła mnie budowa szamba i rozwiązywanie problemu ogrzewania budynku. Na razie korzystam z ogrzewania gazem płynnym, mimo że nie jest tani (6 tys. zł rocznie), oraz palę w kominku. Choć w domu nie ma systemu rozprowadzania ciepła z kominka, kiedy w nim palę, znakomicie nagrzewa się nie tylko przestrzeń wokół niego, ale też sypialnia na poddaszu. Póki co palę drewnem pozostałym po budowie domu i gałęziami znalezionymi na spacerach w pobliskim lesie.
Liczę nawet na to, że jeśli zacznę ogrzewać dom gazem ziemnym, koszty utrzymania wyraźnie spadną.
Skomentuj:
Dom zamiast lokaty