Może nie na całe życie
Nasz dom jest duży i wygodny. Jeśli jednak w przyszłości okaże się, że taka przestrzeń nie jest nam potrzebna - po prostu go sprzedamy i zbudujemy drugi, mniejszy.
Przez pierwsze lata małżeństwa mieszkaliśmy razem z rodzicami: najpierw z moimi, potem z rodzicami męża. Kiedy wreszcie kupiliśmy własne mieszkanie, byliśmy szczęśliwi. Dopóki na świecie był tylko nasz syn, 24 m2 jakoś nam wystarczały, ale po urodzinach córki zaczęliśmy planować budowę domu. Postanowiliśmy już na zawsze opuścić bloki.
Droga do domu
Początkowo zastanawialiśmy się nad małą i drogą działką blisko miasta. Ostatecznie zdecydowaliśmy się jednak na zakup parceli o połowę większej, ale tańszej, bo oddalonej od centrum. Choć dziś mamy dalej do szkół i pracy, nie żałujemy wyboru. Duża działka jest dla mnie tym bardziej atrakcyjna, że bardzo lubię pracować w ogrodzie.
Poszukiwania projektu domu nie były dla nas specjalnie uciążliwe, bo mieliśmy na jego temat sprecyzowane poglądy.
Chcieliśmy mieć dom z użytkowym poddaszem, na którym zamierzaliśmy ulokować dzieci i naszą sypialnię. Ze względu na wysoki poziom wód gruntowych na działce szukaliśmy budynku bez piwnic, za to z garażem. Po latach życia w ciasnocie chcieliśmy też mieć przestronne wnętrza. Dlatego wybraliśmy projekt z wysokim, dwukondygnacyjnym salonem i otwartymi na siebie pomieszczeniami dziennymi na parterze. Również pokoje prywatne są duże i pełne światła. Zależało nam także, by w domu był pokój gościnny.
Pomysły na oszczędności
Zastanawialiśmy się z Mariuszem nad technologią budowy domu. Gdyby drewniane domy szkieletowe miały konkurencyjną cenę w porównaniu z domami murowanymi, być może zbudowalibyśmy budynek z drewna. Wystraszyły nas jednak złe opinie na temat jakości materiału, z którego wówczas budowano "kanadyjczyki" oraz płynące z zewsząd skargi na niefachowość firm budowlanych składających tego rodzaju budynki. W rezultacie zdecydowaliśmy się na tradycyjną technologię murowaną z trójwarstwowymi ceramicznymi ścianami ocieplonymi warstwą styropianu (8 cm).
Chcąc oszczędzić na kosztach budowy, niektóre prace wykonywaliśmy z mężem samodzielnie. Codzienny nadzór nad fachowcami (a nie mieliśmy zbyt dużo szczęścia do dobrych wykonawców) był dla nas tak uciążliwy, że gdzie tylko potrafiliśmy, woleliśmy pracować sami. I tak na przykład razem ocieplaliśmy wełną mineralną pokryty blachodachówką dach (zastosowaliśmy warstwę 20 cm), a Mariusz samodzielnie zaprojektował i położył instalację elektryczną (ma odpowiednie uprawnienia).
Kupowaliśmy solidne, trwałe materiały budowlane i urządzenia, ale szukaliśmy oszczędności w rabatach oraz na transporcie i robociźnie.
Mamy w budynku dużo otworów okiennych, więc zdecydowaliśmy się na drewniane "ciepłe" okna (U = 1,1), zainstalowaliśmy też rolety zewnętrzne jako dodatkową osłonę przed chłodem. Ze względu na sporą powierzchnię domu porządnie ociepliliśmy również płytę fundamentową oraz dach.
Ponieważ mieliśmy stosunkowo łatwy dostęp do sieci gazowej, nie zastanawialiśmy się długo nad wyborem sposobu ogrzewania budynku. Zastosowaliśmy ogrzewanie gazowe z tradycyjnymi grzejnikami ściennymi, natomiast jako alternatywne dogrzewanie zamontowaliśmy również elektryczne ogrzewanie podłogowe (w dwupoziomowym salonie i łazienkach) oraz żeliwny wkład kominkowy.
Pieniądze nie takie straszne
Mimo że nie zdecydowaliśmy się na wzięcie długoterminowego kredytu hipotecznego - w zamian korzystając jedynie z doraźnych kredytów krótkoterminowych, pożyczek od rodziny, oszczędności i środków ze zlikwidowanej książeczki mieszkaniowej, udało nam się zbudować dom w ciągu dwóch lat.
Staraliśmy się prowadzić budowę rozsądnie, nie żałując pieniędzy na naprawdę konieczne inwestycje. Zdecydowaliśmy się na przykład na drogie w użytkowaniu elektryczne ogrzewanie podłogowe, by mieć możliwość szybkiego ogrzania podłogi o każdej porze roku, bez potrzeby włączania centralnego ogrzewania. W łazienkach działanie elektrycznego ogrzewania podłogowego regulują sterowniki czasowe (dzięki czemu pracuje ono jedynie dwie godziny dziennie - podczas porannego i wieczornego mycia).
Co sezon kupujemy także 10 m3 drewna i gdy tylko jesteśmy w domu, rozpalamy ogień w kominku. Daje to dodatkowe oszczędności.
Czekając na skanalizowanie wsi, zbudowaliśmy szambo, które obecnie chcemy przerobić na studzienkę chłonną, do której spuścimy wodę opadową z dachu, by potem wykorzystać ją do podlewania ogrodu. Na razie nadmiar wody odprowadzamy do rowów biegnących wokół naszej narożnej działki, ale jest to ewidentna strata.
Zamierzamy też renegocjować cenę monitoringu naszego domu, bo okazało się, że płacimy więcej niż sąsiedzi w okolicy.
Oboje z Mariuszem zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz dom jest stosunkowo duży. Postanowiliśmy, że jeśli dzieci odejdą kiedyś na swoje, po prostu sprzedamy go i zbudujemy nowy - na potrzeby dwojga starszych ludzi. Ten kolejny dom będzie prawdopodobnie parterowy, bo mój mąż nie znosi chodzenia po schodach.
Na razie cieszymy się, że utrzymanie przestronnego domu kosztuje nas niewiele więcej niż niewielkiego mieszkania, które zatrzymaliśmy dla dzieci.
Droga do domu
Początkowo zastanawialiśmy się nad małą i drogą działką blisko miasta. Ostatecznie zdecydowaliśmy się jednak na zakup parceli o połowę większej, ale tańszej, bo oddalonej od centrum. Choć dziś mamy dalej do szkół i pracy, nie żałujemy wyboru. Duża działka jest dla mnie tym bardziej atrakcyjna, że bardzo lubię pracować w ogrodzie.
Poszukiwania projektu domu nie były dla nas specjalnie uciążliwe, bo mieliśmy na jego temat sprecyzowane poglądy.
Chcieliśmy mieć dom z użytkowym poddaszem, na którym zamierzaliśmy ulokować dzieci i naszą sypialnię. Ze względu na wysoki poziom wód gruntowych na działce szukaliśmy budynku bez piwnic, za to z garażem. Po latach życia w ciasnocie chcieliśmy też mieć przestronne wnętrza. Dlatego wybraliśmy projekt z wysokim, dwukondygnacyjnym salonem i otwartymi na siebie pomieszczeniami dziennymi na parterze. Również pokoje prywatne są duże i pełne światła. Zależało nam także, by w domu był pokój gościnny.
Pomysły na oszczędności
Zastanawialiśmy się z Mariuszem nad technologią budowy domu. Gdyby drewniane domy szkieletowe miały konkurencyjną cenę w porównaniu z domami murowanymi, być może zbudowalibyśmy budynek z drewna. Wystraszyły nas jednak złe opinie na temat jakości materiału, z którego wówczas budowano "kanadyjczyki" oraz płynące z zewsząd skargi na niefachowość firm budowlanych składających tego rodzaju budynki. W rezultacie zdecydowaliśmy się na tradycyjną technologię murowaną z trójwarstwowymi ceramicznymi ścianami ocieplonymi warstwą styropianu (8 cm).
Chcąc oszczędzić na kosztach budowy, niektóre prace wykonywaliśmy z mężem samodzielnie. Codzienny nadzór nad fachowcami (a nie mieliśmy zbyt dużo szczęścia do dobrych wykonawców) był dla nas tak uciążliwy, że gdzie tylko potrafiliśmy, woleliśmy pracować sami. I tak na przykład razem ocieplaliśmy wełną mineralną pokryty blachodachówką dach (zastosowaliśmy warstwę 20 cm), a Mariusz samodzielnie zaprojektował i położył instalację elektryczną (ma odpowiednie uprawnienia).
Kupowaliśmy solidne, trwałe materiały budowlane i urządzenia, ale szukaliśmy oszczędności w rabatach oraz na transporcie i robociźnie.
Mamy w budynku dużo otworów okiennych, więc zdecydowaliśmy się na drewniane "ciepłe" okna (U = 1,1), zainstalowaliśmy też rolety zewnętrzne jako dodatkową osłonę przed chłodem. Ze względu na sporą powierzchnię domu porządnie ociepliliśmy również płytę fundamentową oraz dach.
Ponieważ mieliśmy stosunkowo łatwy dostęp do sieci gazowej, nie zastanawialiśmy się długo nad wyborem sposobu ogrzewania budynku. Zastosowaliśmy ogrzewanie gazowe z tradycyjnymi grzejnikami ściennymi, natomiast jako alternatywne dogrzewanie zamontowaliśmy również elektryczne ogrzewanie podłogowe (w dwupoziomowym salonie i łazienkach) oraz żeliwny wkład kominkowy.
Pieniądze nie takie straszne
Mimo że nie zdecydowaliśmy się na wzięcie długoterminowego kredytu hipotecznego - w zamian korzystając jedynie z doraźnych kredytów krótkoterminowych, pożyczek od rodziny, oszczędności i środków ze zlikwidowanej książeczki mieszkaniowej, udało nam się zbudować dom w ciągu dwóch lat.
Staraliśmy się prowadzić budowę rozsądnie, nie żałując pieniędzy na naprawdę konieczne inwestycje. Zdecydowaliśmy się na przykład na drogie w użytkowaniu elektryczne ogrzewanie podłogowe, by mieć możliwość szybkiego ogrzania podłogi o każdej porze roku, bez potrzeby włączania centralnego ogrzewania. W łazienkach działanie elektrycznego ogrzewania podłogowego regulują sterowniki czasowe (dzięki czemu pracuje ono jedynie dwie godziny dziennie - podczas porannego i wieczornego mycia).
Co sezon kupujemy także 10 m3 drewna i gdy tylko jesteśmy w domu, rozpalamy ogień w kominku. Daje to dodatkowe oszczędności.
Czekając na skanalizowanie wsi, zbudowaliśmy szambo, które obecnie chcemy przerobić na studzienkę chłonną, do której spuścimy wodę opadową z dachu, by potem wykorzystać ją do podlewania ogrodu. Na razie nadmiar wody odprowadzamy do rowów biegnących wokół naszej narożnej działki, ale jest to ewidentna strata.
Zamierzamy też renegocjować cenę monitoringu naszego domu, bo okazało się, że płacimy więcej niż sąsiedzi w okolicy.
Oboje z Mariuszem zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz dom jest stosunkowo duży. Postanowiliśmy, że jeśli dzieci odejdą kiedyś na swoje, po prostu sprzedamy go i zbudujemy nowy - na potrzeby dwojga starszych ludzi. Ten kolejny dom będzie prawdopodobnie parterowy, bo mój mąż nie znosi chodzenia po schodach.
Na razie cieszymy się, że utrzymanie przestronnego domu kosztuje nas niewiele więcej niż niewielkiego mieszkania, które zatrzymaliśmy dla dzieci.
Skomentuj:
Może nie na całe życie