Z elewacją z cegły - dom na Śląsku
Na Śląsku stoi dom, który nie dość, że przewędrował z innej działki, to jeszcze pięknie świadczy o sile rodzinnych więzi…
Do architekta trzeba mieć zaufanie. Chyba każdy, kto szuka projektanta do budowy swojego domu, staje przed pytaniem, czy wybrana pracownia będzie tego zaufania godna i sprosta oczekiwaniom. – Mnie i żony podobne dylematy w ogóle nie dotyczyły – zaczyna opowiadać historię rodzinnej inwestycji pan Maciej. Nie było więc żadnego „gdy zaczęliśmy rozglądać się za architektem”, nie było długotrwałego szukania i buszowania nocami w internecie, nie było porównywania brył i rozwiązań. Było za to od początku wiadomo, że projekt domu wyjdzie spod ręki brata właściciela, architekta właśnie.
– Brat Michał jest jednym z trojga mojego rodzeństwa i nie wyobrażam sobie niekorzystania z potencjału drzemiącego w rodzinie – mówi pan Maciej. – Kto lepiej zna mnie, moją rodzinę i nasze potrzeby, jak nie brat? Ja z kolei znam jego wyobraźnię przestrzenną, wrażliwość na szczegóły i detal. Wybór był oczywisty.
Kto nam pisze scenariusze?
Podobno w przyrodzie nic nie ginie, również kłopoty, więc czas zaoszczędzony na nie-szukaniu architekta wrócił niczym bumerang w kwestii lokalizacji projektu. Pozornie sprawa wydawała się prosta. Najlepsza posesja znajdowała się dosłownie za płotem rodzinnego domu pana Macieja. Była więc tak blisko, że bardziej już się nie da, miała odpowiednie wymiary i kształt, a jej właściciel obiecywał, że ją sprzeda. Ale… za moment… za chwilę, jeszcze nie teraz. Czas mijał, więc rozpoczęto poszukiwania w okolicy. Dobrze wyglądający plac znaleziono w sąsiedniej miejscowości. Kupiono go i brat wziął się za projekt. Gdy go skończył i otrzymano już nawet pozwolenie na budowę, niespodziewanie… sąsiad „zza płotu” wreszcie się zdecydował. „Ot, zagrzęźli my, a czort karty rozdaje”, jak mawiają w starych filmach. Do rozwiązywania takich zagadek służą w kinie scenarzyści, a co ma zrobić zwykły człowiek, taki nie z celuloidu? Przede wszystkim nie tracić wiary, nawet w cud. No i dobrze jest posiadać telefon. – Jakież było nasze zdziwienie, gdy któregoś dnia zadzwonił do nas pan mieszkający na stałe za granicą, z informacją, że chciałby od nas odkupić tę nową działkę, którą, jak się okazało, próbował wcześniej bezskutecznie nabyć – opowiadają właściciele. Wszystko więc rozegrało się niemal w jednym czasie i tym samym bez straty udało się nową parcelę sprzedać i wejść w posiadanie tej od dawna wymarzonej.
Tradycja, czyli życie na gorąco
– Pomysł na wygląd bryły wyszedł ode mnie – mówi architekt Michał Ciemniewski. – Chciałem, żeby budynek miał prostą formę, definiującą słowo „dom”, nawiązującą do zabudowy gospodarczej tego rejonu. Właściciele nie polemizują z tak postawioną kwestią. – To pomysł brata. Nasze wyobrażenie o własnym domu było raczej konserwatywne, dość tradycyjne – przyznają.
Słowo „tradycja” projektantowi oczywiście też nie było obce, a może nawet stało się kluczem do tego, co stworzył. Wystarczy rzut oka na materiały, po jakie sięgnął. Przede wszystkim cegła, dużo cegły, z której powstały prawie całe elewacje. Do tego drewno – wprowadzone z jednej strony bardzo dyskretnie w podcieniach strefy wejścia i garaży oraz nad wyjściem na taras po stronie ogrodowej, ale z drugiej, niemal demonstracyjnie, bez owijania w architektoniczną bawełnę, w budynku gospodarczym przypominającym stodółkę. Na dachu obu obiektów położono dachówkę, czyli element jak najbardziej wyrastający z tradycji budownictwa jednorodzinnego, ale nowoczesną, ceramiczną, płaską. A dachy jakie? Oczywiście dwuspadowe.
Gdy patrzy się na efekt, widać, że tradycja poddana tu została jednak daleko idącej obróbce przez twórczą wizję projektanta. Wszystko zależy przecież od tego, jak rozumie się tradycję – czy jako coś na wieki zamkniętego, obwiązanego szarfą, czy żywego, wręcz żywiącego się zmianami niesionymi przez współczesność. Dom jest, owszem, z cegły, ale wypiętrzonej w budowlę masywną, przypominającą od strony wejścia niemal fortecę, co podkreśla w tej strefie mała liczba niewielkich przeszkleń. Biorąc pod uwagę, że chodzi o stronę południową, a więc tę najlepiej nasłonecznioną, gdzie trzeba łapać do wnętrz dużo światła, jest to dość szczególne rozwiązanie, ale projekt wcale na tym nie stracił – o czym za chwilę.
Również tradycyjna „stodółka” kryje nieoczekiwane rozwiązania konstrukcyjne. Na zewnątrz cała z drewna w rzeczywistości jest obiektem w połowie… murowanym. Ta murowana połówka pełni funkcję zaplecza gospodarczego. Stoi w niej kosiarka i sprzęt do pielęgnacji ogrodu. W części drugiej mieści się drewutnia – wzniesiona w ażurowej konstrukcji obłożonej deskami elewacyjnymi. Deski ścięto pod kątem 45 stopni, co uniemożliwia obserwację wnętrza spoza posesji, za to zapewnia swobodną, naturalną i skuteczną wentylację, przesuszającą zgromadzone drewno. To jeszcze nie koniec, bo ten obiekt, to również…
... – miniatura domu – dorzuca architekt. – Zachowuje identyczne jak budynek mieszkalny proporcje elewacji szczytowych.
Problem przedyskutować i „naświetlić”
Poddanie się ogólnej wizji architekta nie oznaczało jednak wcale pełnej uległości inwestorów. Też mieli oni swoje wymagania i chcieli twórczo podążać za projektowymi pomysłami, dorzucając własne.
– Nie było może jakichś ostrych batalii, ale odbyliśmy z bratem mnóstwo rozmów – przyznają właściciele. – Powstało wiele wizualizacji, projekcji obiegu światła w domu i ogrodzie czy obiegu cieni, które tworzy budynek o różnych porach dnia i w rożnych porach roku. Aby lepiej zdać sobie sprawę z wielkości pomieszczeń oraz układu przestrzeni, wstawialiśmy w wizualizacje rozmaite postacie. Uczestniczyliśmy też np. w doborze rozwiązań konstrukcyjnych i w rozrysowywaniu detali dla wykonawcy. Jeśli chce się zbudować dom, który nas samych na końcu nie rozczaruje, trzeba naprawdę dużo dyskutować.
Obserwując wnętrza, można niemal poczuć siłę tych dyskusji, wyrażoną intrygującymi efektami wizualnymi. Przede wszystkim, jak na bryłę z tak oszczędnie zaprojektowanymi przeszkleniami elewacji, zaskakuje znakomite doświetlenie pomieszczeń. Wydaje się, że olbrzymia w tym zasługa odpowiedniego rozmieszczenia okien, bardzo czujnie połączonego z usytuowaniem okien połaciowych – niezwykle ważnych w całej koncepcji. Światło, które wpada pod tak różnym kątem do wnętrz, niejako się potęguje, wzmacnia i narasta. Daje się to odczuć zwłaszcza nad salonem, otwartym na dwie kondygnacje, aż do dwuspadowego dachu, skąd na głowy mieszkańców i gości niemal spływa łagodna jasność. Dobrze naświetlona jest też sąsiednia kuchnia, choć już zamknięta płaskim sufitem, za to otwarta widokowo na ogród. A wszystko to w warunkach nietypowego usytuowania działki, które wymusiło zlokalizowanie strefy wjazdu na posesję od południa, a lokalizacji ogrodu od północy.
Pozostawienie obszernej pustej przestrzeni nad salonem pomogło ciekawie rozwiązać wizualnie poddasze. Stworzono tam rodzaj efektownej kładki wyłożonej eleganckim drewnem, stanowiącej ciąg komunikacyjny umożliwiający poruszanie się między poszczególnymi pomieszczeniami strefy prywatnej, głównie sypialniami i łazienkami. Można sobie z niej bezpiecznie spojrzeć w dół, przez szklaną balustradę, lub zadrzeć głowę, zaglądając w chmury czy może nawet samemu panu Bogu w okno – a dokładniej w serię okien połaciowych. Całość widoku uzupełniają pozostawione poprzeczne fragmenty więźby malowniczo i rustykalnie spinające obie połaci dachu.
– Wiedzieliśmy, że nasz dom będzie bardzo jasny, otwarty, z przestrzenią łączącą piętro z parterem, wykonany z elementów naturalnych i tradycyjnych – mówią właściciele.
– Wygląd wnętrz to w większej części wynik pracy inwestorów – przyznaje architekt. – Choć część rozwiązań, takich jak oświetlenie w salonie czy szkło nad salonem, została zaproponowana przeze mnie, już na etapie projektu, kiedy opracowywałem rysunki wykonawcze.
– Pamiętajmy, że zgodnie z pierwotnym założeniem dom miał stanąć na zupełnie innej działce – wyjaśnia architekt. – Usytuowanie wjazdu było tam nietypowe, stąd pomysł na taką złamaną bryłę. Po zmianie lokalizacji układ budynku zachował rację bytu, bo w celowy sposób dzieli przestrzeń na działce na gospodarczo-wjazdową i tę niedostępną, prywatną. Złamanie budynku miało również wpływ na układ wnętrz, zwłaszcza części dziennej.
Otwartą na część dzienną kuchnię wydziela od reszty pomieszczenia ceramiczna podłoga oraz niski bufet mieszczący ciąg szafek o typowo kuchennym przeznaczeniu
Zanurzyć się w otoczeniu
Dom to nie tylko ściany i ich opakowanie. To coś znacznie więcej. To zagospodarowanie całej posesji, ale także sposób, w jaki nowa realizacja wchodzi w interakcję z sąsiedztwem i okolicą. Terenem pierwszego kontaktu z tą zewnętrzną przestrzenią jest ogród.
Na razie zamknięto go w formach prostych – starannie pielęgnowanego trawnika, okolonego krzewami posadzonymi wzdłuż granic parceli. Właściciele dopuszczają jednak transformację tego stanu rzeczy.
W postrzeganiu domu jako elementu całego ekosystemu pan Maciej jest mocno uprzywilejowany. Gdy stawiamy dom w okolicy, w której spędziliśmy wcześniej jakąś część swojego życia, umiejscawiamy się w przestrzeni specjalnej, pełnej różnych osobistych obrazów sprzed lat, trochę magicznej. Zwykłe pole pod lasem przestaje być zwykłe.
– Uwielbiam przestrzeń, którą współtworzy nie tylko nasz dom, ale i mój dom rodzinny, sad, pastwisko, ogród – przyznaje pan Maciej. – Jest ona dla mnie czymś wyjątkowym. Nasz dom stanowi ważną jej część, ale nie jedyną. Jest jak ta wisienka na torcie.
Pozostali mieszkańcy, czyli żona i dwoje dzieci (plus pies), dopiero nasączają ów tort swoimi wspomnieniami. Oby były jak najlepsze.
Zdaniem architekta
Prosta bryła dla brata i jego rodziny
Gdy tylko brat z żoną doszli do wniosku, że chcą zbudować dom, poprosili mnie o opracowanie koncepcji projektu. Wiedzieli już
o kilku elementach, które chcieliby mieć w budynku – np. kuchnia połączona ze strefą jadalną, salon otwarty na dwie kondygnacje, liczba sypialni. Moim zadaniem było nadać tym pomysłom kształt, i uwzględniając nietypową działkę i jej orientację w stosunku do stron świata, połączyć je w spójną całość. To, co zaproponowałem, było dla nich pewnym zaskoczeniem, ale pomysł okrzepł i w końcu został zaakceptowany. Tworząc bryłę, celowo unikałem wszelkich daszków, balkonów i innych elementów zakłócających prostotę formy, stąd podcienia zamiast zadaszeń wystających poza obrys budynku. Zamiast wspomnianych balkonów, które są kłopotliwym elementem w realizacji (źle wykonane stanowią mostek cieplny, trudny do zlikwidowania w późniejszym użytkowaniu, a ich dobre wykonanie jest kosztowne), zaproponowałem portfenetry mające na celu łączyć pomieszczenia z otaczającą budynek przyrodą. Aby zbudować relację z otoczeniem, nie potrzeba balkonu. Zamiast niego jest za to spory taras na parterze, który lepiej spełnia funkcję łącznika ze światem zewnętrznym. A dlaczego tyle cegły? Zabudowa gospodarcza kojarzy mi się, poza typową dla siebie formą, z ceglanymi lub kamiennymi podmurówkami. Cegła to także materiał budowlany tradycyjnych zabudowań. Stanowiła więc naturalny wybór dla tego domu, którego jedynym detalem okazuje się tak naprawdę właśnie materiał wykończeniowy elewacji. Równocześnie drewno, będące wykończeniem podcieni, ma tworzyć łącznik między wnętrzem a światem zewnętrznym – i coś, co może zobaczyć tylko gość oraz właściciele.
Skomentuj:
Z elewacją z cegły - dom na Śląsku