Dom pod owalnym dachem
Właściciele tego domu pozwolili architektowi ?poszaleć?, kierując się przekonaniem, że trzeba dawać szansę współczesnej architekturze.
Na wąskiej działce o powierzchni 1000 m2 stoją dwa domy. Budynek w głębi posesji, w którym mieszkają państwo Małgorzata i Grzegorz z dwojgiem dorastających dzieci, powstał w 1999 roku. Zaprojektowany w modernistycznym stylu, wyróżnia się w okolicy oryginalną architekturą. Stanął na tyłach starego domu babci pani Małgorzaty, budowanego w czasach okupacji niemieckiej.
Zaufali architektowi
Po śmierci babci państwo Małgorzata i Grzegorz zdecydowali się nie opuszczać babcinego ogrodu i postawić dla siebie nowy dom obok starego. Choć stać ich było na kupno nowej działki, nie chcieli wyprowadzać się z pięknej i spokojnej dzielnicy oraz otoczonego różami ogrodu.
Nie mieli sprecyzowanej koncepcji przyszłego domu, postawili więc na intuicję i pomysłowość architekta Mirosława Jednacza. Na kilku "zapoznawczych" spotkaniach opowiedzieli mu o sobie, swoich zainteresowaniach, stylu życia, a potem poprosili, by zaproponował im projekt na miarę potrzeb rodziny.
Mimo że przygotowali się na niespodzianki, odważny w formie budynek początkowo ich zaskoczył. Pani Małgorzata była szczególnie zaniepokojona - nowoczesny hangar za jej "babcinym" domkiem! Kiedy jednak opadły pierwsze emocje, postanowiła przynajmniej spróbować przyzwyczaić się do niego. Na ścianach kuchni rozwiesiła projekty nowego domu i... czekała. Wspólnie z mężem zaczęła intensywnie oglądać stare i nowo stawiane budynki w ich dzielnicy. Po jakimś czasie oboje oswoili się ze śmiałym projektem, "zaprzyjaźnili z nim", aż w końcu zdecydowali się przyjąć przedstawioną propozycję i rozpocząć budowę.
- Uznaliśmy, że ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na wydatki większe od przeciętnych, powinno też być stać na odwagę, by budować niestandardowe domy - mówi pani domu. - Dobra, ciekawa architektura zostaje przecież na kilka następnych pokoleń. Może też zainspirować innych. Warunek jest tylko jeden: trzeba współpracować z dobrym architektem. A takim jest Mirosław Jednacz.
Zaufawszy architektowi, właściciele zrezygnowali z większych ingerencji w projekt. - Nie ma nic gorszego niż dokładanie własnych pomysłów do przemyślanego rozwiązania - mówią zgodnie. - Najczęściej wychodzą z tego strasznie brzydkie rzeczy.
Budowali niecały rok
Bez dokonywania zmian gospodarze przyjęli proponowany zewnętrzny wygląd domu, jego kolorystykę. Zgodzili się zastosować przewidziane przez architekta dość drogie materiały budowlane i wykończeniowe.
Szybko przystąpiono do budowy. Jednowarstwowe ceramiczne mury ocieplono styropianem i wykończono tynkiem akrylowym. Stalową nietypową konstrukcję dachu najpierw zamówiono w Mostostalu, a następnie pokryto patynowaną blachą cynkową, sprowadzoną aż z Francji. Okna z drewna mahoniowego z szybami antywłamaniowymi wykonano na zamówienie, ale żeby pasowały do białego tynku, architekt zaproponował, by pomalować je również na biało.
W budynku zainstalowano system alarmowy i klimatyzację. Mimo panującej mody na ogrzewanie podłogowe, gospodarze zastosowali je tylko w łazienkach - są alergikami i woleli tradycyjne ogrzewanie zasilane piecem gazowym.
Krzywizny ścian i sufitów wewnątrz budynku wydawały się trudne do wykończenia, ale doskonale sprawdziły się na nich płyty gipsowo-kartonowe.
Budowa, łącznie z wykończeniem i urządzeniem, trwała niewiele ponad rok. A rozochoceni gospodarze rozpoczęli po jej zakończeniu przebudowę domu babci, który teraz wynajmują.
Urządzali samodzielnie
Z perspektywy trzech lat mieszkania w nowym budynku domownicy oceniają, że zaplanowany przez Mirosława Jednacza układ wnętrz jest bardzo funkcjonalny.
Na parterze, gdzie znajduje się strefa reprezentacyjna (hol, salon, jadalnia i kuchnia), przyjmują gości, tu jest też miejsce na codzienne rodzinne posiłki.
Wolne chwile mieszkańcy spędzają na piętrze, które celowo zaplanowano w taki sposób, aby można tam było wspólnie odpocząć, czynnie lub biernie.
W otwartym holu stoi stół bilardowy, a obok niego znajduje się biblioteka z kominkiem, telewizorem i wygodną kanapą.
Z sypialni rodziców prowadzi wyjście na balkon, chroniony, podobnie jak sąsiadujące z nim okno, przed wzrokiem osób postronnych poziomą belką. Architekt zaplanował bowiem w sąsiedztwie domu rodzaj ramy, optycznie oddzielającej dom od bliskiego budynku sąsiada. To właśnie dzięki tej ramie balkon stał się zacisznym i chroniącym intymność mieszkańców "pokojem na powietrzu". Pani Małgosia śmieje się, że ich prywatne pomieszczenia są jak oddzielne mieszkanko - można się w nich całkowicie odizolować i spędzić samotnie cały dzień.
Dzieci - Aleksandra i Łukasz - mają pokoje i łazienkę na antresoli, która mieści się w szczycie budynku. Prowadzi na nią ciekawie oświetlona klatka schodowa na rzucie okręgu.
Bardzo przemyślane jest usytuowanie gabinetu pana domu na parterze za salonem. Można stąd wyjść na mały taras, ogrodzony wysokim murem. Pozwala to całkowicie skoncentrować się na pracy, choć wokół panuje gwar i ruch podmiejskiego osiedla.
Gospodarze długo zastanawiali się nad wykończeniem i urządzeniem wnętrz. Architekt namawiał, aby miały hipernowoczesny styl, ale ten pomysł nie bardzo się im spodobał. Zaproponowana konwencja high-tech odbierała im możliwość wstawienia stylowych mebli, bez których nie wyobrażali sobie wnętrza swojego domu. Dlatego projektant został autorem tylko pewnych elementów wykończeniowych, na przykład oświetlenia. Kolorystykę wnętrz i wyposażenie właściciele dobierali samodzielnie. Ponieważ lubią elegancką prostotę, w poszczególnych pomieszczeniach zastosowali dobre wzornictwo uznanych w Polsce i na świecie projektantów.
Nasi gospodarze bardzo cenią sobie doświadczenia związane z budową obu domów. Ten, w którym mieszkają, obdarzyli szczególnym sentymentem, także dlatego, że wiele się dzięki niemu nauczyli. Drugi - ten po babci, przeznaczony na wynajem - zbudowali już o 40% taniej. Teraz myślą o trzecim domu - na wsi. Chcieliby tam stworzyć prawdziwe rodzinne gniazdo. Mówią, że już nasycili się nowościami nareszcie dostępnymi w Polsce, dlatego zamierzają wybudować dom w zupełnie innym stylu i "za mniejsze pieniądze".
Oczywiście znowu zatrudnią dobrego, sprawdzonego architekta. Nie mają wątpliwości, że to jeden z warunków udanej inwestycji.
Zaufali architektowi
Po śmierci babci państwo Małgorzata i Grzegorz zdecydowali się nie opuszczać babcinego ogrodu i postawić dla siebie nowy dom obok starego. Choć stać ich było na kupno nowej działki, nie chcieli wyprowadzać się z pięknej i spokojnej dzielnicy oraz otoczonego różami ogrodu.
Nie mieli sprecyzowanej koncepcji przyszłego domu, postawili więc na intuicję i pomysłowość architekta Mirosława Jednacza. Na kilku "zapoznawczych" spotkaniach opowiedzieli mu o sobie, swoich zainteresowaniach, stylu życia, a potem poprosili, by zaproponował im projekt na miarę potrzeb rodziny.
Mimo że przygotowali się na niespodzianki, odważny w formie budynek początkowo ich zaskoczył. Pani Małgorzata była szczególnie zaniepokojona - nowoczesny hangar za jej "babcinym" domkiem! Kiedy jednak opadły pierwsze emocje, postanowiła przynajmniej spróbować przyzwyczaić się do niego. Na ścianach kuchni rozwiesiła projekty nowego domu i... czekała. Wspólnie z mężem zaczęła intensywnie oglądać stare i nowo stawiane budynki w ich dzielnicy. Po jakimś czasie oboje oswoili się ze śmiałym projektem, "zaprzyjaźnili z nim", aż w końcu zdecydowali się przyjąć przedstawioną propozycję i rozpocząć budowę.
- Uznaliśmy, że ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na wydatki większe od przeciętnych, powinno też być stać na odwagę, by budować niestandardowe domy - mówi pani domu. - Dobra, ciekawa architektura zostaje przecież na kilka następnych pokoleń. Może też zainspirować innych. Warunek jest tylko jeden: trzeba współpracować z dobrym architektem. A takim jest Mirosław Jednacz.
Zaufawszy architektowi, właściciele zrezygnowali z większych ingerencji w projekt. - Nie ma nic gorszego niż dokładanie własnych pomysłów do przemyślanego rozwiązania - mówią zgodnie. - Najczęściej wychodzą z tego strasznie brzydkie rzeczy.
Budowali niecały rok
Bez dokonywania zmian gospodarze przyjęli proponowany zewnętrzny wygląd domu, jego kolorystykę. Zgodzili się zastosować przewidziane przez architekta dość drogie materiały budowlane i wykończeniowe.
Szybko przystąpiono do budowy. Jednowarstwowe ceramiczne mury ocieplono styropianem i wykończono tynkiem akrylowym. Stalową nietypową konstrukcję dachu najpierw zamówiono w Mostostalu, a następnie pokryto patynowaną blachą cynkową, sprowadzoną aż z Francji. Okna z drewna mahoniowego z szybami antywłamaniowymi wykonano na zamówienie, ale żeby pasowały do białego tynku, architekt zaproponował, by pomalować je również na biało.
W budynku zainstalowano system alarmowy i klimatyzację. Mimo panującej mody na ogrzewanie podłogowe, gospodarze zastosowali je tylko w łazienkach - są alergikami i woleli tradycyjne ogrzewanie zasilane piecem gazowym.
Krzywizny ścian i sufitów wewnątrz budynku wydawały się trudne do wykończenia, ale doskonale sprawdziły się na nich płyty gipsowo-kartonowe.
Budowa, łącznie z wykończeniem i urządzeniem, trwała niewiele ponad rok. A rozochoceni gospodarze rozpoczęli po jej zakończeniu przebudowę domu babci, który teraz wynajmują.
Urządzali samodzielnie
Z perspektywy trzech lat mieszkania w nowym budynku domownicy oceniają, że zaplanowany przez Mirosława Jednacza układ wnętrz jest bardzo funkcjonalny.
Na parterze, gdzie znajduje się strefa reprezentacyjna (hol, salon, jadalnia i kuchnia), przyjmują gości, tu jest też miejsce na codzienne rodzinne posiłki.
Wolne chwile mieszkańcy spędzają na piętrze, które celowo zaplanowano w taki sposób, aby można tam było wspólnie odpocząć, czynnie lub biernie.
W otwartym holu stoi stół bilardowy, a obok niego znajduje się biblioteka z kominkiem, telewizorem i wygodną kanapą.
Z sypialni rodziców prowadzi wyjście na balkon, chroniony, podobnie jak sąsiadujące z nim okno, przed wzrokiem osób postronnych poziomą belką. Architekt zaplanował bowiem w sąsiedztwie domu rodzaj ramy, optycznie oddzielającej dom od bliskiego budynku sąsiada. To właśnie dzięki tej ramie balkon stał się zacisznym i chroniącym intymność mieszkańców "pokojem na powietrzu". Pani Małgosia śmieje się, że ich prywatne pomieszczenia są jak oddzielne mieszkanko - można się w nich całkowicie odizolować i spędzić samotnie cały dzień.
Dzieci - Aleksandra i Łukasz - mają pokoje i łazienkę na antresoli, która mieści się w szczycie budynku. Prowadzi na nią ciekawie oświetlona klatka schodowa na rzucie okręgu.
Bardzo przemyślane jest usytuowanie gabinetu pana domu na parterze za salonem. Można stąd wyjść na mały taras, ogrodzony wysokim murem. Pozwala to całkowicie skoncentrować się na pracy, choć wokół panuje gwar i ruch podmiejskiego osiedla.
Gospodarze długo zastanawiali się nad wykończeniem i urządzeniem wnętrz. Architekt namawiał, aby miały hipernowoczesny styl, ale ten pomysł nie bardzo się im spodobał. Zaproponowana konwencja high-tech odbierała im możliwość wstawienia stylowych mebli, bez których nie wyobrażali sobie wnętrza swojego domu. Dlatego projektant został autorem tylko pewnych elementów wykończeniowych, na przykład oświetlenia. Kolorystykę wnętrz i wyposażenie właściciele dobierali samodzielnie. Ponieważ lubią elegancką prostotę, w poszczególnych pomieszczeniach zastosowali dobre wzornictwo uznanych w Polsce i na świecie projektantów.
Nasi gospodarze bardzo cenią sobie doświadczenia związane z budową obu domów. Ten, w którym mieszkają, obdarzyli szczególnym sentymentem, także dlatego, że wiele się dzięki niemu nauczyli. Drugi - ten po babci, przeznaczony na wynajem - zbudowali już o 40% taniej. Teraz myślą o trzecim domu - na wsi. Chcieliby tam stworzyć prawdziwe rodzinne gniazdo. Mówią, że już nasycili się nowościami nareszcie dostępnymi w Polsce, dlatego zamierzają wybudować dom w zupełnie innym stylu i "za mniejsze pieniądze".
Oczywiście znowu zatrudnią dobrego, sprawdzonego architekta. Nie mają wątpliwości, że to jeden z warunków udanej inwestycji.
Skomentuj:
Dom pod owalnym dachem