Ten dom zachwyca. Przed przebudową był brzydki. Aż trudno uwierzyć, jak się zmienił
Niezwykle udana przebudowa starego, brzydkiego domu - tak najkrócej można nazwać to, co tu się stało. Monika i Aleksander kupili stary dom, częściowo wyremontowany. Z ich punktu widzenia to była najlepsza opcja. Budowanie nowego domu lub samodzielne remontowanie starego od podstaw przerażały ich ze względu na brak doświadczenia i czasu. Nieruchomość, którą kupili, znali od lat, ponieważ znajduje się w sąsiedztwie rodzinnego domu Moniki.
Ruina z potencjałem
Zdjęcie powyżej: z zewnątrz budynek wygląda tak, jakby jego projekt powstał w ostatnich latach. To efekt modernizacji, ponieważ ten dom zbudowano w latach 50. XX wieku.
Z zaciekawieniem obserwowali prace modernizacyjne, gdy pojawił się nowy właściciel. I nagle na ogrodzeniu wywieszono baner - na sprzedaż.
Właściciele rozpoczęli negocjacje w sprawie kupna domu prawie natychmiast po pojawieniu się informacji o sprzedaży. Podobno byli pierwszymi klientami. To dość rzadka sytuacja na rynku, na którym właściciele próbują sprzedawać domy nawet po kilka lat. Ale dom wyglądał wyjątkowo efektownie. Modernizacja przeprowadzona przez Artura, poprzedniego właściciela, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zamieniła obskurny i zaniedbany budynek z lat 50. w nowoczesny dom o modnej stylistyce.
Dom był właściwie ruiną, był zaniedbany, miał brzydką i brudną elewację, dach z płytek azbestowych, małe okienka. Wewnątrz było dużo niewygodnych klitek, niepotrzebnych pomieszczeń, szaf wnękowych wypełnionych śmieciami, co robiło jeszcze bardziej przygnębiające wrażenie. Ogród był zarośnięty chwastami i dzikimi krzewami. Po kilku wizytach w terenie Artur dostrzegł jednak w tym budynku potencjał. Nie zastanawiając się długo, postanowił w niego zainwestować. Najważniejszą zaletą - w jego mniemaniu - było położenie domu, w jednym z podwarszawskich miast-ogrodów. Niezaprzeczalnym plusem była też ładna działka z widokiem na pola doświadczalne, należące do SGGW (czytaj: nikt nie zbuduje tu osiedla apartamentowców). Sam budynek był co prawda nieduży, ale miał rozmiar w sam raz dla rodziny 2+2. Na tym kończyła się jednak lista oczywistych zalet starego domu. Reszta zależała od działań Artura.
Artur, jak większość właścicieli starych nieruchomości, przystępował do remontu domu pełen niepokoju o faktyczny stan budynku, który od wielu lat nie był odnawiany ani remontowany. Jakość materiałów, z jakich go stawiano w latach 50. pozostawiała wiele do życzenia. Różne niespodzianki mogły wyjść na jaw podczas robót. Aby sprostać obecnym normom oraz oczekiwaniom przyszłych właścicieli, należało dobrać odpowiednie materiały oraz wykonać prace z najwyższą starannością. Przede wszystkim trzeba było zaizolować ściany fundamentów i piwnic, które były zawilgocone i zagrzybione. Dom został ocieplony z zewnątrz. Dużym przedsięwzięciem była też wymiana pokrycia dachu i większości belek konstrukcyjnych.
Przy domu od strony ogrodu powstał duży taras. Od ulicy zasypano wjazd do ewidentnie za małego i niewygodnego garażu, znajdującego się poniżej poziomu gruntu. Ogród został uporządkowany i wyczyszczony z samosiejek. Działka uzyskała nowe ogrodzenie. Dom doprowadzony został do tzw. stanu deweloperskiego. Wtedy Artur postanowił... go sprzedać. Ale to już nie była ta sama, rozpadająca się i zaniedbana nieruchomość. To właśnie na tym etapie zainteresowali się nią Monika i Aleksander.
Przeniesiony z przeszłości do teraźniejszości
Zdjęcie powyżej: widok na dom tuż przed remontem. Prace rozpoczęto od generalnego sprzątania. Zamówiony kontener wypełniał się raz po raz.
Dom, który kupili Monika i Aleksander, był częścią podwarszawskiego osiedla, zbudowanego w latach 50. ubiegłego wieku. Budynek nie był nigdy całościowo remontowany. Najbardziej przygnębiające wrażenie robiła elewacja - w brzydkim, wyblakłym kolorze i z licznymi zaciekami. Najpoważniejszym problemem okazały się jednak izolacja fundamentów budynku i jego ścian. Bardzo dużym przedsięwzięciem była też wymiana starego dachu. Dach zbudowany z najtańszych materiałów, czyli desek, papy i popularnych wówczas kwadratowych płytek azbestowych, całkowicie wymieniono na nowy. Okna były małe, przez co pomieszczenia robiły wrażenie ciemnych i ponurych. Niektóre okna zostały więc powiększone, głównie te od strony ogrodu. Wewnątrz budynku było mnóstwo małych pokoików-klitek, które wyeliminowano, tworząc nowy rozkład pomieszczeń, dostosowany do potrzeb czteroosobowej rodziny.
Zdjęcie poniżej: zniszczony dach pokryty azbestowymi płytkami oraz zacieki na murach niejednego by zniechęciły, naszych gospodarzy zmobilizowało to do wzmożenia wysiłków.
Zdjęcie poniżej: w domu niemal w jednym czasie wymieniono całą stolarkę okienną i drzwiową oraz część konstrukcji i całe pokrycie dachu.
Prace nad odnowieniem dachu były bardzo kosztowne, ale niezbędne, by dom mógł dać schronienie współczesnej rodzinie.
W sam raz dla rodziny
Nowi właściciele mają po trzydzieści lat i są młodym małżeństwem. Odkąd rodzina zaczęła się powiększać, zaczęli myśleć o własnym lokum. Najpierw mieszkali przez rok w wynajętym mieszkaniu w Warszawie. Szybko jednak doszli do wniosku, że potrzebują więcej przestrzeni i przynajmniej kawałka własnego ogródka. Wynajęli zatem niewielki domek w pobliskiej okolicy.
Do nowego domu nie można się było od razu wprowadzić. Co prawda, był on z zewnątrz pięknie odnowiony, ale wewnątrz były zrobione tylko wylewki na podłogach i tynki na ścianach. Monika i Aleksander zaczęli od najbardziej niezbędnych robót - wymienili rury wodno-kanalizacyjne i dostosowali elektrykę w domu do swoich potrzeb. Na wykończenie domu mieli około trzech miesięcy, czyli do momentu, kiedy kończyła się umowa najmu domu, w którym wtedy mieszkali. Czasu więc nie było zbyt wiele.
Skandynawski minimalizm - ten styl wydał im się najbardziej odpowiedni do ich nowego domu. Chcieli, żeby było w nim jasno, lekko i wygodnie. Zaczęli od decyzji, że podłoga ma być biała. Wybrali drewniane panele, określone nazwą 'jesion bielony'. Biała podłoga od razu nasuwa skojarzenie, że trzeba często sprzątać... - Wcale mi to nie przerażało - odpowiada z uśmiechem Monika. - Oprócz dwojga dzieci mamy w domu jeszcze dwa koty. I tak trzeba odkurzać codziennie. Zresztą, w większości przypadków robi to mój niezastąpiony mąż...
Biała podłoga wydawała się jednak gospodarzom idealnym tłem dla różnych kolorowych dodatków, którymi zamierzali ubarwić wnętrza. Ponieważ znaleźli w sklepie meble, które ocenili jako ładne, praktyczne, w przyzwoitej jakości i cenie, zdecydowali się nie szaleć z zamawianiem wyposażenia pod wymiar. W rezultacie większość sprzętów, którymi umeblowali swój nowy dom, to seryjna produkcja. Właściciele są bardzo zadowoleni z tej decyzji i przekonani, że dokonali najlepszego wyboru. Zawsze marzyli o tym, żeby mieć w domu nie kominek, lecz kozę. Wybrali urządzenie francuskiej firmy, z dość dużymi drzwiczkami, żeby było dobrze widać ogień. Ustawili je na kamiennej, matowej płycie. Salon z rozpaloną kozą jest ulubionym miejscem wszystkich domowników, szczególnie zimą.
Zdjęcie powyżej: bardzo dużo uwagi Monika poświęciła oświetleniu w całym domu, ponieważ uważa, że światło odgrywa niezwykle istotną rolę w życiu - nie tylko dekoruje i oświetla, lecz także wpływa na nastrój i emocje.
Zdjęcie powyżej: lampy mają efektowne, bezpretensjonalne wzornictwo i wprost idealnie wpisują się w skandynawski klimat panujący w domu Moniki i Aleksandra.
Schody z lastryka
Ich dom zupełnie nie przypomina już starego domku z lat 50. Ale przeszłość budynku nie została zatarta całkowicie za sprawą pewnego elementu, który nowi właściciele postanowili zachować, a nawet wyeksponować. Są to stare schody na piętro, wykonane z popularnego wtedy lastryka, z balustradą wykończoną czerwonym plastikiem. To jakby ikona PRL-u! Lastryko robiono z betonu z domieszką cementu oraz kamiennego grysu i stosowano do wylewki posadzek, schodów i parapetów. Można było te 'zabytkowe' schody przerobić na drewniane, ale gospodarze uznali, że taki dość zabawny, historyczny element pasuje do koncepcji ich domu. Odnowili je więc wraz z balustradą. Są zadowoleni z efektu, a poza tym mają satysfakcję, że ocalili od zapomnienia choć fragment historii starego budynku.
Od redakcji: Lastryko dotychczas cieszyło się złą sławą, uważane za ubogą siostrę kamienia. Do tego niezbyt urodziwą. Pokoleniom pamiętającym czasy PRL-u kojarzyło się z tandetą i niezmywalnym brudem wykonanych z niego posadzek i parapetów w budynkach użyteczności publicznej i produkowanych pod sztancę. Obecnie jednak przeżywa ono renesans w industrialnych wnętrzach i na posadzkach bezspoinowych.
Lastryko, zwane też terazzo, to rodzaj betonu, produkowanego z cementu, wody, kamiennego grysu o różnym uziarnieniu i kolorystyce oraz pigmentów. Dzięki temu można mu nadać dowolny odcień. Może mieć matową lub polerowaną powierzchnię. Materiał jest odporny na ścieranie i uszkodzenia mechaniczne. Nie chłonie też cieczy, więc jest dobrze zabezpieczony przed zaplamieniem.
Nowi właściciele zdążyli urządzić dom w przewidzianym czasie na tyle, by się do niego wprowadzić. Ale nie wszystko zrobili od razu. Pokoiki dzieci nie uzyskały jeszcze ostatecznego szlifu. Ponadto jest jeszcze sporo prac na zewnątrz domu, które wciąż czekają na dokończenie - wykonanie tarasu, schodów zewnętrznych, urządzenie ogrodu.
Pojawił się też pewien poważny problem - wilgotna piwnica. Dom jest nieduży, więc nowi właściciele postanowili wykorzystać piwniczne pomieszczenia na domowy magazyn i garderobę. Wilgoć jednak bardzo pokrzyżowała im szyki, więc zaczęli z nią walczyć za wszelką cenę. Zastosowali dość kosztowną metodę iniekcji ze specjalnej żywicy, która uszczelnia strukturę murów. Zakupili też specjalny, profesjonalny osuszacz powietrza wewnątrz piwnic. Sytuacja trochę się poprawiła, ale niepokój pozostał...
- Teraz rozumiemy, dlaczego w nowych budynkach najczęściej rezygnuje się z piwnic - mówią właściciele. - Tylko są z nimi kłopoty...
Od redakcji: piwnicę zabezpiecza się najczęściej przez wykonanie izolacji przeciwwilgociowej i przeciwwodnej z materiałów bitumicznych (najczęściej lepiku asfaltowego i papy). Dlatego tak zaizolowana piwnica bywa nazywana 'czarną wanną'. Aby rozwiązanie to było skuteczne, konieczne jest zapewnienie ciągłości izolacji. Nie jest to łatwe, ponieważ wykop fundamentowy jest często niewiele większy niż sama piwnica. Dużo zależy też od jakości zastosowanych materiałów oraz wiedzy i umiejętności wykonawcy. Powinien on dopilnować, aby izolacje były ułożone właściwie i nie zostały uszkodzone, bo naprawa 'czarnej wanny' jest trudna i kosztowna. Wiąże się z odkopywaniem fundamentów, przy czym rzadko miejsce przecieku pokrywa się z widocznym zawilgoceniem w piwnicy.
Zdecydowanie lepszym sposobem zapewnienia ochrony piwnicy przed wilgocią i wodą gruntową, jest wykonanie całej jej konstrukcji z betonu wodoszczelnego. Pełni on funkcję konstrukcyjną i izolacyjną, dlatego nie wykonuje się wtedy przeciwwodnej izolacji bitumicznej. Stąd też nazwa 'biała wanna'. Rezygnacja z wykonywania izolacji przeciwwodnej oznacza zmniejszenie czasu wykonania podziemnej części budynku oraz gwarantuje szczelność piwnicy. W tym rozwiązaniu cały dom posadowiony jest na płycie fundamentowej, która w sposób ciągły łączy się ze ścianami zewnętrznymi i wewnętrznymi piwnicy oraz przykrywającym ją stropem. Aby taka piwnica była szczelna, konieczne jest zastosowanie odpowiedniego zbrojenia, które zapobiegnie powstawaniu rys i pęknięć oraz specjalnych taśm dylatacyjnych.
W domach jednorodzinnych stosuje się ją raczej na fragmentach ścian zewnętrznych, dla podkreślenia detali architektonicznych. To, jak blacha będzie się prezentować na elewacji, ile będzie kosztować i jak długo posłuży, zależy głównie od jej rodzaju. Może być stalowa ocynkowana i powleczona kolorową (rzadziej bezbarwną) powłoką ochronną albo cynkowo-tytanowa. Ta druga jest droższa, ale też trwalsza i bardziej odporna na uszkodzenia. Cena zależy także od kształtu blachy - płaska, przeznaczona do łączenia na rąbek jest tańsza niż małoformatowe łuski czy gotowe panele z wygodnym systemem montażowym. Oczywiście warunkiem bezproblemowej eksploatacji elewacji z blachy jest jej fachowy montaż. Dlatego najważniejszą sprawą jest znalezienie firmy specjalizującej się w pracach blacharskich. (red.).
Autorka przebudowy - Inż. Arch. Joanna Wachowicz-Skwarka, pracownia ARCHJO:
Początkowo mieliśmy trochę obaw o stan budynku, który przetrwał bez remontu przez kilkadziesiąt lat. Mogły wyjść na jaw mankamenty wcześniejszego budownictwa. Nasz niepokój podzielali też inwestorzy, ale mimo wszystko, ponieważ bardzo im zależało na zachowaniu starych murów, zdecydowali się zaryzykować.
W trakcie inwentaryzacji budowlanej wiele spraw wyjaśniło się na korzyść. Budynek okazał się zakonserwowany, ściany zdrowe, więźba sucha z nielicznymi elementami do wymiany lub naprawy. Bezapelacyjnie należało usunąć płytki azbestowe z dachu. Poddasze zostało prawidłowo ocieplone i zaizolowane.
Elewacja domu była szarobeżowa, brudna, otynkowana, bez elementów dekoracyjnych. Charakterystycznym elementem architektonicznym elewacji był wykusz jadalni, z trzech stron doświetlony oknami. Były to jedyne okna od strony wschodnio-południowej. Zostały one w projekcie wydłużone do podłogi, aby maksymalnie doświetlić wnętrze pokoju dziennego.
Dawną małą kuchenkę tuż przy wejściu przeprojektowaliśmy na pokój gościnny, obok powstała duża łazienka. Pokój gościnny istniejący w starym układzie wnętrza stał się kuchnią z wyjściem na taras przez drzwi tarasowe. Wysokie okna od strony ogrodu z ustawieniem zachodnio-północnym zapewniają wnętrzom mnóstwo naturalnego światła w pomieszczeniach. Doskonale widać też przez nie aranżację ogrodu.
Przy wejściu do domu, od szczytu budynku, zaprojektowaliśmy szafę garderobianą na odzież wierzchnią. Klatka schodowa została doświetlona przez dwa okna połaciowe. Jednym z mniej komfortowych rozwiązań, na które nie mieliśmy wpływu, było zejście do piwnicy, które musiało pozostać ciasne, wąskie i dość strome.
Poddasze otrzymało dwa pokoje oraz łazienkę z wanną i oknem połaciowym, a także pokój z wyjściem na taras, przez okno balkonowe. Pojawiła się też przestrzeń wspólna z dużym oknem w elewacji od strony ulicy.
Elewacja domu została docieplona styropianem, otynkowana i pomalowana na kolor biały, a w częściach położono na ścianach zewnętrznych blachę na tzw. rąbek. Teraz przechodzi ona płynnie z dachu na elewację. Jest to coraz częściej stosowana technika, dająca możliwość ukrycia rynny dachowej. Budynek zyskał nowoczesny charakter, a dynamiczna kolorystyka biało- grafitowa podkreśliła jego indywidualizm.
Zdaniem eksperta
Zdjęcie powyżej: gabinet pana domu ma piękny widok na ogród dzięki ogromnemu oknu tarasowemu, które zajmuje prawie całą ścianę. Jest to główne wyjście z domu na obszerny taras.
Monika Utnik-Strugała, 'Cztery Kąty':
Przede wszystkim prostota: Wnętrza tego domu w niczym już nie przypominają wystroju znanego nam z lat 50.
Do dawnej stylistyki (w której dominowały m.in. ciężkie regały i segmenty, powtarzalne dekoracje) odważnie nawiązują tylko lastrykowe schody oraz barierka przypominająca poręcze w blokach.
Pomieszczenia zostały urządzone bardzo spójnie, konsekwentnie. Inspirowane były luźno stylem skandynawskim, którego główne cechy to wygoda, oszczędność form, funkcjonalizm. Stąd proste i ograniczone do minimum meble, powściągliwe dekoracje, brak jakichkolwiek ozdób czy klasycyzujących elementów. Dominujący kolor to biel (ściany, podłoga, meble), którą zaledwie w kilku miejscach przełamano czernią (płytki w kuchni i łazience ułożone w szachownicę) oraz czerwienią (zasłony, lampy, dywan). Każdy z tych elementów nie zaburza jednak wystroju, wręcz przeciwnie - spaja aranżację, nadając jej indywidualny charakter. Całość wygląda świeżo, jasno i estetycznie, sprawiając bardzo pozytywne wrażenie.
Dodatkowym atutem tego domu są duże przeszklenia, które sprawiają, iż wnętrza praktycznie łączą się z ogrodem. Poza tym takie okna doświetlają pomieszczenia i (jeśli dom jest dobrze zlokalizowany) umożliwiają ich dogrzanie dzięki wykorzystaniu naturalnego światła.
Skomentuj:
Ten dom zachwyca. Przed przebudową był brzydki. Aż trudno uwierzyć, jak się zmienił