Portret z kobiercem. Zaglądamy do mieszkania artystki
W mieszkaniu-pracowni Olgi Wolniak wątek sztuki ciasno splata się z osnową codziennego życia. Głównym motywem jej dekoracyjnego malarstwa pozostaje tkanina. Artystka podnosi ją do rangi obrazu. Wibrującego kolorem i emanującego energią, która nastraja pozytywnie.








Przekraczając próg żoliborskiego mieszkania Olgi, zanurzam się w rozmalowany świat. Między neutralną szarością podłogi i ascetyczną bielą ścian artystka "zawiesiła" barwne płaszczyzny niczym gigantyczne płótna.
KIM ONA JEST?
Malarka. Tworzy obrazy sztalugowe, murale oraz dekoracje ścienne. Współpracuje z warszawskimi pracowniami architektonicznymi. Sprawuje nadzór kreatywny nad koncepcją i realizacją artystycznych ingerencji w obrębie osiedla Żoliborz Artystyczny (wykona prawie 20 murali). Tematem prac Olgi Wolniak, żoliborzanki i lokalnej społecznicy, będzie filmografia Jerzego Kawalerowicza. Artystka najbardziej znana jest z malarskich cykli, których tematem są tkaniny (tworzy je nieprzerwanie od ponad 20 lat). Prace Olgi Wolniak znajdują się m.in. w kolekcjach: Muzeum Narodowego w Warszawie, Zamku Królewskiego, Narodowej Galerii Sztuki Zachęta, Muzeum Ilany Goor w Jaffie.
W mieszkaniu-pracowni granice między kuchnią, atelier i pokojem dziennym zatarły się. Obrazy, rzeźby, zdjęcia i rysunki, a także "obiekty znalezione", które utraciwszy pierwotną funkcję, awansowały do rangi sztuki (jak nieczynna lodówka z lat 50. i stare radio), wydają się ważniejsze od mebli, a kolory korespondują ze sobą. Jak w obrazie. - W pokoju, który należał do syna, użyłam amarantu, w obrębie klatki schodowej fioletu, a w łazience różu. Między tym pokojem i schodami zainstalowałam rudą zasłonę jako zapowiedź oranżu w kuchni, który kapitalnie wygląda latem w porze zachodu - wylicza. - Płótno działa wibracją koloru. Emanuje energią, która pobudza i nastraja pozytywnie. My, Polacy, obawiamy się koloru. Urodziłam się w Birmie. Wyjechałam stamtąd, mając niewiele ponad rok, więc nic nie pamiętam. Oglądałam jednak zdjęcia i słuchałam opowieści. W domu zawsze było mnóstwo egzotycznych przedmiotów. Mama powtarzała, że birmańskie kobiety są jak kwiaty w tych swoich kolorowych ubraniach i barwnych ozdobach. U nas jest raczej ponuro. Ale właśnie dlatego trzeba się doładowywać kolorem! - przekonuje. Gdzieś w podtekście Wschód przewija się przez całe jej życie. Jego odmienna filozofia i estetyka. Inne barwy, inna soczystość zieleni. Barwność, ale raczej w ujęciu duchowym niż w znaczeniu kolorowych ubrań i reklam, za którymi w szarej rzeczywistości komunistycznej Polski tęskniła jako nastolatka.
W kuchni siedzimy przy dużym, współczesnym stole na secesyjnych krzesłach z domu babci artystki. W babcinej alkowie wisiał kilim, który Olga Wolniak odziedziczyła i zabrała do własnej małżeńskiej sypialni. To była pierwsza tkanina, którą, nie jako draperię, lecz samodzielny temat, wiele lat temu przeniosła na obraz.
Pani domu proponuje herbatę. Wędzoną oolong - Smakuje trochę jak bawarka, ale z nutką egzotyki. Nie mogłabym pić tylko wody i zielonej herbaty - opowiada z uśmiechem. - Dobrze się czuję w modernistycznym wnętrzu. Ale dopiero wtedy, gdy jego surowość przełamię meblem po babci czy gadżetem z lat 50. Życie to nie inżynieria. Jest rozbuchane - podkreśla.
W jej życiu codzienne rytuały i twórczość przenikają się. - Jestem w pracy cały czas. Codzienność z kolei też domaga się swoich praw. Bywa, że coś maluję i gotuję jednocześnie. Zdarzyło mi się cztery godziny podgrzewać zupę brokułową, bo zapomniałam o niej przy sztalugach! - śmieje się. Wracamy do wątku jej twórczości. - Zawsze zajmował mnie problem znaczenia kobiecej "codziennej twórczości" - podejmuje. - Ale nie lubię wypisywania haseł na obrazach jak na sztandarach. Od jasnych deklaracji wolę znaczenia ukryte. Kondycja kobiety zawsze była i jest ważna w moim malarstwie, tyle że nie wprost. Wytwarzaniem tkanin, haftem, koronkarstwem zajmowały się przecież głównie kobiety. Ich anonimową twórczość i trud chcę podnieść do wyższej rangi obrazu. Poza tym tkanina, sama w sobie, nasuwa skojarzenia z kobiecością. Jest delikatna i zarazem mocna. Ma walor zmysłowy: blask, miękką powierzchnię. Inspirują mnie tkaniny i ornamenty zaczerpnięte z różnych stron świata, także rodzime, ludowe.
Artystka dba o to, żeby nie zagracić czystej przestrzeni. Swoją pasję kolekcjonerską kieruje ku małym formom. Jak kielichy masońskie, a także jeden szklany z huty Józefina działającej do 1945 roku na Dolnym Śląsku. Za niepozorną fasadą ikeowskiego mebla ukrywa się więcej pereł rękodzieła. - Niedługo będę miała niewielką kolekcję, której zalążkiem były dwa kryształowe kieliszki art déco z domu babci.
Sztukę czystą reprezentują prace własne właścicieli i ich syna Rafała Dominika, a także nestora rodu - prof. Tadeusza Dominika, oraz podarowane przez przyjaciół artystów. - Gdybym miała środki, dodałabym do nich jakieś arcydzieło malarskie z epoki baroku, rokoko... A może obraz Siemiradzkiego, którego podziwiam, albo płótno Matisse'a? - zastanawia się Olga. - W malarstwie dawnym pociąga mnie sposób przedstawiania szat i draperii: ulotny, a jednocześnie dramatyczny i zmysłowy. Matisse jest mi bliski jako wielbiciel, znawca i kolekcjoner orientalnych tkanin i dywanów. Co do artystów współczesnych, to mam wiele sympatii m.in. dla Jeffa Koonsa. Jeden z jego dziwnych, balansujących na granicy kiczu obiektów chętnie ustawiłabym w moim domu.
- Więcej o:
- sztuka
César Manrique - architekt, który zaprojektował Lanzarote
Galeria EL w Elblągu - galeria sztuki w gotyckim kościele. Otwarto ją w 1961 roku
Kunsthofpassage w Dreźnie - Pasaż Artystycznych Dziedzińców
Mozaika w Kowarach. Dywan z tysięcy kolorowych płytek jest piękny!
W Warszawie powstał mural wspierający gastronomię
Clean Art - wodne murale na warszawskich budynkach. Malowane "na brudzie" obrazy pokażą czym oddychamy
Nowy warszawski mural Tytusa Brzozowskiego. Artysta umieścił na nim charakterystyczne budynki dawnej dzielnicy żydowskiej
Dzieła sztuki na wiejskich przystankach PKS. Folkowe Przystanki to jedyna taka galeria w Polsce