Kawaler od kawalerki
Wszystko, co o kawalerze z kawalerką panny wiedzieć powinny
Pseudonim. Cezar Juliusz, Imperator.
Wiek. 30 lat.
Pochodzenie. Inteligenckie. Rodzice są lekarzami. Udało mi się nie pójść w ich ślady.
Wykształcenie. Filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Studia rozciągnęły się na dziesięć lat, bo w międzyczasie wyjeżdżałem do Stanów i Francji.
Stan cywilny. Kawaler.
Pierwsza miłość. Aleksandra. Poznaliśmy się na obozie szkolnym w Bieszczadach. Spotkaliśmy się trzy razy, staliśmy na mostku i patrzyliśmy na wodę.
Doświadczenia w obrocie nieruchomościami. Garsonierę na Kazimierzu dostałem od rodziców. Kiedy dwa razy obrabowano mi samochód, postanowiłem mieszkanie sprzedać. Poszło z łatwością mimo jego wad - kiedy ktoś przychodził mieszkanie oglądać, włączałem cichy jazz i zapalałem relaksującą świeczkę waniliową. Kawalerkę w centrum Krakowa kupiłem od alkoholików - małżeństwa i konkubenta żony właściciela (była w ciąży z konkubentem, mieszkali razem z dwojgiem dzieci). Wcześniej mieszkał tu portier - w ścianie było zamurowane okienko, a do mieszkania prowadziły osobne schody. Formalności załatwiałem przez pół roku.
Upodobania estetyczne. Zmieniłem je, odkąd się przeprowadziłem. Do garsoniery szukałem niebieskich kontaktów do niebieskich ścian, kupowałem niebieski papier toaletowy. Teraz nie przywiązuję wagi do szczegółów. Mam częściowo rozwaloną ścianę, po poprzednikach. Kiedy właściciel oglądał mecze, jednocześnie przez dziurę w ścianie kontrolował resztę rodziny. Nie pomalowałem ścian ani sufitu, na którym widać kontury dawnej kuchni. Ale pozbyłem się proletariackiej meblościanki, zielonej PRL-owskiej kanapy i paskudnego pawlacza. Zawiesiłem swoje zdjęcia - w pokoju koncert jazzowy w Paryżu, przy wejściu - twarz Romki.
Stan posiadania. Oprócz kawalerki metalowe półki - prezent od koleżanki artystki, której narzędziem pracy jest spawarka. Rzeźba - autentyczny odlew mojego torsu. Żyrandol z okresu międzywojennego. Pozostałe lampy kupiłem na złomie po 10 złotych. Jedna biała żarówka w kącie, do czytania. Stare łóżeczko dziecięce przerobione na ławę, podarowana przez właściciela klubu muzycznego podświetlana lodówka na drinki. Stolik z blatem ze szkła zbrojonego. Szybki komputer z internetem. Dobrej klasy sprzęt muzyczny.
Zapachy domowe. Na Kazimierzu pachniało drewnianym parkietem, tu wieloletnim zaniedbaniem, którego nie mogą wywabić świeczki zapachowe.
Hałasy domowe. Lubię odgłos śmieciarki.
Sąsiedzi. Wesoła studencka komuna, która urządza przebierane imprezy. Pani ze szlacheckim nazwiskiem, wyniosła i elegancka. Walczy o piwnicę, gdzie chce urządzić kawiarnię. Rozwiedzione małżeństwo - on mieszka gdzie indziej, tu wpada tylko na przepicie wypłaty. Jak dostaje furii, to przecina kable i domofon przestaje działać. Właścicielka gadającej papugi - przemiła pani Danuta, wdowa. Wpada do mnie na papierosa.
Przyjaciele. Adwokat, który chodzi na rozprawy w indyjskiej czapce - prezent ode mnie z Anglii. Operator filmowy, artysta z krwi i kości. Właściciel agencji reklamowej i właściciel starego sportowego wozu, kupił go, bo pasował do kapelusza żony. Człowiek nazywany przez nas "baron telekomunikacyjny". Procesował się z TP o 20 złotych, aż przyszedł do niego komornik.
Ostatnie cenne zakupy. Wszystkie obrazy Józefa Tomczyka-Kurosawy wystawione w knajpie Łubu-Dubu.
Rzeczy niezwrócone. Knajpiane łyżeczki. Zwolnienia lekarskie, które podkradałem ojcu w podstawówce. Raz zabrałem jego auto i je skasowałem w wypadku.
Rzecz, której nie oddałbym za żadną cenę. Chromowane pióro Parkera, na które wymieniłem się z kolegą w podstawówce. Było piękne, ale zniszczone. W pewnym sklepie zgodzili się wymienić mechanizm i wysłali je do Niemiec.
Zwierzęta domowe. Oddałem przyjaciółce ukochanego kota, bo mam alergię na sierść. Nie chciałbym mieć świni domowej. Widziałem jedną - choć była inteligentna, nadal zachowywała się jak świnia.
Najdziwniejsze miejsce, które odwiedziłem. Provincetown w USA. Ośmiotysięczne miasto, gdzie w większości mieszkają homoseksualiści. W sezonie przyjeżdża kilka tysięcy turystów, też homo. Są tam szkoły dla dzieci adoptowanych przez jedno-płciowe związki.
Ulubione miasta. Kraków i Paryż.
Ulubione danie. Żurek kresowy mojej mamy.
Najmilsza niespodzianka. W starych pudłach znalazłem dokumenty na zapomnianą lokatę w markach.
Ostatnie radosne wydarzenie. Przejście w dorosłość.
Ostatnie przykre wydarzenie. Po kolejnej imprezie nie obudziłem się na czas i spóźniłem się
na samolot.
Wyraz charakterystyczny tylko dla mnie. "Szuwaks" - synonim "wtopy". Powstały także pochodne, np. "rozszuwaksić".
Człowiek, którego nienawidzę. Nie lubię tych, którzy w zamian za bezinteresowną przyjaźń
mają mnie gdzieś.
Czego mi brakuje. Konsekwencji.
Największe marzenie. Założyć w Krakowie klub z muzyką elektroniczną.
Najbliższe plany. Chcę otworzyć restaurację w swoim mieszkaniu.
- Więcej o: