Wnętrza: loft w dawnej włoskiej fabryce
Artysta, który tu mieszka, najchętniej maluje kwiaty. Ale ornament zrodzony przez naturę jest jedynym, jaki toleruje. Na co dzień woli żyć wśród szorstkiej faktury tynku, betonu i drewna, surowych brył i przebłysków miękkiego światła.
Loft w dawnej fabryce: podwójna tożsamość
Ten loft jest trochę taki jak jego właściciel - pozornie szorstki, w rzeczywistości przyjazny i otwarty. Ciepły, ale nieprzesłodzony. Naturalny, a przy tym nieoczywisty, skrywający tajemne zakamarki. Wnętrza przypominają surową potrawę podaną po podgrzaniu; mimo wyraźnie przemysłowego rodowodu wydają się po włosku zmysłowe. Chropowate ściany zachęcają, by ich dotknąć, betonowe podesty zapraszają, żeby na nich usiąść, rozkosznie też byłoby się wyciągnąć w plamie słońca na deskach dębowej podłogi.
fot. Franco Chimenti
Nie ma wyraźnego podziału na strefy. Zaprojektowany przez gospodarza rekordowo długi stół z surowego drewna jest jednocześnie działem księgowości, blatem roboczym i stołem biesiadnym. Funkcję określają siedziska - stołki Benjamin z IKEA i duńskie krzesła Ypsilon Hansa J. Wegnera.
fot. Franco Chimenti
Kto tu mieszka? Marco Vido, architekt i malarz z córką Virginią i synem Nicolo.
Gdzie? W Como, Włochy.
Metraż: 270 m kw., jedna kondygnacja w budynku z 1926 roku, dawna fabryka włókiennicza.
Loft w dawnej fabryce: światło to życie
Marco Vido przez lata był wziętym architektem. Przyznaje, że do dziś myśli o przestrzeni kategoriami architektonicznymi. Wnętrze to dla niego raczej gra struktury budowlanej, światła i cienia niż meble, zasłony czy tapety. Mimo to kilka lat temu zdecydował się zamienić komputer i deskę kreślarską na pędzel, farby i blejtram. Zaczął malować, gdy uznał, że współczesna architektura krzyczy, a on nie lubi hałasu.
- Artysta powinien uzewnętrzniać emocje, ale po co te wrzaski? - zamyśla się. - Sztuczne efekty, wizualna agresja, fałszywe wizje - to nie dla mnie. Choć zdarza mi się tęsknić za projektowaniem, bo to przecież architektura dała mi najwięcej wzruszeń. W latach studenckich przeżywałem naprawdę wielkie emocje jeżdżąc moim starym pomarańczowym citroënem dyane od jednego słynnego budynku do drugiego, oglądając dzielnice Bruno Tauta, domy Le Corbusiera czy Gerrita Rietvelda.
fot. Franco Chimenti
W domu rządzi niezwykłe światło, sączące się przez drobne szybki wielkich przemysłowych okien. Słońce jest dla Marco niezwykle ważnym składnikiem codzienności. - Światło jest przewodnikiem, podstawą naszego życia - mówi. Nad stołem cylindryczne lampy Chic 50 z pracowni Davide'a Groppiego.
Loft w dawnej fabryce: dusza zbieracza
Marco jest ciekawy ludzi i świata. Bywa, że wsiada do swojego małego sportowego coupe BMW i rusza przez Europę ("niczym błędny rycerz z przeszłości" - śmieje się), tropiąc ślady dawnego życia i obyczajów. Ale zawsze z radością wraca do Como, w którym się urodził.
- Kocham spokój i naturalność tego miejsca, jego starą harmonijną zabudowę, bliskość jeziora i gór - mówi. - Kiedy tylko agent nieruchomości pokazał mi tę opuszczoną fabrykę, przerobioną przez dewelopera na mieszkania, od razu wiedziałem, że znalazłem swój dom.
fot. Franco Chimenti
Czterokondygnacyjny budynek przemysłowy z 1926 roku stoi niemal pośrodku średniowiecznej wioski Borgovico, którą już wiele lat temu wchłonęły przedmieścia Como. To typowa konstrukcja modernistyczna, właściwa czasom zawrotnej kariery żelbetu - dzięki niemu ściany są stosunkowo cienkie, filary zachowują smukłość, a żebra stropowe wydają się lekkie jak piórko. Dawniej mieściły się tu zakłady wyrobu tekstyliów; tynki i wylewki wchłonęły wiele litrów odczynników, płynnych pigmentów i oleju do konserwacji maszyn. Fresk, który pozostawiła po sobie chemia i ciężka praca, urzekł nowego właściciela.
- Chciałem przechować w tym domu wspomnienie o ludziach, którzy kiedyś tu pracowali, zachować jak najwięcej nienaruszonych elementów: ściany z nalotem dawnego życia, stare okna - mówi Marco - I okna pozostały; są równie oryginalne, jak zimowe przeciągi - dodaje ze śmiechem.
Loft w dawnej fabryce: bez drzwi i zasłon
Wybrał 270-metrowe mieszkanie zajmujące całą środkową kondygnację. Oprócz niego mieszkają tu jeszcze dwie rodziny: po jednej na pierwszym i ostatnim piętrze (na dolnym poziomie mieści się wsparty na filarach, otwarty garaż). Marco wraz z córką Virginią i synem Nicolo żyją tu bez drzwi wewnętrznych i zasłon, w poczuciu pełnej swobody. Gospodarz nie zgodził się na poszatkowanie przestrzeni ściankami działowymi; podzielił ją za pomocą kilku geometrycznych brył, skoncentrowanych w jednym krańcu dawnej fabrycznej hali. Kubiki pokryte ciemnoszarym strukturalnym tynkiem osłaniają i oddzielają strefy wymagające prywatności, ale nie blokują przepływu energii, powietrza i światła. Woluminy, jak nazywa je autor, ujawniają w perspektywie duży fragment sypialni, a nawet wycinek łazienki, które widoczne są już od progu. Kuchnia to zaledwie ciąg stalowych szafek, nakrytych takim samym blatem - długi i funkcjonalny, ale niemal niewidoczny na tle fabrycznych okien i połatanych plamami przemysłowej historii ścian. Szafki pochodzą z IKEA, bo Marco nie poddaje się modzie na ekskluzywne metki. Sofa Flexform, stolik Eamesów od Vitry czy czarny puf Moroso, to tylko komponenty wystroju, dodatki niezbędne dla wygody domowników. Ciemno- lub jasnoszare, nie są tu istotne, kluczowe. Przesłania je spektakl światłocienia, malujący migotliwy geometryczny deseń na gruboziarnistej teksturze posadzki i ścian. Słońce igra z obrazami, które zajmują każde wolne miejsce. Organiczne formy namalowane przez Marco przeplatają się ze smugami przetartego tynku i zaciekami rdzy. Artysta jest zafascynowany przyrodą, lakoniczna doskonałość kielicha kwiatu to dla niego esencja życia, istota jego ciągłości i rozwoju.
fot. Franco Chimenti
Kuchnia to prosty i bardzo funkcjonalny ciąg szafek z IKEA o frontach ze stali nierdzewnej. Nad stołem lampa kreślarska kupiona na wyprzedaży, pod oknem niewymagające sukulenty.
Loft w dawnej fabryce: rozkosz powrotów
"Rozkwitające" ściany pod rytmicznym żebrowaniem sufitu tworzą niekonwencjonalne środowisko twórcze: tu pospolitość codziennych zajęć wydaje się mniej pospolita, a praca zamienia się w eksperymentatorską pasję. - Chcę się uczyć, rozwijać, cały czas szukam - zapewnia Marco. - Dlatego wciąż przewieszam i wymieniam obrazy, odnawiam swoje otoczenie. Ale nawet to, co jest trwałe i niezmienne, nieprzerwanie mnie zaskakuje. Zadziwia mnie na przykład, jak intymnym pomieszczeniem pozostaje łazienka, choć nie wstawiłem do niej drzwi. Woluminy, które dzielą przestrzeń, funkcjonują jak ruchoma scenografia: dzięki perspektywom, wycięciom i załomom światło maluje całe wnętrze codziennie od nowa. Słońce, śnieg, deszcz czy mgła - wszystko to tworzy zmienne napięcia, buduje silne emocje.
fot. Franco Chimenti
Na razie kolejna podróż przez Europę czeka, a małe BMW drzemie w garażu. Bo gospodarz niechętnie opuszcza swój dom. Kocha to miejsce, podobnie jak całe Como - senne, pełne uroku miasteczko nad jeziorem. Jest przecież Włochem; uczucia są dla niego najważniejsze. Któregoś dnia wyruszy jednak w następną "wielką pętlę" - w swoje giro d'Europa. Zrobi to pchany ciekawością, ale także dla rozkoszy kolejnego powrotu.
- Więcej o:
- aranżacje wnętrz
- mieszkanie