Wnętrza: tak mieszka mistrz plakatu
Mietek Wasilewski. Skromny, wyciszony, a jednocześnie barwna postać. Mieszkanie, podobnie jak jego grafiki, oszczędne. Nie gromadzi cennych rzeczy, antyków, dywanów. Króluje tu prostota godna ascety. Tak jak uczył mistrz Henryk Tomaszewski, by to, co się robi, miało sens ?nie robić niepotrzebnego zdobnictwa i nie ćkać!?.
mp
Stara kamienica w centrum Warszawy, a w niej mieszkanie i pracownia profesora Mieczysława Wasilewskiego. Sam artysta z prostotą przedstawia się: Mietek jestem. Studenci zwą go Wasylem. Na Poznańską przeniósł się z Zalesia. Dom z ogrodem i dużą działką był zbyt kłopotliwy, by w nim samemu gospodarzyć. Nie wspominając o codziennych dojazdach na Akademię Sztuk Pięknych. Wybrał więc kawalerkę w centrum Warszawy, skąd wszędzie blisko.
Kim on jest?
Mieczysław Wasilewski, profesor Akademii Sztuk Pięknych i Europejskiej Akademii Sztuki.
Był asystentem Henryka Tomaszewskiego, potem jako jego sukcesor duchowy prowadził Pracownię Projektowania Graficznego na Wydziale Grafiki Warsztatowej. Zdobywca wielu nagród międzynarodowych, wykładał na uczelniach w Syrii, Chile, Kanadzie, Meksyku, USA, Chinach, Iranie, Francji, Hiszpanii, we Włoszech, Holandii, Niemczech, Finlandii. Ilustrował dla licznych wydawnictw książkowych i czasopism, obecnie dla "Przekroju". Twórca logotypów. Jego prace są w Muzeum Plakatu w Wilanowie, Muzeum Narodowym w Poznaniu, Musée de l Affiche w Paryżu, Toyama Poster Museum w Tokio, w wielu kolekcjach polskich i zagranicznych.
mp
O tamtym domu przypomina jedynie klatka pod sufitem. Kupiona dla uratowanej kawki, która wolała buszować swobodnie po domu, mimo polujących na nią trzech kotów.
W warszawskiej kawalerce z braku miejsca i z powodu nieustannych wyjazdów już żadne zwierzę nie zamieszkało. Nawet fikus stanowił problem, gdy grafik na dwa lata wyjechał do Damaszku. A był to tylko jeden z niezliczonych "belferskich objazdów" po świecie. Lista uczelni przyprawia o zawrót głowy, zaś liczby krajów, które odwiedził, mógłby pozazdrościć niejeden obieżyświat.
mp
Spełnieniem marzeń był wyjazd do Japonii - tytułowego kraju z imaginacyjnej, artystycznej podróży z jego pracy dyplomowej w 1966 roku. Rzeczywista ziściła się po 40 latach, gdy zaproszono go, jako następcę legendarnego Henryka Tomaszewskiego, na uniwersytet tokijski, by reprezentował polską szkołę plakatu. Myszkując w japońskim print shopie, znalazł tam swoje (!) stare plakaty.
mp
Po "japońskim" dyplomie wybrał się jednak w podróż łatwiejszą do zrealizowania, do Paryża. Półtoraroczny pobyt zaowocował nie tylko artystycznie i językowo. Trafił bowiem w czas zamieszek studenckich 68. roku - barykady na ulicach, rozlepianie plakatów antygaullistowskich, co dało mu okazję poznać, nieznaną wówczas w Polsce technikę serigrafii oraz... smak gazu
mp
Słuchał pod Odeonem Jean-Paula Sartre'a i Alberta Camusa. "Się działo" jak lapidarnie określa ten czas. Po powrocie wygrał pod rząd cztery konkursy na plakat, czym zwrócił na siebie uwagę Tomaszewskiego, który zaproponował mu asystenturę. - Jedyna droga, żeby zostać zauważonym, to coś wygrać - dodaje z uśmiechem.
mp
Liczne wyjazdy sprawiły, że ograniczył ilość rzeczy do minimum. Jego warszawskie studio stało się chwilową przystanią. Niewielką, ale wystarczającą, by mieć gdzie rzucić bagaż, trochę pomieszkać i znów ruszyć w drogę. Meble tylko te niezbędne. Tapczan, stół do pracy, komoda na grafiki, regały na książki (znaczną część okładek sam zaprojektował) i albumy. Z braku miejsca sporo książek rozdał. Zasadę ostrej selekcji stosuje przede wszystkim w swej twórczości. - Tajemnica mego warsztatu polega na wyrzucaniu złych rzeczy, które powstają po drodze - tłumaczy.
mp
Pracuje, siedząc w starym fotelu dentystycznym w kapeluszu lub czapce. - Bo tak mi zwoje lepiej pracują - mówi. Poza tym przy stale otwartym oknie trochę wieje. Na regale z ulubionym tuszami Windsorami i czarnymi farbami Talensa przyciągają uwagę ciągi liczb - zapisuje je wszędzie, przeklinając swój brak pamięci. Plakaty trzyma w zaprojektowanej przez siebie komodzie i w tapczanie, na dwóch poziomach przedzielonych deską. Z braku miejsca szuka dodatkowych możliwości, na modłę japońską. - 25 metrów to niewiele, ale wystarcza, żeby robić małe rysunki.
mp
Na szczęście plakaty robi się teraz w małych formatach - wyjaśnia. Zresztą tworzy ich coraz mniej. Zamówienia są nieliczne, bo plakaty filmowe stały się holywoodopodobne, króluje fotos. Do nowszych prac należy plakat do filmu Rafaela Lewandowskiego "Minkowski. Saga", francuskiego reżysera, który na drugą ojczyznę wybrał Polskę. Zaskoczył go telefon z Indii, z propozycją plakatu dla Chaitanya Tamhane - reżysera nagrodzonego na zeszłorocznym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Rysuje też do internetowego wydania "Przekroju", bez narzuconych z góry tematów.
mp
Każdy centymetr ściany ma historię, nawet naklejka na lampie przywodzi wspomnienia paryskiego maja i późniejsze zaangażowane manifesty czy grafiki francuskich przyjaciół: Pierre'a Bernarda, Gerarda Paris-Clavela, Thierry'ego Sarfisa, Alexa Jordana - dawnych studentów Tomaszewskiego i założycieli słynnej grupy Grapus. Ściany są wyklejone portretami pięknych kobiet, do których ma słabość, obok wiszą rysunki córki Tess i własne, z charakterystyczną mocną, czarną kreską. Często do przyklejania używa "rewolucyjnych" taśm Gerarda Paris-Clavela, w którego pracach widać wyraźne wpływy Tomaszewskiego - jego grę słów/skojarzeń. Nadaje to im przewrotnego charakteru, jak na zdjęciu Marilyn Monroe z napisami "Existence/Resistance (istnienie/przetrwanie)".
mp
Każdy, nawet najdrobniejszy karteluszek jest ważny, jak choćby historia przedartej przez pierwszą żonę reprodukcji "Wenus" Giorgione'a. - Specjalnie nie sklejałem, na pamiątkę tego wydarzenia. Żona już nie żyje i trzeba zachować dobrą pamięć, niech ma takie signum tego wydarzenia - wyjaśnia. Gdzieś obok przemyka "Uciekający dolar" Michaela Quareza, jednego z pierwszych zagranicznych studentów ASP, który rozpoczął trwający do dziś najazd Francuzów na pracownię mistrza Tomaszewskiego, a potem jego kontynuatora, Wasilewskiego. Wszystko to tworzy zaangażowaną emocjonalnie, czasem gorzko-słodką tapetę intensywnego i barwnego życia. Choć sam artysta preferuje swe prace w czerni i bieli. Takie jak etykietka jego ulubionej niegdyś whisky Black & White.
- Więcej o: