Z Caravaggiem w tle
Przestrzeń dla dwojga na 50m2
Swoje pierwsze wymarzone mieszkanie - w nowym osiedlu na obrzeżach stolicy, wśród zieleni i z dala od miejskiego zgiełku - kupili dwa lata temu. Czasu na takie przygotowanie wnętrz, by dało się w nich zamieszkać, mieli niewiele. Wykańczanie pomieszczeń i kompletowanie umeblowania trwało miesiąc. Autorem projektu jest sama właścicielka. Jak mówi - z racji wykonywanego zawodu była nieco apodyktyczna. Jednak na szczęście gusty małżonków są podobne, obyło się więc bez większych konfliktów.
Właścicielom zależało na tym, by przestrzeń dzienna niezbyt dużego, 50-metrowego mieszkania była otwarta, ale jednocześnie, żeby każde z pomieszczeń pozostawało osobnym, niezależnym wnętrzem. Udało się pogodzić jedno z drugim. Wystarczyło wybić dodatkowe przejście z kuchni do pokoju dziennego oraz przenieść na inną ścianę drzwi z przedpokoju do pokoju (przedtem znajdowały się naprzeciwko wejścia do mieszkania, teraz są z boku).
Śladem po zlikwidowanych drzwiach jest spory prostokątny otwór obramowany drewnem. Zdobi i optycznie łączy oba pomieszczenia. Być może w przyszłości pani domu ustawi tam akwarium. Taki "żywy obraz" z florą i fauną wód słodkowodnych byłby widoczny zarówno od strony pokoju dziennego, jak i przedpokoju.
Gospodarze uważają, że mieszkanie powinno być urządzone przede wszystkim funkcjonalnie, za to niekoniecznie zgodnie z modami i trendami - po prostu ma się podobać tym, którzy w nim mieszkają, współgrać z ich stylem życia. A że Anna i Paweł są domatorami, od początku myśleli o swoim domu jak o przystani, miejscu odpoczynku i wytchnienia.
Zdecydowali się na jasne, stonowane kolory, które nie przytłaczają, nie męczą i nie rozpraszają. Dotyczy to zarówno ścian, jak i elementów wyposażenia: mebli, dodatków i ozdób. Starają się też nie gromadzić sprzętów. Każda rzecz, która trafia do ich mieszkania, jest starannie dobierana, tak by pasowała do pozostałych. Najważniejszym przedmiotem w domu jest wisząca w salonie kopia fragmentu "Madonny pielgrzymów" Caravaggia. Paweł, który w wolnych chwilach sięga po pędzel, namalował ją jeszcze na studiach, na zamówienie. Klient jednak nie odebrał kopii. Długie lata płótno przeleżało w piwnicy, trochę się przybrudziło, spatynowało. Teraz bez tego obrazu gospodarze nie wyobrażają sobie mieszkania. Stał się jego znakiem rozpoznawczym.
- Więcej o: