Po raz pierwszy Daniel zamieszkał tutaj w latach 70., wraz z rodzicami i siostrą. Z okien roztaczał się wtedy widok na pola i wielką budowę. To były początki warszawskiego Ursynowa, na którym spędził całe dzieciństwo. Potem się usamodzielnił, opuścił swój ciasny pokoik i przez kilka lat wynajmował mieszkania w centrum miasta. Kiedy rodzice Daniela postanowili wyprowadzić się za miasto, wrócił na stare śmieci - już z narzeczoną. Joasia i Daniel (dla przyjaciół Danny) to prawdziwe artystyczne dusze. Ona studiowała w Europejskiej Akademii Sztuk. On, miłośnik dźwięków, jest producentem w jednej ze stacji muzycznych. Nic dziwnego, że remontem i aranżacją wnętrz zajęli się sami. Najbardziej zależało im na przestrzeni (mieszkanie ma 66,7 m kw.), zaczęli więc od likwidacji niektórych ścian. Kuchnię połączyli z sąsiednim pokojem. Niewielką łazienkę powiększyli o toaletę i część przedpokoju. W urządzaniu mieszkania prym wiodła Joasia. Swoją pasją tak zaraziła Daniela, że to zajęcie pochłonęło ich bez reszty. Kiedy pojechali na kilka dni do Paryża, zamiast zwiedzać zabytki i muzea, biegali po sklepach. Wrócili do Warszawy z... biurkiem i wieszakiem na garnki. Lubią to samo - proste nowoczesne formy. Nie boją się kontrastów, intensywnych barw ani eksperymentów. Specjalistką od tych ostatnich jest Joasia, która w wolnych chwilach tworzy sztukę użytkową z kapsli od butelek. Mieszkanie ciągle się zmienia. Niedawno właściciele urządzili balkon, teraz planują wymianę sofy, ponieważ obecna ma według nich tylko jedną zaletę - jest pokryta materiałem plamoodpornym. Na razie cierpliwie czekają, aż na zaprzyjaźnionego projektanta spłynie natchnienie. A wszystkiemu pobłażliwie przyglądają się czworonożni rezydenci: czarny kot i biały pies.