Niezły pomysł: wewnętrzne okna
Już na pierwszy rzut oka widać, że mieszka tu prawdziwa artystka. Świadczy o tym nie tylko zmysł estetyczny, z jakim urządzono wnętrze, ale także... niekonwencjonalne pomysły.
Zanim kupiła własne cztery kąty, wynajmowała mieszkania w różnych częściach Warszawy: na Ochocie, Żoliborzu, Pradze. Z dużym sentymentem wspomina czas spędzony w służbowym mieszkaniu dla aktorów "Metra", znajdującym się w starej kamienicy w samym centrum miasta.
Ostatecznie przeniosła się z córką na Kabaty, gdzie powstało nowe osiedle. Okolica tak ją zachwyciła, że postanowiła zamieszkać tutaj na stałe. Przede wszystkim spodobał jej się piękny las w sąsiedztwie oraz... stacja metra, tego prawdziwego, dzięki któremu dotarcie do centrum miasta zajmuje jej zaledwie kilkanaście minut.
Mieszkanie pierwotnie składało się z pokoju dziennego połączonego z kuchnią, sypialni, łazienki, przedpokoju oraz mikroskopijnej garderoby. Brakowało pokoju dla małej Zosi. Beata spędziła wiele godzin z ołówkiem w ręku, próbując tak "przebudować" wnętrze na planie, by wykroić z niego dodatkowe pomieszczenie, choćby malutkie.
Nagle przyszło olśnienie - trzeba przenieść kuchnię w róg pokoju dziennego. W miejscu dawnej kuchni gospodyni urządziła swoją sypialnię, a wolny pokój przeznaczyła na królestwo Zosi.
Odważnym pomysłem było wybicie wewnętrznych okien. Jedno powstało w ścianie między pokojem dziennym a sypialnią, drugie - między łazienką a kuchnią. To sprawiło, że wszystkie pomieszczenia zyskały na oryginalności, są też znacznie lepiej oświetlone.
W swoich nieustannych walkach z niewielkim metrażem Beata chwytała się różnych sposobów. Na przykład w sypialni został zbudowany podest (do pokoju wchodzi się teraz po dwóch schodkach). W podeście znajdują się pojemne schowki - pani domu śmieje się, że ma po prostu pawlacz ukryty w podłodze. To bardzo praktyczne rozwiązanie, tym bardziej że gospodyni twardo postanowiła ograniczyć liczbę mebli do minimum.
Dekorując wnętrza, Beata kierowała się głównie wyobraźnią. Chciała czuć się w swoim mieszkaniu jak w tajemniczym ogrodzie. I tak się czuje, mimo że zamiast na żywe kwiaty postawiła na... materiały z motywami roślinnymi. Pociąga ją klimat starych domostw, dlatego część ścian wyłożyła cegłą.
Meble i dodatki to prawdziwa zbieranina. Część z nich pochodzi ze sklepów, inne zostały kupione na aukcjach internetowych albo zrobione na zamówienie. Jak o sobie mówi, nie jest ofiarą zmieniającej się nieustannie wnętrzarskiej mody. Postawiła raczej na ponadczasowość i domowe ciepło.
Mieszkanie uważa za swój prawdziwy azyl. Uwielbia siadać z córką na schodkach prowadzących do sypialni, by po babsku pogadać o minionym dniu (to ulubione miejsce i mamy, i córki). Te schodki Beata wymarzyła sobie bardzo dawno temu, kiedy jeszcze na świecie nie było ani Zosi, ani tego mieszkania.
- Więcej o: