Dom elfów
Pożegnali wygodne życie w Sopocie i zaczęli wszystko od początku. Teraz mieszkają w samym sercu lasu, z daleka od cywilizacji. Rytm dnia i roku wyznacza im natura, a nie zegarek .
Początki nie były sielanką. W tak odosobnionych miejscach życzliwy sąsiad jest na wagę złota, a miejscowi Kaszubi nie traktowali ich zbyt poważnie. Dopiero gdy przeżyli tu pierwszą zimę, lody między nimi stopniały. Powoli Kaszubi przestają uważać ich za miastowych. Kiedy Anna i Grzegorz mieszkali jeszcze w Sopocie, często wyobrażali sobie życie z dala od cywilizacji. I tak dziś żyją - bez elektryczności, telewizora, komputera. Wystarcza im radio i agregat prądotwórczy używany jedynie w stanach wyższej konieczności. Niedawno odwiedziła ich staruszka urodzona w chacie, na której fundamentach postawili swój dom. Uznała, że niewiele się od jej czasów zmieniło. Kępy łubinów rosną tam, gdzie rosły, tylko "buk taki wielci nie był". Pokazała im magiczne miejsca, m.in. ukryty w lesie chlebowy piec na dwanaście bochnów. Wskazała też, gdzie kopać studnię.
Anna i Grzegorz utrzymują się z wyrobu mebli - tak jak sobie wymarzyli. Oryginalne sprzęty z dębu, buku i wiązu powstają w tradycyjny sposób. Najpierw Grzegorz nadaje im kształt. Profiluje, ustala wpusty; jeśli używa gwoździ, to tylko drewnianych. Potem Anna je szlifuje, wygładza i nadaje im połysk pokostem własnej produkcji (gotowany olej lniany, wosk pszczeli i terpentyna). Dzięki temu zapach lasu utrzymuje się w nich bardzo długo.
Wieczorami, gdy słońce zachodzi i dzieci - tutejsze elfy - idą spać, Anna zaczyna malować. Mówi, że dopiero w tym miejscu uwierzyła w swoje możliwości. Jej magiczne obrazy na drewnie przykuwają wzrok. Pytana o źródło inspiracji, odpowiada krótko: życie. A czasem blask palącej się świeczki. Rzadko opuszczają to miejsce. Czasem, gdy ciągnie ich do przeszłości, wsiadają do samochodu i jadą do Trójmiasta. Nie wytrzymują tam jednak dłużej niż dwa dni. Zmęczeni, szybko wracają do domu, bo tylko tu spełniają się ich pragnienia.
- Więcej o: