W tej sypialni widać było wyraźny zamysł aranżacyjny, który miał doprowadzić do stworzenia atmosfery przywodzącej na myśl wodę i niebo, tak bardzo sprzyjającej odpoczynkowi. Jednak nie całkiem udało się go zrealizować. Owszem, skojarzenia nasuwały się od razu, ale wnętrze przede wszystkim sprawiało wrażenie niezamieszkanego, a przez to nieprzytulnego. Poza tym niemała przecież przestrzeń została źle wykorzystana przez niefunkcjonalne ustawienie mebli. Zaproponowałam więc przesunięcie łóżka z krótszej ściany na dłuższą (czyli pod okno), dzięki czemu udało się wygospodarować miejsce na mały kąt do pracy. W rogu zmieściła się ławeczka - stojak na kwitnące kwiaty doniczkowe; ten niewielki zielony akcent bardzo ożywił wnętrze. Dobrze mu też zrobiły nowe dodatki w innych barwach niż niepodzielnie panujące tu dotychczas biele i błękity. Jednak ostatecznego szlifu dodały pasy na jednobarwnych ścianach. Jak widać, żadna z wprowadzonych przeze mnie poprawek nie miała rewolucyjnego charakteru, ale i tak zmieniła tę sypialnię nie do poznania. I właśnie o to chodziło!