Klimatyczne wnętrza falenickiego domu typu „Baba-Jaga”
Niemal z każdego miejsca domu widać jakieś okno czy drzwi balkonowe. Przeszklenia optycznie powiększają przestrzeń, nasycają ją naturalnym światłem i łączą wnętrza z ogrodem. Klimat tworzą też odkryte z tynku i malowane na biało cegły i stropy, a także drewniane podłogi, lniane zasłony, zbierane latami dawne meble, lampy, wazony czy książki.
Falenica, niegdyś wieś, a obecnie warszawskie osiedle położone na szlaku otwockiej linii kolejowej. Pomimo wyniszczającej zawieruchy czasów II Wojny Światowej pozostały tu jeszcze ślady po dawnym letnisku warszawiaków i kuracjuszy sanatoryjnych, leczących swoje schorowane płuca. W otoczeniu sosnowych lasów znajdziemy kilka perełek drewnianej architektury w stylu świdermajer z początku XX wieku. Są przedwojenne dworce, kapliczka, pałacyk czy dom, w którym kiedyś była synagoga. Dzisiejsi mieszkańcy korzystają z uroków tutejszych lasów i specyficznego krajobrazu, który tworzy koryto rzeki Świder. Nieduża, ale wartka rzeka ujmuje zakolami i meandrami, czasem podmywa brzegi, odsłaniając plątaninę korzeni drzew i tworząc piaszczyste łachy oraz skarpy. Sąsiedzi i ich dzieci znają się tu od pokoleń i pielęgnują znajomości podczas obowiązkowych wizyt na miejscowym, słynnym bazarku. Wszędzie można dojechać na rowerze, a zimą, kiedy pogoda sprzyja, poćwiczyć narciarstwo biegowe.
W otoczeniu lasów i zielonych ogrodów, na peryferiach gwarnej stolicy swoje miejsce na ziemi odnaleźli Magda, projektantka sukien ślubnych i Wojtek, montażysta filmowy oraz ich 10-letnia córka, a także adoptowani pies Loluś i kotka Dynks. Dla Wojtka Falenica była oczywistym wyborem. W latach 50. XX wieku przeprowadzili się tu z Krakowa jego dziadkowie. Tutaj dorastała jego mama i on sam, więc tutaj czuje się najlepiej. Magda, projektantka i właścicielka atelier strojów ślubnych Warsaw Poet, przed założeniem rodziny mieszkanka Starego Miasta Warszawy, zdradza nam:
– Oczywistą była dla mnie miłość Wojtka do tego miejsca, do wolności, którą dawała przestrzeń. Jednak muszę przyznać, że tutejszy zapach powietrza i spokój, który był mocno w kontrze do gwaru i tłumu turystów, z którym obcowałam na Starym Mieście, sprawił, że i ja się tu odnalazłam. Sadzenie kwiatów dawało mi niezwykłe poczucie oderwania od szumu centrum, kawa we własnym ogródku i patrzenie w niebo okazało się największym luksusem.
Po kilku latach mieszkania w rodzinnym domu Wojtka nastał czas na zmiany i znalezienie własnej przestrzeni. Bohaterowie tej opowieści rozpoczęli poszukiwania domu o klasycznej, falenickiej bryle, zwanej „falenicką Babą-Jagą”. Budowane od początku lat 50. ubiegłego wieku niewielkie, spółdzielcze budyneczki, zwykle miały powierzchnię niewiele ponad 100 m2. Smukłe domy z piętrem krytym dwuspadowym dachem rzadko można spotkać w oryginalnej postaci, a częściej jako przebudowywane na różne sposoby bryły. Po miesiącach poszukiwań trafił się dom, który zachwycił rodzinę prostotą i obietnicą wymarzonej rozbudowy, ale też ujął ogrodem ze starymi sosnami niczym z nadmorskiego krajobrazu.
– Było to dokładnie to, czego szukaliśmy – opowiada Magda – miejsce, które miało swoją historię, wartość, zarówno architektoniczną, jak i naturalną. Wiedzieliśmy, że tutaj uda się nam stworzyć cudowne miejsce, w którym będziemy mogli oddychać pełną piersią, i które będzie naszą odskocznią. Codzienną, ale wyjątkową.
Świadomi swoich potrzeb Magda i Wojtek do rozbudowy i remontu domu podeszli z pasją. Zależało im na tym, żeby dom był przestronny, z jak największą liczbą okien, z tarasem, który będzie przedłużeniem salonu. Miał też być pozbawiony możliwie wszystkiego, co udaje, że jest naturalne – paneli imitujących drewno, oklein naśladujących kamień. Marzyły się im skrzypiące schody, drewniane podłogi, oryginalna cegła, tradycyjne tynki na ścianach z ich niedoskonałościami. Chcieli, żeby ich dom oddychał. Do realizacji swoich planów zaprosili serdecznego kolegę. Artur Gosk prowadzi własną, jednoosobową Pracownię Architektury i Urbanistyki Artur Gosk. Architekt wyznaje podobne co Magda i Wojtek wartości – kocha naturalne budulce i jest wrażliwy na dziedzictwo i efekty, jakie daje praca ludzkich rąk. Tworzy nowoczesne projekty bliskie naturze.
Z „falenickiej Baby-Jagi” pozostał parter i piwnica. Większość ścian działowych usunięto. Powiększono otwory okienne. Piwnicę pogłębiono. Cała reszta została rozebrana i odbudowana jako większa. Powstał duży, 78-metrowy taras, który od kwietnia do października pełni funkcję salonu i który Wojtek zrobił samodzielnie. Po części jest zadaszony, więc służy też jako jadalnia, w której ustawiono stół odziedziczony po babci, rattanowe fotele z lat 70., miękkie, nowoczesne pufy i mnóstwo roślin w donicach. To najważniejsza część domu zdaniem domowników. Parter z funkcją strefy dziennej pozostaje całkowicie otwartą przestrzenią. Jest tu kuchnia połączona ze spiżarnią, salon, jadalnia i wspomniany taras plus mała łazienka z prysznicem. Znajduje się tu również wejście z korytarza do garażu. Piętro to strefa osobista z sypialnią rodziców, w której Magda ma wydzielone miejsce do pracy, zainstalowano tu też otwarty prysznic – pomysł Wojtka, jest wyjście na małą loggię. Na górnej kondygnacji ulokowano również pokój córki oraz oddzielną łazienkę i pralnię.
W świeżo zakupionym domu na gospodarzy czekało wiele niespodzianek. Głównie w piwnicy, w której odkryto fotele z 50. i 60. oraz stary, zniszczony szezlong. Meble udało się odrestaurować i dać im nowe życie. Wraz ze skarbami, które zbierali jego domownicy, idealnie wpasowały się w nowe wnętrze. Marzeniem Magdy było wyposażyć dom w przedmioty niepochodzące z sieciówek. Przestrzeń wypełniły więc zdobywane przez nią na targach staroci i w sklepach typu vintage oraz dziedziczone: wazony, zastawa stołowa, lampy, książki. Wojtek również posiadał kilka mebli z lat 50. i 60., które sam odnowił. W wyremontowane wnętrza wpasowano wiele przedmiotów kupionych wspólnie do poprzedniego domu: stare, indyjskie skrzynie, lampy z lat 60., stare aparaty fotograficzne, obrazy, małe rzeźby, albumy o sztuce. Wszystkie te znaleziska pięknie prezentują się na tle białych ścian, drewnianej podłogi oraz odsłoniętego stropu Kleina z charakterystycznymi stalowymi belkami i cegłą kratówką wykończoną w białym kolorze.
– Stalowe belki są równoległe do naszych pasów z rąbka blachy na dachu, do desek na podłogach, na tarasie. Mimo połamanej bryły domu wszystko ma swój kierunek i porządek – mówi Magda.
Właściciele dobrze czują się we wnętrzach utrzymanych w jednolitej tonacji, z elementami, które widać, ale które nie są krzykliwe. Jak przyznaje właścicielka, najlepiej działają na nią kolory ziemi i naturalne surowce wprowadzające do wnętrza harmonię, która znacząco przekłada się na jej samopoczucie. Wystrój wnętrz domu pozostaje poza trendami. Jest osadzony na osobistym wyczuciu przestrzeni i estetyki. Znajdziemy tu ceramiczny kubek z małej artystycznej pracowni, lnianą pościel i serwety, kamienne podstawki pod garnki, kamionkowe naczynia, abażury z miedzianej blachy, czy blat kuchenny z recyklingowanego prasowanego papieru. Jest też barek z litego, starego drewna.
- Więcej o:
Aranżacja wnętrz 250-metrowego domu w Łodzi
180-metrowy apartament na warszawskiej Białołęce z nagrodą European Property Awards
Nowoczesny apartament w Krakowie - projekt Mango Investments
Aranżacja mieszkania na wynajem w Tarnowie
Dom pokazowy w inwestycji Borowiecka Park - wnętrza projektu Decoroom
Wrocławski apartament pełen stylu i elegancji
Betonowy domek w górach – surowa elegancja w sercu natury
Kompaktowe mieszkanie na warszawskim Grochowie: funkcjonalność i styl w jednym