Historia sukcesu marki Moooi
Zamiast urządzać wnętrza - intrygują. Zamiast dekorować - skłaniają do refleksji. Projektanci pracujący dla holenderskiej marki Moooi stworzyli więcej niż markę. To pomysł na współczesne wnętrza, w których swobodnie mieszają się inspiracje i style.
Nazwa: Moooi
Rok powstania: 2001
Założyciele: Marcel Wanders i Casper Vissers
Siedziba: Amsterdam
Paradoks - to słowo chyba najlepiej oddaje charakter marki Moooi. Bo jej twórcy z jednej strony bujają wysoko w obłokach, z drugiej zaś mocno stąpają po ziemi. Śmiało patrzą w przyszłość, ale chętnie czerpią z motywów historycznych. Fantazjują, a jednocześnie tworzą przedmioty stricte użytkowe (choć o niespotykanych kształtach). I jeszcze ta nazwa! Po holendersku "mooi" znaczy "piękny", ale nazwać tak firmę byłoby banalnie. Wystarczyło dodać jedno "o", by marka stała się intrygująca. Przyciągająca uwagę nazwa to jeszcze nie wszystko, co niezbędne, by firma odniosła sukces. Gdy jednak na jej czele staje dwóch charyzmatycznych szefów, prawdopodobieństwo, że się uda, znacząco wzrasta.
Bez kompromisów
Marcel Wanders (projektant i dyrektor kreatywny) oraz Casper Vissers (prezes odpowiedzialny za biznesowy aspekt przedsięwzięcia) od początku, czyli roku 2001, postanowili, że będą wyrastać ponad przeciętność. Prawda jest również taka, że wściekle ambitny Wanders nie cierpiał na nadmiar zamówień. W 1988 roku ukończył z najwyższym wyróżnieniem Instytut Sztuk w Arnhem, niestety jedyną osobą, która chciała produkować meble projektu młodego holenderskiego designera był włoski przedsiębiorca Gulio Cappellini. I choć uchodzi on za guru w skomplikowanym świecie designu i o współpracy z nim marzą wszyscy ci, którzy wstępują na drogę przygody z wzornictwem, to jednak Wanders czuł, że jego potencjał jest znacznie większy niż potrzeby marki Cappellini. Tymczasem wszyscy zachwycali się jego pracami, niektóre od razu trafiły do muzeum, jednak to w żaden sposób nie zaspokajało ambicji projektanta. Na wdrożenie czekały wazony Sponge i Egg (Gąbka i Jajko, do dziś bestsellery marki), a także lampa Big Shadow. I tak Wanders, tworząc sobie miejsce pracy, niejako przy okazji stworzył jedną z najważniejszych designerskich marek świata.
Na tropie talentów
Dziś Moooi znane jest jako firma, która chętnie daje szanse młodym. Przykłady? To oni odkryli grupę Front, szwedzki, żeński tercet projektowy, który zasłynął lampą Horse - rzeźbą konia naturalnej wielkości z abażurem na głowie. Ich debiut okazał się spektakularnym sukcesem i utorował projektantkom drogę do współpracy z najsłynniejszymi europejskimi markami. W Moooi debiutował Maarten Baas, którego seria Smoked, spalonych, a następnie utrwalonych żywicą mebli w zaledwie kilka lat zyskała status ikony designu. Tutaj rozgłos zyskało Studio Job, ekscentryczny duet, wciąż projektujący dla Moooi jednocześnie zaś rozwijający indywidualną karierę. To również Marcel Wanders odkrył Nikę Zupanc, zmysłową i prowokującą projektantkę, która jakby na przekór swojemu wizerunkowi dla Moooi stworzyła pastelowe, delikatne i dziewczęce lampy Lolita.
Wymieniać można by jeszcze długo, bo Wanders i Vissers byli brawurowo odważni w powierzaniu debiutantom kolejnych zleceń. Używam czasu przeszłego, gdyż we wrześniu 2015 roku Vissers zrezygnował z funkcji prezesa. Obecnie trwa okres przejściowy w przekazywaniu obowiązków nowemu szefowi, Robinowi Beversovi. Ten ostatni przez dziesięć lat kierował osobistym biurem projektowym Marcela Wandersa. Pytany, jaki jest jego patent na ujarzmienie projektanta, odpowiada, że żaden: "Pracując z kimś takim jak Marcel, musisz akceptować to, co przynosi dzień, podążać za tym, co się dzieje. To właśnie jest esencja tworzenia biznesu kreatywnego". Dodaje też, że w żaden sposób nie zamierza ograniczać artystycznego rozwoju młodych projektantów, natomiast zadba o to, by w firmie panował porządek. Jego praca będzie zatem rozpięta między twórczym chaosem, a próbą uporządkowania rzeczywistości. Jak mu pójdzie, zobaczymy.
Konkurencja na kolanach
Corocznym targowiskiem próżności w świecie designu są targi w Mediolanie, wszyscy tam prężą muskuły, natomiast Moooi od kilku lat rzuca konkurencję na kolana. Zamiast wynajmować boksy na terenach targowych, trzy razy z rzędu prezentowali swoje nowości na modnej Via Savona. Cechą charakterystyczną tych inscenizacji była współpraca z gwiazdami współczesnej fotografii. Ich wielkoformatowe zdjęcia były równie ważne jak meble. W 2014 roku o ekspozycji Moooi pisano, że to "haute couture designu". W kolejnym również zasługiwała na to miano. Skomponowana była bowiem niczym kolekcja mody, z dopracowaną w każdym szczególe scenografią, idealnie wykonanymi meblami (tu nikt nie krzyczy "Nie siadać", jak zdarza się to na niektórych stoiskach) oraz nieco tajemniczą atmosferą. W Moooi wiedzą jak stopniować napięcie i robią to przy każdej nadarzającej się okazji.
W ciągu piętnastu lat działalności firma osiągnęła rozmiary światowego gracza. W USA odnotowała ostatnio wzrost rzędu 700 (tak, siedmiuset) procent! Przy tak nietypowej ofercie, to nie lada sukces. Może receptą jest to, że Wanders bez wytchnienia ciśnie swoich współpracowników, by wciąż poszukiwali nowych środków wyrazu? Ktoś, kto chce odtwarzać ograne tematy, nie ma w Moooi szans. Tutaj projektowanie przypomina nierówną walkę z czasem. Wprawdzie jeszcze nie udało im się go dogonić, ale wciąż łapią króliczka. A nie! Już złapali! I zrobili z nieboraka niedużą lampkę stołową.
- Więcej o:
- wyposażenie wnętrz
Paryska firma z polskimi korzeniami
Akademia designu: niezwykłe tapety australijskiej projektantki
Polski stół - nowa inicjatywa trzech firm
Krzesło dla niej i dla niego
Philippe Starck zaprojektował AGD dla Gorenje. Wywiad
Jaką pościel kupić? Modne komplety do sypialni
Zwierzaki w domu: pod papugami
Tropikalna wyspa w salonie