Gospodarz docenia urok wiekowych kamienic. Twierdzi, że tylko one mają niepowtarzalny klimat. Dlatego kiedy jakiś czas temu szukał swojego pierwszego samodzielnego mieszkania, interesowały go wyłącznie te, które znajdowały się w starym budownictwie. Miał dużo szczęścia. To, o czym marzył, znalazł na Krzykach - zielonej dzielnicy Wrocławia. Miejsce niemal idealne, ciche i spokojne. Ogromne znaczenie miał również fakt, że z kamienicy jest zaledwie kilka kroków do Studia Urody, którego Grzegorz, stylista fryzur, jest współwłaścicielem. Wnętrze o powierzchni 55 met rów kwadratowych (taki metraż gospodarz uznał za odpowiedni dla swoich potrzeb) miało tylko jedną, za to zasadniczą wadę - nadawało się do generalnego remontu. Bez nadmiernej przesady można powiedzieć, że było kompletnie zapuszczone. Do wymiany nadawało się praktycznie wszystko - od podłogi i okien począwszy, a na całej instalacji elektrycznej skończywszy. Niezwykle przygnębiające wrażenie robiły brudne podrapane ściany i zniszczone sanitariaty. Co więcej, w mieszkaniu nie było nawet centralnego ogrzewania, jego funkcję pełnił piecyk typu koza. Od początku nad przeobrażeniem wnętrza czuwali przyjaciele Grzegorza: Marta Kramarczyk-Mrugała (projektantka wnętrz) i Sebastian Kubiak (projektant... mody). Dzięki temu, że ta trójka doskonale się znała i rozumiała, współpraca układała się znakomicie. To z kolei wpłynęło na szybki postęp prac. A było ich - nie tylko tych typowo remontowych - co niemiara. Projektanci dodatkowo zaproponowali bowiem poszerzenie wejścia do pokoju dziennego, powiększenie kuchni kosztem sypialni oraz wyburzenie ściany oddzielającej przedpokój i kuchnię (po niej pozostała tylko wąska ścianka pełniąca funkcję głównie dekoracyjną). Te zmiany miały za zadanie powiększyć optycznie przestrzeń. Po kilku miesiącach udało się ukończyć remont i można było zająć się aranżacją wnętrz. Grzegorz lubi kontrasty, uznał więc, że wiekowe mury będą idealnym tłem dla nowoczesnego designu. Zasugerował surowy, oszczędny wystrój. Czyli - metal i szkło, raczej chłodna kolorystyka, a do tego minimum sprzętów. Cóż, teoria teorią, a życie życiem. W krótkim czasie pomiędzy zimnym szkłem i metalem zaczęło się pojawiać ciepłe drewno. Obok nowoczesnych sprzętów stanęły nobliwe starocie - zarówno rodzinne pamiątki (np. secesyjne meble po babci), jak i wyszperane na pchlich targach. I okazało się, że tak różne stylowo wyposażenie nie musi powodować dysonansu. Mieszkanie Grzegorza ciągle pozostaje pod artystyczną opieką Marty i Sebastiana. Tradycją trojga przyjaciół stały się wspólne niedzielne wypady na wrocławską giełdę staroci. Dodajmy: wypady niezwykle owocne, bo udało im się tam wypatrzyć niejeden oryginalny drobiazg.