Berlińskie bloki
Gdy przyjeżdża się do Berlina, warto wiedzieć, co to jest Plattenbau. Można się na niego natknąć w galeriach sztuki, można o nim przeczytać w gazetach. A przede wszystkim można go zobaczyć w każdej wschodniej dzielnicy miasta
Do Maliki i Donalda prowadzi niski, ciemny korytarz. Wrażenie nieco piwniczne, mimo że to dziesięć pięter nad ziemią, ale już patrząc z okna ich pokoju, widać obok kopuły katedry berlińskiej gmach Starej Galerii Narodowej, dalej - dachy Uniwersytetu Humboldta. To centralna dzielnica Berlina Wschodniego - Mitte - gdzie socjalistyczne wieżowce z betonusąsiadują z przedwojennymi kamienicami. Tutaj i w dzielnicy obok - Prenzlauer Berg, która jeszcze przed zjednoczeniem Niemiec określana była jako "berliński Montmartre" - zaczęła się moda na Berlin Wschodni.
Do Mitte przyjechali z Berlina Zachodniego w 1990 r. To początki migracji wszelkiej maści odkrywców, którzy powoli napływali do zaniedbanych dzielnic na wschodzie. Jednak przez ówczesnych pionierów bloki omijane były z daleka. Większość osiedlała się w zrujnowanych kamienicach idealnych dla artystycznego światka. Malika, producentka filmowa, i Donald, scenograf teatralny i filmowy, okazali się bardziej pionierscy. 16-piętrowy budynek o 350 mieszkaniach był dla nich namiastką wielokulturowych bloków we francuskich miastach, gdzie zawsze chcieli mieszkać. Kojarzył się z ulubionym filmem - "Zaćmieniem" Antonioniego.
Mieszkanie stało puste przez kilka lat. Z odklejającymi się tapetami poszło łatwo, kiedy zaczęli zmieniać podłogi, zaczęły się kłótnie z sąsiadem z dołu. Wstawili się za nimi sąsiedzi mieszkający obok. Dzięki jednej linii telefonicznej przypadającej wtedy na dwa mieszkania byli z nimi w dobrych stosunkach. W łazience był jeden kran, który przesuwało się albo nad wannę, albo nad umywalkę. Chcieli go zachować, ale w trakcie remontu całego bloku nie dano im wyboru. Z kolei żeby wyburzyć ścianę między pokojami, musieli długo pertraktować z administracją. Zgodę w końcu dostali.
Wkrótce za nimi przybyli następni. W bloku pojawiła się para z Holandii, potem z Australii, kolejni Niemcy z zachodu. Zrobiło się modnie, pionierzy nakręcili koniunkturę. Od lat 90. czynsz w bloku wzrósł średnio o 200 euro.
We Friedrichshain, dzielnicy położonej nieco dalej na wschód, bloki cieszą się mniejszą popularnością. Tym lepiej dla tych, którzy kamienice "odnowione na śmierć" (todrenoviert), jak niektórzy określają odrestaurowane centrum Berlina Wschodniego, mają w głębokim poważaniu.
Erik wyprowadził się z modnego Prenzlauer Berg w 1998 r. Kiedy w nowym mieszkaniu odwiedzają go przyjaciele z Nowego Jorku, patrzą na niego podejrzliwie, wietrząc milionera w przebraniu artysty. Dwupoziomowe mieszkanie z czterema pokojami, z przeszkloną pracownią i tarasem na dachu 11-piętrowego budynku? W kapitalistycznym kraju malarzom nie zdarzają się takie okazje. Na nic zdają się tłumaczenia, że to przecież 30-letni Plattenbau, że cztery lata temu administracja z trudem znalazła chętnych, że koledzy z Mitte nie mogą tu nawet trafić.
Erik rozpoczął medialną modę na swoje mieszkanie z premedytacją. Nakręcił o nim film wideo, osiedle i blok pojawiły się w jego obrazach, serię zdjęć pt. "Homestory" rozesłał do galerii i agencji wnętrzarskich. Artysta świadomy był jego modernistycznych korzeni. Walter Gropius, Le Corbusier, Frank Lloyd Wright - żeby wymienić tylko największych - mieli swój udział w propagowaniu idei prefabrykowanych domów. Wiedział więc, że współczesny design nie może nie ulec urokowi bloków.
Zazwyczaj najprostsze pomysły trafiają w sedno. Artysta posłuchał głosu architektury i zamiast wypełnić wnętrze stylem, odkrył jego styl naturalny. Pozbył się tapet i zbędnych ornamentów, następnie zerwał tynki, by odsłonić beton. Do tego pojedyncze sprzęty z epoki Plattenbau znalezione na pchlich targach i mieszkanie przemówiło własnym głosem. Usłyszano go w japońskiej redakcji "Esquire", w amerykańskim "New York Timesie", w niemieckim "Der Spiegel". Każda z gazet opublikowała artykuł o berlińskiej modzie na wielką płytę. Do drzwi Erika zapukały znane firmy - Coca-Cola i Mövenpick - z propozycją nakręcenia u niego swoich reklam.
Dziś Erik przyznaje, że jest już swoim mieszkaniem zmęczony. Podobnie jak administracja domu, która zakazała udostępniania jego mieszkania kolejnym ekipom filmowym. Nowym motywem przewodnim obrazów Erika są polowania i myśliwi.
Marzahn-Hellersdorf, 250 tys. mieszkańców, największe osiedle w Europie. Mówienie tu o modzie na bloki może uchodzić za nietakt. Poza betonowymi budynkami są tu jeszcze samochody.
15 procent mieszkań stoi puste, ze względów ekonomicznych niektóre domy są wyburzane. W 2001 r. trzech studentów berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych rzuciło wyzwanie władzom miasta. Twierdzili, że oprócz malowania elewacji i wyburzania bloków istnieje trzecia droga: "Plattenbau jest reformowalny".
Oddano im pusty blok, czyli 11 pięter, 55 mieszkań, 55 łazienek i balkonów, 90 pokoi, 121 okien, 330 drzwi, nieczynną windę i jedną linię telefoniczną. Do pomocy zaprosili 50 młodych architektów, projektantów wnętrz, fotografików, muzyków, artystów i aktorów z 17 uniwersytetów na świecie.
W bloku nie było ciepłej wody. Kanalizacja w łazienkach wymagała remontu. O podłączenie prądu musieli zadbać sami. Ich plan działania zakładał pozbycie się tradycyjnego podziału na mieszkania, co oznaczało wyburzanie ścian. Przestrzeń bloku podzielona została według pięter i wyznaczonych im funkcji. Na pierwszym odbywały się wystawy. Na szóstym powstała oficjalna sala zgromadzeń (6 x 6 metrów, wyłożona sztuczną trawą). Na dziewiątym było kino. Większe imprezy - spektakle teatralne, wykłady, warsztaty - organizowano na 11. Osobne piętra budynku przeznaczono na części mieszkalne i pracownie.
Do bloku przy Hellersdorf Strasse 173 zaczęli przyjeżdżać znani profesorowie na wykłady o sztuce i architekturze, dom odwiedzali dziennikarze, odbywały się spotkania z okolicznymi mieszkańcami. Z wielu projektów nie udał się jeden. Nie znaleziono sposobu, jak wciągnąć na dach pomarańczową łódź rybacką. Organizatorzy pokazali jednak, że w krótkim czasie (projekt trwał trzy miesiące) zapomniany blok na peryferiach miasta można zamienić w tętniący życiem ośrodek działań.
Z Berlina można przywieźć własny Plattenbau. Na nietypowe sposoby propagowania wielkiej płyty wpadli młodzi architekci. Kartonowe wycinanki, z których można skleić bury blok, sprzedały się w zjednoczonych Niemczech w kilkunastu tysiącach egzemplarzy. Z kolei karty do gry ze zdjęciami różnych wersji Plattenbau i ich danymi technicznymi są przez wielu uznawane za najlepsze źródło wiadomości o wschodnioniemieckich blokach.
- Więcej o: