Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Warszawski loft

Tekst: Lidia Pańków

Gdyby trafił się jej prawdziwy loft, wie tylko tyle, że zabrałaby tam prace znajomych artystów. Reszta ułożyłaby się sama

Wyraźne granice kolorów w czystej przestrzeni właściwie bez granic. Prostokąt ciemnobrązowy, biały, czarny, czerwony, zielony i szary. To podłoga, sufit i ściany. A między nimi kubiki szafek, sof i łóżka. Z lotu ptaka mieszkanie Ani Czarnoty wyglądałoby jak konstruktywistyczny plakat radziecki.

Dwie stalowe szyny na suficie jak fragmenty konstrukcji fabryki, mostu lub torów kolejowych wyznaczają podziały przestrzeni.

- Udajemy, że nie mieszkamy w bloku. Zaaranżowaliśmy loft - mówi Anka. Industrialne wnętrze powstało w apartamentowcu na Saskiej Kępie w Warszawie wbrew stylistyce luksusu.

Największa ściana pochlapana jest betonową zaprawą. Ale że ostatnią fascynacją Anki jest lamperia, pewnie zaprawa niedługo zniknie. Anka nowe pomysły wprowadza w życie natychmiast. Przywykła tak działać jako organizatorka imprez klubowych i miejskich. Pod koniec kwietnia z rzeźbiarką Asią Talejko na targi dizajnerów, kolekcjonerów i rzemieślników adaptowała dawne Państwowe Zakłady Optyczne. Jak w ciągu trzech dni czytelnie oznaczyć 20 tys. m kw? - zastanawiały się dziewczyny. Najlepszy pomysł okazał się pomysłem najprostszym. Różowa linia na ziemi wyznaczyła drogę między labiryntem przemysłowych baraków.

Ozdabia tym, co akurat ma pod ręką - fotosami z magazynów mody, czarną reklamówką, jedwabnymi krawatami (reklamówkę i krawaty powiesiła na ścianie jako obiekty). Plastikowego ludzika przyczepiła do przewodów elektrycznych wystających ze ściany. - To moje alter ego - oznajmia Anka. - Zawsze pod wysokim napięciem.

Na międzynarodowe warsztaty dla artystów poświęcone recyklingowi w Roubaix we Francji zabrała worek zabawek z praskich lumpeksów. Na zabawkach zrobiła napisy - zabawki zamienione w ten sposób w obiekty sztuki przywiozła z powrotem do Polski.

Szklany barek w kuchni służy także jako toaletka. Stół do pracy zamienia się w stół jadalni.

'Czasem nas to męczy - przyznaje Anka. - Mąż chce oglądać telewizję, ja siedzę przy komputerze. Bywa, że chcemy narysować linię taką jak na szkolnej ławce. I oddzielić kreską to, co moje, od tego, co twoje'. Ale dźwięki i tak dalej by się mieszały. Bo tak jak przy budowaniu każdej utopii najpierw trzeba było zburzyć. Anka ze Zbyszkiem i przyjacielem architektem przestali dopiero wtedy, gdy otworzyła się perspektywa na trasie balkon - okna po przeciwnej stronie.

Plany nakładają się na siebie. Wchodząc do mieszkania, wchodzi się na dwie białe sofy stojące na środku salonu, oparte o siebie plecami (metafora relacji mąż - żona). Przez czarną ramę z metalowych szyn, podpór i barku najpierw widać czarno-białe pasy na drzwiach do łazienki (to jedyne w domu drzwi oprócz wejściowych i są dokładnie na wprost wejścia; powstały na wzór drzwi w wolskim Fotonie - burzonych właśnie Warszawskich Zakładów Fotochemicznych, gdzie Anka bywała na próbach znajomej kapeli), potem białe szafki kuchenne. Jeszcze dalej po prawej stronie przejście do sypialni, a po lewej - do pokoju dzieci.

- Mam w nosie feng shui - deklaruje Anka. Nie boi się, że dobrą energię domu wypłukuje centralnie umieszczony sedes. Nie martwi się, co odbija lustro. Nie hoduje 'dobrych' roślin (ani żadnych innych).

Podczepione do metalowych wieszaków na ubrania papierowe żyrandole Anka pogniotła tak, by papier wyglądał jak napompowany. Każdy z rodziny coś wytwarza - mąż skleił klosz z pocztówek (ale jego miejsce zajął już jeden z żyrandoli Anki), sześcioletni Ignacy ze starej karimaty uszył lampę-robota i czachę, na którą w przedszkolu posypały się zamówienia. Zapędy grafficiarskie Ignacego i młodszej o rok Leny widać w ich pokoju - nad białą półką fosforyzują smoki, UFO, trupie czaszki namalowane z własnoręcznie wykonanych szablonów. Wrodziły się w mamę. - Moją największą inspiracją jest miasto - mówi Anka. - Na prowincji popadam w letarg. A mieszkanie to dla mnie miejski krajobraz w pomniejszeniu

    Więcej o:

Skomentuj:

Warszawski loft