Willa Warszawa
Zabił okna i drzwi. Szpary pozatykał szmatami. Żonie, śpiewaczce, zakazał śpiewać. Do pracy nad teorią rdzenia antropicznego potrzebował absolutnej ciszy
Opowieść o Antonim Moniuszce mogłaby się zaczynać jak opowiadanie grozy Edgara Allana Poe, jak historia Sinobrodego. Tyle że to ponoć nieprawda, że zamknął się na starość. Owszem, ograniczył życie towarzyskie i rodzinne, by pracować nad pismami metafizycznymi. A że zakazał śpiewów? To plotka rozsiana przez zięcia Moniuszki. Chociaż?
Na półce w willi nadal leżą niedokończone zapiski, m.in. do książki 'Nienasycenie i opór'. Z tych fragmentów poznajemy koncepcję człowieka jako bytu dynamicznego, ogarniętego nienasyceniem poznawczym i wciąż zmagającego się z oporem. Nienasycenie miotało Moniuszką - pisał książki o ekonomii, sztuce, polityce i filozofii. Rzeźbił, rysował i malował. Miał fabrykę barwników. Zaprojektował najniezwyklejszy dom w Warszawie, w którym stworzył salon artystyczny i naukowy funkcjonujący poza państwowym obiegiem. W każdej dziedzinie napotkał opór.
Zmysły wypełzły Moniuszce na usta, gdy Irena ukazała się na wąskich schodach prowadzących z garderoby ich sypialni wprost na scenę w podziemiu. Patrząc na nią, oddalił rozmyślania o człowieku jako bycie dynamicznym. Cały był uczuciem do tej pięknej, eleganckiej kobiety. Przybyli filozofowie i artyści zamilkli, gdy rozległy się pierwsze dźwięki fortepianu i niebiański głos wypełnił piwnicę. Na policzkach Moniuszki wykwitły rumieńce, każdy dźwięk dotykał go jak czułe palce. Lubił wszakże i seminaria naukowe, które zwykł urządzać w tym pokoju, i wystawy własnych prac, ale najbardziej lubił, gdy na scenę wychodziła Irena. To dla niej wybudował scenę w piwnicy. Gdy skończyła, z dumą obserwował, jak zacne grono warszawskich i zagranicznych gości woła: 'Brawo! Brawo!'.
Tak mogłaby się zaczynać powieść matki pani Ireny - Heleny Mniszkówny, autorki romansidła 'Trędowata'.
Dom Antoniego Moniuszki we wszystkich opracowaniach nazywany jest modernistycznym. A przecież błądząc jego ciemnymi, krętymi korytarzami i zaglądając w zakamarki, obchodząc pokoje o nieregularnych kształtach, zapytać trzeba, gdzie podział się funkcjonalizm. Jakie szaleństwo rządzi tą metodą?
Moniuszko zdaje się raczej pierwszym postmodernistą. Jego dom skonstruowany jest według zasad, na jakich Borges konstruuje swoje opowiadania, bardziej według metafory ogrodu z rozwidlającymi się ścieżkami, bardziej jak Cortázarowska gra w klasy niż jak matematyczne, czyste obrazy Mondriana. To labirynt, w którym skazani jesteśmy na błąkanie się. Przypomina kłącze - jest organiczny, zanurzony w mroku, nie ma w nim hierarchii, jest jak żywy organizm - połączone ze sobą komórki tworzą żywą tkankę. Nie jest linearny, logiczny, spójny, nie tworzy jednej opowieści. 'Drzewo narzuca czasownik »być «, zaś kłącze ma jako pasmo koniunkcję »i.i...i...i. «' - piszą Deleuze i Guattari.
Tak mogłaby się zaczynać trochę pretensjonalna praca byłej studentki anglistyki, która na tyle niedawno przeczytała zbyt wiele teorii literatury i krytyki, by chcieć je stosować, gdzie się da.
'Modernistyczny dom ukryty w zaroślach, wciśnięty pomiędzy państwowe urzędy, fabryczki i hale targowe stoi na ulicy Barskiej od 1949 r. Należy do rodziny Antoniego Moniuszki - prawnika, matematyka, filozofa, artysty i fabrykanta w jednej osobie - oraz jego żony Ireny (...) Początkowo koło domu, tam, gdzie dziś wznoszą się zabudowania zakładów farmaceutycznych, właściciel miał małą fabryczkę barwników przemysłowych, którymi, jak wspomina Zofia Rosińska, Polki farbowały sobie sukienki'.
Tak mógłby się zaczynać, a nawet tak się zaczyna tekst o willi i jej właścicielu na stronie internetowej galerii Raster, która w tym roku zorganizowała tam projekt artystyczny 'Willa Warszawa'. Przez tydzień dziesięć galerii z całego świata (Hotel, Ibid, Daniel Hug, plan b...) pokazywało tam swoich artystów. Były też przedstawienia teatralne ze sceny berlińskiej i koncerty.
Otwierasz drzwi. Trzeba wybrać - jedne schody biegną w górę, drugie w dół. Parteru nie ma. W każdym pomieszczeniu jest dzieło sztuki. Twoim zadaniem jest je odszukać. Niezależnie od tego, którą drogę wybierzesz, możesz być pewien - zabłądzisz. W tym domu trudno nawet wyczuć, kiedy jesteś wewnątrz, a kiedy na zewnątrz - znajdziesz na przykład pomieszczenie z przeszkloną ścianą, w którym właściciel zwykł grywać w tenisa. Zanim je dobudowano, zimą w tym miejscu wylewał lodowisko, by grywać ze swym szwagrem w hokeja.
Tak mogłaby się zaczynać instrukcja obsługi do gry komputerowej, która działaby się w domu Antoniego Moniuszki.
Działalność obywatela Moniuszki jest podejrzana. Ukończył studia prawnicze przed wojną. Brał udział w kampanii wrześniowej, a następnie walczył w szeregach Armii Krajowej. Po zakończeniu wojny nagle zarzucił karierę prawniczą, by oddać się działalności prywatnej. Kupił plac na Ochocie, by wybudować fabrykę barwników tekstylnych. Przygotowania naukowego i zawodowego nie miał - technologii produkcji nie znał, sprowadzał więc niemieckie podręczniki, by z nich uczyć się fachu. Działalność prywatnego przedsiębiorcy jest podejrzana i nie w duchu czasów. Przychylam się do projektu zamknięcia fabryki.
Tak mógłby zaczynać się dokument, który doprowadził do wyburzenia fabryki na Starej Ochocie.
'Dorobił się zrazu motocykla z przyczepą, w której podwoził nas do domów po seminariach profesora Kotarbińskiego, później warszawy, wreszcie poloneza. Pobudował się też skromniutko nieopodal placu Narutowicza na Ochocie, miał przy domu ogródek (w oczach lokatorów kwaterunkowych M2 była to rezydencja nieomal magnacka). A że zarabiał, choć niewiele, mimo wszystko lepiej niż asystenci i adiunkci filozofii, uważał za swoją powinność - a także przyjemność - urządzać u siebie przyjęcia, gdy zjawiał się na warszawskiej filozofii gość zagraniczny'.
Tak zaczynają się wspomnienia o Moniuszce profesora Jerzego Pelca w 'Studiach semiotycznych'.
Na początku był przerażający. Bałem się tego domu w dzieciństwie, łańcuchów pod sufitem (na których wieszano obrazy). A teraz? Już nie mogę słuchać tych jęków zachwytu, gdy oprowadzam po nim ludzi, tych okrzyków, że nigdy takiego domu nie widzieli - mówi wnuk Antoniego Moniuszki Wojciech Darkiewicz, prawnik.
Domu dziadka nie sprzedał, mimo że rodzinie brakowało pieniędzy na remont. Nie chcieli dopuścić do jego wyburzenia, co mogłoby się stać, biorąc pod uwagę lokalizację działki w centrum miasta. Przez pięć lat willa stała pusta, żyła własnym życiem. Teraz wnuk zamierza się tam przeprowadzić, w części mieszkać, w części prowadzić działalność kulturalno-społeczną. Plany są jeszcze nieprecyzyjne, ale mógłby tam być teatr, spotkania seminaryjne, stowarzyszenie integrujące różne środowiska.
Tak mógłby się zaczynać tekst w lokalnym dodatku napisany przez dziennikarza zaniepokojonego możliwością wyburzenia lub przebudowy słynnego domu.
- Więcej o: