Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Jaskiniowcy

Rozmawiała: Karolina Domagalska

Po drzewo chodziłam daleko. Wodę przynosiłam z fontanny. Znalazłam cały zestaw fajnych garnków i patelni, ktoś chyba robił porządki w kuchni

Z Ulą Zawadzką rozmawia Karolina Domagalska

Przez pół roku mieszkałaś w jaskini w Hiszpanii. Zbierałaś materiał do pracy badawczej na etnologii, którą studiowałaś?

Nie, (śmiech) po prostu podróż do Andaluzji była moim marzeniem. Po drodze, gdzieś w Pirenejach, dowiedziałam się, że w Granadzie ludzie mieszkają w jaskiniach. Gdy dotarłam na miejsce, nie znalazłam jaskiń. Myślałam, że wszystkich wygnano, i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Przenocowałam w jakichś bambusowych trzcinach. Następnego dnia spotkałam Niemca, który mieszkał w jaskiniach. Okazało się, że są bardzo blisko, tylko za wzgórzem, czyli za fasadą pięknych domów i restauracji - turystycznym wizerunkiem dzielnicy Sacramonte. Zaprosił mnie do siebie, do czasu aż się nie urządzę. Był wrzesień, a dużo osób z całej Europy przyjeżdża na zimę na południe Hiszpanii. Nie wyglądało na to, aby jakaś jaskinia była wolna. Ale nie wszystkie widać od razu, bo zasłaniają je agawy, opuncje figowe i eukaliptusy. Kiedy odkryłam swoją, od razu wiedziałam, że jest opuszczona, bo nie miała drzwi. Dowiedziałam się, że mieszkała tam Niemka, która wyjechała trzy miesiące temu.

Zabrałam się do sprzątania i odnawiania. Kupiłam worek wapna, ponieważ rozświetla i ma antybakteryjne działanie. Wymieszałam z żółtym pigmentem i pomalowałam swój pokój. Nie wiedziałam, że wapno jest żrące. Po kilkunastu godzinach pracy bez rękawiczek całe ręce miałam pokaleczone. Gdy zobaczył to pewien Hiszpan, powiedział mi, że wapno w reakcji z wilgocią sprawia, że rany jeszcze się pogłębiają. A ja cały czas je przemywałam! Całe szczęście, że miał specjalną maść, która pomogła w ich gojeniu.

Pierwsza noc w jaskini. Nie bałaś się?

Trochę tak. Ale głównie byłam podekscytowana. Już drugiego dnia znalazłam jaskinię z czterema pokojami i wielką kuchnią.

Mieszkałam tam przez pół roku z kocem w miejscu drzwi i nigdy nikt mnie nie napadł, nie obrabował, nic przykrego mnie nie spotkało. Czasami, gdy słyszałam jakieś szmery na zewnątrz - a w nocy w jaskini jest idealna ciemność - wyobraźnia zaczynała pracować. Ale miałam psa Nestę i wiedziałam, że w razie czego mnie obroni.

Szybko się wtopiłaś w tamtejszą społeczność?

Życie tam sprzyja zbliżaniu się do siebie, bo trzeba się nauczyć, jak przetrwać. Wszyscy są w zasadzie przyjezdni i szukają bliskości z innymi, bo nie mają swojego środowiska, swoich rodzin.

Skąd braliście wodę?

Z fontanny. Najbliższa znajdowała się niedaleko ekskluzywnych restauracji, przed którymi zatrzymywały się autokary z wycieczkami. A tu ludzie z jaskiń schodzili korowodem z kanistrami i z psami, myli włosy, prali ciuchy. Robiliśmy tam wszelkie ablucje. Nikomu to nie przeszkadzało oprócz Romów. Mówili, że to ich dzielnica, a my robimy zamieszanie. Ale zdarzały się też oznaki sympatii, na przykład gdy dźwigałam ciężkie rzeczy, to jeden ze starszych Romów mi pomagał.

Czyli na początku podstawą był kanister?

Dowiedziałam się pocztą pantoflową, w jakich restauracjach takie kanistry można dostać. Były to jednorazowe pojemniki po wodzie.

Jaki sprzęt był jeszcze potrzebny?

Piła albo siekiera do drewna. No i trzeba było skompletować sobie dobytek domowy: materac, koc, garnki, sztućce. Stół miałam ze skrzynek, na których położyłam jakieś tkaniny. Dwa tygodnie po przyjeździe znalazłam cały zestaw fajnych garnków, patelni i takich pierdół jak durszlak, wyciskarka do czosnku, na które zazwyczaj nie ma się kasy. Ktoś chyba robił porządki w kuchni. Dosyć szybko znalazłam też materac. Koce dostałam z Caritasu.

Miałaś sporo roboty.

Wbrew pozorom byłam tam bardzo zajęta. Wydaje się, że to jest takie próżniacze życie, a żeby się tam zorganizować z małą ilością pieniędzy i w prymitywnych warunkach, gdzie nie ma wody i elektryczności, to od rana do wieczora coś się robi.

Bardzo lubiłam poranki, bo miałam taki swój rytuał rozpalania paleniska i robienia sobie zielonej herbaty z miodem. Paliłam drzewem eukaliptusowym i oliwkowym, czasami liśćmi laurowymi i to wszystko bardzo ładnie pachniało. Brałam herbatę, skręcałam papierosa, wychodziłam przed jaskinię i patrzyłam, jak Sacramonte budzi się do życia. Niektórzy ćwiczyli jogę, tai-chi, zaspani kręcili pierwsze papierosy, robili sobie śniadanie. Romowie, którzy mieszkali koło mnie, wyprowadzali osły na łąkę, koguty piały, każdy żył swoim życiem, a jednocześnie wszyscy żyli tam razem.

Potem szłam po drzewo, a chodziło się daleko, ponieważ od 20 lat okolice były eksploatowane i trzeba było chodzić coraz dalej do lasu sosnowego i plantacji oliwek, które już nie owocowały.

I tak codziennie?

Nie, czasami mało paliłam, bo jadłam na mieście. Jak przychodzi pora deszczowa, to trzeba mieć drewno na dwa tygodnie. Gdy zabrakło chrustu, paliłam sklejkami ze skrzynek po pomarańczach. W jednym pokoju miałam składzik, bo i tak nie wiedziałam, co z tą przestrzenią robić. Chodzenie po wodę też zabierało trochę czasu, miałam w końcu 25-litrowy kanister do przytaszczenia. Najtrudniejszy był ostatni etap, około 50 metrów pod górę, ciężko było na wózku to wciągać. Żeby umyć naczynia, trzeba było zagrzać wodę i wynieść wszystko przed jaskinię. Sprzątanie w jaskini, takie codzienne czynności zabierały najwięcej czasu. Higiena była szczególnie ważna, nie można było dopuszczać, żeby resztki jedzenia się psuły, bo bakterie bardzo szybko się tam rozmnażają.

A toaleta?

Każdy miał koło swojej jaskini kilka kaktusów owiniętych jakąś matą bambusową, a w środku wiaderko.

Jak było z oświetleniem?

Na dzień podciągałam koc, który miałam zamiast drzwi. A wieczorem - świeczki, bardzo dużo ich spalałam. Kupowałam tanie, na metry.

Ogrzewanie?

Często sypiałam obok, u znajomych, którzy mieli dużą, siedmiopokojową jaskinię. W zimie było tam znacznie cieplej, między innymi przez solidne żelazne drzwi zasłonięte kocami oraz kominek. Gotowało się nie na palenisku, tylko na butli gazowej. Na podłodze była wylewka betonowa przykryta kocami i dywanami, a ja miałam klepisko. Śmialiśmy się, że u nich jest cywilizacja.

Jakie udogodnienia można jeszcze tam mieć?

U niektórych są prysznice na zewnątrz i woda ogrzewana w specjalnych kontenerach. Romowie mają prąd. W części jaskini trzymają zwierzęta, przed - parkują samochody, a ze ścian wystają anteny satelitarne. Mieszkają tam od XVII wieku, w XX zaczęli się stamtąd przeprowadzać, tam gdzie była bieżąca woda itd. W latach 60. jaskinie po nich zaczęli zajmować hipisi.

Do kogo należy ta ziemia?

Do miasta. Co jakiś czas pojawiały się pogłoski, że miasto ma z nami, anarchistami, zrobić porządek. Byliśmy totalną mieszanką, trochę ludzi z Argentyny, Maroka, Senegalu, Palestyny, Włoch, Niemiec, z ekskomunistycznych krajów, zewsząd. Miasto groziło, ale jakoś nic nie robiło, myślę, że dlatego, że mieszkańcy jaskiń stanowią koloryt Granady, atrakcję turystyczną. Byli wśród nas muzycy, mimowie, żonglerzy, osoby, które pluły ogniem. Sprzedawaliśmy swoje rękodzieło, organizowaliśmy wieczorne spektakle.

Czym najbardziej zaskoczyło Cię życie w jaskini?

Wszyscy, którzy mieszkali w jaskiniach - ja tego też doświadczałam - mówili o tym, że mają dziwne sny. Idealna ciemność, nad tobą są tysiące ton ziemi. Jest się zagrzebanym jak w grobie. Jednocześnie to taki trochę powrót do łona. W różnych kulturach ludzie tworzyli symboliczne powroty do łona matki, które wiązały się z rytualnym oczyszczeniem.

Dlaczego opuściłaś to miejsce?

To było piękne i ważne doświadczenie - jak spełnienie marzenia, snu. Ale gdy opanowałam życie od strony technicznej, poczułam znowu zew drogi. Zawsze kręciło mnie zaczynanie, tworzenie nowego miejsca, przystosowywanie do życia.

Gdzie jeszcze próbowałaś?

W barakowozie, tipi, busie i namiocie w Lesie Kabackim w Warszawie. Gdy miałam 18 lat, zamieszkałam tam z chłopakiem. Wytrzymaliśmy dwa tygodnie.

Od kiedy jestem mamą, tymczasowo osiadłam w Warszawie. Ale planuję wolontariat gdzieś za granicą, na który mogłabym pojechać z dwuletnim synkiem. Okazuje się, że są też oferty dla rodziców lub matek z dziećmi.

    Więcej o:

Skomentuj:

Jaskiniowcy