Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Dom nad jeziorem

Tekst Wojciech Stasiak

Właściciele długo szukali odpowiedniego miejsca nad jeziorem, by móc wznieść tam wygodny, obszerny, komfortowy dom dla siebie i przyjaciół.

Dom nad jeziorem
Dom nad jeziorem
zdjęcia YASSEN HRISTOV

METRYKA BUDYNKU

Projekt architektoniczny: architekt Marcin Klukowski; www.exterio.pl
Projekt wnętrz: Karolina Sierska-Ulikowska; www.yohomedesign.pl
Powierzchnia użytkowa domu: 410 m2
Powierzchnia działki: ok. 2,5 tys. m2

Wiadomo – jezioro ma swój zapach i swój smak… I przyciąga.

 – Od zawsze mieliśmy „słabość” do jeziora – przyznają bohaterowie tej historii.

Ich opowieść zaczyna się właściwie jeszcze na rodzinnej działce, z której korzystali, takiej z domkiem letniskowym, położonej właśnie nad jeziorem. Lubili ją, mieli nawet związane z nią piękne wspomnienia z dzieciństwa, więc gdy postanowili przymierzyć się do pomysłu postawienia całorocznego, wygodnego domu gdzieś nad wodą, spróbowali początkowo wpasować swoje plany właśnie w tę posesję. Niestety, nic tu nie pasowało do siebie, przede wszystkim ze względu na zbyt małą powierzchnię nieruchomości.

Nie było więc wyjścia, ruszyli w trasę.

– Poszukiwania trwały bodajże dwa lub trzy lata, podczas których odwiedzaliśmy różne polskie pojezierza – relacjonują. – Widzieliśmy wiele ciekawych parceli, ale zawsze wyskakiwała jakaś przeszkoda. A to gorszy dojazd, a to niełatwy dostęp do jeziora, brak mediów czy też hałas generowany przez motorówki.

Szukali czegoś, co nie zmusi ich do niechcianych kompromisów, więc wyrabiali kolejne mile. Mijał jednak czas i nic, zaczęli więc już trochę tracić nadzieję na powodzenie misji.

– Gdy byliśmy bliscy zawiesić poszukiwania, to właściwa działka znalazła nas – przyznają. – Podczas jednego z weekendowych wyjazdów na Pojezierze Kujawskie, w trakcie spaceru, trafiliśmy na idealną, niezabudowaną posesję. Urzekła nas tym, że miała bezpośredni dostęp do urokliwego jeziora i ładną linię brzegową.

Co ważne, miejsce to również nie było wolne od sentymentów związanych z ich życiem.

– Z tą okolicą też wiązało się wiele pozytywnych wspomnień z dzieciństwa, co dodatkowo utwierdziło nas w przekonaniu co do zakupu – mówią.

Pozostałe okoliczności również sprzyjały.

– W bezpośredniej bliskości jeziora brakuje ośrodków miejskich, co było dodatkowym atutem – wyliczają. – Z drugiej strony, do Torunia, Włocławka czy Inowrocławia można dotrzeć samochodem zaledwie w godzinę.

Na ogół, gdy dodatkowe możliwości dołożyć do głównych zalet, wiadomo, co robić. Oni też wiedzieli. Drogą kupna, weszli w posiadanie.

Debiutanci, choć z backgroundem

Od początku wiedzieli, że następnym krokiem będzie budowa.

– Można powiedzieć, że dom szykowany na tę działkę miał być naszym debiutem, bo od zawsze towarzyszyła nam jednak przede wszystkim zabudowa wielomieszkaniowa – mówią. – Nie da się jednak ukryć, że dzięki wspomnianej rodzinnej nieruchomości letniskowej mieliśmy wyrobiony pogląd na to, czego oczekujemy od nowego budynku. Jednocześnie, mimo dość sprecyzowanych oczekiwań, nie mieliśmy konkretnej wizji tego, jak nasz dom powinien wyglądać i być wkomponowany w działkę.

Na osobistej set-liście marzeń było jednak kilka pozycji obowiązkowych.

– Zależało nam na drewnianym domu, który oferuje dużo otwartej i jasnej przestrzeni – wyliczają. – Chcieliśmy, aby harmonijnie wkomponowywał się w otaczającą przyrodę i był neutralny energetycznie.

Całoroczność projektu była istotna, bo choć od początku oboje zdawali sobie sprawę z tego, że chcą dalej mieszkać na stałe w Warszawie i dom nad jeziorem będzie miał charakter raczej rekreacyjny, to jednak pragnęli móc z niego korzystać, kiedy tylko przyjdzie im na to ochota, o dowolnej porze roku.

– Pod względem funkcjonalnym priorytetami były dla nas otwierająca się na jezioro kuchnia z jadalnią oraz dobrze doświetlona siłownia, również wychodząca na wodę, czyli miejsce, które zachęcałoby do aktywności także poza sezonem.

Mając taki zestaw potrzeb, od razu odrzucili ideę zakupu projektu gotowego. To miał być dom całkowicie dla nich. Postanowili poszukać pracowni architektonicznej, która będzie otwarta na indywidualne podejście.

– Zaczęliśmy klasycznie, od rekomendacji znajomych – opowiadają. – Tak trafiliśmy na warszawskie biuro Exterio. Już od pierwszego kontaktu czuliśmy, że mamy z tymi ludźmi dobry flow. Projekty z ich portfolio były spójne z naszym gustem, a sama współpraca zapowiadała się bardzo obiecująco.

 

 

Projekt ponadczasowy

Dla tego terenu nie obowiązywał miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, więc budynek zaprojektowaliśmy, opierając się na decyzji o warunkach zabudowy, którą musieliśmy uzyskać dla inwestora. W pierwszej kolejności powstała koncepcja domu, a w drugim etapie nastąpiło uzgodnienie tych warunków z urzędem gminy. Udało się to zrobić tak, że odpowiadały w 100% założeniom koncepcji.

Forma domu była pomysłem naszej pracowni, choć otrzymaliśmy od właścicieli sporo inspiracji i finalny pomysł stanowił ich interpretację. Pomysł na bryłę wynikał również z potrzeby dopasowania domu do skali otaczającej zabudowy. Odnośnie do pomieszczeń oraz ich układu funkcjonalnego, klienci mieli bardzo sprecyzowane oczekiwania, które staraliśmy się spełnić. 

Proces projektowy rozpoczął się w wakacje 2020 r. Trwał do połowy roku 2022 r., kiedy rozpoczęła się budowa. W kolejnych etapach w ramach współpracy z inwestorami powstawały: koncepcja, warunki zabudowy, projekt budowlany oraz projekt techniczny wielobranżowy.

Koncepcja wzniesienia domu w ramach częściowej prefabrykacji, zgodnie z technologią płyt CLT, była ideą klientów. Prefabrykacja pozwala na szybszą realizację, niż gdy decydujemy się na technologię tradycyjną, a w przypadku budowy oddalonej od miejsca zamieszkania właścicieli to naprawdę duża zaleta. 

Po kilku latach od ukończenia inwestycji jestem bardzo zadowolony z efektów. Uważam, że w zgrabny sposób łączy nowoczesność z lokalnym klimatem miejscowości wakacyjnej. Cieszę się, że udało się zrealizować budynek w zasadzie całkowicie zgodny z projektem. Bardzo dobrze wspominam współpracę zarówno z klientami, jak i z wykonawcami. Wszystkie uzgodnienia były bardzo konkretne i sprawne.

architekt Marcin Klukowski, https://www.exterio.pl

Deszczem do mnie mów

– Rekomendacja od znajomych? To bardzo miło, choć nie znałem tej wersji – śmieje się szef i założyciel Exterio, Marcin Klukowski. – Z naszego punktu widzenia inwestorzy po prostu zgłosili się do nas i po spotkaniu w pracowni oraz omówieniu zamierzeń zdecydowali się na współpracę.

Niedługo później… spadł deszcz. Był jak znak.

– Już podczas pierwszej wizyty pana Marcina na naszej działce wiedzieliśmy, że jesteśmy w dobrych rękach – przypominają sobie właściciele. – Nie zważając na ulewny wiosenny deszcz, niespiesznie zaglądał w każdy zakątek działki, żeby wczuć się w jej klimat. Zaowocowało to koncepcją bryły, która nas urzekła. Udało się połączyć prostotę i estetykę z naszymi wymaganiami funkcjonalnymi.

Przemykając między strugami, architekt docenił walory posesji, w tym zapierający dech widok na taflę jeziora, jednocześnie jednak potwierdziły się jego podejrzenia, że wąski kształt parceli nie ułatwi mu zadania. Jak napisał potem w opisie projektu: „Usytuowanie większego budynku, który wtapiałby się w otoczenie i zapewniał niczym niezakłócony widok na nadwodny krajobraz, wydawało się nie lada wyzwaniem.”

– Forma domu była pomysłem naszej pracowni – przyznaje architekt. – Otrzymaliśmy jednak od właścicieli sporo różnorodnych inspiracji, dzięki czemu finalna koncepcja stanowiła ich interpretację. Od początku wiedzieliśmy, że dom ma pełnić głównie funkcję wypoczynkową. Ma być miejscem oddechu od miasta. W związku z tym główny nacisk położyliśmy na powiązanie domu z otoczeniem. Na połączenie pomieszczeń z ogrodem. Na stworzenie zadaszonych tarasów zewnętrznych. Zakomponowanie widoków z wnętrza na jezioro i na wygodne do niego dojście.

 

 

Widok z wewnętrznego ogrodowego dziedzińca na łącznik stworzony między obiema bryłami. Dzięki dwustronnym przeszkleniom pozostaje on maksymalnie transparentny, stanowiąc przy okazji swoisty „łapacz światła”. W głębi widoczna brama wjazdowa na działkę, a za nią, w oddali, zielone pola
Widok z wewnętrznego ogrodowego dziedzińca na łącznik stworzony między obiema bryłami. Dzięki dwustronnym przeszkleniom pozostaje on maksymalnie transparentny, stanowiąc przy okazji swoisty „łapacz światła”. W głębi widoczna brama wjazdowa na działkę, a za nią, w oddali, zielone pola
Zdjęcia: Yassen Hristov

Wrzuć, włącz, odczekaj

Dobry architekt działa jak sokowirówka. Wrzucasz pożądane przez ciebie składniki, a mechanizm pod prądem tak je miesza i komponuje, że otrzymujesz coś, co wprawdzie kojarzy się z punktem wyjścia, ale jednak stanowi zupełnie nową jakość.

Inwestorzy nie spodziewali się więc tego, co dostali, ale gdy już zobaczyli projekt, błyskawicznie im się spodobał. Działka długa a wąska, ukształtowana z lekkim spadkiem w stronę jeziora, stanowiącego dominantę krajobrazową tego miejsca, zrodziła w Marcinie Klukowskim pomysł rozbicia bryły na dwa równoległe i posadowione koło siebie dwukondygnacyjne obiekty o różnej długości, połączone w jednym miejscu strefą wejścia. Oba utrzymane w stylu nowoczesnych stodół, nieinwazyjne względem otoczenia, udanie wykorzystują zalety przestrzenne terenu i maskują ograniczenia. Wyglądają wręcz z pewnej perspektywy niczym dwie wysokie barki zsuwające się łagodnie w kierunku wody.

Zarówno skojarzenia stodolane, jak i marynistyczne z pewnością łączy jedno: drewno!

– Wspólnie z architektem wybraliśmy technologię  budowy domu CLT, czyli cross laminated timber, krzyżowo klejone drewno – mówią właściciele. – Pozwala ona na realizację dużych otwartych przestrzeni, pomimo wykorzystania drewna jako głównego budulca.

Z CLT wiąże się jeszcze jedno słowo klucz: prefabrykacja. W tej technologii na budowę zwozi się całe segmenty planowanego obiektu.

– Budynek powstał w bardzo ciekawej konstrukcji z prefabrykatów drewnianych CLT – tłumaczy Marcin Klukowski. – Na budowę przyjechały całe ściany, stropy oraz elementy dachu, wykonane z drewna klejonego w fabryce. Całość, wzmocniona ramami stalowymi, które są widoczne jako elementy wystroju wnętrza, została posadowiona na żelbetowej płycie fundamentowej. Drewniane elementy konstrukcyjne są również widoczne jako powierzchnie ścian i stropów we wnętrzach. Nie wymagają dodatkowych wykończeń. Wszystkie instalacje umieszczono we wnętrzach prefabrykatów.

Nauka działania domu

Wnętrza prefabrykatów, czyli ścian, stropów czy połaci dachowych, kryją jeszcze coś, co w przypadku domów jednorodzinnych dziś stanowi już przeważnie standard, ale dla budynków rekreacyjnych, zamieszkiwanych od czasu do czasu, wcale nie jest takie oczywiste. Ciepło.

– Odpowiednie rozwiązania dla domu użytkowanego okresowo są bardzo ważne, gdyż muszą uwzględniać konieczność szybkich a równocześnie ekonomicznych zmian temperatury we wnętrzach – wyjaśnia architekt. – W czasie nieobecności właścicieli budynek nie jest w pełni ogrzewany i wentylowany. Wprowadzany jest w „stan spoczynku”.

Podstawę właściwej izolacji cieplnej stanowi wspomniana płyta fundamentowa, chroniąca dom przed utratą temperatury od spodu, jak również odpowiednia izolacja termiczna ścian zewnętrznych i dachu, z przegrodami spełniającymi najwyższe standardy. Do tego dochodzi złota trójka energooszczędności, czyli: pompa ciepła (o mocy 16 kW, zintegrowana z 500-litrowym buforem), zaopatrująca dom w ciepłą wodę użytkową i tę do instalacji ogrzewania podłogowego, następnie wentylacja z rekuperacją, czyli z odzyskiem ciepła ze zużytego powietrza, wreszcie instalacja fotowoltaiczna, dostarczająca mieszkańcom energii solarnej.

Ta ostatnia, ze względu na imponujące rozmiary połaci dachowej, na której została zamontowana, przypomina właściwie minielektrownię.

– Rzeczywiście, jedna z połaci przekrycia jest pokryta dachem fotowoltaicznym o mocy 20 kWp – przyznają gospodarze. – Podejmując decyzję o stworzeniu dachu PV, nie robiliśmy jednak szczegółowej analizy opłacalności, m.in. dlatego, że system rozliczeń energii się zmieniał. Zależało nam przede wszystkim na uzyskaniu neutralności w ujęciu rocznym. Niestety, po zmianie sposobu rozliczeń instalacje PV stały się dużo mniej opłacalne. Nadwyżki prądu są sprzedawane raptem za ok. 25% ceny jego zakupu. Dlatego też zwiększamy autokonsumpcję.

Zużycie energii optymalizuje domowa automatyka.

– W trybie out-of-home automatyka stara się dostosowywać moment dogrzewania zewnętrznego jacuzzi czy samego domu do produkcji prądu – mówią. – Zakładamy, że niebawem ekonomicznie uzasadnionym stanie się montaż baterii.

Właściciele podkreślają, że ciągle uczą się funkcjonowania tego domu i szukają jak najlepszych parametrów ustawień poszczególnych instalacji, tak by przynosiły maksymalne oszczędności.

– Od początku zależało nam, aby dom był jak najbardziej neutralny dla środowiska – mówią. – Staraliśmy się minimalizować zapotrzebowanie na energię, oba budynki zostały więc zaprojektowane i wykonane w podwyższonym standardzie domu energooszczędnego. Było to pewnym wyzwaniem, biorąc pod uwagę duże przeszklenia oraz założenia funkcjonalne.

Czy są zadowoleni z całościowych efektów?

– Tak, gdyż zapotrzebowanie na energię potrzebną do ogrzewania jest zgodne z oczekiwaniami, a w rocznym ujęciu konsumpcja energii niemalże bilansuje się z jej produkcją. Obniża to znacząco rachunki za energię. Natomiast ze względu na specyfikę rozliczeń z firmą energetyczną pomimo bycia „net-zero” musimy jednak dopłacać za prąd. Zwłaszcza w grudniu i styczniu, gdy godzin słonecznych jest niewiele, a temperatury za oknem są niskie.

Salon w szerszym ujęciu. Na podłodze całej otwartej części dziennej leżą płytki gresowe, zaś na ścianach pełno drewna ujętego w stalowe elementy konstrukcyjne. Podobny kontrast materiałowy zastosowano w schodach na piętro, z dębowymi stopniami
Salon w szerszym ujęciu. Na podłodze całej otwartej części dziennej leżą płytki gresowe, zaś na ścianach pełno drewna ujętego w stalowe elementy konstrukcyjne. Podobny kontrast materiałowy zastosowano w schodach na piętro, z dębowymi stopniami
Zdjęcia: Yassen Hristov

Nie bać się… szafy

Te głupie strachy! Prawie każdy jakieś ma. W tym przypadku inwestorzy bali się, że we wnętrzach, w których zgodnie z technologią CTL każda ściana wewnętrzna jest przecież wykonana z drewna, będą czuli się, jakby mieszkali w szafie… Zwłaszcza tam, gdzie dominują pomieszczenia zamknięte, bo wiadomo, że nie w otwartej przestrzeni parteru części dziennej, złożonej głównie z połączonych ze sobą salonu, jadalni i kuchni.

Na szczęście za wystrój budynku od środka wzięła się odpowiednia specjalistka, która wszystkie lęki do szafy … schowała i zabrała się za urządzanie nowoczesnych, minimalistycznych, ale ciepłych, otwartych na otoczenie i rozświetlonych powierzchni, nadających temu domowi należny mu oddech.

– Za projekt wnętrz odpowiadała pracownia Yo Home Design, której szefowa, Karolina Sierska–Ulikowska, trafiła w nasze gusta i świetnie ograła duże przestrzenie – opowiadają inwestorzy. – Udało jej się też odpowiednio zapanować nad dużą ilością drewna. Lekkie rozjaśnienie drewnianych ścian, dodanie akcentów, tapet i luster – to wszystko dało wspaniały efekt!

W krótszym budynku, usytuowanym nieco bliżej linii jeziora, na parterze znalazła się oprócz wspomnianej połączonej, obszernej powierzchni salonu, jadalni i kuchni, sekwencja zgrupowanych obok siebie garderoby, pralni, spiżarni i gościnnego w.c. z prysznicem. Na piętrze urządzono dwie duże sypialnie, w tym jedną właścicieli, oraz łazienkę.

Drugie skrzydło, prawie dwa razy dłuższe, zawiera dużą siłownię, dwie gościnne sypialnie i łazienkę, a także oddzielony od reszty wiatą garażową, warsztat, zaś na górze antresole nad sypialnią i warsztatem.

Ulubione pomieszczenie?

– Ciężko je wskazać, bo w różny sposób korzystamy z domu w zależności od pory roku – przyznają gospodarze. – W lato uwielbiamy spędzać czas na tarasie, ale też wysypiać się w sypialni, gdzie przez otwarte okna wpada śpiew ptaków. Jesteśmy bardzo zadowoleni z siłowni, bo nawet jesienią czy zimą ma w sobie dużo naturalnego światła i przez to zachęca do treningów. Zimą i jesienią zdecydowanie więcej czasu spędzamy wokół salonu i kuchni, korzystając z klimatu tworzonego przez kominek. Doceniamy też możliwość „dogrzania” się w saunie, a następnie schłodzenia w jeziorze.

Zdaniem właścicieli

Technologię budowy domu CLT wybraliśmy wspólnie z architektem. Warto zaznaczyć, że wymaga ona dużej uważności oraz sprawnej komunikacji w fazie projektowania. Wiele decyzji podjętych na tym etapie – dokładny rozkład pomieszczeń, kanały techniczne, lokalizacja gniazdek etc. – jest bowiem trudnych do zmiany w późniejszych fazach projektu. Wynika to z tego, że całe duże fragmenty ścian są prefabrykowane pod konkretny projekt i później „tylko” składane na budowie.

Na szczęście współpraca z architektem układała się bardzo dobrze. Doskonale wyczuł on klimat miejsca i wsłuchał się w nasze potrzeby. Szybko otrzymaliśmy od niego koncepcję dwóch stodół, która bardzo nam pasowała. Sprawnie przeszliśmy przez kolejne etapy projektowania, wprowadzanie korekt czy też dostosowania wynikające z przyjętych rozwiązań technicznych. Również koordynacja pomiędzy architektem a głównym wykonawcą czy też branżowcami przebiegła wzorowo. Dzięki temu finalny efekt jest wyśmienity. Korzystamy już z domu kolejny rok i jesteśmy niezmiennie zadowoleni z przyjętych rozwiązań.

Trzeba przyznać, że wprawdzie kupiliśmy działkę z myślą o domu, ale nie mieliśmy z góry narzuconego harmonogramu inwestycji. Ze względu na brak obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego kwestie formalne, w tym ustalenie tego, co można na działce zbudować, zajęło sporo czasu – wręcz kilka lat! Etap projektowania był wymagający i trwał kilka dobrych miesięcy, bo wiele szczegółowych decyzji trzeba było dobrze przemyśleć i podjąć „wirtualnie” – ze względu na technologię CLT. Projektowanie i budowa zbiegły się w dodatku z pandemią, która jeszcze bardziej nas zmotywowała do szybkiej realizacji inwestycji, gdyż wówczas bardziej niż wcześniej doceniliśmy przyrodę i większą, prywatną przestrzeń życiową. Pierwszą łopatę wbiliśmy dopiero pięć lat po zakupie działki.

Naszym początkowym założeniem co do samej budowy było zakontraktowanie jednego generalnego wykonawcy do wszystkiego. I tu – już na samym początku – pojawił się problem. Pandemia Covid spowodowała bowiem, że ceny i dostępność materiałów zmieniały się z dnia na dzień. Trudno było „złapać” w jednym momencie możliwy do podpisania na jednej umowie cały zakres budowy. Wspólnie z wybranym przez nas głównym wykonawcą – firmą Multicomfort – zdecydowaliśmy więc o wydzieleniu części prac z kontraktu, aby nie wstrzymywać rozpoczęcia robót. W uproszczeniu mówiąc, główny wykonawca zbudował stan surowy zamknięty, a pozostałe instalacje czy też wykończenie były sukcesywnie przydzielane kilkunastu wyspecjalizowanym ekipom.

Musimy przyznać, że pomimo skali i skomplikowania inwestycji problemów było niewiele. W zasadzie tylko w jednej sytuacji – montażu kominka – musieliśmy bardziej interweniować i wymienić ekipę. Poza tym zdarzyło się kilka przez nikogo niezawinionych sytuacji, kiedy dostawy materiałów się opóźniały, czy też gdy dochodziło do kolizji prac i trzeba było przerabiać plan działań. Natomiast współpraca i zrozumienie pomiędzy różnymi (niezależnymi) ekipami było tak dobre, że z każdej tego rodzaju sytuacji udawało się wyjść obronną ręką i w efekcie projekt został ukończony o czasie. A warto dodać, że harmonogram budowy był ambitny. Płytę fundamentową wylano w sierpniu 2022 r., a wprowadziliśmy się do wykończonego domu już w czerwcu roku 2023 – czyli w dziesięć miesięcy zrealizowaliśmy wszystko „pod klucz”. Mamy teraz kilka solidnych ekip, które z czystym sumieniem dalej polecamy i z którymi pozostajemy w dobrych relacjach. Są to: generalny wykonawca, specjaliści od elektryki i automatyki, hydraulicy, wykończeniowcy, no i oczywiście architekt oraz projektantka wnętrz.

Właściciele
Ręka w górę, kto w pełni relaksowałby się na sofie pod konstrukcją przypominającą pułapki – filmów sensacyjnych. Właściciele zaś... zachwycają się prostotą, proporcjami i czystością formy tego żyrandola. Do zakupu zainspirowała ich projektantka wnętrz, Karolina Sierska–Ulikowska
Ręka w górę, kto w pełni relaksowałby się na sofie pod konstrukcją przypominającą pułapki – filmów sensacyjnych. Właściciele zaś... zachwycają się prostotą, proporcjami i czystością formy tego żyrandola. Do zakupu zainspirowała ich projektantka wnętrz, Karolina Sierska–Ulikowska
Zdjęcia: Yassen Hristov

Zieleń kontrolowana

No właśnie, w jeziorze. Nie sposób tu od niego uciec, a zresztą, prawdę mówiąc, nie ma w ogóle po co. Jezioro organizuje widoki z domu i poza nim, pozostając właściwie sercem całego założenia, choć leży przecież poza obrysem działki i należy do całej rozległej okolicy. Można by nawet pomyśleć, że specjalnie dla zachowania go na oku inwestorzy nie urządzili za domem jakiegoś większego ogrodu. Żeby nie zasłaniał.

Prawda jest jednak nieco inna. Odnośnie do ogrodu gospodarze mieli po prostu kilka swoich założeń, które konsekwentnie zrealizowali.

Wyliczają. Po pierwsze, prostota.

– Nie chcieliśmy przekombinować – mówią. – Stąd spora liczba traw i miskantów oraz akcenty kwiatowe, głównie hortensje.

Po drugie, chcieli mieć obszerny trawnik, „na którym można coś porobić”. Po trzecie, zamarzył im się nieduży sad owocowy. Po czwarte wreszcie, najbardziej rzucający się w oczy ogrodowy fragment niejako skondensowali w zupełnie nietypowym miejscu: między skrzydłami obu brył.

– Co ważne, ta bujna roślinność w przestrzeni pomiędzy budynkami zachowuje również część swoich walorów zimą, zwłaszcza zieleń – dodają.

Istotnym elementem projektu ogrodu, wykonanego przez firmę Garden Decor, była idea wyeksponowania istniejącej już roślinności, choćby blisko stuletniego głogu, znajdującego się między posesją a jeziorem, czy drzew usytuowanych na skraju parceli.

– Po grubo ponad dwóch latach od ukończenia inwestycji zieleń pięknie się nam rozrosła – przyznają główni zainteresowani.

Ponad dwa lata to już sporo. Można się w tym czasie z domem pokłócić, a nawet na niego obrazić. Nic z tego jednak nie miało miejsca.

– Ciężko nam wskazać choćby jakąś jedną rzecz, którą byśmy tu zmienili – mówią. – Jesteśmy bardzo zadowoleni z końcowego efektu. Wszystkie nasze potrzeby zostały zaspokojone.

Czas spędzają tu we dwójkę lub z rodziną albo przyjaciółmi. Niekiedy zjeżdża się nawet po kilkanaście osób, więc dom bywa dość intensywnie użytkowany. W ramach stylu rekreacyjnego wszystko działa bez zarzutów. Czy coś zmieniłoby się po regularnej przeprowadzce? Pewnie nie, ale tego się raczej nie dowiemy.

Planów na wyniesienie się z Warszawy cały czas brak.

    Więcej o:

Skomentuj:

Dom nad jeziorem