Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN

tekst: Ewa Maciąg zdjęcia: Wojciech Kryński, Magda Starowieyska, Darek Golik

Budynek Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN jest nowoczesny i przesycony dawnymi symbolami. Przepełniony atmosferą optymistycznego dziś i bogatego w odcienie wczoraj. W tym projekcie udało się oddać ducha i treść dawnych wydarzeń, ale też przenieść emocje czasów.

Ten budynek miał być dziełem sztuki. Profesor Rainer Mahlamäki, fiński architekt, wiedział, jakiego wyzwania się podejmuje, startując w konkursie na projekt muzeum Polin („polin” znaczy po hebrajsku „tu odpoczniesz”. Tak Żydzi nazywają Polskę). Miał stworzyć przestrzeń, w której można by opowiedzieć skomplikowaną historię polskich Żydów w sposób nowoczesny, czytelny i ciekawy. Założenia były proste: budynek mini malistyczny, wpisujący się w otoczenie zabudowy Muranowa. Mahlamäki wygrał konkurs i... - Spadła na mnie fala krytyki. Koledzy po fachu zarzucili, że moja koncepcja nie wyczerpuje 1000-letniej historii polskich Żydów. Przyznam, że niewiele wiedziałem o ich dziejach. Ale właśnie na tym polegała moja przewaga. To pomogło mi spojrzeć na temat świeżym okiem - tłumaczył. Wyobraził sobie spokojną, oszczędną bryłę.

- Szczególnie warta uwagi w tym budynku jest powściągliwość i jednocześnie trafność w wyrażaniu emocji - podkreśla prof. Ewa Kuryłowicz z pracowni architektonicznej Kuryłowicz & Associates, która współpracowała z Mahlamäkim przy tym projekcie. - Praca przy nim wymagała nowatorskich rozwiązań, cierpliwości i doświadczenia, no i odwagi. Tej na szczęście nikomu nie brakowało. Cieszę się, że nie zawiedliśmy Rainera i spełniliśmy do końca obietnicę, jaką dał mu Stefan (Kuryłowicz, założyciel pracowni - red.), dla które-go ten projekt był niezwykle ważny i który z pewnością nam patronował (to jest metafizyka, wiem, ale to muzeum pozwala na taki ton...) - mówi pani profesor.


Budynek, prostopadłościan o bokach długości 67 m i wysokości 21 m, miał w wizji Mahlamäkiego kojarzyć się z kryształem, stąd przeszklona fasada. Żelbetowe ściany z zewnątrz pokrywają panele z perforowanej blachy miedzianej i tafle szkła hartowanego (o wym. 0,44 i 1,70 m) zawieszone na lekkiej konstrukcji stalowej. Miedziane są węższe, ale równie wysokie, ułożone naprzemiennie ze szkłem i ustawione pod kątem prostym. Dzięki temu gmach wygląda z każdej strony inaczej: raz błyszczy, raz wydaje się przejrzysty. Tafle od wewnątrz są pokryte białym nadrukiem. To grafiki złożone z łacińskich i hebrajskich liter układające się w słowo „Polin”. Wewnątrz symboli jest oczywiście więcej, zadziwiające, jak zgrabnie wpisanych w architekturę i dekorację.


Bryłę budynku rozcinają niemal na całej wysokości 20 metrów dwie ściany. „Pęknięcie” i falująca powierzchnia ścian wg Mahlamäkiego symbolizują Yam Sufm, przejście Żydów przez rozstępujące się wody Morza Czerwonego do ziemi obiecanej. Budowa tego prześwitu wymagała postawienia wysokich na cztery kondygnacje pofalowanych żelbetowych ścian. Pomiędzy nimi znajduje się hol główny.

Z tymi ścianami wykonawcy mieli zresztą spory kłopot. Projekt zakładał spryskanie ścian betonem architektonicznym w kolorze piaskowca. Okazało się, że choć robotnicy wykonują natryski codziennie tak samo, efekt jest zdumiewająco różny: raz ściany wychodziły jaśniejsze, raz ciemniejsze. Winna była... pogoda. Temperatura powietrza albo wilgoć zmieniały warunki i wpływały na odcień schnącego betonu. Wykonano dziesiątki prób, kierownik budowy podobno czasem tracił humor, ale dziś ściany wyglądają dokładnie tak, jak miały wyglądać: ciepły odcień piaskowca, światło wpadające przez przeszklenia sprawiają, że wnętrze holu wydaje się przyjazne i otwarte.

Makieta Krakowa i?Kazimierza. Wielki owalny stół (42 m2) z?makietą miasta i?dzielnicy żydowskiej z?XVI?wieku. Dzięki interaktywnym ekranom można?je wirtualnie zwiedzić i?poznać funkcjonowanie gminy żydowskiej.Makieta Krakowa i Kazimierza. Wielki owalny stół (42 m2) z makietą miasta i dzielnicy żydowskiej z XVI wieku. Dzięki interaktywnym ekranom można je wirtualnie zwiedzić i poznać funkcjonowanie gminy żydowskiej.

Rozświetlona przestrzeń prowadzi do podziemnej kondygnacji, gdzie znajduje się serce muzeum - wystawa stała. Schodząc w dół, ulegamy sugestii zatapiania się w odległej historii. I tu zaczyna się spektakl. Ekspozycja nie organizuje się tylko wokół zbiorów (170 oryginalnych obiektów oraz 200 kopii, modeli i faksymile), lecz prowadzi zwiedzających, opowiadając o wydarzeniach. Osiem następujących po sobie galerii tworzy multimedialną opowieść. Wystawę zaprojektowała brytyjska firma Event Communications, a nad realizacją czuwało studio Nizio Design International. Za wykonanie ponad 180 elementów wystawy odpowiedzialna była Grupa Advertis, specjalizująca się m.in. w komunikacji wizualnej.


Projektanci chcieli, by zwiedzający nie tylko oglądali i słuchali, ale by wystawa zmuszała do myślenia i kojarzenia, a także rozpieszczała wyobraźnię. W efekcie jest festiwalem multimedialnych rozwiązań i oddaje nie tylko treść, ale też klimat i emocje tamtych czasów. Każdy element ekspozycji nawiązuje kształtem i fakturą do stylu danego okresu. To scenografia, ale ożywiona. Kilka przykładów. Za dotknięciem ekranu otwiera się na nim wnętrze żydowskiej karczmy. Idziemy ulicą do złudzenia przypominającą przedwojenną ulicę żydowską. Słuchamy w bożnicy kantora i rabina. Jest też panel dotykowy pozwalający poznać Torę (wbudowany w aron ha-kodesz, szafę ołtarzową służącą do przechowywania Pięcioksięgu). Wchodzimy do synagogi odtworzonej w skali niemal 1:1. Każda przestrzeń jest inna. W kawiarni „Ziemiańskiej” możemy usiąść przy stoliku, przy jakim pijał kawę Tuwim, przeczytać stary „Kurier Warszawski” i przy okazji rzucić okiem na ścianę, gdzie plączą się cytaty z poety i jego przyjaciół. W siedzibie Związku Literatów i Dziennikarzy można posłuchać (i zatańczyć!) przedwojennego tanga. Kilka kroków dalej - jesteśmy w żydowskim kinie. Dominują ciepła aura, lekkie dźwięki.


Następna sala - światło to zaostrza się, to ucieka, niepokoi - wystawa wkracza w trudne przedwojenne tematy. Kolory smutnieją, przestrzeń się kurczy. Potem docieramy do Zagłady, do gett, wywózek. Wnętrza stają się coraz bardziej mroczne, przytłaczają. Nagle stajemy w ciemnym korytarzu, podłoga ostro, metalicznie zimno skrzypi. To zardzewiała blacha, taka jak w wagonach kolejowych, na rampie. Na ścianach wzrok łapią zdjęcia z obozów. Znamy je doskonale z kronik filmowych, tu opatrzone słowami oprawców i skrzypieniem blachy nie wymagają żadnych dodatkowych opisów, by przemówić mocniej, dosłowniej. Przed nami jeszcze powojenne życie. Klimat lat 50., 60. oddany aranżacją wnętrza.

Wreszcie wychodzimy w rozświetloną otwartą przestrzeń, przed czystą ścianę do zapisania. Zmieniają się wyświetlane na niej cytaty ze współczesnych nam polskich Żydów. Życie toczy się dalej. Czas na smażonego po polsku karpia i lampkę izraelskiego wina w muzealnej restauracji Besamim. Potem zakupy w księgarni. Dwie godziny to za mało, by poznać to miejsce. Uczciwie - trzeba na to co najmniej kilku dni.

Skomentuj:

Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN