Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Pitsou Kedem: architekt, którego najbardziej ekscytuje biała kartka

tekst Maja Święcicka, zdjęcia Amit Geron, projekty Studio Pitsou Kedem

Pitsou Kedem prowadzi niewielką, ale prężną pracownię, która cieszy się uznaniem na świecie. Znany jest z pięknych, przestrzennych projektów. ?Praktykuję otwartość i serdeczność. I taka jest moja architektura!? - mówi.

Jak to się stało, że postanowiłeś założyć studio? Studiowałem w Londynie, w AA (Architects Association), po dyplomie wróciłem do Izraela, chociaż mogłem pracować w Barcelonie u Enrica Mirallesa. Studio otworzyłem od razu po powrocie, nie mając pojęcia o tym, jak powinno wyglądać prowadzenie własnej pracowni. Wiedziałem tylko, że jeżeli będę siedział przed komputerem, dłubiąc przemysłowe projekty dla dużych firm, to po prostu zgasnę. Szkoła była pełna wyzwań i ciekawych doświadczeń. Nie chciałem stracić tego rozpędu.

Czy któryś z pierwszych projektów okazał się przełomowy? Nie było jednego, przełomowego projektu. Od początku byłem niejako zmuszony do nieszablonowego myślenia. Trafiłem też w idealny moment. Izrael rozwijał się dynamicznie, pojawiało się sporo inwestycji i na rynku potrzebny był młody, świeży projektant. Chociaż zaczynaliśmy 15 lat temu, jeszcze do niedawna tak o mnie mówiono. Byłem wolny. Pierwsze cztery lata uważam za najlepsze. Zdobyłem reputację. Cztery lata temu dostałem propozycję pracy na Uniwersytecie w Haifie. W pewnym sensie wróciłem więc do szkoły i dzięki temu znów poczułem w sobie tę młodzieńczą energię, dzięki której udało mi się wystartować.

Po 15 latach działalności jesteście już znani także poza Izraelem, jednak twoje studio jest wciąż niewielkie. Tak, przez cały ten czas pracujemy jako zespół 11 architektów. Nikt od nas nie odszedł.

Jak ci się udało zatrzymać wszystkich? To jak Hotel California, nigdy nie możesz wyjechać! (śmiech). Ci ludzie są dla mnie jak rodzina, choć niełatwo jest utrzymać przy sobie tyle osób. Trzeba reagować na ewentualny problem, zanim się pojawi. Staram się dawać im wiele okazji do zaprezentowania siebie i swojej pracy. Wszystkie projekty w naszej pracowni są podpisane nazwiskami projektantów, którzy za nie odpowiadają, nie tylko logo studia. Nie chcę, żeby ktokolwiek został w cieniu albo miał poczucie, że się nie rozwija. Kiedy szukałem ludzi, którzy mogliby powiększyć zespół, nie spieszyłem się. Oczekiwałem nie tylko umiejętności, ale też charakteru. Potrzebne były osoby zrównoważone, inteligentne, z mocnym portfolio, pasją i siłą przebicia. To bardzo ważne, żeby czuły się dobrze w grupie. Indywidualiści mogą być świetnymi ludźmi i architektami, ale nie są wystarczająco skromni, by pracować dla kogoś  przez dłuższy czas. To jak z małżeństwem! Jeżeli zamierzasz budować z kimś rodzinę, lepiej, żebyście naprawdę do siebie pasowali! Wszystko zależy od  „teamu”. Prowadząc studio i projektując, można oszaleć bez odpowiedniego wsparcia. No i my nie pracujemy po 18 godzin! To raczej niepopularne w Tel Awiwie, gdzie podobnie jak w Nowym Jorku nie wychodzi się z biura przed 20. A dla nas naprawdę ważne jest, by każdy miał czas na życie prywatne i rodzinne.

Ale to oznacza, że realizujecie mniej projektów, niż byście mogli. To prawda, wiele zleceń jesteśmy zmuszeni odrzucić. Żeby utrzymać jakość, nie możemy być zbyt zajęci i pracować pod presją. Pewnie mógłbym zatrudnić jeszcze 10, 15 osób i realizować więcej projektów, ale wtedy nie mógłbym już pracować przy każdym. Zajmowałbym się zarządzaniem studiem. A dla mnie to projektowanie jest największą pasją. Przyjemnie jest zarabiać, ale nie aż tak, jak tworzyć. Dlatego zdarza nam się realizować projekty z małymi budżetami, o ile są naprawdę ciekawe. Na przykład Jaffa Apartment - dom urządzony w historycznym budynku. Potencjał w zleceniu jest więc głównym warunkiem. Drugie naprawdę ważne kryterium to kontakt z klientem, przecież będziemy widywać się regularnie i pracować ze sobą przez dłuższy czas. Nie liczy się tylko wynik, ale też proces tworzenia.

To, co robicie, ma w sobie zawsze jakiś pierwiastek zabawy. Powiedz, który z projektów przyniósł ci najwięcej radości? To zawsze ten, którego jeszcze nie zrobiłem! Oczywiście, było wiele ogromnie inspirujących zleceń, jednak najbardziej ekscytująca jest zawsze biała kartka. I możliwości, jakie się rysują. Większość moich klientów to bardzo majętni ludzie. Zdarza się, że tracą trochę poczucie skali. Ich wymarzone domy są w moim odczuciu zbyt duże. Moje ulubione projekty są w „ludzkiej” skali. To jedno z najważniejszych pryncypiów modernistycznej architektury - projektowanie dla ludzi, wykorzystanie przestrzeni i jej potencjału w pełni. Swój własny dom wymyśliłem zgodnie z filozofią modernizmu. Jest więc przestrzenny, prosty i funkcjonalny. Lubię tak projektować, najwięcej zabawy mam z przestrzeniami, które mają swój własny, wyraźny charakter.

Pracujecie przede wszystkim w Izraelu, ale nie tylko. Gdzie ostatnio? Realizujemy teraz dwa projekty poza Izraelem. Jeden w Szwajcarii, drugi w Grecji, na wyspie Korfu. W Zurychu przebudowujemy przestrzeń po starym urzędzie pocztowym, kupionym przez rodzinę szwajcarskich restauratorów.
To zlecenie jednak nie przyszło z internetu. Dostaliśmy je dzięki projektowi restauracji Bindella w Tel Awiwie. Otworzył ją tutaj najmłodszy syn z rodziny restauratorów.  Kiedy jego ojciec przyjechał w odwiedziny, zachwyciła go nasza realizacja i postanowił zatrudnić nas do najnowszego projektu w Szwajcarii. Najwięcej projektów realizujemy jednak lokalnie, choć dzięki internetowi pojawiają się zlecenia z różnych krajów. Ale mam trójkę dzieci i staram się widywać ze swoją rodziną, więc logistycznie praca z dala od domu jest dla mnie dość trudna.

Jaki macie pomysł na rozwój? Regularnie dzwoni do mnie jeden z byłych klientów i pyta, kiedy otworzymy biuro w Berlinie. Lubię to miasto, jest świeże, otwarte. I ma dobrą skalę. Trochę jak Tel Awiw, ale jest chłodniejsze i nie tak drogie. Poza tym jest ogromnie demokratyczne, otwarte na wszystkich. Jeszcze się tam nie wybieramy, ale kto wie? Może za kilka lat spróbuję. Odwiedziłem też Warszawę i zamierzam to powtórzyć jeszcze tego lata. Zniszczona po wojnie, raczej chaotycznie odbudowywana, zachowała ogromny urok. Lokalne pracownie zwykle biorą sobie za misję przywracanie jej blasku, ale potrzebuje jeszcze sporo pracy urbanistów i architektów. To naprawdę piękne miasto.

Mieszkasz w Tel Awiwie. Jakie to miasto? To nasza wizytówka dla świata i innych Izraelitów. Chciałbym, by w naszej stolicy każdy mógł czuć się swobodnie - biały, czarny, muzułmanin, żyd, buddysta i anarchista. To nie ma znaczenia. Jesteś tutaj mile widziany bez względu na pochodzenie, preferencje i kolor skóry. Chociaż dookoła jest wojna i dzieje się dużo złego, jako zwyczajny człowiek, architekt, mogę wpłynąć tylko na to, jak żyję ze swoją rodziną i sąsiadami. Praktykujemy więc otwartość i serdeczność, a nasza architektura to odzwierciedla!

Powiedz mi na koniec, czy masz jakieś marzenie? Do jakiego celu dążysz? Moja żona pracuje z dziećmi z autyzmem. Marzymy, by stworzyć centrum dla tych dzieciaków, w którym mogłyby mieć popołudniowe zajęcia i spędzać czas w przystosowanej do ich specjalnych potrzeb przestrzeni. Tym będę się zajmował przez najbliższe trzy albo cztery lata. Pozyskaliśmy ziemię w dobrej okolicy, mamy projekt i szukamy ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami. Udało mi się stworzyć naprawdę szczęśliwą rodzinę i świetne studio. Czuję potrzebę, by „oddać” trochę tego dobra. Jeśli miałbym wymienić jakiś słaby punkt w mojej karierze, to powiedziałbym, że pracuję wyłącznie z bardzo bogatymi ludźmi. Wiem, że pewnie większość pracowni chciałaby mieć taki problem! To jednak jest pewien osobny świat, zamknięty na sprawy, z którymi muszą zmagać się osoby mniej zamożne albo słabsze, niepełnosprawne. Dzięki pracy mojej żony widzę ten problem z różnych perspektyw, chciałbym te światy trochę połączyć. Możliwości, które otwierają się przed ludźmi z pieniędzmi, podarować osobom z problemami. Mój design udostępnić ludziom, którzy nigdy nie mogliby sobie na niego pozwolić. I myślę, że o to właśnie chodzi w życiu. By szukać harmonii, otwartości i życzliwości.

Skomentuj:

Pitsou Kedem: architekt, którego najbardziej ekscytuje biała kartka