Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Polsko-japoński dom w Warszawie

Tekst i stylizacja: Agnieszka Osak-Rejmer, zdjęcia: Sylwester Rejmer

Zamiast swojskiej ceramiki - naczynia zdobione laką. Zwykły dywan zastępują maty tatami. W tym polsko-japońskim domu na gości czeka jeszcze wiele innych niespodzianek. Oprowadza nas po nim jego gospodyni, pani Joanna.

Joanna Koryciarz-Kitamikado (konserwator laki, genkan-gallery.blogspot.com): Mojego męża Tsuyoshi poznałam w pociągu relacji Wałbrzych-Wrocław. Uczyłam się jeszcze w szkole średniej (w klasie z rozszerzonym angielskim), a rozmowa z Japończykiem była świetnym testem moich lingwistycznych możliwości - pierwszy raz w życiu miałam okazję konwersować z cudzoziemcem. Przez kilka lat korespondowaliśmy, potem Tsuyoshi zaprosił mnie na wakacje do Japonii. Wyjechałam na trzy miesiące, zostałam na dziesięć lat. Do Polski wróciłam już jako pani Kitamikado, z mężem i dwójką dzieci.

W Japonii zachwyciłam się przedmiotami pokrytymi laką. Na Dalekim Wschodzie tą żywicą z drzewa sumaka lakowego od tysięcy lat ozdabia się przedmioty z drewna, skóry i metalu, tworząc prawdziwe arcydzieła. Zebrałam sporą ich kolekcję. Pracując jako tłumaczka języka japońskiego, dużo podróżowałam i z każdego wyjazdu przywoziłam do domu nowy okaz do mojego zbioru. Nawet w środku Europy udawało mi się wyszperać, m.in. na targach staroci, prawdziwe cudeńka: misy, puzderka, tace. Często wymagały reperacji, a ja ubolewałam, że nie mam do kogo zwrócić się o pomoc.

Kiedy dzieci podrosły, zapisałam się na zaoczne studia do Szkoły Wyższej Rzemiosł Artystycznych we Wrocławiu. W placówce powołanej przez pasjonatów, którzy chcieli uratować ginące zawody (ramiarstwo, złotnictwo, introligatorstwo), nauczyłam się wiele, ale nie pracy z laką... Zaczęłam więc szukać kursów w Japonii. Udało mi się przekonać mistrza Shimaguchi z ośrodka konserwacji laki w Wajima na wyspie Honsiu, by mnie przeszkolił. Mistrz uświadomił mi, na co się porywam - aby posiąść takie umiejętności, trzeba się uczyć nie miesiącami, ale latami. Od tamtej pory skończyłam wiele kursów i szkoleń w Japonii i Europie, ale ciągle się uczę. I pewnie będę to robiła do końca życia.

Fascynację zmieniłam w zawód. Na brak zleceń nie narzekam; jestem w Polsce jedynym specjalistą od laki i metody kintsugi (starej sztuki renowacji potłuczonej ceramiki, którą skleja się laką i dekoruje sproszkowanym  złotem). Z mojej wiedzy i doświadczenia korzystają i prywatni kolekcjonerzy, i poważne instytucje, np. Muzeum Narodowe w Warszawie. Ratuję przedmioty o różnych rozmiarach, wieku i pochodzeniu. Nie tylko małe czarki i tace, ale również meble. To bardzo czasochłonne zajęcie, uczące dyscypliny i cierpliwości - nad japońskim kabinetem z XIX wieku pracowałam prawie trzy lata. Tyle czasu zajęło mi odtworzenie zwieńczeń z cedru, złoconych paneli oraz konserwacja laki.

Nasz polsko-japoński dom znajduje się w podwarszawskiej Radości. Zaprojektowaliśmy go (przypadkiem) zgodnie z rytmem dnia. Dzięki temu zawsze towarzyszy nam słońce - rano zagląda do naszej sypialni, potem pojawia się w kuchni, a po południu w salonie.
Japoński klimat czuje się w pokoju washitsu - sercu domu, gdzie toczy się życie towarzyskie. Gości przyjmujemy przy tradycyjnym stoliku; zwykle bardzo się dziwią, że japońskie krzesełka bez nóg są takie wygodne. A poczęstunek podajemy w naczyniach z laki, których zresztą używamy na co dzień - pijemy w nich herbatę, sake, jemy posiłki. Po użyciu je chowam, bo naturalna laka jest bardzo wrażliwa na światło.

Skomentuj:

Polsko-japoński dom w Warszawie