Wnętrza: dom wśród włoskich wzgórz
Droga do szczęścia, czyli jak żyć bez światła, wody i gazu, zamieniając katedrę ekonomii oraz londyńskie galerie na hodowlę kur i układanie cegieł na włoskiej wsi.
Szukali domu na wakacje
Najpierw we Francji, gdzie Ruth przed laty studiowała ekonomię, potem we Włoszech. To, że go przed ośmiu laty znaleźli, zawdzięczają zbiegowi okoliczności. Włoska agencja nieruchomości zamieściła w internecie zdjęcia malowniczej ruiny wśród zielonych wzgórz, parę kilometrów od Adriatyku. Przylecieli do Ankony na weekend i kupili dom. Tyle że sąsiedni. Pierwsze wakacje spędzili już u siebie. Po trzech miesiącach zdecydowali, że chcą tu zamieszkać na stałe.
Fot. Alessandra Raimondi
Kilka następnych miesięcy zajęło im wyplątanie się z obowiązków zawodowych -dla Steve'a, który jest rzeźbiarzem, było to prostsze niż dla Ruth, która wykładała na uniwersytecie [ i wystawienie domu w Suffolk na sprzedaż. W końcu, dwuosobowym sportowym mercedesem z lat 60. z górą bagaży i kotką, która mimo środków nasennych miauczała przez całą dobę, przeprawili się promem na kontynent.
Rustico casale
A potem już przeszli do miejscowej legendy, jako ci, którzy w XXI wieku żyją bez światła, wody i gazu. Tak było w istocie, bo po pierwsze w wiejskiej ruderze, niezamieszkałej od 40 lat, nigdy ich nie było, a po drugie póki nie udało się sprzedać domu w Anglii, nie mieli pieniędzy, żeby je doprowadzić. Używali świec, palili w kominku drewnem z własnego gaju oliwnego, a wodę dowozili z fontanny w pobliskim miasteczku. Nie mogli sobie nawet pozwolić na kupno stołu, więc zrobili go sami, ze starych drzwi i pługa.
Fot. Alessandra Raimondi
Piękno ich domu wyłaniało się powoli. Zrujnowany, otynkowany na szaro budynek był skonstruowany jak typowa wiejska siedziba: na dole pomieszczenia dla zwierząt, na piętrze sypialnie, kuchnia z kominkiem i rodzajem zewnętrznej loggii, kryjącej piec do pieczenia chleba. Ruth i Steve usuwali wszystko, co dodano do oryginalnej budowli pochodzącej z XVII wieku: rozbierali niezgrabne przybudówki, naprawiali dach, skuwali tynki. Przywrócili pierwotny wygląd "rustico casale" krytego ręcznie formowaną dachówką, z murami z cegły, łukowatymi sklepieniami i belkami stropowymi z pni kasztanowca.
Niespodzianki
Kiedy zaczęli szorować podłogę, żeby położyć na niej dmuchany materac, który miał służyć za łóżko, spod dziesięciocentymetrowej warstwy brudu i kurzu wyłoniła się wspaniała posadzka z terakoty. Zamalowany fresk w sypialni odkryła Ruth, zaintrygowana kolorową plamką przebijającą spod farby na suficie. Od razu ustalili, że przedkładają względy estetyczne nad praktyczne. Dlatego nie zmienili ani drzwi, ani okien z pojedynczymi szybami wpuszczających do domu zbyt wiele chłodu zimą. Za to mają framugi i okiennice w kolorze nieba.
Fot. Alessandra Raimondi
PRZESZKLONA WERANDA Pozwala cieszyć się słońcem i pejzażem o każdej porze roku.
Ogromnego wysiłku wymagał remont parteru
W miejscu, gdzie dziś jest salon, w ogóle nie było podłogi, bo dawniej trzymano tu zwierzęta. Ponieważ Ruth i Steve zdecydowali się odsłonić cegły na sklepieniach (własnoręcznie i bez narzędzi elektrycznych, bo przecież nie mieli prądu), uznali, że w połączeniu z tradycyjną podłogą z terakoty wnętrze wyglądałoby "zbyt pomarańczowo". Na szczęście we Włoszech funkcjonuje rynek handlu materiałami budowlanymi pochodzącymi z rozbiórek: można tam znaleźć charakterystyczne cegły, dachówki, belki stropowe. Kremowy wapienny kamień, który w końcu trafił na podłogę ich domu, był czarny od brudu i pochodził z samego obcasa włoskiego buta, z farmy w Pulii. Przywieziono go na miejsce, ale zrzucono kilkaset metrów powyżej domu, ponieważ ciężarówka nie mogła zjechać niżej. Ruth i Steve zwozili go na dół taczką, po czym szorowali jeden kamień po drugim. Później zaczęli układać. Przypominało to zabawę z trójwymiarowymi puzzlami, bo każdy kamień był innej wielkości. Za radą znajomego majstra budowlanego na podstawę z betonu wysypali warstwę piasku, w który głębiej lub płycej można było wciskać kamienie. Na końcu związali kamienie (tak zresztą, jak i cegły w całym domu) zaprawą wapienną, skuteczniejszą tu, w rejonie sejsmicznym, niż cementowa.
Fot. Alessandra Raimondi
Życzliwi sądiedzi
Kiedy okazało się, że Ruth spodziewa się dziecka, postanowili doprowadzić do domu wodę i prąd. Gazu nie mają, nie chcą mieć i do dziś z rozrzewnieniem wspominają okres spędzony przy świecach, kominku i z konewką umocowaną na zewnątrz domu w charakterze prysznica. Jeden z włoskich sąsiadów próbował namówić ich na kupno telewizora. Zrezygnował dopiero, kiedy zobaczył u Ruth maszynkę do robienia makaronu. - No tak, jęknął, a moja żona kupuje gotowy, bo nic tylko ogląda seriale!
Fot. Alessandra Raimondi
- W Suffolk przez dwa lata nie poznaliśmy tylu ludzi, ilu tu przez dwa miesiące - opowiada Ruth. Sąsiedzi pomagali im we wszystkich sytuacjach: gdy trzeba było wymienić belkę stropową i kiedy przez sześć miesięcy byli unieruchomieni, bo nie mieli pieniędzy żeby naprawić samochód. Zapraszali na kawę i na kolacje, obdarowywali oliwą z własnych zbiorów i domowymi sprzętami.
To mnie uszczęśliwi....
Szewską ławką z kowadłem, która stoi w pokoju gościnnym, suszarką do butelek, dokładnie taką jak ta, która w 1914 roku stała się pierwszym z obiektów ready mades Marcela Duchampa. Poidło i karmnik dla bydła, który służy jako biurko, znaleźli wśród sterty rupieci na swoim terenie. Kilka mebli przyjechało z Anglii, już po sprzedaży domu, m.in. fotel Vassily Chair, którego prototyp w hołdzie Kandinskiemu stworzył związany z Bauhausem Marcel Breuer. "Eamsów" kupili we Włoszech, w sklepie z używanymi meblami, za 50 euro. Tam też znaleźli słynną lampę Arco Castiglionych (130 euro). Na szczęście okazało się, że im podoba się to, co nie podoba innym, jak np. komplet krzeseł do kuchni. Koza, która wygląda jak rzeźba, a fantastycznie ogrzewa dom zimą, przyleciała z Norwegii za pośrednictwem e-baya. Na ścianach wiszą obrazy Steve'a, z okresu kiedy fascynowała go przestrzeń między 2. a 3. wymiarem. Dziś wymiary swoich prac mierzy w arach przyciętych drzew oliwnych, kwintalach zebranych oliwek i długości spacerów z synkiem, Charliem.
Fot. Alessandra Raimondi
- Gdyby przed ośmiu laty - dodaje Ruth - ktoś powiedział mi, że zamiast zajmować się ekonomią, będę układać cegły i karmić kury, uznałabym, że oszalał. I nigdy bym nie uwierzyła, że właśnie to mnie uszczęśliwi...
- Więcej o:
- aranżacje wnętrz
- architekci
- dom
Sielski dom w Bielsku-Białej
Małe jest piękne - przytulny domek o powierzchni 47 m kw. w malowniczej okolicy
Dom inspirowany górską chatą
Wnętrza: Tu przegląda się historia
Nie kupuj gotowych dekoracji na ściany - wykorzystaj to, co masz w domu
Wnętrza w stylu Memphis
Renowacja drzwi drewnianych
Mieszkanie w duchu vintage na warszawskim Muranowie