Mieszkanie malarki - wnętrza pełne sztuki
Marta Kochanek-Zbroja jest malarką, ale swoje mieszkanie urządziła także obrazami kolegów po fachu. Nic dziwnego, w jej domu ściany nigdy nie były puste, a o sztuce mówiło się na co dzień - mama Marty założyła galerię sztuki Milano, jedną z pierwszych prywatnych galerii w Warszawie. Teraz prowadzą ją obie. A kolejne pokolenie - Zosia i Staś - już szlifują swoje talenty.
Mieszkanie znajduje się w Warszawie, ma 4 pokoje, zajmują je Marta i Wiktor i dziećmi, Zosią i Stasiem.
Małgorzata Tomczyk: Jakie wyobrażenie o domu wyniosłaś z dzieciństwa?
Marta Kochanek-Zbroja: Nasz dom zawsze był trochę inny niż wszystkie. Rodzice bardzo starali się nadać mu charakter. Sami robili lampy, ramy do luster i obrazów, mama szyła zasłony. Szybko zrozumiałam, że inwencja własna sprawia, że dom jest jakiś, że chce się do niego wracać. Że nie można obawiać się swoich pomysłów i warto eksperymentować. Pierwsze skojarzenie na hasło „dom” to ściany pełne obrazów, mama mieszka prawie jak w galerii, ja staram się nie przesadzać.
Według jakiego klucza zostały dobrane dzieła sztuki?
Marta Kochanek-Zbroja: Wybierałam to, na co lubię popatrzeć, co wywołuje dobre emocje, nastraja pozytywnie. Sama tak właśnie staram się malować. Niektóre obrazy powstawały specjalnie z myślą o tym mieszkaniu. Na przykład „Tenisistki” – gdy tylko rozpoczęłam nad nimi pracę, wiedziałam, że ożywią ścianę, wniosą do salonu dużo dobrej energii, choć z tenisem nic mnie nie łączy. Abstrakcyjny obraz Włodka Pawlaka z cyklu „Dzienniki” dostałam w prezencie od mamy, trafił mi się naprawdę okazały! Mama ma zmysł dobierania obrazów, który pewnie po niej odziedziczyłam. Lubię Edka Dwurnika, więc miejsce dla niego również się znalazło – w sypialni i w łazience. Nietypowy, jak na Dwurnika, cykl obrazków z rozbierającą się panią córka chowa na szafie, gdy przychodzą koleżanki. Wobec Stanisława Młodożeńca i Magdy Bielesz młode pokolenie zachowuje więcej powagi. Obrazom towarzyszą zdjęcia dzieciaków autorstwa koleżanki.
Masz takie oko, że wystarczy spojrzenie i natychmiast wiesz, gdzie zawiesić obraz? Czy też przymiarkom nie ma końca?
Marta Kochanek-Zbroja: Czasem trzeba z obrazem pobiegać. Nie dostaję zadyszki, bo wiele lat i doświadczeń w komponowaniu wystaw w galerii Milano przekłada się na szybkie i dobre decyzje. Lubię w tych kwestiach doradzać też innym, obie z mamą to robimy – często jeździmy do domów klientów i pomagamy ciekawie wyeksponować sztukę.
Twoje obrazy przypominają kolorowanki, zawsze wiedziałaś, że to będzie twój znak rozpoznawczy?
Marta Kochanek-Zbroja: To był impuls. Wakacje przed dyplomem spędzone na festiwalu Sziget w Budapeszcie. Dwadzieścia scen z różną muzyką, mnóstwo happeningów, a pośród tego zamieszania czterometrowy walec z przystawionymi doń drabinami. Każdy mógł wejść i pomalować fragment gigantycznej kolorowanki, pomagając w pobiciu rekordu Guinnessa. Wtedy przyszło olśnienie, że mogę malować w taki sposób, pozostawiając widzom pole do kolorowania w wyobraźni. Mój promotor Leon Tarasewicz przystał na ten pomysł i tak to trwa do dzisiaj.
Co było dla ciebie najważniejsze w projekcie wnętrza dla własnej rodziny?
Marta Kochanek-Zbroja: Zależało nam z mężem, żeby mieszkać nowocześnie, ale nie sterylnie. Estetycznie, praktycznie, z ładnymi widokami (z naszych okien podziwiamy w dzień dywan zieleni utkany z działek przy jednej z ulic, a wieczorem rozświetlony warszawski Manhattan).
Kolorystyczna baza jest stonowana: biel i szarość.
Marta Kochanek-Zbroja: Tak, ale już w akcentach pojawiają się różne wyraziste kolory: sofa w salonie jest fioletowa, puf pomarańczowy. Łóżko przyciąga uwagę odcieniem indygo. Zestawiłam też różne odcienie szarości, lubię jej ciepłe wersje; nawet gdy maluję obrazy, dodaję do szarości kroplę brązu. Takie są np. szafki w kuchni. Kubik z łazienką pośrodku mieszkania też zamaskowałam szarością. A konstrukcja metalowej przeszklonej szafy na pamiątki z podróży jest limonkowa!
Ta szafa to perełka wśród mebli vintage, lubisz zestawiać meble nowoczesne z tymi sprzed lat. Bo i fotel Romana Modzelewskiego z lat 50., i lampa w kuchni nad stołem z PRL-owskiej hali produkcyjnej...
Marta Kochanek-Zbroja: Tak, bo dzięki temu mieszkanie zyskuje duszę i historię. Szafa to temat rodzinnej anegdoty: przyjechała do nas karetką – starym polonezem – z magazynu szpitalnego, gdzie nikomu nie była potrzebna. Piękna, nietypowa witryna.
Suweniry sąsiadują z piękną porcelaną pamiętającą najlepsze tradycje fabryki w Ćmielowie.
Marta Kochanek-Zbroja: Zastawa kawowo-herbaciana, wiano po babci. W obłędnych przybrudzonych różach, bordo i żółciach. Uwielbiam jej szyk!
Zwróciłam uwagę na meble w „stylu indywidualnym”.
Marta Kochanek-Zbroja: Bo są z naszej fantazji, to produkcja rodzinna. Stół do kuchni, komodę do salonu wymyśliłam sama, mąż wspierał pomysły. Wujek spod Lublina zespawał koziołki do stołu. Biurko dla Zosi zaprojektował mój brat. Te z seryjnej produkcji były nudne i drogie. Uciekliśmy od schematów.
Nietypowe są też obiekty artystyczne w twoich łazienkach, rzeźby-instalacje-kompozycje, jak na przykład laleczka, która zamiast głowy ma bukiet kwiatów.
Marta Kochanek-Zbroja: To szaleństwo twórcze Maryli Weiss, którą uwielbiam. Czasem dostaję od niej coś, co sprawia, że się uśmiecham. Te prace mają w sobie mnóstwo poczucia humoru, czasem są opatrzone żartobliwymi komentarzami wyciętymi z gazet. Robią furorę wśród znajomych.
Łatwiej jest namalować obraz czy zaprojektować komuś dom na wygodne i ładne życie?
Marta Kochanek-Zbroja: Obraz, jeśli mam przemyślany temat. Jak przysiądę, to namaluję w tydzień. To wciąż sprawia mi ogromną przyjemność. Trzy, cztery dni w tygodniu pracuję w pracowni na Saskiej Kępie. Spełniam się artystycznie. Projekty domów są bardziej skomplikowane i wymagają więcej czasu, dyplomacji, empatii. Trzeba kogoś dobrze poznać, jego potrzeby, upodobania, by się wzajemnie zrozumieć. Aranżowanie wnętrz to zawsze było moje hobby, które teraz staje się drugą, ważną aktywnością zawodową. Dzięki niej znajduję też domy wymarzone dla moich obrazów.
O właścicielce mieszkania:
Marta Kochanek-Zbroja. Malarka i projektantka wnętrz. Studiowała na Wydziale Malarstwa ASP w Warszawie. Dyplom zrobiła w pracowni malarstwa prof. Leona Tarasewicza. Znakiem rozpoznawczym jej prac jest forma obrazu inspirowana znanymi z dzieciństwa kolorowankami. Marta używa ich jako środka wyrazu. Na swoich płótnach często pokazuje grupy ludzi, których coś łączy – wspólna zabawa, praca, zainteresowania, przyjaźń. Postacie są naturalne, nieidealizowane. Często punktem wyjścia do obrazów są pocztówki z lat 50. i 60. XX wieku Drugą pasją Marty są wnętrza. Urządza je w sposób nowoczesny, praktyczny, interesująco zestawia kolory. Bliski jest jej styl skandynawski, w tym duchu ostatnio przerobiła na mieszkanie starą stodołę.
- Więcej o:
- aranżacje wnętrz
- mieszkanie
Nie kupuj gotowych dekoracji na ściany - wykorzystaj to, co masz w domu
Wnętrza w stylu Memphis
Renowacja drzwi drewnianych
Mieszkanie w duchu vintage na warszawskim Muranowie
Minimalistyczne wnętrza w Berlinie z naturalnymi akcentami
Drewno w domu - aranżacje wnętrz
Dom pod Wrocławiem - połączenie minimalistycznego designu i sielskiego klimatu
Dom dla rodziny z betonem w tle