Dom z gotowymi fundamentami projekt - Sardynia VII
Kiedy okoliczności życia zachęcają do szybkich budowlanych decyzji, a atrakcyjne, puste działki są akurat daleko od miasta, warto zainteresować się parcelą położoną bliżej, z wybranym już dla niej domem. Zwłaszcza gdy ten znajduje się dopiero w fazie fundamentów.
Jak się mieszka w bloku na trzynastym piętrze? W miesięczniku o domach jednorodzinnych odpowiedź powinna być tylko jedna, tymczasem… Państwo Joanna i Mateusz nie narzekali. Raz, że chodziło o apartamentowiec, czyli obiekt „z wygodami”. Dwa – na wysokości ich kondygnacji w okolicy nie pojawiała się żadna konkurencyjna zabudowa, więc można było z okien patrzeć, gdzie oczy poniosą, no i nikt nie zaglądał im do wnętrz. Gdy więc okazało się, że w związku z powiększeniem rodziny o drugie dziecko oboje będą potrzebowali większego niż dotąd metrażu oraz ogrodu, właśnie te dwa elementy – komfort i spokój otoczenia – zapragnęli przenieść do swojego nowego świata.
Niestety, życie lubi różne komplikacje
- Na etapie szukania działki zorientowaliśmy się, że znalezienie pięknej posesji bez sąsiadów nie jest takie proste – opowiadają. – Jeżeli teren podobał nam się wizualnie, był daleko od miasta, a zależało nam, żeby mieszkać stosunkowo blisko Lublina.
Postanowili więc zmodyfikować parametry wyszukiwania, czyli do słów kluczowych dodać takie, jak „dom”, „gotowe fundamenty” czy „deweloper”. Wyrazów ledwie kilka, ale oznaczały spore zmiany w początkowych założeniach. Szybko zaowocowały jednak pojawieniem się nowych możliwości. Jedna z tych nowych opcji wpadła im w oko szczególnie. Była ładnie położona i odpowiednio skomunikowana z centrum.
– Ta działka ujęła nas dobrą lokalizacją – mówi pani Joanna. – Leżała blisko miasta, a szkoła i przedszkole dla dzieci znajdowały się od niej ledwie 10 minut. Równie blisko miałam stamtąd do miejsca pracy, czyli showroomu Puffo, z meblami i oświetleniem, który prowadzę w Lublinie (z zawodu jestem architektem wnętrz). Spodobało nam się też ładne otoczenie. Parcela graniczyła z zalesioną rekreacyjną działką, nieodwiedzaną przez sąsiada, co zapewniało nam z tej strony prywatność. Z tyłu planowanego domu rozciągał się zaś piękny widok na zachody słońca, niczym niezaburzony dzięki niezagospodarowanemu terenowi.
Wspomniany dom był już przez sprzedającego cały ten plac dewelopera rzeczywiście konkretnie zaplanowany, ale wciąż odrobinę wirtualnie. Został bowiem doprowadzony dopiero do etapu fundamentów i okazało się, że do katalogowego, gotowego projektu parterowego budynku jednorodzinnego można jeszcze wnosić wnioski, uwagi, poprawki.
Projekt powstał w pracowni STUDIO ATRIUM, którą prowadzą w Bielsku- -Białej architekci Piotr Godlewski i Krzysztof Lelek. Nosił nazwę Sardynia VII. W wielu kulturach siódemka to szczęśliwa liczba.
Z katalogowego opisu projektu
Sardynia VII autorstwa biura Studio ATRIUM to nowoczesny dom z pergolą i zadaszonym tarasem, o dużych, panoramicznych oknach, które nie tylko doświetlają wnętrze, ale także otwierają je na otoczenie. Powierzchnia użytkowa wraz z zadaszoną częścią tarasu została zaprojektowana na rzucie prostokąta z długim holem wewnątrz, oddzielającym strefę dzienną od nocnej.
W budynku znajdziemy aż cztery sypialnie, w tym jedną master bedroom z własną garderobą oraz łazienką. Strefa dzienna to prawie 40 m2 salonu z jadalnią i kominkiem, który zwłaszcza w jesienno-zimowe wieczory umili domownikom wspólne spędzanie czasu w rodzinnym gronie.
Ten dom to doskonały wybór dla pięcioosobowej, zmotoryzowanej rodziny, a to za sprawą garażu z dwoma stanowiskami, dobudowanemu we frontowej części domu.
Industrialnie, czyli dla rodziny
Zgodnie z powszechną opinią, nie ma to jak dom wznoszony według jednostkowego, niepowtarzalnego projektu, zaspokajającego konkretne potrzeby inwestora. Jednak z ręką na sercu – czy każdy elegant musi od razu szyć garnitur u krawca? Mnóstwo ludzi zamiast poświęcać cenny czas na żmudne przedzieranie się przez gąszcz modowych możliwości, woli iść na kawę, do teatru i na mecz, zaopatrzywszy się ubraniowo w salonie, w model w pełni powtarzalny. Jednorodzinne projekty gotowe, z katalogów, odpowiadają po prostu na inne potrzeby, a czasem wręcz ratują, gdy musimy zamieszkać szybko.
– W pierwotnej wersji też zakładaliśmy projekt pod indywidualne zamówienie – przyznają państwo Joanna i Mateusz. – Jednak ponieważ zarówno znaleziona działka, jak i przewidziany dla niej projekt niemal w pełni nam odpowiadały, więc zapadła decyzja o zakupie. Liczyła się też świadomość, że w ten sposób nasz dom powstanie dużo szybciej, niż gdybyśmy czekali na pozwolenia dla zupełnie nowego obiektu.
Wybrana przez nich Sardynia numer siedem to w pełni nowoczesna propozycja, którą łatwo pomylić z projektem indywidualnym. Świetnie pokazuje to, że zawartość wielu dzisiejszych katalogów dalece odbiega od stereotypowych wyobrażeń na temat projektów gotowych – często nie ma nic wspólnego ze sztampą i banałem mocno uśrednionego gustu, choć oczywiście musi odpowiadać na rozmaite wyobrażenia na temat architektury. Parterowy dom narysowano na planie prostokąta, do którego dostawiono od frontu dwustanowiskowy garaż, niejako ujęty z boków i od góry masywną opaską z surowego, szarego betonu. Ta sama opaska powtarza się po przeciwległej stronie budynku, od ogrodu. Obejmuje tam dwie sąsiednie elewacje i wyznacza w ten sposób długi, załamany pod kątem prostym dwuczęściowy taras. Prostokątna część domowej bryły nakryta jest dachem czterospadowym, wyłożonym czarną blachą na rąbek, zaś garaż przykryto dachem płaskim, a właściwie lekko opadającym na bok, też na rąbek. Dzięki temu zróżnicowaniu oba dachy nie konkurują ze sobą i od razu widać, gdzie znajduje się główna przestrzeń domu.
Oprócz fragmentów betonowych uwagę przykuwają w bryle obszerne brązowo-rdzawe wstawki z czegoś, co wygląda jak popularne obecnie w budownictwie jednorodzinnym spieki kwarcowe. W rzeczywistości to zupełnie inny materiał.
– U nas zastosowany został tynk dekoracyjny imitujący efekt spieków – zdradzają właściciele. – Dzięki takiemu rozwiązaniu uniknęliśmy dopasowywania konkretnych formatów płyt kwarcowych i ich docinania. Tynk zawiera opiłki rdzy, które z czasem się utleniają i mogą delikatnie zmieniać barwę na ciemniejszą, jak prawdziwa stal kortenowska.
Oba materiały, beton i rdzawy tynk, dobrze pasują do siebie i nadają tej realizacji charakter z lekka przemysłowy. Konia z rzędem temu, kto jeszcze niedawno spodziewałby się takich śmiałych rozwiązań dla domów katalogowych. Dziś na takie połączenia jest jednak popyt i jak widać nie przeszkadzają one w tworzeniu dobrych klimatów nawet dla rodzin z dziećmi. Udanie łączą się też z naturalnym otoczeniem posadzonych w sąsiedztwie roślin i w żadnym razie nie przytłaczają swoją surowością. Na pewno pomaga w tym fakt, że budynek jest parterowy, więc industrialne po wierzchnie nie dominują nad otoczeniem – choć być może działce przydałoby się nieco więcej metrów, dodającej całej realizacji więcej oddechu.
Otworzyć i poszerzyć
Zmiany, zmiany, zmiany… W domu katalogowym są możliwe, choć oczywiście w ustalonych już ramach projektowych. W tym przypadku nieprzekraczalną granicą wydawał się też obrys wylanych już fundamentów.
– Zmiany w projekcie nanosił nam architekt, który współpracował z deweloperem – tłumaczą właściciele. – Wszystko przebiegło sprawnie i w konsultacji z nami.
Mimo istniejących fundamentów udało się nieco zmodyfikować bryłę, poprzez dobudowanie do ściany garażu
niedużego kubiku przedsionka-wiatrołapu. Ta niby drobna zmiana pozwoliła na znaczące powiększenie otwartej przestrzeni w środku budynku. W efekcie znalazło się bowiem miejsce na poszerzenie kuchni, ulokowanej blisko wejścia, i jej lepszą integrację z połączonym terytorium jadalni oraz salonu.
– Dobrze się czujemy w otwartych przestrzeniach – mówią właściciele. – Dlatego chcieliśmy powiększyć salon do maksymalnie możliwych rozmiarów. W końcu właśnie tam spędzamy najwięcej czasu całą rodziną.
Skrócono też korytarz wiodący do trzech prywatnych pokoi, dzięki czemu jeden z nich, przeznaczony dla ośmioletniego dziś syna, Tymona, mógł zwiększyć metraż, a wejście do sypialni gospodarzy znalazło się w narożniku salonu (co akurat zmniejsza jej prywatność, ale kto inwestorowi zabroni, jeśli ma takie życzenie?). Przestrzeń samej sypialni też uległa daleko idącej integracji i powiększeniu. W oryginale dostawione były do niej oddzielne pomieszczenia łazienki i garderoby. Teraz stanowią one jedną całość, w której szklaną przesłoną, dla zachowania odrobiny intymności, wydzielono jedynie prysznic i toaletę.
– Zamiast garderoby powstała tam duża szafa – komentuje pani Joanna. – Wannę wolno stojącą włączyliśmy do części sypialni, a dzięki połączeniu kilku funkcji uzyskaliśmy dużą przestrzeń o całkowitej powierzchni ok. 33 m2 .
Zdecydowano się też na wprowadzenie w domu dodatkowych przeszkleń, a także powiększenie rozmiarów okien i drzwi wewnętrznych, które mają teraz 260 cm wysokości.
– Duże okna, które wychodzą z salonu na ogrodową zieleń, sprawiają, że stał się on jeszcze bardziej przestrzenny – podsumowują właściciele. – W dodatku czujemy się dzięki temu, jakbyśmy byli częściowo w ogrodzie. W sumie, w wyniku tych wszystkich zmian, osiągnęliśmy mniej więcej taki układ wnętrz, jakiego oczekiwaliśmy.
Przez dotyk
Satysfakcja z układu wnętrz była bardzo ważna, bo jeśli za ich wyposażenie miała wziąć się osoba na co dzień specjalizująca się w temacie oświetlenia i mebli, to przedpole do działań powinno być przygotowane najlepiej jak to możliwe.
– Zajmuję się tym zawodowo, więc nie wyobrażam sobie, żebym mogła zlecić projekt własnego domu komuś innemu – śmieje się pani Joanna. – We wcześniejszym mieszkaniu mieliśmy sporo bieli i szarości, a także betonu. To było dosyć surowe wnętrze. Tym razem zgodnie z mężem stwierdziliśmy, że chcemy mieć bardziej przytulny dom, z wygodną wielką kanapą, która zmieści całą rodzinę.
Beton powędrował więc na zewnątrz, a do środka trafiły materiały i elementy same z siebie tworzące kameralny, ciepły nastrój, choć z wyczuwalną nutą elegancji, a nawet błysku. Mamy więc marmurowy kominek w salonie oraz porozrzucane tu i tam mniejsze lub większe złote akcenty, obecne czy to pod postacią heksagonalnych kafelków i armatury w łazience gospodarzy, czy delikatnej konstrukcji krzeseł barowych w kuchni. Mamy też jednak baśniowy pokój trzyletniej Blanki, kolorowy, pluszowy i zwiewny niczym scenografia do alternatywnej wersji „Królewny Śnieżki”. Są także miłe w dotyku łagodne tkaniny, użyte również jako podłogowe wykładziny (łazienka gospodarzy), oraz fragmenty z uspokajającym zmysły, tonującym emocje drewnem. Ten ostatni materiał wyczuwamy zarówno pod stopami (ułożona w staro-zawsze-modną jodełkę podłoga), jak i nad głową (obszerny, lamelkowy, sufit w kuchni, z którego wyrasta futurystyczny pochłaniacz zapachów). Fizycznie, bezpośrednio, dotykamy drewna, jedząc posiłek w jadalni przy stole z grubym, fantazyjnie posękowanym blatem. Towarzyszy nam ono także w trakcie relaksu w salonie na wspomnianej wielkiej sofie, gdy patrzymy ku wysokiej stercie ułożonych przy kominku malowniczych szczap przygotowanych do palenia.
– Blat stołu wykonał producent, z którym współpracujemy w moim showroomie – opowiada pani Joanna. – Jest to lite drewno zalane przezroczystą żywicą. W niektórych miejscach widać nawet korę drzewa. Stół od początku nas urzekł, gdy tylko nawiązałam kontakt z tą firmą. Wszystko było w nim wykonywane ręcznie, zresztą każdy ich stół jest niepowtarzalny. Dębowa podłoga została dostosowana do ogrzewania podłogowego położonego w całym domu.
Zawsze taką chcieliśmy mieć. I słusznie, bo dotyk ciepłego drewna bosą stopą okazuje się bardzo komfortowy i przyjemny. Z kolei sufit drewno tylko imituje, ale do złudzenia. Powstał z lameli z płyty meblowej firmy Forner. Ten pomysł od zawsze mi się podobał. Urozmaica biały gładki sufit i sprawdza się szczególnie w wysokich pomieszczeniach. Z tego samego materiału znajomy stolarz wykonał na zamówienie fronty mebli.
Troskliwą rękę projektanta wnętrz widać też w podejściu do oświetlenia. Zaplanowano je nie tylko starannie, ale i efektownie, decydując się na montaż lamp w różnych stylistykach. Są one zarówno źródłem światła, jak i jednym z głównych aktorów wnętrz. Wielkie kule nad stołem w jadalni, fantazyjne białe „śnieżynki” w pokoju córki, „klatkowe” lampy w sypialnio-łazience, do tego rozmaite oświetlenie punktowe… Dzieje się!
– Rzeczywiście, choć przy dzisiejszej dostępności oświetlenia i dużego wyboru lamp wcale nie było łatwo zdecydować się na konkretne modele – przyznaje pani Joanna. – Uważam jednak że oświetlenie w domu jest bardzo istotne. Dodaje wnętrzu określonego charakteru, a czasem stanowi nawet jedną z większych dekoracji. Zawsze też dzielę w projekcje oświetlenie na dekoracyjne, przy którym wieczorem miło usiąść i odpocząć, oraz na użytkowe, potrzebne np. do dobrego doświetlenia blatu w kuchni.
Oszczędności bez klauzul
Wyjściowy projekt tego domu to nie tylko porządna architektura i dostępne opcje adaptacyjne, ale też dbałość o kwestie energooszczędności, tak by realizacja była zgodna pod tym względem z obowiązującymi przepisami termicznymi, a eksploatacja nie kosztowała za wiele. Temat nie miał jednak klauzuli „top priority”. Budynek wzniesiono więc bez podpiwniczenia, co ułatwia zadbanie o właściwą termoizolację, ale z kolei płyta fundamentowa, typowa dla projektów koncentrujących się na energooszczędności, została wylana tylko pod częścią tarasową. Właściciele nie zdecydowali się też na montaż wentylacji mechanicznej z rekuperacją, poprzez którą można odzyskiwać ciepło z wykorzystanego już powietrza. Mają zamiast niej zwykłą, naturalną, która jednak w pełni ich zadowala, bo nie generuje męczących dla nich dźwięków, a i tak zapewnia satysfakcjonujący „ciąg”, podbity jeszcze klimatyzacją. Budynek wymurowano z bloczków z betonu komórkowego, a za prawidłowe ocieplenie ścian odpowiada styropian, w formie sprawdzonego na rynku systemu Termo Organika. Ogrzewanie wnętrz generuje piec gazowy, z którego ciepło rozchodzi się po wszystkich pomieszczeniach drogą wspomnianej już instalacji podłogowej.
Całościowy bilans energetyczny wspiera zamontowana w ubiegłym roku na jednej z dachowych połaci instalacja fotowoltaiczna.
– Długo się nad nią zastanawialiśmy – przyznają właściciele. – Ponieważ całą rodziną zużywamy dużo prądu, więc liczymy, że ta inwestycja szybko się zwróci, choć trudno jeszcze zweryfikować w pełni jej funkcjonalność, bo panele działają dopiero od czerwca. Na szczęście nie będą nas dotyczyć planowane zmiany ustawowe dotyczące fotowoltaiki.
Na utrzymanie w ryzach kosztów utrzymania budynku jednorodzinnego ma też wpływ domowa automatyka, optymalizująca działanie poszczególnych sprzętów, niektórych instalacji czy nawet wpływ promieni słońca.
– Myśleliśmy nad system inteligentnego domu, jednak zagłębiając się w temat, stwierdziliśmy, że teraz niemal każde nowoczesne urządzenie funkcjonuje w oparciu o aplikacje – tłumaczą gospodarze. – Postanowiliśmy więc zamontować na ścianie w salonie główny tablet, z którego sterujemy klimatyzacją, roletami, systemem nagłaśniającym i światłem, a także podlewaniem trawnika. Dodatkowo każdy z nas ma we własnym telefonie odpowiednie aplikacje kierujące do tych elementów.
Ogólne „sterowanie” domem ułatwia dodatkowo fakt, że nie trzeba się zupełnie martwić o utrzymanie szamba czy pompy ciągnącej wodę. Ścieki wędrują do kanalizacji, a wodę właściciele czerpią z miejskiego ujęcia, uzdatniając ją tylko po drodze instalacją oczyszczającą.
– Chcieliśmy mieć wodę miękką i zmniejszą ilością kamienia – opowiadają.
Wsłuchać się w ciszę
Choć w domu jest ciepło i komfortowo, mieszkańców i gości kuszą też klimaty ogrodowe, zwłaszcza latem. Miejsca na taki zielony relaks nie ma może zbyt wiele, ale wystarczy, by wygodnie rozsiąść się w obrębie okalających budynek tarasów, zająć miejsce za wystawionym na zewnątrz stołem czy posłuchać, o czym szumią wysokie trawy, stanowiące jedną z zielonych dominant.
– Ogród nie jest jeszcze w pełni skończony – mówi pani Joanna. – Planujemy uzupełnienie go na wiosnę. Od początku przyjęliśmy założenie, zgodnie z którym skoro bryła domu jest nowoczesna, to i ogród musi mieć prostą formę. Koncepcja była mojego autorstwa, ale szczegóły powstawały w porozumieniu z ogrodnikiem i w jego wykonaniu. Uwielbiamy trawy, lawendę, hosty i klony, więc głównie właśnie te rośliny się pojawiły. Dominują rzeczywiście miskanty, duże ekspansywne trawy, które jednocześnie zapewniają nam prywatność od strony drogi.
Joanna i Mateusz cenią sobie prywatność, jaką tu mają, doceniają panujący w sąsiedztwie spokój i piękne widoki rozciągające się dookoła.
– Często widzimy z ogrodu dzikie zwierzęta, które chodzą po polach – mówią. – Sarny, jelenie, zające…
Oboje nie są nowicjuszami w temacie mieszkania w domach jednorodzinnych. W dzieciństwie przerabiali te doświadczenia i bardzo miło je wspominają. Tym bardziej doceniają swój obecny status „lokatorski”. Cieszą się też, że ich dzieci – Blanka i Tymon – mają przestrzeń do swobodnego rozwoju. Jest gdzie pobiegać z psem Nutką, jest gdzie zresetować głowę, jest gdzie ukryć się przed pandemią. Co ciekawe, do jednego z pobliskich domów przeprowadzi się niedługo z rodziną stolarz, który tworzył im meble. Okazało się, że podczas ówczesnej pracy również i jemu wpadła w oko ta okolica.
Najwyraźniej – jak widać – potrafi ona nieźle czarować...
3 sposoby na udaną budowę
- Cel – Chęć przeprowadzenia zmian, dodatkowo podyktowanych presją czasu, zdecydowanie przyspiesza podjęcie decyzji o starcie budowy
- Projekt – Niezależnie od tego, czy zdecydujemy się na projekt indywidualny czy gotowy, warto wcześniej wiedzieć, czego dokładnie "oczekujemy" od domu.
- Działka – Wybór odpowiedniej parceli (usytuowanie, otoczenie, sąsiedztwo, bliskość do pracy, szkoły, sklepów) to klucz do sukcesu całej inwestycji.
Zdaniem właścicieli
Do szukania działki przystąpiliśmy w roku 2018, kiedy to oczekiwaliśmy na drugie dziecko – w pewnym momencie stwierdziliśmy po prostu, że zaczyna brakować nam miejsca. Poszukiwania były intensywne, ale zorientowaliśmy się, że w lokalizacji, która nas interesuje, nie za bardzo mamy wybór, bo piękne parcele są oddalone sporo od Lublina. Działkę, na którą się ostatecznie zdecydowaliśmy, nabyliśmy pod koniec 2018 r. Przyspieszyliśmy prace budowlane i wykończeniowe, dzięki czemu już w sierpniu 2020 r. wprowadziliśmy się do nowego domu. Budynek wznosiła ekipa od dewelopera, po czym wykończenie przejęła nasza zaprzyjaźniona firma, z którą wiele lat współpracujemy w showroomie. Budowa przebiegała raczej sprawnie, chociaż nie obyło się bez stresujących momentów. Przykładowo, dolot powietrza do kominka został przysypany przez ekipę od ogrodu, więc przez długi czas kominka nie dało się uruchomić. Z kolei w jednym z okien pojawił się problem z roletami zewnętrznymi – ponieważ w stosunku do wyjściowego projektu zwiększyliśmy powierzchnię salonu i liczbę przeszkleń, trzeba było nad oknem wstawić belkę stalową, która uniemożliwiła obsadzenie rolety. Większych katastrof jednak raczej nie było :)
Mieszka nam się tu bardzo dobrze. Po długich wyjazdach zawsze chętnie wracamy do siebie. Uwielbiamy klimat tego domu – to, że jest przytulny i rodzinny. Mimo że mieszkamy już w nim dwa lata, nie myślimy o tym, co dałoby się zrobić lepiej. No, może poza odrobinę większą działką, która pozwoliłaby postawić jeszcze basen…
- Więcej o: