Budowa pod górkę
Moja droga do własnego domu nie była usłana różami. Najpierw odrolnienie działki, potem sprzedaż mieszkania, wreszcie wyposażanie domu w media. Ale warto było!
Droga do domu
W 1997 roku kupiłem ładnie położoną działkę oddaloną 25 km od Warszawy. Działka była rolna i dzięki temu tania, ale plan przestrzennego zagospodarowania gminy dopuszczał budowę nowych domów w odległości nie większej niż 60 m od istniejących siedlisk. Dało mi to gwarancję, że na mojej działce (specjalnie wybrałem posesję leżącą najbliżej starych wiejskich zabudowań) będę mógł się w przyszłości pobudować.
Zapis zapisem, jednak pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia władze administracyjne na różnych szczeblach nie były tak otwarte na petentów jak obecnie, więc zmiana statusu działki zajęła mi aż trzy lata! Kilka razy składałem podania o odrolnienie gruntu, odmawiano mi, odwoływałem się od decyzji i tak w kółko. Sprawa oparła się nawet o sąd administracyjny. Cel osiągnąłem dopiero w roku 2000 i teoretycznie mogłem startować z budową. Niestety, żeby ją sfinansować, musiałem najpierw sprzedać mieszkanie. Tymczasem duże, dwupoziomowe mieszkanie na trzecim piętrze bez windy nie cieszyło się specjalnym zainteresowaniem kupców.
Kiedy wreszcie udało mi się doprowadzić transakcję sprzedaży mieszkania do końca, był rok 2005 i od tej chwili budowa ruszyła z kopyta. Musiałem się spieszyć, bo nie miałem gdzie mieszkać. Schronienia udzielił mi kolega z sąsiedniej działki, ale nie chciałem zbyt długo nadużywać jego grzeczności.
W grudniu dom był już w stanie surowym zamkniętym (z drzwiami i oknami oraz z dachem pokrytym dachówką i położonym ociepleniem - 20 cm wełny mineralnej). Prace postępowały sprawnie jedna po drugiej, bo czekając aż tak długo na rozpoczęcie wymarzonej budowy, miałem czas na jej przygotowanie. Harmonogram budowy, w każdym szczególe, od dawna układałem sobie w głowie. Odpowiednio wcześnie umówiłem kolejne ekipy fachowców oraz zgromadziłem materiały. Potem, mieszkając za płotem budowy, doglądałem jej kilka razy na dzień, skrupulatnie pilnując postępu prac.
W zimie położono wszystkie instalacje i otynkowano ściany wewnętrzne (zdecydowałem się na mur z bloczków betonu komórkowego o grubości 27 cm, ocieplony 14-centymetrową warstwą styropianu). W salonie zamontowałem wkład kominkowy z rozprowadzeniem ciepła na piętro, ponieważ nie mogę jeszcze korzystać z gazu ziemnego. Mam jednak nadzieję, że wspólnie z sąsiadami uda nam się wkrótce podłączyć do sieci gazowej znajdującej się w odległości 250 m od mojej działki. Dlatego oprócz kominka zamontowałem również całą instalację centralnego ogrzewania na gaz, podłączając ją do kotła, który łatwo można dostosować do różnego typu gazu. Na parterze i w łazience na piętrze zastosowałem wodne ogrzewanie podłogowe, natomiast na poddaszu - grzejniki ścienne.
Potem kolejno przeprowadzałem wszystkie prace wykończeniowe. Do domu wprowadziłem się w październiku 2006 roku.
Co się udało
Na razie problem ogrzewania domu rozwiązałem następująco: kominek traktuję jako główne źródło ciepła, ale niekiedy dogrzewam dom centralnym ogrzewaniem, wykorzystując gaz propan-butan ze 120-litrowych butli. Obliczyłem, że nie opłaci mi się montaż większego zbiornika na propan-butan (trzeba pod niego wylać betonową płytę), bo zbyt krótko będę go użytkować. Ogrzewanie gazowe włączam przeciętnie tylko na półtorej godziny dziennie, ponieważ nie jest tanie. Mimo bardzo oszczędnego użytkowania w zimie płacę za nie 600 zł miesięcznie. Na szczęście to rozwiązanie tymczasowe.
Jestem natomiast bardzo zadowolony z ogrzewania kominkowego. Jest tanie i ociepla cały dom. Największym problem było doprowadzenie do sypialni nad garażem rur rozprowadzających ciepło z kominka znajdującego się dokładnie po przeciwległej stronie domu. Musieliśmy wykuwać w ścianach (w tym w ścianie nośnej) specjalne kanały, ale udało się je przeprowadzić w odpowiednich miejscach.
Dobrym posunięciem okazało się podniesienie o 50 cm ścianek kolankowych na poddaszu. Dzięki temu pomieszczenia na piętrze są wygodniejsze. Wykorzystuję także przestrzenie w szczycie stromego dachu (powstał tam stryszek na rzadziej używane sprzęty).
Cieszę się, że mimo wielu trudności mieszkam teraz w wymarzonym domu, który zbudowałem bez nadmiernego zadłużania się. Sfinansowałem go z oszczędności, przypadającej mi kwoty ze sprzedaży mieszkania i kredytu (70 tys. zł) zaciągniętego na wykończenie i wyposażenie budynku. Mam nadzieję, że dom wymusi na mnie na starość czynny odpoczynek. Koszenie trawy, odśnieżanie i przynoszenie drewna to przecież ruch na świeżym powietrzu.
Zaplanuj budowę domu - załóż kalendarz budowy
- Więcej o: