Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Dom w trzy tygodnie (i dwa dni)

WOJCIECH STASIAK

Jesteś ciekawy, jak powstaje dom prefabrykowany? Agnieszka i Piotr na budowę domu zdecydowali się niedawno. Postanowili się do niego wprowadzić jak najszybciej, w związku z powiększeniem się rodziny. Dlatego wybrali technologię prefabrykowaną. W "Ładnym Domu" pokazujemy ostatni odcinek relacji z ich budowy.

19495327 https bi
Fot.: DANWOOD

Udało się! Na działce w podwarszawskim Konstancinie w ledwie kilka tygodni stanął dom. Prawdziwy, choć składany "z części". Właściciele, którym towarzyszyliśmy w ich błyskawicznym przedsięwzięciu, są już po przeprowadzce, zadowoleni z podjętych wcześniej decyzji o wyborze technologii prefabrykowanej.

Gdy rozpoczynaliśmy naszą redakcyjną opowieść o małżeństwie stawiającym dom w technologii prefabrykowanej drewnianej, chcieliśmy pokazać, że jest alternatywa dla długo trwających inwestycji budowlanych, które w dodatku czasem zamieniają się we własną karykaturę. Istnieje opcja budowy szybkiej, dokładnej i objętej wieloletnią gwarancją, a przy tym skojarzonej z nowoczesnymi technologiami, zapewniającymi wygodę i energooszczędność. Obserwując uwijających się na konstancińskiej budowie robotników, precyzję ich działań, a nade wszystko spokój i niemal automatyzm, z jakim składali w całość elementy przywiezione z fabryki, można było utwierdzić się w przekonaniu, że nie skierowaliśmy Czytelników w ślepy zaułek. Oczywiście o ostatecznych efektach inwestycji budowlanej przekonujemy się dopiero po latach użytkowania domu, gdy możemy bliżej go poznać, stopniowo odkryć jego wszystkie "plusy dodatnie i ujemne". Oczywiście nie ma też domów i technologii idealnych. Wierzymy jednak, że opcja wybrana przez Agnieszkę i Piotra warta jest zainteresowania. Na pewno ułatwia życie, niesamowicie skraca budowlany stres i daje szansę zamieszkania w dobrym i ładnym domu, za przyzwoitą cenę.

Wygładzanie domu

- Właściciel wita! - rozległo się po domu, po czym nad naszymi głowami wyłoniła się postać z rozłożonymi ramionami. Stała na piętrze, w roboczych ciuchach, i z uśmiechem spoglądała na dół. Piotr w ferworze wykończenia domu.

- Za kilka dni się wprowadzamy - oznajmia po chwili, a minęło przecież ledwie pięć i pół tygodnia od pierwszego dnia budowy! Misja błyskawicznego wzniesienia, czy raczej poskładania domu prefabrykowanego zakończyła się pełnym sukcesem. Wszystkie ściany są w komplecie, wstępnie wyszpachlowane, podłogi wylane, sufity gotowe.

- W zasadzie pozostało dokończyć przygotowanie ścian do położenia farby i kładzenie kafelków w łazience, przedpokoju i pomieszczeniu gospodarczym, ułożyć podłogi z długich paneli przypominających drewno, a w sypialni wykładzinę, wstawić drzwi wewnętrzne, pomalować ściany na biało, z możliwymi korektami koloru, gdy już wjadą meble, i można mieszkać!

Stoimy na piętrze w pokoju młodszej córki - tej samej, która dopiero co przyszła na świat. Z sufitu sterczy kabel do podłączenia oświetlenia. Rzeczywiście za kilka dni pomieszczenie powinno nadawać się do użytku. Podobnie jak kolejne na piętrze (parter będzie kończony już po sprowadzeniu się rodziny). W drugim "dziecięcym" pokoju, większym, bo i córka starsza, na zamontowanie czeka jeszcze blokada pełnego otwarcia okien - to ważne, bo przeszklenia ciągną się aż do samej podłogi, co mogłoby stwarzać niebezpieczeństwo dla trzynastoletniej mieszkanki. No i trafi tam jeszcze duży, okrągły neon, pozostałość z jednego z przedsięwzięć biznesowych gospodarzy. Za ścianą znajdzie się sypialnia rodziców z przejściem przez garderobę do łazienki. Na łazienkowej podłodze leżą już stylowe, czarno-białe kafelki.

- Widać po nich, jaki charakter będzie miała łazienka - zdradza Piotr. - Postanowiliśmy zabawić się trochę konwencją. Tak, jak dom jest nowoczesny, ale zamknięty w tradycyjnej bryle, tak i tu wybraliśmy kafelki, które mają tradycyjny wzór, ale jakby wykonany markerem. Gdy przyjrzymy się kamienicom na południu Niemiec czy w Austrii, szczególnie tym wznoszonym w międzywojniu i odwołującym się do artdéco, da się w nich znaleźć styl widoczny na naszych kafelkach, którymi zresztą wyłożyliśmy również pomieszczenie gospodarcze przy planowanym garażu.

Dziełem sztuki w górę i w dół

Żył był kiedyś w Wiedniu Piotr Zajlich, stryjeczny dziadek Piotra, słynny tancerz i choreograf, szef baletu Teatru Wielkiego w Warszawie. Przed ostatnią wielką wojną należała do niego w austriackiej stolicy pewna kamienica, a w kamienicy były schody, kręte, wąskie, z metalu. Po wielu latach schody wymontowała firma remontująca budynek. Jakiś czas później firma upadła i schodom groziło trafienie na bruk. Właśnie wtedy w tej historii zjawia się Piotr, który odkupuje schody po "przodku" i wciąga je do swojej kolekcji rzeczy pięknych, z zapomnianego świata, choć niekoniecznie dziś już użytecznych. Gdy wspólnie z Agnieszką wybierał projekt domu z oferty firmy stawiającej budynki prefabrykowane, oboje postanowili dokonać w nim kilku korekt: zmodyfikować rozkład pomieszczeń, nieco zwiększyć wysokość kondygnacji i wymienić schody. Zastąpić wygodny katalogowy standard na prawdziwe dzieło sztuki. Efektowne, choć diablo kręte i wąskie!

Uwaga: obejrzyj (poniżej) film z tej budowy:

- Oczywiście, że nasze schody mają mało praktyczny kształt, ale są po prostu urocze - mówi Piotr. - Liczą sobie 120 lat! To jeden z tych elementów domu, które są wprawdzie niezbyt racjonalne, jednak współtworzą we wnętrzach wyjątkowy charakter.

Zamontowanie schodów nie było łatwe. Każdy stopień to oddzielny, odlany ze stali i ręcznie wykańczany moduł o wadze blisko 40 kg. Większość prac Piotr wykonał sam!

- Teoretycznie nie jest to skomplikowane zadanie, ale zajęło mi dwa i pół dnia - relacjonuje. - Najpierw trzeba było zamontować rurę nośną, zakotwić ją w fundamencie, a następnie od góry nakładać kolejne stopnie, z zastosowaniem podnośnika hydraulicznego. Każdy schodek jest inny, prawdopodobnie miały one kiedyś określoną kolejność, żeby pasowały do siebie, ale nie została ona oznaczona. Nawet gdybym teraz chciał je przekładać, żeby zobaczyć, które elementy najlepiej do siebie pasują, to ze względu na ich wagę nie dałbym rady. Trzeba więc było dopasowywać poszczególne otwory wiertarką i frezarką. Później, już z trzema pomocnikami, musieliśmy całe schody obrócić, tak żeby ostatni stopień trafił na belkę stropową. Co ciekawe, do tego czasu obok stał filar, który pełnił funkcję stempla. Gdy już założyłem element łączący schody z belką stropową, mogłem stempel usunąć. I tu, przyznaję, miałem lekkiego "stracha". Zwłaszcza, że musiałem wyjmować ów stempel, sam znajdując się pod stropem...

Nad schodami, w pustce nad przedsionkiem, zawisną na ścianach obrazy z kolekcji Agnieszki i Piotra, a pomiędzy nimi, pod sufitem, znajdzie się kolejny brawurowy element - duży żyrandol, kryształowy, balowy, o wadze 65 kg i średnicy ok. 1,10 m. Przeciwwagą dla tych wyrazistych motywów wyposażenia będzie przylegająca do schodów balustrada nad pustką. Prosta, mocowana do stropu parteru, z gładkich tafli szklanych, bez poręczy, o wysokości ok. 90 cm. Za jakiś czas to z niej do gości będą mogły dobiegać słowa "gospodarze witają!".

Coś dla jaskiniowców

Gdy ma się w domu tak efektowny element, jak ponadstuletnie wiedeńskie schody, dobrze jest w wystroju wnętrz jakoś do nich zgrabnie nawiązać. Tak też będzie na parterze u Agnieszki i Piotra.

- Na rzucie parteru, w salonie, występowało coś, co się nazywało "podciągi" - mówi Piotr. - W dwóch wzniesionych domach tego samego typu co nasz, które kiedyś zwiedzaliśmy, wyglądały jak skrzynki z płyty gipsowej. Gdy jednak w trakcie budowy zobaczyłem, że chodzi o dwa masywne dwuteowniki stalowe, podtrzymujące z dwóch stron strop, od razu postanowiłem wykorzystać ich prawdziwą naturę! Zapadła więc decyzja, że nie będziemy ich niczym zabudowywać, zerwiemy fabrycznie przymocowaną do dwuteowników sklejkę, pomalujemy je na ten sam kolor co schody, a żeby naprawdę zamienić je z elementu konstrukcyjnego w ciekawą przestrzenną kompozycję, prawdopodobnie dołożymy do nich jakieś drobne detale industrialne, może np. nakrętki z dużych starych śrub? Tak przygotowane dwuteowniki powinny stworzyć ze schodami świetną całość!

Uzupełnioną, dodajmy od razu, o żeliwny kominek w bocznych strefach parteru, tam gdzie planowany jest wypełniony książkami otwarty gabinet (otwarty jak prawie cała przestrzeń tej kondygnacji), stanowiący miejsce do pracy i namysłu. Kominek ma ciekawy i nietypowy front, a powstał w małej, podwarszawskiej manufakturze. Będzie głównie ogrzewał fragment salonu i pełnił funkcję ozdobną, bowiem za utrzymywanie odpowiedniej temperatury w całym domu jest odpowiedzialny gazowy kocioł kondensacyjny i system rekuperacji z 90-procentowym odzyskiem ciepła.

Za gabinetem, na zewnątrz, na przygotowanej już wylewce fundamentowej stanie wiosną garaż. Wcale nie taki zwykły.

- Ponieważ mam sporo motoryzacyjnych hobby, m.in. ścigałem się przez dużą część życia na motocyklach i generalnie lubię auta, więc garaż będzie również małym warsztatem, a także miejscem do siedzenia z przyjaciółmi, bo planuję urządzenie tam małego ogrodu zimowego. Aby zaoszczędzić przestrzeń, w garażu znajdzie się podnośnik, dzięki któremu na platformie zmieszczą się dwa auta, jedno nad drugim. Zajmie się tym wszystkim moja niedawno założona firma tworząca garaże. W Polsce często zapomina się o tym, że wielu facetów musi mieć swoje własne miejsce, swoją jaskinię. Gdy się projektuje dom, to na warsztat domowy, czyli na kuchnię, zawsze znajdzie się budżet, ale na męski warsztat, czyli garaż - praktycznie nigdy. Aby wesprzeć słuszną ideę, stworzyliśmy nawet hasło: "Kobieto, mężczyzna z własnym garażem jest lepszym mężem!".

Tak więc: automobiliści do garażu, osoby lubiące gotowanie do kuchni, znajdującej się po przeciwnej stronie gabinetu z kominkiem, a jedzący - do jadalni za kuchnią, przylegającej do drzwi okiennych wychodzących na zadrzewiony teren przed domem, z widokiem na bramę i planowany dojazd od ulicy do budynku. Latem posiłki spożywane będą po drugiej stronie domu, w ogrodzie, na szykowanym na wiosnę tarasie. W zamierzeniach znajduje się także ogrodowy basen.

Póki co z planowanego ogrodu można sobie popatrzeć na... nowiutki dom właścicieli. Czysty, jasny, pokryty białym tynkiem z piaskowaną fakturą, obramowany ocynkowanymi rynnami. Gdy lekko zmrużymy oczy, wyobrazimy sobie bryłę wzbogaconą w przyszłym roku o garaż, obmurowaną dookoła planowanym cokołem, który ostatecznie ładnie osadzi cały obiekt na ziemi, a także ogrodową roślinność, łączącą się ze strzelistymi drzewami malowniczo otaczającymi już teraz dom. Jednym z nowych pomysłów na te nieodległą przyszłość jest też przebicie na małym poddaszu okna i wstawienie tam teleskopu do obserwacji dalekich zakątków nieba.

- Rozmawialiśmy z córką o tym, że fajnie byłoby obserwować gwiazdy - przyznaje Piotr.

Bo gwiazdy, jak marzenia, może i są bardzo daleko, ale czasami, z drobną pomocą, potrafią znaleźć się dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Agnieszka i Piotr o inwestycji

Firma produkująca i stawiająca nasz dom spisała się naprawdę na medal. Było nawet lepiej niż zapowiadali, bo montaż budynku w sumie potrwał trzy tygodnie i dwa dni, czyli koniec nastąpił aż półtora tygodnia przed czasem!

Mamy też ogromny szacunek do ekipy wykonawczej, budującej dom. Jeśli wszystkie pracujące dla tej firmy zespoły są właśnie takie, to ma ona prawdziwy majątek w kapitale ludzkim. To są naprawdę fantastyczni zawodowcy. Wielkie wrażenie wywarł na nas np. Kamil, brygadzista. To chłopak, któremu robota dosłownie pali się w rękach!

Podczas tych kilku tygodni nie wydarzyła się żadna kłopotliwa sytuacja na budowie. Raz zepsuł się agregat, ale szybko został zastąpiony przez nowy. Nawet pogodę mieliśmy wymarzoną, bo przez pierwsze trzy tygodnie nie spadła nawet kropla deszczu.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej osobie. Bogdan Tokarczyk, współwłaściciel firmy Betoland z Piaseczna, zadbał o najwyższą jakość betonu dla naszego domu. Naprawdę zna się na rzeczy - dziękujemy!

    Więcej o:

Skomentuj:

Dom w trzy tygodnie (i dwa dni)