Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Dom kostka - smaki i smaczki

tekst Wojciech Stasiak

Dom oparty na pomyśle peerelowskiej kostki, nawiązującym do okolicznej zabudowy, ale w nowoczesnym i komfortowym wydaniu? Czemu nie.

Dom z kostki
Dom z kostki
zdjęcia Bartek Makowski

Architekt Krzysztof Goszczyński nie lubi agresywnie łowić klientów, na siłę narzucać im swojego widzenia architektury lub odwrotnie – maksymalnie naginać się do pomysłów inwestora. Gdy widzi, że „nie po drodze będzie dalej iść”, woli przeciąć zawczasu trudną relację, niż męczyć się w wędrówce do niepewnego efektu.

– Wychodzę z założenia, że nie można projektować każdego typu domu – mówi bez ogródek. – Rozmowy o projekcie zaczynam więc od pokazania własnych realizacji oraz innych, które lubię i podziwiam. Jeśli klient ma podobne odczucia, czyli podobają mu się podobne budynki, rozmawiamy dalej.

Gdy pewnego dnia w jego łódzkiej pracowni Boom Architekci zjawili się Kasia i Kamil, szybko stało się jasne, że zanosi się na dobrą współpracę. Obie strony miały podobne spojrzenie na formę i funkcje domu, obie też zgadzały się, że aby efekt osiągnął wysoki poziom, dobrze zacząć od znalezienia właściwego kontekstu do owocnych poczynań, czyli od poszukania właściwej działki. Dopiero wtedy warto brać się za właściwe projektowanie. Kasi i Kamila nie trzeba było do tego przekonywać, bo, prawdę mówiąc, swoje poszukiwania prowadzili już od dobrych kilku lat. Najpierw rozglądali się za „pełnym pakietem”.

– Przez blisko trzy lata obejrzeliśmy mniej więcej pięćdziesiąt domów – podliczają. – Żaden nie spełniał naszych oczekiwań. Liczyła się też dla nas okolica. Pragnęliśmy, żeby nieruchomość była położona w mieście, ponieważ nie chcieliśmy stać się w przyszłości taksówką dla naszego dorastającego dziecka…

Pani Małgosi dziękujemy

Ideał lokalizacji domu jednorodzinnego? To proste. Malownicza, zielona, spokojna okolica, ale połączona z bliskością miejskiego centrum, zapewniająca łatwość korzystania z infrastruktury usług publicznych, szkół, urzędów, ośrodków zdrowia, placówek kultury i rozrywki oraz umożliwiająca przetrwanie sieci dotychczasowych powiązań towarzyskich. Czy poszukiwanie ideałów ma jednak sens, skoro wiadomo o nich przede wszystkim to, że nie istnieją? Być może wielkiego nie ma, ale kto nie walczy, ten i nie wygrywa. A jest o co walczyć, bo komfortowy dom to nie tylko cztery ściany, ale też miejsce, w którym poczujemy się bezpiecznie i u siebie, a przy okazji dobrze eksponujące zalety architektury. Może nawet – przede wszystkim takie miejsce?

 – Ostatecznie domu nie znaleźliśmy - podsumowuje kilkuletnie starania Kasia. - Poznaliśmy za to bardzo miłą agentkę nieruchomości, która w końcu znalazła dla nas pewną atrakcyjną działkę. Pani Małgosiu, bardzo dziękujemy!

Uporczywe jeżdżenie, sprawdzanie adresów, zwietrzanie okazji oznacza stratę mnóstwa cennego czasu. Ale pozwala mocno zaoszczędzić później – na rozczarowaniach złymi wyborami, na wydatkach eksploatacyjnych, a bywa, że i na zdrowiu. Właśnie. Polecana parcela znajdowała się na Zdrowiu, w łódzkiej dzielnicy o takiej nazwie.

– Zdrowie to było nasze marzenie! - przyznają inwestorzy. - W obrębie 500 m są tu dostępne: ogród botaniczny, zoo, aquapark i największy w mieście park, który rozciąga się na powierzchni 172 ha, na terenach będących pozostałością dawnej puszczy.

Osiedle, na którym leżała posesja, tworzą prostokątne kwartały niedużych działek, z reguły zabudowanych, liczących po około 1 tys. m2 , wypełnionych w dużej części modernistycznymi domami-kostkami z lat 60. i 70. minionego stulecia. Zastana stylistyka aż prosiła się o twórczą kontynuację w nowym projekcie, zwłaszcza że i sami przyszli właściciele skłaniali się do budowy domu prostopadłościennego, pozbawionego wykwitu form, z atrakcyjną, ale przede wszystkim funkcjonalną bryłą.

Atutem działki była też jej orientacja względem stron świata. Część położona w głębi, dalej od drogi dojazdowej, znajdowała się od strony zachodniej, co od razu prowokowało do stworzenia tam dobrze nasłonecznionego ogrodu, oddzielonego od ulicy docelowym budynkiem mieszkalnym.

Krzysztof Goszczyński, współpracujący już wtedy z Kasią i Kamilem, wszystko to widział, słyszał i czuł – inaczej mówiąc – dostrzegł potencjał do zdrowej realizacji marzeń. Działka została nabyta.

Bez planu, za to z głową

Co na to wszystko miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, zawierający wytyczne dotyczące zabudowy posesji?

– Planu nie było – ucina architekt.

Brak tego rodzaju dokumentów, podstawowych dla kształtowania ładu przestrzennego nadwiślańskich miast i wsi, to wciąż chleb powszedni dla wielu rodzimych architektów, choć trzeba uczciwie przyznać, że braki są stopniowo nadrabiane. W takiej sytuacji należy wystąpić o wydanie decyzji o warunkach zabudowy, precyzującej, co można wznieść na danej posesji.

– Specyfiką działki było to, że na jej środku, przy samej drodze dojazdowej, stał wcześniej drewniany dom z dwoma mieszkaniami, przez co miasto, wykonując niegdyś remont ulicy, zrobiło dwa oddzielne wjazdy na teren, na obu końcach. Postanowiliśmy to wykorzystać. Drugim ograniczeniem był budynek na przylegającej parceli, od północy, stojący w ostrej granicy działki. Od tej strony musiała więc powstać ściana oddzielenia pożarowego, co z kolei ograniczało możliwość wykonania w tym miejscu okien.

Dwa oddzielne wejścia na teren posesji zainspirowały projektanta do wydzielenia dwóch odrębnych traktów komunikacyjnych wiodących od ogrodzenia do budynku. Pierwszy, pieszy, prowadzi od furtki do drzwi wejściowych. Drugi, przeznaczony dla samochodów, skierowano w stronę dwustanowiskowego garażu oraz miejsc parkingowych, i to tak, by dla wchodzących strefa ta pozostawała właściwie niewidoczna.

Zapewnia to spokój i bezpieczeństwo osobom wkraczającym przez furtkę, a jednocześnie przysłania stamtąd widok na elementy niezwiązane z projektem, czyli na bryły pojazdów. W ten sposób m.in. podkreślono samą architekturę budynku, oczyszczoną z przypadkowości motywów „zbędnych”. Zabieg ten wart był przeprowadzenia, bo o ile peerelowskie kostki – w jakimś sensie stanowiące punkt wyjścia dla tej realizacji – są już opatrzone i mocno zbanalizowane w powszechnym odbiorze, o tyle ten budynek stanowi ich bardzo ciekawe rozwinięcie, któremu dobrze jest się przyjrzeć. Na pierwszy rzut oka, patrząc od frontu, wyjściowa kostka, której przejawów można by się dopatrzeć zwłaszcza w górnej kondygnacji, wypączkowała w parterze w kilka kostek, zgrupowanych wokół centralnej części założenia niczym mikroosiedle. Główną kostkę niejako otoczono od ogrodu szerszym fragmentem zawierającym część kuchni i jadalni oraz podcienia tarasu, a z kolei z przodu dostawiono do niej moduł garażu, mający nawiązywać do spotykanych w okolicy rozwiązań „z epoki”. Wszystko to tworzy ciekawą grę wyjściową konwencją, dającą się w sumie interpretować na kilka sposobów (czyli która kostka jest wyjściową dla której i co było na początku), ale zawsze kończącą się stwierdzeniem, że powstała stonowana, interesująco rozwarstwiona bryła, nowoczesna, a jednocześnie wyraźnie nawiązująca do koncepcji dwudziestowiecznego modernizmu. Wrażenie klarowności i czystości formy podkreśla wykończenie elewacji, w której dominują białe tynki skontrapunktowane rdzawo-brązowymi fornirowanymi okładzinami HPL o ciekawej fakturze. Całość uzupełniają przeszklenia – mniej lub bardziej wąskie, horyzontalne lub wertykalne od frontu, i obszerne, balkonowo-tarasowe od ogrodu.

– To współczesna wersja domu kostki, dostosowana do inaczej rozplanowanej funkcji (bo sporo więcej powierzchni znajduje się na parterze niż na piętrze) i współczesnych technologii (bo przeszklone ściany i w miarę możliwości duże okna) – podsumowuje architekt.

Wszystko spina jeszcze jedno słowo, rzadko spotykane w oryginałach z czasów słusznie minionych. Elegancja.

Od ogółu do szczegó…lików

To samo słowo można by odnieść do wnętrz, które powstawały pod czułym okiem i z inspiracji inwestorki. Oczywiście ogólne rozplanowanie pomieszczeń należało do szefa pracowni Boom Architekci, podążającego za potrzebami mieszkańców. Na dole urządził on więc przede wszystkim otwartą część dzienną, złożoną z przenikających się stref kuchni, jadalni i salonu oraz holu wejściowego. Ta pierwsza była oczkiem w głowie pani domu.

– Kuchnia stanowiła dla mnie priorytet – twierdzi właścicielka. – Uwielbiam gotować, więc musiała być duża i praktyczna, z pięknym, kamiennym blatem. Dla Kamila z kolei właściwie najważniejszy był duży garaż. Śmieję się, że u nas garaż jest większy od salonu, kuchni i jadalni razem wziętych.

Rzeczywiście, garaż może śmiało konkurować wielkością z całym parterem, którego program funkcjonalny uzupełniają jeszcze pokój od frontu, spiżarnia i pomieszczenie gospodarcze, a nawet dwa. Dla architekta taki a nie inny rozdział poszczególnych stref dolnej kondygnacji wiązał się w dużym stopniu ze wspominaną orientacją działki, która ułatwiała poszczególne posunięcia projektowe.

– Dzięki takiemu a nie innemu usytuowaniu posesji można było stworzyć najlepszy układ pod względem schematu funkcjonalnego: od ulicy wejście i garaż, w środkowej części schody na piętro, a dalej, w głębi domu, część dzienną, z otwarciem na ogród i taras – tłumaczy Krzysztof Goszczyński. – Co więcej, udało się to wszystko zrobić w taki sposób, że w domu nie ma korytarzy.

Dokładniej mówiąc, rodzaj korytarza pojawił się na górze, przy wyjściu ze schodów, skąd rozprowadzany jest ruch do dwóch pokojów (w tym jednego, należącego do dziecka, połączonego z garderobą), pomieszczenia technicznego połączonego z pralnią, łazienki i głównej sypialni (z drugą garderobą).

Wszystko spaja wspomniana elegancja, która dyskretnie oplata dominujący w całym budynku styl minimalistyczny.

– Wraz z Kamilem lubimy minimalizm – mówi właścicielka. – Od początku wiedziałam, że w naszym domu chcę mieć drewno i białe ściany, choć akurat do tych ostatnich musiałam go przekonać.

W części dziennej kolorystykę bieli i brązów uzupełniają szlachetne szarości, które pojawiają się w obiciach mebli i blacie kuchennej wyspy, z solidną domieszką głębokiego grafitu na krawędzi czerni, widoczną np. w profilach przeszkleń czy elementach salonowego kominka. Właściwie cała ta paleta idealnie rozwija barwy zastosowane od zewnątrz, w obu kondygnacjach bryły. Widać w tym i dobrą współpracę z architektem, i inwencję własną.

– Trzy lata spędziłam, przeglądając gazety „wnętrzarskie” i szukając smaczków – tłumaczy właścicielka. – Przykładem szczególika, dodającego uroku i robiącego wrażenie, jest fragment ściany w łazience na piętrze, wykonany z mchu gąbczastego. Element, którego jeszcze nie zrealizowałam, a na który na razie „zarabiam”, stanowi ściana w kuchni z żywych roślin, tzw. ogród wertykalny.

Opiekuńcza ręka z góry

Aby taki ogród dobrze się poczuł, musi w nim panować m.in. właściwa temperatura, niezbędna również dla mieszkańców i gości. Projektując ten dom, od początku zakładano, że warto zadbać o ten element, wpisując go w szeroki aspekt energooszczędności, przekładający się i na komfort życia, i na rodzinny budżet. Wbrew pozorom, wszystko to zaczyna się od samej… konstrukcji obiektu.

– Zastosowaliśmy konstrukcję żelbetową monolityczną, włącznie z dachem – tłumaczy architekt. – To bardzo korzystne rozwiązanie. Jest trwałe, eliminuje większe odkształcenia, dzięki czemu choćby nie pękają tynki, zapewnia dobre parametry akustyczne bryły, czyli izolację od hałasu z zewnątrz oraz między kondygnacjami, gwarantuje także dużą bezwładność cieplną, co znaczy, że latem we wnętrzach jest chłodniej, a zimą cieplej.

O parametry cieplne dbają na pierwszej linii frontu zastosowane materiały. Ściany zewnętrzne z pustaków ceramicznych ocieplono 20-centymetrową izolacją (na dachu warstwa ta wynosi 25 cm), wykonano też 10-centymetrowe podłogi na gruncie, a o bilans ciepła walczą też trzyszybowe okna ze stolarką aluminiową, zorientowane w większości na południe i zachód, celowo zmniejszone od północy. Przed przegrzaniem budynku latem chronią zewnętrzne rolety, tzw. screeny, sterowane elektrycznie. Obieg powietrza, jego wymianę i temperaturę kontrolują na bieżąco wentylacja mechaniczna z rekuperacją oraz klimatyzacja. Od góry wspierają to wszystko panele fotowoltaiczne, a od dołu niskotemperaturowe ogrzewanie podłogowe oraz, schodząc jeszcze niżej, gruntowa pompa ciepła, zamontowana ok. 50 m poniżej poziomu gruntu. Ta ostatnia pojawiła się w wyniku... przypadku.

– Ponieważ gazownia ociągała się ze stworzeniem projektu przyłącza, rozwiązaliśmy z nią umowę i ostatecznie zdecydowaliśmy się na gruntową pompę ciepła wraz z rekuperacją – opowiadają właściciele. – Przy obecnych cenach gazu okazało się to genialnym rozwiązaniem! Możemy śmiało stwierdzić, że chyba ktoś tam na górze czuwał nad nami.

Żywe obrazy

Opiekę z góry uzupełnia też opieka bezpośredniego sąsiedztwa, czyli matki natury. Na samej działce jest ona, podobnie jak architektura, dyskretna i stonowana, bo ogród tworzą głównie rozległy trawnik i pojedyncze nasadzenia. Na przeszkodzie ogrodowego rozwoju na dużą skalę stoi wprawdzie wielkość posesji, ale gdy mieszka się w dzielnicy Zdrowie wszystko rekompensuje zielona okolica, którą mieszkańcy mają na wyciągnięcie ręki.

Nasi bohaterowie do otaczającej ich na posesji zieleni przywiązują dużą wagę.

– Najważniejszym „obrazem” w budynku jest ogród – mówią. – Siedząc w środku, czujemy się, jakbyśmy byli jego częścią. Wymaga on co prawda jeszcze dopracowania, ale to wszystko przed nami.

No właśnie. Gdy już zasadziło się drzewo (lub krzew) i zbudowało dom, faktycznie można śmiało snuć dalsze plany...

Zdaniem właścicieli

Wybór działki konsultowaliśmy z naszym architektem. Pytaliśmy się go, jak ją ocenia z punktu widzenia możliwości zabudowy. Pierwotnie znajdowały się na niej parterowy dom i budynki gospodarcze, więc wszystko musiało zostać wyburzone – dom stał w ulicy, był parterowy i nie nadawał się do przebudowy.

Ze smaczków dotyczących samej inwestycji na pewno warto wspomnieć o tym, że działkę obok kupiło młode małżeństwo architektów i razem, wspierając się, ciągnęliśmy dwie równoległe budowy. Raz oni załatwiali jedną ekipę, raz my i tak dobrnęliśmy do końca.

Mieszka się nam tu wspaniale, doświadczamy zupełnie innego niż wcześniej rodzaju życia – choć mieliśmy już kiedyś możliwość mieszkania w domku jednorodzinnym, więc wiedzieliśmy, z czym to się wiąże, znaliśmy wszystkie plusy i minusy takiej sytuacji. Na pewno znajdą się rozmaite drobiazgi, które byśmy teraz zmienili, ale nie ma sensu o  tym myśleć. Ciężko nam też jeszcze ocenić, na ile rachunki za bieżącą eksploatację odbiegają od wcześniejszych wyobrażeń, ponieważ mieszkamy tu dopiero od lipca ubiegłego roku. Mamy jednak nadzieję, że przy obecnych cenach gazu znacząco wpłyną na te rachunki rozwiązania, które ostatecznie wybraliśmy, a związane z montażem gruntowej pompy ciepła.

Kasia i Kamil, właściciele

3 sposoby na udaną budowę

  1. Cierpliwość - Konkretne określenie celu, jakim jest budowa własnego domu, i połączenie go z wytrwałą realizacją z pewnością przyniesie pozytywny, oczekiwany skutek.
  2. Projekt - Wybór odpowiedniego projektu domu, dopasowanego do działki, potrzeb mieszkańców, a także możliwości finansowych gwarantuje dobry start inwestycji.
  3. Wykonanie - Nowoczesna konstrukcja budynku, wysokiej jakości materiały, a przede wszystkim staranne wykonanie prac pozwolą w pełni cieszyć się własnym domem.
    Więcej o:

Skomentuj:

Dom kostka - smaki i smaczki