Czy dom w lesie to dobry pomysł?
Ten funkcjonalny, nowoczesny dom udanie wpisał się w zielony teren podwarszawskiej miejscowości, do której świetnie pasuje słynne stwierdzenie „tu się oddycha”.
Czy można zaczynać budowę domu od bluszczu wspinającego się po drzewach? Albo czy blacha w lesie wygląda, jakby była tam od zawsze? No i czy Polacy lubią majówki?
METRYKA BUDYNKU
Projekt: architekt Mateusz Zajkowski, Emilia Chomiuk, Z3Z Architekci
https://www.z3zarchitekci.pl/
Powierzchnia użytkowa domu: 330 m2
Powierzchnia działki: 2500 m2
Mieszkańcy: dwie osoby dorosłe, dwoje dzieci
Dom w środku lasu
Począwszy od końca – tak, lubimy, i właśnie dlatego tak chętnie szukamy miejsc pod budowę własnego domu przy lesie z dala od aglomeracji, często mniej zwracając uwagę na wiążące się z tym niedogodności dojazdów do miasta czy konieczności wypełnienia zaleceń związanych z ochroną środowiska. Bywa jednak, że to zamiłowanie do natury wiąże się po prostu z niechęcią do porzucania pięknej okolicy, w której już się mieszka. Wtedy jest łatwiej – zna się miejsce, więc nic nas nie zaskoczy. Tak właśnie było w przypadku pani Oli i jej męża Macieja.
– Mieszkaliśmy wcześniej w podwarszawskim Piasecznie i chcieliśmy zostać w tej okolicy. Zawsze podobały nam się tereny Zalesia Dolnego, należącego do Piaseczna – przyznają. – Powstało ono w latach międzywojennych, jako odrębna miejscowość, w ramach koncepcji miasto-las oraz miasto-ogród. Działki są tam dość duże, gęsto porośnięte dużymi drzewami. Wszędzie cisza i spokój. Jednocześnie zależało nam też na tym, aby dzieci, gdy trochę podrosną, miały możliwość samodzielnego dojazdu do Warszawy. Szukaliśmy więc działki w odległości kilkunastu minut od kolejki podmiejskiej.
Przeglądając oferty spełniające te podstawowe wymagania i weryfikując je na żywo, trafili w końcu na niemal baśniowe miejsce spowite bluszczem. Wspinał się wysoko, po pniach okazałych sosen, pokrywając je całkowicie aż do wysokości kilku pięter – oczywiście tych dopiero wyobrażonych pięter domu, który mógłby tu kiedyś stanąć, gdyby zdecydowali się kupić leśną posesję z takimi właśnie egzotycznymi, tajemniczymi widokami. Całość prezentowała się naprawdę wspaniale, rzucając szybko czar na nowych gości. W konsekwencji decyzja mogła być tylko jednak: tak, to tu!
Jaki może być dom w lesie?
Jak jednak sprawić, by nie przerwać zaklęcia, czyli nie zepsuć zastanych okoliczności przyrody nietrafionym budynkiem jednorodzinnym? To banalnie proste. Wystarczy umieć iść po znakach.
– Po zakupie działki zauważyłem, że w okolicy buduje się nowoczesny dom i znajdowała się tam reklama architekta – mówi pan Maciej.
Ta reklamowana nowoczesność była na tyle atrakcyjna, że nowi właściciele w niedługim czasie trafili do jej twórcy, Mateusza Zajkowskiego, właściciela pracowni Z3Z Architekci. Nie stawiali mu żadnych konkretnych wymagań odnośnie wyglądu swojego przyszłego domu. Nie przeszukiwali internetu w poszukiwaniu brył referencyjnych czy konkretnych punktów odniesienia.
– Zdaliśmy się w tej kwestii na architekta – mówią. – Nie podsyłaliśmy żadnych koncepcji, omówiliśmy tylko, które z jego projektów podobają nam się bardziej, a które mniej. Przede wszystkim zależało nam na funkcjonalności domu.
Mateusz Zajkowski po wizji lokalnej zaczął nietypowo – od wyznaczenia na działce… polany.
– Wspólnie z inwestorami określiliśmy w ten sposób przestrzeń, na której chcieliśmy się zmieścić z budynkiem, aby zachować jak najwięcej drzew – tłumaczy. – To one miały znaczący wpływ na lokalizację i kształt budynku. Gdyby na działce nie rosły tak piękne drzewa, zapewne dom stałby w innym miejscu i wyglądałby inaczej.
Najlepsza bryła dla domu w lesie
Gdy się nad tym chwilę zastanowić, jest coś paradoksalnego w fakcie, że natura, która zasadniczo ucieka od kwadratów i prostokątów, często tak dobrze znosi towarzystwo współczesnej, silnie zgeometryzowanej architektury jednorodzinnej. Dom, który nakreślił w swoim komputerze Mateusz Zajkowski, idealnie ilustruje tę harmonię odmiennych światów. Projektant wymyślił przecież ni mniej, ni więcej, tylko ustawione na sobie pudełkowe moduły, które przez analogię z czasami słusznie minionymi można by nawet nazwać wariacją na temat współczesnej „kostki”. Całość jednak, pomyślana i wykonana z klasą, w niczym nie gryzie się z formami zaproponowanymi obok przez matkę naturę.
Pudełkowe moduły na początku tworzyły niepodzielną, dwukondygnacyjną bryłę (widać to na rysunkach, które zamieszczamy w artykule). Później jednak architekt trochę w niej podłubał, a dokładniej – powycinał to i owo. Na piętrze odsłonił część dachu garażu. Nie stworzono tam (póki co) tarasu, ale zostawiono pustą przestrzeń.
Obok wykonano dodatkowe wycięcie, nad samym wejściem do domu, w części zajmowanej przez dzieci. Zgodnie z zamierzeniami, zapewnia im ono widok z pokoi na trzy strony świata. Bo dobrze nie tylko mieć dzieci na oku, ale i by one miały oko na świat.
Na parterze architekt wyciął z kolei dwa podcienia. W pierwszym, od strony ulicy, umieszczono obszerny wjazd do dwustanowiskowego garażu oraz główne wejście do budynku. W drugim, od ogrodu, wykreowano narożny, kameralny taras, zapewniający przy okazji dojście „suchą stopą” do pomieszczenia gospodarczego.
Gdy patrzymy na rzuty, wydaje się, że wszystkie te „wycinki” mogą zaburzać proporcje całości. Jednak w terenie, jako pomysł już zrealizowany, widać, że jest przeciwnie – ciekawie urozmaicają bryłę. Sprawiają też przy okazji, że wprawdzie jest ona skończona i „dopieszczona”, ale z małą furtką na dołożenie czegoś w przyszłości.
Czy dom w lesie warto pokryć blachą?
Patrząc na domy w budowie, bez elewacji, zazwyczaj trudno odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, czy powstanie dobra architektura. Wykończenie ścian plus pozornie drobne dodatki, takie jak np. ramy okien czy podziały fasad, potrafią niejedno brzydkie kaczątko zamienić w łabędzia. Gdy jednak ktoś usłyszy, że elewacje domu stojącego w leśnym otoczeniu zostaną w całości pokryte blachą, w pierwszej chwili trudno oczekiwać od niego entuzjazmu. Potrzebne są wtedy spokój, no i wyobraźnia. Inwestorom ich nie zabrakło.
– Od początku nie chcieliśmy na ścianach tynku – mówią. – Architekt podesłał więc kilka propozycji materiału elewacyjnego. Wersja z blachą przekonała nas tym, że elewacja miała być takiego samego koloru jak okna, czyniąc wszystko spójne. Nie mieliśmy obaw w stosunku do tej koncepcji także ze względu na zaufanie do architekta. Podobały nam się jego projekty i uznaliśmy, że jeżeli on twierdzi, iż blacha będzie dobrze wyglądała, to tak właśnie się stanie.
Budynek pokryto więc na prawie całej długości, szerokości i wysokości czarną blachą trapezową. „Prawie”, bo drewniane elementy zagłębione w bryle wykonano z desek cedru kanadyjskiego i całość wyposażono w obszerne przeszklenia, obramowane czarnymi profilami ościeżnic. Efekt? Poszczególne elementy idealnie pasują zarówno do siebie nawzajem, jak i do otoczenia, a ta dwuwymiarowa symbioza robi naprawdę świetne wrażenie.
„Zastosowanie na pozór obcego dla naturalnego krajobrazu materiału, jakim jest blacha, było strzałem w dziesiątkę”, czytamy w opisie projektu na stronie pracowni. Trudno sobie wyobrazić inny materiał, aby dom lepiej komponował się z otaczającą go przyrodą. Przejeżdżając przylegającą do działki drogą, ma się wrażenie, jakby dom stał tam od zawsze, jakby był wrośnięty w zieleń.
– Dlatego właśnie nazwaliśmy tę realizację Domem wtopionym w las – dodaje Mateusz Zajkowski.
Światło zostaje w domu mimo otoczenia drzew
Działka została kupiona na początku roku 2017, a budowa ruszyła we wrześniu 2018 r. Właściciele od początku wiedzieli, że trzeba ją oddać w dobre ręce, więc do prowadzenia prac zatrudnili generalnego wykonawcę, czyli doświadczoną, profesjonalną firmę. Polecił ją architekt.
– Nie mieliśmy z nią problemów, zresztą ogólnie budowa przebiegała bez zakłóceń – oceniają dziś Ola i Maciej. – Nasze zaangażowanie rosło wraz z postępami budowy. Składaliśmy tam dość częste wizyty, ale raczej z ciekawości niż chęci nadzoru. Dużo pracy mieliśmy dopiero z koordynacją wykończenia, ponieważ generalny wykonawca tym już się nie zajmował. Odtąd szukanie ekip, pilnowanie harmonogramów i rozwiązywanie problemów technicznych było na naszej głowie.
Na tych głowach był również projekt wnętrz.
– We wszystkich etapach, od projektowania do ostatecznego wykonania, bardzo aktywnie uczestniczyła moja żona – opowiada pan Maciej. – Ostateczny wygląd stworzyliśmy w równym stopniu oboje, zgadzając się co do funkcjonalności domu oraz stylu. Kształt wnętrz pomagała nam jeszcze opracować koleżanka.
Jak wiadomo „Boh trojcu lubit” i najwyraźniej przedsięwzięciu pobłogosławił. Domowe wnętrza, pełne otwartych przestrzeni, dobrze korespondują z geometryczną, zdyscyplinowaną i jednocześnie wysublimowaną architekturą bryły. Odwracają jednak całkowicie jej kolorystykę. Zamiast czerni utrzymane są bowiem w jasnych tonacjach, ze zdecydowaną dominacją bieli. Tak jakby zewnętrzne światło było pochłaniane przez ciemne elewacje i powracało w środku, łagodnie sącząc się ze ścian, podkreślając uporządkowanie i klarowność aranżacji wnętrz.
Sprzyjają temu z pewnością wielkie, ciągnące się od podłóg po sufity okna, na obu kondygnacjach. Wielkie przeszklenia to także integracja wnętrz ze światem dookoła budynku, który niemal fizycznie przenika dzięki nim do środka.
„Szczególnie ciekawy efekt dają narożne okna z szybami łączonymi w narożniku bez słupka – powodują, że las staje się jakby na wyciągnięcie ręki dostępny ze środka”, czytamy w opisie projektu. „Ciekawy efekt został stworzony w pokojach dzieci, gdzie całą długą ścianę połączonych pokoi stanowi okno, z którego można podziwiać majestatyczne porośnięte bluszczem sosny. Wnętrza nie odciągają uwagi od obrazów zieleni, harmonizują z nimi, nie konkurując.”
W tym przenikaniu pomaga rozmieszczenie funkcji mieszkalnych, zgodne ze współczesnymi tendencjami w budownictwie jednorodzinnym – zwłaszcza na parterze, który stanowi część dzienną. Sercem tej kondygnacji jest obszerna, jednoprzestrzenna powierzchnia połączonych ze sobą salonu, jadalni i kuchni, w gruncie rzeczy rozszerzona jeszcze o salon letni, czyli wspomniany zadaszony taras ogrodowy. Od środka dzieli go tylko szyba, a właściwie trzy szyby obszernego okna.
Rozświetleniu wnętrz służy również otwarcie salonu w górę. Po zlikwidowaniu w tym miejscu sufitu między kondygnacjami dom dodatkowo nabrał oddechu, zapewniając także lepszą łączność rodziców z dziećmi, kiedy te rezydują akurat w swoich pokojach na piętrze (połączonych zresztą wejściem), czyli w sypialniach. A piętro, dodajmy, to istne królestwo sypialni, bo przewidziano ich tu aż cztery, z czego jedną dla gości.
Obie kondygnacje łączy jednak coś więcej niż tylko owa pustka nad salonem. To efektowne schody, wykonane z szerokich bloków z drewna, prawie zawieszonych w powietrzu. Przypominają właściwie ażurową, przestrzenną rzeźbę, dodającą wnętrzom lekkości oraz domieszkę swego rodzaju abstrakcji. Idąc po nich, jakbyśmy stąpali w powietrzu…
Pierwsze bilanse domu w lesie
Dom został ukończony w początkach 2020 r. i w kwietniu nastąpiła przeprowadzka. Od tego momentu można było nie tylko zacząć rozsmakowywać się w jego zaletach, smakach i smaczkach, ale także sprawdzać, na ile po prostu opłaca się w nim mieszkać. Dosłownie.
– Po kilkunastu miesiącach widać już, że za ogrzewanie budynku płacimy mniej niż znajomi, którzy mają trochę starsze domy – oceniają właściciele. – Pozostałe koszty, jak prąd, woda z gminnego ujęcia, odprowadzanie ścieków do kanalizacji czy konserwacja, utrzymują się na podobnym poziomie co w naszym mieszkaniu w Piasecznie.
Dom posadowiono na fundamencie, rezygnując z piwnicy. Ściany zaizolowano wełną mineralną, oddzieloną od blachy warstwą powietrza. Na dach trafiła papa termozgrzewalna, ułożona na wełnie w systemie spadkowym. Do bilansu ciepła dorzucają się też wspomniane trójszybowe przeszklenia, a także zamontowana wentylacja mechaniczna z rekuperacją. Dom – oraz wodę użytkową – ogrzewa praca kotła gazowego, z którego ciepło dystrybuowane jest po budynku poprzez instalację podłogówki.
– Nie zależało nam na uzyskiwaniu certyfikatu energooszczędności – twierdzą inwestorzy. – Na pytanie o energooszczędność, zadane na etapie tworzenia projektu, architekt odpowiedział, że wszystkie projekty realizowane przez jego pracownię są energooszczędne.
Drogę do tego stanowią nie tylko dobre materiały i staranne wykonawstwo, ale i odpowiednie zabiegi projektowe, które koncentrują się na walce o domowe ciepło głównie tam, gdzie to konieczne. Przykładem takiego podejścia było wspomniane już pozostawienie niezabudowanej części piętra nad garażem. – Piętro miało mniejszy program funkcjonalny niż parter, dlatego siłą rzeczy musiało być mniejsze, ale ograniczyliśmy je przede wszystkim właśnie ze względów termicznych, bo garaż jest pomieszczeniem zimniejszym – wyjaśnia architekt. – Pozostawienie fragmentu garażu bez zabudowy nad nim było więc dla nas dość naturalne, zwłaszcza że w projektach kierujemy się zawsze funkcjonalnością, racjonalnością termiczną i ekonomiczną.
A czy nie warto byłoby tego wszystkiego wesprzeć jeszcze coraz tańszą i coraz efektywniejszą fotowoltaiką?
– Czekamy na rozwój technologii pozwalający uzyskać sensowną sprawność w lesie – odpowiada pan Maciej.
No tak. Sformułowane pół żartem, pół serio, ale takie stwierdzenie przywraca do rzeczywistości.
Ogródek (prawie) naturalny
Bo rzeczywistość tej działki to przecież ograniczona ekspozycja na słońce, które musi się przebijać przez wysokie sosny. Jak w takich warunkach urządzać ogród? – Ogród projektowała i wykonywała pani Joanna Horbik – mówią właściciele.
– Koncepcja była taka, aby wokół domu ładnie zagospodarować teren, zasadzić rośliny przy ogrodzeniu, trochę zasłaniając się od otoczenia, a część posesji zostawić zupełnie dziką.
I tak stoi sobie teraz dom wokół dobrze utrzymanych połaci trawnika, w których punktowo pojawiają się rabaty, nieco na podobieństwo alejek, ale zawsze stworzone wokół strzelających w górę drzew, oplecionych gęstym bluszczem. Właśnie te naturalne, zastane już wysokie nasadzenia są prawdziwymi bohaterami i głównymi obiektami przyrodniczymi ogrodowej przestrzeni. Niezmiennie robią wrażenie, niczym motywy krajobrazowe przeniesione z dalekich wypraw. Ola z Maciejem nie planują już więc ogrodowych rewolucji, właściwie wszystko co miało być, zostało wykonane. Oczywiście oprócz drobnych interwencji.
– Obecnie eksperymentujemy z pomidorami – przyznają. – Okazuje się, że da się je uprawiać w lesie.
Życie w lesie radość niesie... Rzecz jasna pod warunkiem, że ma się w nim małą polankę, a na niej solidne schronienie, wygodną chatkę, urządzoną według swoich potrzeb, niewadzącą nikomu, rozsądną w utrzymaniu i dobrze skomponowaną z resztą widoków.
Czy dom w lesie to dobry pomysł? - opinia właścicieli
Postawiliśmy na nowoczesność i funkcjonalność
Przenieśliśmy się tu prosto z mieszkania, ale oboje z żoną mieliśmy wcześniej okazję żyć w domach, więc pomysł na przeprowadzkę do budynku jednorodzinnego nie oznaczał dla nas jakiejś wielkiej zmiany. Głównym powodem podjęcia się całej inwestycji była natomiast chęć zapewnienia dzieciom przestrzeni oraz ogrodu. Działki szukaliśmy w konkretnej lokalizacji, chcąc zostać w okolicy, w której dotąd przebywaliśmy. Odnośnie wyjściowej wizji przyszłego domu, pragnęliśmy po prostu, by był w nowoczesnym stylu. Mieliśmy jedynie konkretne oczekiwania odnośnie liczby pokoi i łazienek oraz funkcjonalności – np. tego, żeby stworzyć przejście z kuchni do spiżarni, a ze spiżarni do garażu, a także by nie było nigdzie ciasnych przejść, czyli takich poniżej 140 cm szerokości.
Współpraca z architektem układała się dobrze, była zdecydowanie spokojna. Bardzo podobało nam się to, że nie narzucał czy zniechęcał do pewnych koncepcji, tylko dopasowywał się do naszych wytycznych.
Jak nam się tu teraz mieszka? Jesteśmy zadowoleni. Projekt pod względem funkcjonalnym był dobrze przemyślany, więc w tym momencie wydaje się być idealny. Raczej nie mamy żadnego szczególnie ulubionego miejsca – chyba lubimy cały dom. Dobrze się tu czują także nasze dzieci. Wcześniej dużo podróżowaliśmy, więc nie miały problemu z dostosowaniem się do nowych okoliczności. W okresie pandemii bardzo przydał się również ogród, dzięki któremu mieliśmy „zielony oddech”.
Opinia architektów
Umiejętnie wykorzystać panujące warunki na działce
Miejscowy plan raczej nie stanowił problemu w projektowaniu budynku. Jego zapisy były zgodne z wizją na tę przestrzeń, jaką mieliśmy wspólnie z inwestorami. Ciekawe ograniczenie stanowiły przepiękne majestatyczne sosny porośnięte bluszczem, których ani my, ani właściciele nie chcieliśmy wycinać. Ostateczny kształt domu w dużej mierze wynika właśnie z tego, że limitowały one przestrzeń pod budowę. Budynek musiał więc być zwarty, aby nie kolidował z drzewami. Kształt wynikał także z funkcjonalności, bo zawsze staramy się, aby każda tworzona przez nas forma wynikała z funkcji obiektu.
Blacha zastosowana na elewacji stanowi wynik pewnej drogi, którą odbywaliśmy jeszcze przy okazji poprzednich projektów – czyli była efektem rozważań, jaki materiał pasuje do przestrzeni leśnej. W jednej z realizacji w bardzo podobnie wyglądającej okolicy zastosowaliśmy czarną blachę i beton. Zaproponowałem więc i tym razem blachę, pokazując projekt inwestorom – a im bardzo przypadł ten pomysł do gustu. Obawy oczywiście były, ale nieduże. Czarna blacha trapezowa wbrew pozorom świetnie pasuje do przestrzeni leśnej. Układ połączeń blachy i izolacji był później mocno dyskutowany na budowie z generalnym wykonawcą – firmą Mikbud. Warto o niej wspomnieć, bo jej wkład stał się znaczący w zachowanie każdego detalu takim, jakim go wymyśliliśmy. Dziś, przejeżdżając obok tego domu, mam wrażenie, jakby zawsze tam stał, jakby wyrastał z lasu.
- Więcej o: