Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Czarno-białe mieszkanie z akcentami koloru

tekst: Agnieszka Rezler, zdjęcia: Stephan Julliard/Tripod Agency, stylizacja: Antonio Vieira

Kolory rozbudzają apetyt na życie, iluzoryczne wzory oszukują oko, a czarne detale przywołują przeszłość. W jasnym apartamencie przy nadmorskiej promenadzie w Miami jest trochę tak, jakby nieżyjący od blisko 40 lat mistrz Gio Ponti przewidział grafikę 3D.

Salon to kompozycja mebli, którą spina w całość okrąg czarnego dywanu (na zamówienie). Fotele są kopiami egzemplarza znalezionego na targu staroci. Lampy za starą odrestaurowaną sofą to reedycje modelu MFL-3 Serge'a Mouille`go z 1952 roku. Stolik ze szklanym blatem - Rodolfo Dordoni dla Minotti.
Salon to kompozycja mebli, którą spina w całość okrąg czarnego dywanu (na zamówienie). Fotele są kopiami egzemplarza znalezionego na targu staroci. Lampy za starą odrestaurowaną sofą to reedycje modelu MFL-3 Serge'a Mouille`go z 1952 roku. Stolik ze szklanym blatem - Rodolfo Dordoni dla Minotti.
Fot.: Stephan Julliard/Tripod Agency

Kto tu mieszka: Wenezuelski przedsiębiorca z żoną i dwójką dzieci.
Gdzie: W Miami, w wysokim apartamentowcu nad brzegiem oceanu.
Metraż: ok. 350 m kw.

Projektant tego mieszkania, Christopher Coleman, od lat zaliczany do grona najciekawszych kreatorów wnętrz w Stanach Zjednoczonych, nie kryje fascynacji słynnym włoskim architektem Gio Pontim. Uwielbia jego zabawy z przestrzenią i pełne rozmachu rozgrywki dynamicznych brył. - Zawsze, gdy trafiam do księgarni, rozglądam się za książkami o Gio - mówi. Połyka tę literaturę z nabożeństwem, ale stara się też przy każdej okazji odwiedzić Planchart House w Caracas, słynną willę uznawaną za artystyczny manifest mistrza z Mediolanu. W trakcie tych wizyt odkrywa niezwykły dom wciąż na nowo, a później emocje, jakich tam doświadczył przekłada na własny aranżacyjny język.

Z miłości do Wenezueli

Coleman, nowojorczyk z biurem na Brooklynie, nigdy nie lubił "siedzieć na zapiecku". Projektuje wnętrza od Atlantyku po Pacyfik, ale także w Paryżu i przede wszystkim w Wenezueli, której przyroda i kultura to jego wielkie namiętności. Zafascynowany dokonaniami tamtejszych przedstawicieli ruchu kinetycznego z lat 60. i 70. XX wieku, promuje też twórczość ich sukcesorów, urządzając wystawy współczesnego malarstwa południowoamerykańskiego w swoim studio przy Washington Street 55.

Projektant apartamentu, Christopher Coleman
Projektant apartamentu, Christopher Coleman
Projektant apartamentu, Christopher Coleman

To właśnie te powszechnie znane, silne związki z rajem chirurgów plastycznych, jak niektórzy nazywają Wenezuelę, przywiodły do niego zamożną rodzinę z Caracas, dla której Stany Zjednoczone są ważnym przyczółkiem biznesowym. W pierwszej kolejności Chris urządził ich dom w ojczyźnie, było to jednak zupełnie inne doświadczenie. - Styl rodzinnej siedziby miał być z założenia bardziej konserwatywny: tradycyjne umeblowanie, w jadalni dwa solenne kredensy, nad stołem wyniosły żyrandol - wspomina. W Miami miało być inaczej; wśród oczekiwań na pierwszy plan wybiły się zabawa, fantazja i relaks. Wcześniejsza współpraca przebiegała bez zarzutu, dlatego projektant dostał od zleceniodawców otwarty kredyt zaufania. - Przygotowałem tylko jedną prezentację - opowiada. - Moja klientka zaaprobowała ją bez uwag, jej mąż skomentował dwa punkty, co do reszty zgodnie pozostawili mi wolną rękę. Mając taką swobodę, trudno oprzeć się pokusie eksperymentowania.

Mieszkanie z potencjałem

Pierwszym zadaniem było wydobycie niezwykłego potencjału apartamentu. Zawieszony wysoko nad miastem, w luksusowej mieszkalnej wieży z lat 80., z częścią nocną wychodzącą na równoległy do nabrzeża bulwar Brickell Avenue i salonem otwartym na ocean, obiecywał niezwykłe możliwości, ale żeby je dostrzec trzeba było wyobraźni. Mieszkanie pierwotnie urządzała samotna bogata dama, która spędzała w nim spokojną emeryturę.

Wystroju pochodzącego z czasów pierwszych odcinków serialu "Policjanci z Miami" nie zmieniała przez lata; przybywało tylko ciężkich politurowanych mebli, ściennych dekoracji i nitek pajęczyny.

Do tego przytłaczającego wnętrza, przez pracowników obsługi budynku nazywanego legowiskiem wampira, wkroczył Chris ze swoją namiętnością do światła, koloru i przejrzystych przestrzeni. Zaczął od wyburzenia kilku ścian, pod młotek poszły też posadzki z terakoty i z płyt zielonego marmuru, w kontenerach wyjechała kuchnia z wiśniowego drewna. Wnętrze kuchenne połączono z salonem, a pokój gosposi awansował do rangi gabinetu. I wreszcie zaczęło się wielkie wybielanie.

Białe płótno

- Jestem fanem duetu czerni i bieli, z wyraźnym ukłonem w stronę tej drugiej - przyznaje projektant. Kolejna jego słabość to połysk i przezroczystość - dwa walory architektoniczne, które pozwalają spotęgować siłę działania światła. Dlatego tuż za progiem windy witają nas drzwi z zielonego szkła, podłogi pokrywa biała żywica, a część ścian lakierowana na biało skóra. - Używam jej często, ma świetne właściwości i niezrównany blask - mówi Chris.

Świetlista przestrzeń oszałamia. Już samo 350 metrów z widokami na wschód i zachód (taka podwójna perspektywa otwiera się w kilku miejscach mieszkania) mogłoby przyprawić o zawrót głowy, a przecież pojawiają się jeszcze iluzoryczne wzory na ścianach i podłogach, które zacierają proporcje i granice pomieszczeń. Jesteśmy już w jadalni, po zachodniej stronie, czy jeszcze na wschodzie, w salonie A może to hol pomiędzy nimi...

W pokoju dziennym obszar wypoczynku wytycza wyspa czarnego dywanu. Projektant posługuje się kolorem jak stemplem, detale dobiera z precyzją kaligrafa. Żółta sofa, fotele a la Ponti, ikoniczne lampy podłogowe i sentymentalno-futurystyczny żyrandol tworzą żywiołową kompozycję linii i barwnych plam. Coleman nie poprzestaje na komponowaniu przedmiotów.

Nie jestem designerskim snobem. Nie lubię wnętrz zbyt czytelnych, wktórych od progu można wyrecytować listę wielkich nazwisk autorów mebli

- zapewnia. Część sprzętów zaprojektował do tego apartamentu, inne zmodyfikował lub wykończył po swojemu. Dwa stojące w salonie metalowe stoliki kupił w nowojorskiej kameralnej sieciówce CB2, po czym wysłał do lakiernika samochodowego, który nadał im połyskliwy zielony kolor. Spod jego ręki wyszła też kolista grafika nad sofą i bajecznie kolorowy wzór tapety w łazience. Właśnie z takiego indywidualnego projektowania słynął przecież jego mistrz, wielki Gio.

Skomentuj:

Czarno-białe mieszkanie z akcentami koloru