W leśnym klimacie
Na działce w podwarszawskiej miejscowości powstał dom, który zaspokoił wszystkie mieszkaniowe potrzeby właścicieli, a przy okazji pięknie uporządkował zaniedbany teren.
Metryka budynku
Projekt architektoniczny: arch. Mateusz Zajkowski; arch. Agnieszka Grądkiewicz; www.z3zarchitekci.pl
Projekt wnętrz: arch. Justyna Kozłowska; ZAZA Studio
Powierzchnia użytkowa domu: 211 m2
Powierzchnia działki: 1800 m2
Mieszkańcy: kobieta i mężczyzna
Na fotografii sprzed ładnych kilku lat widać… właściwie prawie nic nie widać. Wszystko zasłania coś na kształt dżungli, a może fragmentów, powiedzmy, Alaski, z widniejącym w tle drewnianym, mocno już tonącym w dzikiej roślinności drewnianym domem trapera. Do kompletu brakuje chyba tylko buszującego niedźwiedzia… Jednak nie zawsze tak było. – Działka pierwotnie należała do mojej mamy i dziadków, którzy kupili ją w latach 70. w celach rekreacyjnych – wspomina pani Justyna. – Dziadek wybudował na niej domek letniskowy i w okresie mojego dzieciństwa, czyli prawie trzydzieści lat temu, spędzałam tutaj praktycznie całe wakacje, z dziadkami, mamą i znajomymi. Po śmierci dziadków, posesja przez wiele lat stała niezagospodarowana i ostatecznie moja mama postanowiła mi ją przekazać żebym tchnęła w nią nowe życie i wykorzystała jej niezaprzeczalny potencjał. Do czasu. W pewnym momencie nadszedł czas, w którym Justyna i Marcin, jej partner, po czternastu latach mieszkania w bloku na warszawskim Ursynowie, zaczęli rozważać przeprowadzkę do większej, nowo realizowanej inwestycji. Rozważany był Mokotów lub Powiśle, ewentualnie Kabaty, czyli któraś ze stołecznych dzielnic. Pan Marcin miał jednak coś, co silnie wpływało na te plany: rozwinięte zainteresowania motoryzacyjne.
Przyjrzeć się plusom dodatnim
Oboje pochodzą z Warszawy, nic więc dziwnego, że dalszą ścieżkę życia chcieli kontynuować w swoim mieście. Rachunek ekonomiczny coraz bardziej wskazywał jednak na to, że od zakupu nowego mieszkania w stolicy znacznie bardziej opłacałaby się budowa własnego domu gdzieś na jej obrzeżach, zwłaszcza gdy ma się już działkę po dziadkach. No i jeszcze te auta! – Marcin optował na budowę własnego domu, z uwagi na swoje zamiłowania motoryzacyjne i chęć posiadania dużego, przestronnego i dobrze wyposażonego garażu – przyznaje pani Justyna. Nowa idea była w sumie osadzona na całkiem solidnych podstawach, bo wprawdzie działka pozbawiona opieki poprzednich gospodarzy stała się w zasadzie dzika, ale miała swoje niezaprzeczalne zalety. Jej powierzchnia wynosiła prawie 2 tys. m2, czyli naprawdę sporo, zwłaszcza biorąc pod uwagę dzisiejsze uwarunkowania, gdzie nowo stawiane domy wydają się nieraz niemal większe od posesji, na których się je upycha kolanem… Leżała w otoczeniu sosnowego lasu, czyli wśród natury, gwarantującej prywatność i świeże powietrze. Miejscowość, do której przynależała, była dzięki bliskości trasy szybkiego ruchu i obwodnicy dobrze skomunikowana z nieodległą Warszawą. W okolicy funkcjonowały liczne sklepy i mniejsze centra handlowe, działały przedszkola i szkoła podstawowa. To rzeczywiście miało sens. – Pięć lat temu postanowiliśmy więc wybudować na tej posesji całoroczny dom i przeprowadzić się na stałe z Warszawy – opowiadają Justyna i Marcin. Można było stawiać wymarzony garaż.
Połączyć niepołączalne
Do udanego garażu, dobrze wkomponowanego w ładny i wygodny dom, potrzeba jednak dwóch stron: inwestorów i architekta. – Zależało nam na budynku nowoczesnym w formie, z dużymi przeszkleniami, otwartym na las, dobrze wpisującym się w otoczenie i z dobrze rozplanowanymi funkcjami – mówią właściciele. Wzniesienie takiej właśnie siedziby zdecydowali się powierzyć pracowni Z3Z Architekci, której realizacje prezentowaliśmy niejednokrotnie w naszym miesięczniku. Wyróżnia ją śmiałe stosowanie współczesnych form, niejednokrotnie odważnie rozbitych na ciekawie usytuowane względem siebie bryły, wykonane z dobrze dobranych, eleganckich materiałów. Gdy trzeba, projekty Z3Z są pełne światła, zawsze zaś starają się z szacunkiem odnosić do bezpośredniego otoczenia. Wyraźnie nawiązują do tradycji budownictwa jednorodzinnego, tego dawnego, z dwuspadowymi dachami, jak i tego czerpiącego z powojennego modernizmu. Ta ostatnia „elastyczność” w przypadku tej realizacji okazała się na wagę złota. Inwestorzy chcieli mieć bowiem dom z dachem płaskim, ale miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego przewidywał wyłącznie skośne przekrycia.
Szef pracowni i główny autor projektu, Mateusz Zajkowski, śmiało połączył więc jedno z drugim. Stworzył dwie przylegające do siebie bryły, z których główną, wyższą, mieszczącą wszystkie funkcje mieszkalne, zwieńczył dachem jednospadowym. – Zarówno inwestorzy, jak i my, projektanci, nie chcieliśmy, aby powstała typowa „nowoczesna stodoła”, stąd pomysł na tę rzadko stosowaną obecnie formę dachu – tłumaczy Mateusz Zajkowski. – Warto wspomnieć, że jest to bardzo proste do wykonania rozwiązanie. Najprostsze ze wszystkich dachów spadzistych. Drugą bryłę, niższą i znacznie mniejszą, zawierającą garaż i trakt komunikacyjny wiodący ku wejściu do domu, projektant zwieńczył dachem płaskim. Ażurowym, bo fragmentarycznie otwartym od góry, dopuszczając w ten sposób naturalne światło najpierw do drzewa rosnącego blisko drzwi wejściowych, a następnie, za drewnianym przepierzeniem, do części ogrodowego tarasu.
W efekcie tych wszystkich zabiegów z niektórych stron widać dach skośny, a z innych płaski. Całość jest zaś wyraźnie modernistyczna, ale z jednoczesnym odwołaniem do tradycji. Wszystko to tworzone było pod czujnym okiem właścicieli. – relacjonują oboje. – Więcej czasu i rozmów poświęciliśmy na wybór elewacji, na której ostatecznie został położony ciemny tynk dekoracyjny i drzewo egzotyczne, meranti. Firma, która wykonała tę elewację (WT4home), zrobiła również ukrytą bramę garażową, obłożoną tym samym drewnem.
Dom powstał w konstrukcji tradycyjnej – żelbetowo-murowanej, ze stropami żelbetowymi monolitycznymi i dachem w konstrukcji drewnianej. Bryła odzwierciedla podejście naszej pracowni do podążania budynku za słońcem. W przypadku tej działki sytuacja była trochę skomplikowana, gdyż droga i wjazd są po stronie zachodniej posesji, jak zawsze zależało nam jednak, aby maksymalnie doświetlić część dzienną domu i sypialnie. Dlatego ich okna skierowane są na południowy zachód, a cały budynek „przykleiliśmy” do północno-wschodniej granicy działki. Garaż zlokalizowaliśmy od strony wjazdu i najbliżej granicy posesji, tak aby nie zasłaniał zachodniego słońca na tarasie oraz w salonie. Charakterystycznym elementem tej bryły jest jednospadowy dach. Główna wytyczna miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Sprostać wyzwaniom dotyczyła nakazu stosowania dachów spadzistych. Nie określała jednak kąta ich nachylenia. Z przepisów odrębnych wynika, że dach można nazwać spadzistym, jeśli jego spadek jest większy niż 12 stopni. Dlatego też przyjęliśmy właśnie 12 stopni i zaprojektowaliśmy ciekawe jednospadowe przekrycie. Współpraca z inwestorami przebiegała w bardzo miłej atmosferze, w poczuciu wzajemnego zrozumienia. Najdłużej trwało dobieranie materiałów elewacyjnych. Tworzyliśmy mnóstwo wariantów kolorystyki elewacji, aż inwestorzy wybrali ten, który najbardziej im się podobał – oczywiście z moimi sugestiami, dotyczącymi tego, co wygląda najlepiej z punktu widzenia architekta. Zrealizowany dom oceniam dziś bardzo wysoko, ale nie było to początkowo wcale oczywiste. Większość dobrych koncepcji i realizacji w naszym biurze powstaje poprzez ogrom ciężkiej pracy oraz walki o piękno i proporcje. Tak też było z tym projektem. Droga była trudna, ale finał jest spektakularny.
Historia polubień
Drewna w tej realizacji jest dużo również we wnętrzach, choć żadne z użytych tam materiałów nie ma oczywiście nic wspólnego z meranti. Środek domu to królestwo staropolskiego dębu, litego i fornirowanego. Ten pierwszy pojawił się w postaci efektownych lamelek zabudowy dolnych partii wyspy kuchennej, nawiązując do form wykorzystanych w elewacji. Drugi widać choćby w jasnych obiciach schodów na piętro i mebli salonu czy w sypialni gospodarzy. Dąb wszędzie ładnie komponuje się z bielą ścian, jak również, punktowo, z czerniami/ szarościami wykończenia. Czernie znalazły się przede wszystkim w kuchni, jako spieki na blatach wyspy czy na ciągu „nadumywalkowym”, a także jako płyty drewnopochodne kuchennej zabudowy meblowej. Wszystko to udanie „gra” kolorystycznie w całości zarówno otwartej przestrzeni parteru – stworzonej przez połączone ze sobą salon, jadalnię i kuchnię (dolną kondygnację uzupełniają pokój gościnny z niedużą łazienką oraz przyklejona do garażu garderoba i w.c.) – jak i na piętrze.
Na tej górnej kondygnacji umieszczono swego rodzaju obszerny „open-space” sypialni gospodarzy połączonej z ich łazienką (z przejściem do garderoby), dokładając do tego dwa pokoje mieszkalne z łazienką, pralnię i małe pomieszczenie gospodarcze. Za projekt wnętrz odpowiadała Justyna Kozłowska, szefowa ZAZA Studio. Jej zatrudnienie było nieplanowane, acz zgoła niepohamowane. – Na etapie wyboru architekta wnętrz rozmawialiśmy i spotykaliśmy się z kilkoma pracowniami – przyznaje właścicielka. – Od razu jednak po pierwszym spotkaniu z Justyną wiedziałam, że to jest ta osoba, której chcę powierzyć projekt wykończenia domu. Po prostu coś zaskoczyło i nie chciałam już spotykać się z innymi architektami. Historia spotkania się dwóch osób miewa często dwie skrajnie różne wersje, ale… nie w tym przypadku. – Zdecydowanie już po pierwszym spotkaniu miałam wrażenie, że zgadzamy się ze sobą w większości kwestii – mówi Justyna Kozłowska. – Klientka miała sprecyzowane oczekiwania, była konkretna i rzeczowa, co jest zdecydowanie pożądaną cechą, mając na względzie dłuższą współpracę. Poza tym polubiłam ją tak po ludzku. Ma fajną energię i w zasadzie od pierwszego spotkania świetnie nam się rozmawiało.
Projekt bryły, wykonany przez warszawską pracownię Z3Z Architekci, był indywidualny, szyty na miarę, według naszych dość szczegółowych wytycznych co do funkcji i wyglądu budynku. Stanowił wynikową funkcji i układu poszczególnych pomieszczeń, a także ustawienia domu na działce. Z kolei autorka wnętrz, Justyna, zrobiła na nas wrażenie tym, że była bardzo konkretna, merytoryczna i miała bardzo dużą wiedzę oraz doświadczenie techniczne. Wiedziałam, że to, co zaprojektuje, da się później wykonać i w efekcie projekt wizualny będzie odpowiadał w 100% rzeczywistości. Nie pomyliłam się i dokładnie tak się stało – wszystko, nawet najdrobniejsze szczegóły, zostało wykonane zgodnie z jej projektem i pod jej nadzorem. Dodatkowo swobodnie czuła się w stylu, który wybrałam i który miał nawiązywać do mid century modern. Co do budowy… Ruszyła w listopadzie 2019 r. , a wprowadziliśmy się w maju ub. roku, ale od momentu uzyskania pozwolenia na budowę do momentu przeprowadzki minęły tylko ponad dwa lata. Jak to możliwe? Mieliśmy opóźnienie związane głównie z pandemią COVID i wynikającym z niej paraliżem w urzędach, co wpłynęło na terminy wydawania decyzji, jak również na pracę ekip i podwykonawców. Zatrudnialiśmy ich kilka. Za doprowadzenie do stanu deweloperskiego (z wyłączeniem okien) odpowiadała firma Projekt Dom Michał Kuc.
Wykończeniem zajmowały się różne ekipy, działające pod nadzorem Justyny, choć o kompleksowe wykończenie domu zadbała firma Melkambud. Jeśli chodzi o samo wyposażenie wnętrz, praktycznie całość była robiona na zamówienie. Mieliśmy do tych prac dwóch stolarzy – jeden wykonywał meble na dole, a Wojda Meble, czyli firma pana Przemka Wojdy, wyposażała górną kondygnację. Dziś do naszych ulubionych przestrzeni należy na pewno strefa wypoczynku w salonie, na którą składa się zestaw kina domowego, sporych rozmiarów sofa (3×3 m), barek i kominek, który zapewnia nastrój oraz klimat w zimowe wieczory :) . Lubimy również spędzać czas na tarasie, do którego bezpośrednio wychodzi się z kuchni i salonu. Często zapraszamy tam gości, organizujemy grille albo po prostu siedzimy wieczorem przy winie lub rano przy porannej kawie i podziwiamy widok na las. Ponadto ja osobiście jestem bardzo zadowolona z tego, jak wyszła „cześć nocna,” czyli sypialnia połączona z garderobą i łazienką master. Oprócz samego projektu Justyny, dużą zasługę w jej wyglądzie miał tu właśnie wspomniany pan Przemek. Mieszka się nam bardzo dobrze – to duża zmiana w porównaniu do życia w bloku. Myślę, że z perspektywy czasu, gdyby pojawiła się taka możliwość, nie wprowadzalibyśmy dużo zmian do projektu domu. Marcin na pewno zrobiłby teraz większy garaż, a ja pewnie garderobę, być może powiększylibyśmy jeszcze trochę część wypoczynkową, ale ogólnie jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu, jaki uzyskaliśmy.
Współpraca z inwestorami układała się bardzo dobrze. Oczywiście przy tak długiej i trudnej realizacji nie brakowało momentów nerwowych i ciężkich, jednak cały czas zwłaszcza działania z Justyną były bardzo konstruktywne, dzięki czemu łatwiej rozwiązywaliśmy rozmaite problemy. Profesjonalne i konkretne podejście nie jest częstą cechą charakteryzującą inwestorów, zwłaszcza w sytuacjach związanych ze stresem. Tym bardziej cieszę się, że w tym wypadku spokoju oraz chęci współpracy na każdym etapie nie zabrakło i wspólnymi siłami udało się doprowadzić budowę do końca na tak zadowalającym poziomie. Myśląc o tym domu, mam wręcz ciągle wrażenie, że powstało miejsce, do którego chce się wracać i zapomnieć o całym świecie.
W pracy z inwestorem bardzo dużo zależy zawsze od tego, jakie ma on podejście do tworzenia własnej przestrzeni. Jeśli jest to podejście mechaniczne, typu „chcę mieszkać ładnie, a najlepiej, żeby było katalogowo”, to i moje staje się podobne. Jeśli jednak inwestor chce wykreować miejsce, które będzie mieć wpływ na jego życie, podchodzi do swojej przestrzeni z sercem i pragnie stworzyć DOM, a nie tylko „spektakularne wnętrze”, wtedy wchodzę w projekt z pełną mocą. To jest proces składający się z tysiąca rozmów, włącznie z przenikaniem w czyjeś życie i poznawaniem nawyków właściciela, dochodzeniem do tego, gdzie i jak odnaleźć przestrzeń pełną bezpieczeństwa i komfortu. Dlatego właśnie praca architekta nie jest tylko pracą nad formą, ale także pracą z człowiekiem. To trudne, ale jeśli obydwie strony to rozumieją i mają ten sam cel – wszystko staje się niezmiernie satysfakcjonujące.
Ukojenie ze środka stulecia
Z rozmów wynikało, że inwestorka jest wielkim fanem stylu zwanego mid century modern. W rodzimej „historiografii” jednorodzinnego budownictwa określenie to nie należy do najpopularniejszych, a tymczasem w branży funkcjonuje już od dość dawna. Oznacza, z grubsza, adaptację modernistycznych form wnętrzarskich lat 50. i 60. XX wieku do współczesnych potrzeb mieszkaniowych. Drugiej Justynie, projektantce, owa fascynacja bardzo pasowała. – Zdecydowanie miałyśmy w tym względzie podobny gust i zapatrywania – przyznaje architektka.
– Właścicielka chciała przemycić do pomieszczeń jak najwięcej elementów mid century modern, co przełożyło się na powstanie projektu i jego realizację. Stąd właśnie wspomniane królestwo dębu, również w formie posadzek. Stąd miękkie obicia obszernej sofy w salonie. Stąd metalowe „fryzjersko- przemysłowe” dwa hokery przy barku-wyspie. Stąd wiekowe kubki i spodeczki wyjęte z epoki demokracji ludowej. Stąd kultowy peerelowski fotel typ 366 autorstwa Józefa Chierowskiego, stojący w przedsionku. Stąd zaprojektowany specjalnie na tę okoliczność stół w jadalni z łagodnie wygiętymi kształtami ośmiu krzeseł. Stąd cały rząd gęstych nasadzeń szpadzistej Sanseverii, wracającej do łask, a popularnej przed laty, stojący w długiej podłużnej kamiennej donicy na piętrze, tuż koło stylowego stolika z przełomu lat 50 i. 60. Wymieniać można by dłużej. – Cały dom jest cudowny i bliski mojemu sercu – zdradza architektka ZAZA Studio. – Ta zieleń dookoła, drewno w środku, spokój, cisza... Najbardziej jednak uwielbiam łazienkę master, czyli gospodarzy! Uważam, że wizja relaksu w jasnym pomieszczeniu z wolno stojącą wanną i dużym oknem, za którym widać niebo i las, jest absolutnym spełnieniem marzeń. Lubię także strefę dzienną i to piękne otwarcie na ogród. To połączenie zewnętrza z wnętrzem jest kojące.
Ciepło w standardzie i systemie
– Zależało nam na zaprojektowaniu salonu połączonego z kuchnią i otwartego na taras, z miejscem na dużą cześć wypoczynkową – potwierdzają inwestorzy. – Mieliśmy również wymagania odnośnie naszej sypialni, która miała mieć ekspozycję południowo- schodnią i być połączona z garderobą oraz łazienką master. W tej ostatniej kluczowym miejscem miała być wspomniana wolno stojąca wanna przy dużym oknie z widokiem na las. Aby jednak te wszystkie połączenia wnętrz z widokami rozpościerającymi się na zewnątrz mogły się dokonać, potrzebne były oczywiście duże przeszklenia. Znajdujemy je na obu kondygnacjach, standardowo już trzyszybowe, tak by stanowiły ważny element zatrzymywania ciepła w budynku. Rachunki ważna rzecz. – Okien jest tu dużo od południa i bardzo mało od północy, co sprzyja energooszczędności – zauważa Mateusz Zajkowski. – Każdy projekt naszego biura w standardzie jest domem niskoenergochłonnym. Stosujemy najlepsze znane nam rozwiązania, zarówno jako warstwy ocieplenia przegród zewnętrznych, jak i elementy przeciwdziałające powstawaniu mostków termicznych.
W tej realizacji na podłogę i ściany zostały położone 20-centymetrowe warstwy styropianu o wysokim współczynniku przenikalności ciepła lambda, a na dachu znalazły się ponad 35-centymetrowe warstwy wełny. A skąd bierze się samo ciepło w budynku? – Po analizach różnych rozwiązań zdecydowaliśmy się ostatecznie na ogrzewanie domu i wody użytkowej kondensacyjnym piecem gazowym – mówią właściciele. – Z uwagi na lokalizację w lesie takie systemy jak fotowoltaika okazały się mało opłacalne i nie sięgnęliśmy po nie. Ciepło po całym domu rozprowadza instalacja podłogowa. Utrzymaniu odpowiedniej temperatury zaś (i właściwej jakości powietrza) sprzyja wentylacja mechaniczna z rekuperacją, wyposażoną w odzysk ciepła. Swoje trzy grosze dorzuca też salonowy kominek, choć jego główną funkcją jest jednak w tej przestrzeni ocieplanie… nastroju. Na utrzymanie kosztów funkcjonowania budynku w ryzach wpłynęła również automatyka domowa, spięta w system, który optymalizuje działanie poszczególnych domowych instalacji. – Całość automatyki oparliśmy o system Fibaro – mówią gospodarze. – Koordynuje on sterowanie oświetleniem zewnętrznym i wewnętrznym, co obejmuje m.in. projektowanie różnych scen czy automatyczne zapalanie świateł o określonej godzinie, a także sterowanie zasłonami, bramami wjazdowymi i do garażu, czujnikami dymu, gazu, zalania, jak również zapewnia połączenie z systemem antywłamaniowym.
Leśne klimaty
Nowoczesność w domu, a w ogrodzie? – Ogród nie jest jeszcze gotowy – przyznaje właścicielka. – Na chwilę obecną mamy wykonaną tylko część nasadzeń i całość skończymy pewnie w przyszłym roku. Oczywiście zdanie gospodarzy jest decydujące, ale otaczająca budynek zieleń już dziś… naprawdę robi wrażenie. Może rzeczywiście trudno rozpisywać się tu o jakimś szczególnym bogactwie flory, ale strzelające w niebo majestatyczne, wysokie pojedyncze drzewa, oplecione bluszczem i otoczone lasem sosen, sprawiają wrażenie, jakby tak właśnie miało już zostać, bo właśnie tak jest dobrze! – Zależy nam na tym, aby ogród zachował jak najbardziej leśny klimat – przyznają Justyna i Marcin. – Dodatkowo dużą wagę przyłożyliśmy do wykonania trawnika, co powierzyliśmy firmie MrGreenGrass Tomasz Murawski, wraz z bieżącą pielęgnacją. Jesteśmy z niego na chwilę obecną zadowoleni, pomimo że jest duży i ciężki w utrzymaniu, z uwagi na ograniczoną ilość słońca na zalesionej działce.
Zyskali wszyscy
Ograniczona ilość słońca bywa kłopotem, ale i zbawieniem, zwłaszcza w ciepłe okresy roku, których zdaje się być coraz więcej. Najważniejsze jest jednak w tym wszystkim coś zupełnie innego. – Własny dom daje całkowicie inny komfort życia niż mieszkanie w bloku, a przestrzeń oraz las wprowadzają spokój i zmieniają jakość wypoczywania – podsumowują właściciele. Tak oto dawny potencjalny traper i jeszcze bardziej potencjalny niedźwiedź przemierzający haszcze po dziadkach ustąpili miejsca świadomym mieszkańcom, którzy wprowadzili w przestrzeń zrewitalizowanej działki przyjemną równowagę między królestwem ludzi i natury. W świecie pojawiło się przez to więcej szczęścia, a zasoby rodzimej architektury zyskały kolejną ciekawą realizację. Na wszystkim zyskała też nieco branża motoryzacyjna, choć pan Marcin podobno nie miałby nic przeciwko, gdyby garaż był jeszcze trochę większy…
- Więcej o: