Cel był jeden
Tylko dom. Choć naszą wspólną historię zaczęliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, od początku małżeństwa wszystkie wysiłki kierowaliśmy na budowę domu. Tym bardziej, że od zawsze planowaliśmy mieć trójkę dzieci.
Spotkaliśmy się w środku Polski - w Warszawie, do której oboje przyjechaliśmy na studia. Po ślubie zostaliśmy tutaj na stałe. Na początku wynajmowaliśmy kolejne mieszkania. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że nie przynosi nam to żadnej wymiernej korzyści, dlatego staraliśmy się jak najbardziej skrócić ten etap.
W połowie lat 90. zdecydowaliśmy się na wzięcie kredytu, do którego dołożyliśmy pieniądze z prezentów ślubnych oraz nowe oszczędności i kupiliśmy małe dwupokojowe mieszkanie. Przeprowadziliśmy się do niego na początku 1997 roku. Od razu też, choć bez wielkiego pośpiechu, zaczęliśmy się rozglądać za jakąś ładną działką.
Pieniądze nie takie straszne
Interesowała nas tylko posesja na zagospodarowanym i zurbanizowanym terenie, bo chcieliśmy mieć i dobry dojazd do Warszawy, gdzie pracowaliśmy, i wszystkie nowoczesne media. Ze względu na dzieci sprawdzaliśmy, czy w pobliżu są przedszkole i szkoła oraz linia autobusowa. Po długich poszukiwaniach udało się nam taką działkę znaleźć w odległości 20 kilometrów od stolicy. Choć była o połowę większa od tego, co planowaliśmy, spodobała nam się bardzo. Ponieważ zdecydowaliśmy się na jej kupno zaraz po tym, jak spłaciliśmy kredyt mieszkaniowy, mogliśmy od razu... wziąć nowy kredyt, z przeznaczeniem na sfinansowanie zakupu.
Konsekwentnie realizowaliśmy "ostry kurs" na własny dom. Mieliśmy już mieszkanie i działkę, więc teraz, krok po kroku, chcieliśmy przygotować się do rozpoczęcia budowy. Postanowiliśmy zainwestować w dobry projekt domu, bo lepiej wydać więcej pieniędzy na pracę koncepcyjną przy desce kreślarskiej niż na późniejsze poprawianie niedoróbek na budowie. Potrzebowaliśmy aż czterech sypialni na poddaszu oraz dwóch osobnych łazienek na górze. Parter miały zajmować otwarte kuchnia, jadalnia i salon oraz łazienka, pokój do pracy, duża sień i garaż na dwa samochody. Szczególnie zależało nam na tym, by garaż zmieścić w bryle domu, a także na odpowiednim ustawieniu budynku na narożnej działce oraz na starannym zaplanowaniu układu pomieszczeń w stosunku do stron świata. Zanim ruszyliśmy do urzędów po pozwolenia, przez osiem miesięcy trwały konsultacje z projektantami. Za to dziś jesteśmy bardzo zadowoleni z ostatecznego efektu.
Droga do domu
Start budowy ogłosiliśmy w maju 2003 roku i trwała ona dwa lata. Ściągnęliśmy poleconą ekipę budowlaną z Dolnego Śląska, z którą wspaniale współpracowało się nam i inspektorowi nadzoru. Budując dom, kierowałem się zasadą, że jakość prac i materiałów mają być bez zarzutu. Już na etapie budowy fundamentów solidnie zdrenowaliśmy teren wokół domu, zbudowaliśmy sześć studzienek odwadniających, połączonych siecią rur drenujących. Ściany domu wznieśliśmy z bloczków Porotherm, których nie trzeba dodatkowo ocieplać styropianem. Otynkowaliśmy je tylko na zewnątrz tynkiem akrylowym, a wewnątrz obudowaliśmy płytami g-k. Ponieważ dach w naszym domu jest duży i reprezentacyjny, zdecydowaliśmy się go pokryć porządną dachówką, a ozdobne okapy wykończyć podbitką z drewna. Ociepliliśmy go od wewnątrz 25-centymetrową warstwą wełny mineralnej. Dopilnowaliśmy, by otwory okienne i drzwiowe miały typowe wymiary, aby nie zwiększać kosztów drewnianej stolarki okiennej i drzwiowej.
Do domu przeprowadziliśmy się w marcu 2005 roku, kiedy wyposażyliśmy już najpotrzebniejsze pomieszczenia. Do tego czasu zajmowaliśmy mieszkanie w Piasecznie. Nie zaryzykowaliśmy jego sprzedaży, bo rodzina zgodnie z naszymi planami powiększyła się o dwie córeczki: Magdę i Hanię, a kolejne dziecko było już w drodze. Z takimi maluchami baliśmy się zostać bez dachu nad głową. Na dokończenie budowy zaciągnęliśmy kredyt hipoteczny.
Nasza trzecia córka, Dominika, przyszła na świat w listopadzie 2005 roku, już w naszym wymarzonym domu.
- Więcej o: