Co nagle, to po diable
Zabrakło nam czasu. Choć jesteśmy bardzo zadowoleni, że mogliśmy zbudować dom i opuścić mieszkanie w przemysłowej dzielnicy Warszawy, żałujemy, iż budowę musieliśmy przeprowadzić tak szybko - ucierpiała na tym jakość wykończenia.
Można powiedzieć, że oboje z żoną wyszliśmy z bardzo małych mieszkań. Tak było również po ślubie, kiedy zamieszkaliśmy razem z moimi rodzicami, siostrą oraz bratem w pięćdziesięciosześciometrowym lokalu w Warszawie, na Służewcu Przemysłowym. Nawet po wyprowadzce mojego rodzeństwa wcale nie zrobiło się luźniej, bo na świat przyszły nasze dwie córki. Nic dziwnego, że wciąż marzyliśmy o wielkim przestronnym domu z ogrodem. Musieliśmy na niego czekać jednak aż 21 lat.
Pieniądze nie takie straszne
Najpierw za wieloletnie oszczędności kupiliśmy ładną działkę o powierzchni 2000 m2 z dostępem do wszystkich mediów. Potraktowaliśmy ten zakup jako inwestycję, która pomoże nam sfinansować budowę oraz wykończenie domu i od razu założyliśmy, że część posesji w odpowiednim czasie sprzedamy.
Projekt żona znalazła w ŁADNYM DOMU. Dzięki redakcji nawiązaliśmy kontakt z projektantem i właścicielami budynku prezentowanego na łamach pisma. Wizja lokalna była bardzo pouczająca, bo upewniliśmy się co do słuszności wyboru, a zarazem od razu określiliśmy zakres koniecznych zmian. Dobry kontakt z właścicielami projektu i z jego architektem zaowocował otrzymaniem atrakcyjnej cenowo oferty opracowania projektu z myślą o naszych potrzebach. W rezultacie za niemal indywidualny projekt zapłaciliśmy tylko 1000 zł.
Żeby sprawnie sfinansować całą inwestycję, musieliśmy szybko sprzedać mieszkanie rodziców i jednocześnie możliwie najszybciej wykończyć dom. Z tego powodu wybraliśmy technologię szkieletu drewnianego, wiedzieliśmy bowiem, że umożliwia postawienie i wykończenie domu w kilka miesięcy.
Nie trwoniliśmy czasu. W trzy miesiące załatwiliśmy wszystkie formalności w urzędach, podciągnęliśmy do naszej działki media, przerobiliśmy projekt domu i wybraliśmy firmę wykonawczą. W lipcu wylane zostały fundamenty, a w sierpniu polecona przez projektanta firma rozpoczęła stawianie domu. Potem na budowę wkraczały kolejne firmy. Do nowego domu wprowadziliśmy się, zgodnie z planem, na Boże Narodzenie. Mieliśmy wtedy wykończone wnętrza (ściany, podłogi i łazienki), a na zewnątrz otynkowane ściany i dach pokryty gontem bitumicznym.
Droga do domu
Choć z jednej strony jesteśmy bardzo szczęśliwi, z drugiej czujemy niedosyt. Już pod koniec budowy mieliśmy wiele zastrzeżeń do sposobu wykończenia budynku, ale pośpiech związany z koniecznością opuszczenia mieszkania i brak doświadczenia nie pozwoliły nam wtedy na bieżąco wyegzekwować odpowiedniej jakości usług. Zabrakło czasu, fachowych wykonawców i nadzoru. Płacimy za to do dziś.
Wiele ważnych prac przeprowadzono wadliwie. Nie wykonano wentylacji połaci dachowych, więc już po roku zaczęło gnić zawilgocone wskutek tego poszycie dachu. Poszycie stropów wykonane z płyt OSB, na których leżą panele podłogowe, przybito gwoździami zamiast przykręcić je wkrętami do drewna, więc po pierwszym sezonie grzewczym podniosły się i zniszczyły podłogę z paneli. Źle zamontowano też płyty g-k i teraz na ścianach widać pełno pęknięć. Musieliśmy również zerwać płytki gresu z tarasu wypoczynkowego i od nowa wylewać płytę, ponieważ zaczęła się zapadać - okazało się, że podsypka ziemna nie została starannie zagęszczona. Od pięciu lat wydajemy zatem pieniądze na poprawki. Dotychczas kosztowały nas one ponad 30 000 zł, a według naszych szacunków musimy jeszcze wydać co najmniej drugie tyle! Dlatego przestrzegamy przyszłych inwestorów przed zbytnim pośpiechem. Dom powinien być radością, a nie źródłem ciągłych kłopotów.
- Więcej o: