Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Będzie sielsko, anielsko

Tekst i zdjęcie: Aneta Augustyn

Jakość życia w domu jest nieporównywalna z jakością życia w bloku wielorodzinnym, zwłaszcza gdy ma się dzieci. Bo czy może być coś przyjemniejszego niż widok malucha bawiącego się bezpiecznie w ogrodzie albo wspólne niedzielne śniadania na tarasie?

Tak mieszkaliśmy

Od czterech lat, czyli od daty naszego ślubu, mieszkamy z rodzicami żony w domu jednorodzinnym: stumetrowym, z ogródkiem i garażem. To jeden z wielu poniemieckich budynków, jakie przybysze na Ziemie Odzyskane zajmowali zaraz po wojnie. Ten na obrzeżach Wrocławia przypadł do gustu dziadkowi Małgosi i dziś mieszka w nim już trzecie powojenne pokolenie. Jest przytulny, ale ma stare instalacje, a zimą trzeba w nim codziennie palić w piecu.

Choć żyło się nam z rodzicami bezkonfliktowo i było nam wszystkim wygodnie, po pewnym czasie zapragnęliśmy się uniezależnić. Marzyliśmy zresztą o więcej niż jednym dziecku, a pokój u rodziny, choćby najserdeczniejszej, po prostu przestał wystarczać.

Droga do domu

Najpierw przeglądaliśmy oferty deweloperów. Nie mieliśmy żadnych mieszkaniowych fantazji. Jak większość młodych ludzi na starcie, kierowaliśmy się przede wszystkim finansowymi ograniczeniami. Byliśmy już niemal zdecydowani na kupno 50 metrów w bloku, ale okazało się, że jest problem z kredytem.

I wtedy z pomocą przyszli teściowie. Kilkanaście lat temu ulokowali finansowe nadwyżki w działce. Kupili ładny kawałek ziemi, oddalony o niewiele ponad dwa kilometry od ich własnej posiadłości. Było to tysiąc metrów kwadratowych w polu, gdzie prąd ani woda nie były jeszcze doprowadzone.

Już wtedy dokonywali zakupu z myślą o córce i teraz obiecali nam ten grunt, pod warunkiem, że się na nim wybudujemy, a nie sprzedamy. Dom? Wcześniej o nim w ogóle nie myśleliśmy. Wydawał nam się czymś kompletnie niedostępnym, pozostawał w sferze nierealnych zachcianek.

Pieniądze nie takie straszne

Sprezentowana działka była dla nas silnym impulsem do zmiany myślenia. W dodatku kiedy zaczęliśmy liczyć, wyszło nam, że nie ma już aż tak wielkiej różnicy między kupnem nowego mieszkania w centrum a budową własnego domu. Tak zaczęła się budowlana przygoda, która trwa już trzeci rok.

Ziemię dostaliśmy już uzbrojoną, ponieważ w międzyczasie inni nabywcy kupili sąsiednie działki i też zaczęli się tutaj budować. Wiosną 2003 roku zaczęliśmy załatwiać wszelkie formalności. Złożyliśmy wniosek o wydanie warunków zabudowy, potem starania o przyłącza w zakładzie energetycznym, w gazowni... Na projekt trafiliśmy przypadkowo. W "Gazecie Wyborczej", którą czytamy regularnie, była zamieszczona wkładka z projektami domów jednorodzinnych. Chociaż wcześniej nie mieliśmy jakiejś konkretnej wizji naszego przyszłego domu, to na widok Wisienki od razu wiedzieliśmy - to jest to. Mocną stroną projektu jest jego zwartość: pracuję w branży budowlanej, więc orientuję się, że dom o powierzchni 100-140 metrów, rozkładowy, bez drogich wykuszy i udziwnień nie będzie horrendalnie drogi. Donosiłem potem żonie jeszcze kolejne projekty do zaopiniowania, ale ostatecznie pozostaliśmy przy naszym pierwszym wyborze. Zmieniliśmy w nim tylko jedno: zamiast wiaty garażowej, zdecydowaliśmy się na jeden podwójny garaż.

Fachowa ekipa murarska postawiła 138-metrowy dom z bloczków Ytong, dach położyli dekarze. Zatrudniłem też specjalistów do instalacji i tynków, ale staramy się jak najwięcej rzeczy wykonać sami, w systemie gospodarczym. Zaangażowaliśmy też rodzinę - wujek, który ma uprawnienia projektanta, jest formalnym kierownikiem budowy; pomagają nam kuzyn oraz teść. Wspólnie zajmujemy się ociepleniem poddasza (położyłem tam wełnę szklaną grubości 23 cm, sami stawiamy działowe ścianki gipsowo-kartonowe, osadzamy drzwi, malujemy pomieszczenia i układamy panele. Przedłuża to czas budowy, za to zapewnia spore oszczędności.

Na dole zaplanowaliśmy 28-metrowy salon z kątem jadalnym, kominkiem i przylegającym doń tarasem. Oparliśmy się modzie na otwarte kuchnie. Małgosia w rodzinnym domu przyzwyczaiła się do tego, że kuchnia to królestwo tylko dla jednej osoby, czyli dla niej. Za kuchnią jest małe pomieszczenie na kotłownię i pralnię oraz zejście do małej piwniczki, trzy metry na trzy. W planach jej nie było, ale teść przekonał nas, że gdzieś musimy ustawić te jego weki z ogórkami i malinami... Dalej łazienka tylko z prysznicem, pokój 2,5-letniego Michałka i sypialnia z wyjściem do ogrodu. Na poddaszu są trzy pokoje oraz duża łazienka.

Ogród mamy w prezencie - nasza znajoma z architektury zieleni zrobiła pracę dyplomową, projektując i zakładając nam kompozycje ze srebrnych świerków, żywotników oraz rosnących tu dębów. Pod oknami kuchennymi, gdzie jest szczególnie zacisznie, posadzimy rododendrony, tu też będzie ogródek z truskawkami, porzeczkami i ogórkami.

    Więcej o:

Skomentuj:

Będzie sielsko, anielsko