Przebudowa domu z plusem
Najpierw był ?klocek? z siermiężnych czasów socjalizmu. Sześć lat temu rozbudowaliśmy go i całkowicie zmodernizowaliśmy. Chociaż budynek powiększył się o 131 m2, koszty jego utrzymania nie wzrosły.
Nasz pierwszy wspólny dom zbudowaliśmy z moją żoną Haliną pod koniec lat 70. według typowego dla tamtych czasów projektu. Piętrowy, w kształcie sześcianu, miał płaski dach, a parter i piętro stały na wysoko wyniesionych ponad gruntem piwnicach. Ściany z pustaków żużlowo-betonowych nie miały ocieplenia (między warstwami muru pozostawiono pięciocentymetrową pustkę powietrzną). Płaski dach bez okapów był pokryty blachą.
Kiedy w 1980 roku wprowadzaliśmy się do tego domu, byliśmy bardzo szczęśliwi - budynek na ówczesne czasy miał wysoki standard. Z biegiem lat nasze wymagania zaczęły się zmieniać. Najbardziej brakowało nam widoku na działkę. Układ wnętrz w naszej "kostce" zaprojektowano odwrotnie, niż praktykuje się to obecnie - pokój dzienny znajdował się od strony frontu i roztaczał się z niego widok na ulicę oraz sąsiednie posesje. Doskwierało nam to okropnie, podobnie jak to, że z tarasu położonego z boku budynku - na wysokości 2 m i tuż przy granicy działki, widzieliśmy dom sąsiada i zaledwie wąski skrawek własnego terenu. Na dodatek wszystkie pokoje były niskie (2,5 m) i małe. Powierzchnia pokoju dziennego wynosiła tylko 26 m2!
Kiedy dzieci się usamodzielniły, zaczęło nam również brakować miejsc parkingowych - wieczorem dom był dosłownie obstawiony naszymi pojazdami. Modernizacja z każdym rokiem stawała się coraz bardziej konieczna.
Patenty na oszczędności
Klamka zapadła, gdy zaczął przeciekać dach i musieliśmy go całkowicie wymienić. Po 20 latach od wzniesienia naszego budynku zdecydowaliśmy się na "liftingujący" remont połączony z rozbudową. Przy tylnej elewacji dobudowaliśmy duży garaż (67 m2), a nad nim salon z jadalnią (64 m2) i tarasy. Powiększony budynek przykryliśmy łamanym dachem wykończonym dachówką ceramiczną, przez co zyskał nową formę architektoniczną. Zastosowaliśmy zdrowe i nowoczesne materiały budowlane, kładąc nacisk na staranne ocieplenie budynku. Jednowarstwowe ściany zewnętrzne dobudowanej części (z pustaków ceramicznych MAX) zabezpieczyliśmy przed stratami ciepła 12-centymetrową warstwą styropianu, ściany zewnętrzne starej części domu - warstwą 8 cm, strop nad piętrem - warstwą wełny mineralnej (25 cm), a stropodachy w starej i nowej części budynku - 30 cm. Stropodachy zabezpieczyliśmy foliami: wiatroszczelną i paroprzepuszczalną. W nowej i starej części budynku wstawiliśmy nowoczesne okna i drzwi.
Dawniej ogrzewaliśmy dom piecem na węgiel kamienny. W trakcie rozbudowy zmieniliśmy rodzaj ogrzewania z węglowego na olejowe, które wówczas było bardzo tanie. W kotłowni zamontowaliśmy nowy piec na olej opałowy, a stalową instalację grzewczą i żeliwne grzejniki zastąpiliśmy instalacją z miedzi i konwektorami. Zbiorniki na olej umieściliśmy pod bocznym tarasem; aby nie szpeciły działki, obudowaliśmy je murowanymi ściankami (na zewnątrz pozostawiliśmy tylko zawór do napełniania pojemnika). Dwufunkcyjny piec c.o. ogrzewa budynek oraz wodę w 150-litrowym zbiorniku. Dodatkowym źródłem ciepła jest żeliwny wkład kominkowy zamontowany w dobudowanym salonie. Znakomicie ogrzewa wysokie i otwarte pomieszczenie (4,5 m wysokości w szczycie stropodachu).
Z myślą o oszczędzaniu energii elektrycznej zamontowaliśmy w całym domu czujniki ruchu, które automatycznie wyłączają prąd, kiedy opuszczamy pomieszczenie.
Pieniądze nie takie straszne
Zmieniliśmy również sposób odprowadzania ścieków. Tradycyjne szambo zastąpiliśmy ekologiczną oczyszczalnią ścieków (z rozsączkowaniem), bo jest łatwiejsze i tańsze w użytkowaniu. Wodę na potrzeby gospodarstwa domowego czerpiemy z wodociągu i zużywamy jej za 150 zł miesięcznie.
Ostatnio doszliśmy do wniosku, że musimy zrezygnować z oleju opałowego na korzyść pieca na pellety (7000 zł po dwóch latach się zamortyzuje), ponieważ ogrzewanie olejem opałowym generuje coraz wyższe koszty. Kilka lat temu startowaliśmy od ceny 37 groszy/l, a teraz płacimy grubo powyżej 2 zł/l. Zużywamy około 6000 l rocznie, co daje kwotę 10 000 zł. Na razie, starając się ograniczyć koszt ogrzewania, kiedy tylko możemy (pracujemy jeszcze zawodowo), palimy w kominku. Rocznie wypalamy około 5 m3 drewna z własnego lasu (na czym oszczędzamy przynajmniej 500 zł). Mamy także inne plany "oszczędnościowe". Obecny wkład kominkowy zamierzamy wymienić na wkład z płaszczem wodnym i połączyć go z nowym piecem, grzejnikami i kolektorami słonecznymi. Rozbudowa domu sprawiła, że mamy dachy skierowane na południe, które idealnie nadają się do montażu kolektorów. Jeśli dzięki nowocześniejszym urządzeniom możemy mieć tańszą ciepłą wodę i ogrzewanie, dlaczego nie mielibyśmy z tego skorzystać? Wszystkie nasze obecne działania zmierzają w tym kierunku.
- Więcej o: