Trzy falstarty do domu
Nie od razu zdecydowaliśmy się na dom. Początkowo próbowaliśmy powiększyć życiową przestrzeń innymi metodami. Szczęśliwie wszystko się dobrze skończyło i dziś mieszkamy w pięknym miejscu pod własnym dachem.
Przyłącz się też do akcji Mądry Buduje Lepiej
Kiedy nasze mieszkanie w podwarszawskich Markach stało się zbyt małe, zaczęliśmy razem z Niką, moją żoną, szukać większego. W miejsce dotychczasowych 70 m2, zamierzaliśmy kupić 120 m2. Upatrzyliśmy nawet ładne nowo budujące się osiedle, ale wtedy dotarłem przez internet do skrzynki e-mailowej mieszkańców osiedla i zobaczyliśmy, z jakimi problemami borykają się oni na co dzień. Nasz zapał wygasł. A kiedy okazało się, że sam czynsz za mieszkanie, jakie zamierzaliśmy kupić, wynosi aż 900 zł, postanowiliśmy zmienić pierwotne plany i zainteresować się segmentami. Szybko doszliśmy jednak do wniosku, że to nie dla nas. Męczyło nas chodzenie po kilku piętrach, denerwowało rozrzucenie pojedynczych pomieszczeń na półpiętrach, brakowało nam przestrzeni wokół budynku.
Kolejnym pomysłem na większą przestrzeń życiową było kupno działki pod miastem z rozpoczętą już budową domu. Mieliśmy nadzieję, że taka zaczęta inwestycja oznacza znaczne skrócenie etapu załatwiania formalności i czasu budowy domu. Niestety, żaden z oglądanych domów nie spodobał nam się na tyle, by zdecydować się na kupno.
W ten sposób wyczerpaliśmy wszystkie inne pomysły na powiększenie przestrzeni życiowej. Pozostało nam kupno działki, a potem budowa domu.
Droga do domu
Zauroczyła nas działka położona przy ścianie lasu z pięknymi widokami na pola. Mimo że jest na skraju wsi, w dużej odległości od mediów (120 m), zdecydowaliśmy się na nią, ponieważ czuliśmy się tutaj wspaniale, a w sąsiedniej miejscowości znajdowały się wszystkie placówki potrzebne dla rodziny z małymi dziećmi.
Projektu domu szukaliśmy w internecie, wstukując w wyszukiwarki najistotniejsze parametry. Dom musiał się zmieścić na naszej działce, miał być z poddaszem użytkowym, o powierzchni od 180 do 250 m2 i z siedmioma pokojami (trzy dla trójki dzieci, nasza sypialnia, gościnny, pracownia dla Niki, dzienny). Ku naszemu zaskoczeniu znaleźliśmy zaledwie trzy projekty spełniające te wymagania. Szczęśliwie jeden z nich nadawał się do zaadaptowania dla naszej rodziny. Dokonaliśmy w nim tylko kilku niewielkich przeróbek. Jedną z ważniejszych była rezygnacja z wiaty na rzecz dwustanowiskowego garażu z przestrzenią na sprzęt sportowy i ogrodowy. Za zgodą projektanta zrezygnowaliśmy też z balkonów na poddaszu, w zamian znacznie powiększając i zadaszając taras przy salonie.
Pieniądze nie takie straszne
Dużo czasu zabrało nam podjęcie ostatecznej decyzji co do technologii i materiałów, z których wzniesiemy ściany domu. W końcu zdecydowaliśmy się wymurować je z bloczków betonu komórkowego. Ociepliliśmy je od zewnątrz wełną mineralną (12 cm). Dach, pokryty dachówką ceramiczną, również został ocieplony wełną. Do ocieplenia ław fundamentowych w pionie (10 cm) i płyty fundamentowej wykorzystaliśmy natomiast styropian. Nie zapomnieliśmy też o "ciepłych" oknach (U = 1,1).
Nasze starania o dobre zaizolowanie budynku nie poszły na marne. Dom przeszedł już chrzest bojowy w postaci mroźnej zimy i spisał się znakomicie.
Zdecydowaliśmy się na zainstalowanie w domu systemu wentylacji mechanicznej z odzyskiem ciepła. Namówił nas na to nasz kolega - szczęśliwy użytkownik takiej instalacji, swoje zrobiła też lektura fachowych pism. Nie żałujemy tej inwestycji. Jakość powietrza w domu jest nieporównywalna do tej, jakiej doświadczaliśmy przez wiele lat życia w źle wentylowanym mieszkaniu.
Sprawdza się u nas także ogrzewanie gazowe, chociaż ze względu na sporą odległość od sieci (120 m), musieliśmy do kosztów instalacji (33 tys. zł), doliczyć koszty pociągnięcia nitki gazowej do działki - 6 tys. zł. Na szczęście wydatki te rekompensują nam niskie rachunki za gaz (rocznie mniej niż 4 tys. zł).
Sporym problemem okazała się budowa kominka, którego nie przewidziano w projekcie, a który bardzo chcieliśmy mieć. Na szczęście Nice, która jest scenografem, udało się wspólnie z architektem ładnie wpasować komin we wnętrza.
Niestety, ze względu na trudności z wykopaniem na działce porządnej studni, musieliśmy przyłączyć budynek do sieci wodociągowej, znajdującej się w odległości 70 m. To była bardzo droga inwestycja (14 tys. zł.). Studnię kręgową, zrobioną na potrzeby budowy, wykorzystujemy do podlewania ogrodu.
Od początku marzyliśmy o dużej drewnianej werandzie i cieszymy się, że mogliśmy to pragnienie zrealizować. Powstała na tarasie za domem, ma 30 m2 powierzchni i latem spełnia rolę dodatkowego zewnętrznego pokoju.
Dom budowaliśmy i wykańczaliśmy od kwietnia 2004 r. do lipca 2005 r., finansując go z oszczędności, kredytu hipotecznego i pieniędzy pochodzących ze sprzedaży mieszkania.
Miesięczne utrzymanie kosztuje nas około 850 zł, co daje kwotę niewiele wyższą od tej, jaką płaciliśmy za utrzymanie poprzedniego mieszkania i o wiele niższą od prognozowanych kosztów większego mieszkania, do którego przymierzaliśmy się na początku.
- Więcej o: