Dom miesiąca. Dom w kolorach ziemi
Na działce w podwarszawskich Łomiankach powstał budynek jednorodzinny, który jego architekt klasyfikuje jako archetyp współczesnego polskiego domu. Odważnie, ale w sumie czemu nie?
Metryka budynku
Projekt architektoniczny: arch. Piotr Lewandowski;
Beata Rytel-Wilczyńska; www.a8architektura.pl;
Projekt wnętrz: Wioletta Ferenc; instagram.com/porysunki.studio/
Powierzchnia użytkowa domu: 202 m2
Powierzchnia działki: 1200 m2
Mieszkańcy: małżeństwo z dwojgiem dzieci
Czy zdarzyło się Państwu spóźnić na randkę i już nigdy potem nie odzyskać szansy? A może odwrotnie – nie zrobić czegoś, do czego byliście przekonani i przygotowani, a potem dziękować losowi, że jakimś cudem uniknęliście błędu, który trudno byłoby odrobić? I czy była w to zamieszana poczta elektroniczna?
Pani Wioletta i pan Wojciech, zakochana para, ale już małżeńska, szukająca kilka lat temu architekta dla swojej zakupionej w podwarszawskich Łomiankach działki, do Piotra Lewandowskiego, szefa biura A8 Architekci, trafiła właściwie z polecenia. Choć nie bez znaczenia było i to, że wpadł im w oko dom jego autorstwa, zbudowany w tej samej miejscowości, a który mijali, jeżdżąc do swoich rodziców.
Wstępny kontakt osobisty z pracownią był obiecujący. Oboje doszli jednak do wniosku, że zaangażowanie się we współpracę z A8 mogłoby wyrządzić zbyt duże straty w planowanym na inwestycję budowlaną budżecie. Postanowili z żalem odrzucić ofertę. Napisali mejl z rezygnacją.
– Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności nigdy nie wyszedł on z naszej skrzynki – twierdzą.
Dziwnych zbiegów było więcej.
– Kilka tygodni później otrzymaliśmy przypomnienie od pana Piotra, z pytaniem czy jesteśmy zainteresowani ofertą.
Usiedli więc do ponownego namysłu. I, jak to czasem bywa, choć opierali się na tych samych danych, doszli do zupełnie innych wniosków!
– Zmieniliśmy zdanie – przyznają.
– Podpisaliśmy umowę z A8 i przeszliśmy do pracy nad projektem naszego wymarzonego miejsca na ziemi.
O roku ów!
Rok 2019 był jakiś dziwny. Znany jasnowidz z Człuchowa twierdził, że w dającym się przewidzieć czasie będzie to ostatni w miarę normalny rok dla ludzkości. Świat dawał znaki. W kwietniu demoniczny pożar zdemolował katedrę Notre-Dame, a po jesieni przyszła prawie bezśnieżna zima, pierwsza taka od dekad. Niedługo po Nowym Roku pojawiły się pierwsze niepokojące doniesienia o dziwnej chorobie w bardzo dalekim mieście.
Wiola i Wojtek mieli w tym wszystkim sporo szczęścia. Zanim świat stanął na głowie, a wraz z tym ceny nieruchomości poszły pandemicznie mocno w górę, zdążyli nabyć swoją działkę.
– Kupiliśmy ją w połowie 2019 r., miesiąc po naszej pierwszej rocznicy ślubu – opowiadają. – Same poszukiwania trwały blisko rok, ale była to w zasadzie trzecia lub czwarta posesja, którą oglądaliśmy. Od początku wydawała się nam idealna. Jej regularny kształt, powierzchnia dopasowana do naszych potrzeb, czyli 1200 m2, oraz położenie z dala od sąsiadów to cechy, które przekonały nas do ostatecznego wyboru.
Z dala od sąsiadów, ale za to całkiem blisko rodziców Wioli, mieszkających dosłownie kilkaset metrów dalej. Obojgu taka konfiguracja wydawała się bardzo atrakcyjna.
– Jesteśmy bardzo rodzinni, lubimy się często odwiedzać – tłumaczą.
Nie przeszło im nawet wtedy, gdy cztery lata temu rodzina powiększyła się o córeczkę Zosię, a dwa lata później o Polę.
Katalog marzeń niekoniecznie
Oboje wychowywali się w mieszkaniach, i to niewielkich, więc praktycznej wiedzy o tym, jak na co dzień funkcjonuje budynek jednorodzinny, nie czerpali z autopsji. Sama idea przeprowadzki do domu też nie przyszła do nich ot tak, ale potrzebowała swojego czasu.
– Do myśli o budowie własnego domu dojrzewaliśmy powoli, w dodatku rozważaliśmy również zakup mieszkania w Warszawie – wspominają. – Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy większej przestrzeni, a także ogrodu, z dala od miejskiego gwaru.
Wcale jednak nie upierali się przy stworzeniu budynku skrojonego dokładnie pod potrzeby własne i niczyje inne.
– Na początku poszukiwaliśmy projektu z katalogu, który po prostu sprosta wszystkim oczekiwaniom – przyznają.
Wśród tych oczekiwań były: nowoczesna bryła całości oraz antresola. Mieli też pomysł na schody oraz ogólne wyobrażenie reszty układu funkcjonalnego. Niby niewiele, ale w zupełności wystarczyło, by… nie znaleźć odpowiedniego gotowego projektu, dopasowanego nie tylko do wymagań, ale i założeń miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Właśnie wtedy pojawiła się myśl o projekcie indywidualnym. Zaczęli rozglądać się za architektem.
Trójkąty i kwadraty
Architekt Piotr Lewandowski wyraża się otwarcie:
– W naszej pracowni mamy szczęście do spotykania na swojej drodze takich osób, jak inwestorzy tego domu – mówi zadowolony. – Szybko nawiązaliśmy wspólny kontakt, co ułatwiło nam przeniesienie ich wizji na projekt.
Ta wizja zostawiała architektowi dużą swobodę. A założenia miejscowego planu?
– Plan dla tej części Łomianek jest dość restrykcyjny i ma wpływ na wiele aspektów architektonicznych – tłumaczy pan Piotr. – Przede wszystkim, należało zachować znaczną część działki jako powierzchnię biologicznie czynną. Ponadto bryła budynku musiała spełniać określone wymogi dotyczące wysokości i geometrii części mieszkalnej, a dachy musiały być spadziste. Jedynie część garażowa mogła mieć przekrycie płaskie, z czego skorzystaliśmy. Plan określa również zasady dotyczące kolorystyki obiektów budowlanych, dlatego wybraliśmy kolorystykę stonowaną, naturalną i szczerość materiałów.
Przy takich założeniach nic dziwnego, że elewacje właściwie pozbawione są detali, a niemal całą ich powierzchnię pokrywa tynk, malowany na biało i czarno. Na dach i jego wykończenia trafiła ciemna blacha. Pod nogi użytkowników tarasu położono deski kompozytowe przypominające jasne drewno, a ściany uzupełniono o niezbędne przeszklenia – oszczędne od frontu, a otwierające dom na otoczenie od strony ogrodu.
Do tego trochę geometrii
Zasadniczą bryłę budynku wzniesiono na planie prostokąta, rozszerzając ją z jednej strony o segment na planie kwadratu, a z drugiej o złamaną pod kątem prostym „opaskę” wokół budynku.
Prostokąt jest zwieńczony tradycyjnym dachem dwuspadowym. Kwadrat – przekryciem płaskim. Nad „opaską” są tylko rytmicznie rozstawione ażurowe belki i niebo.
W obrysie prostokąta stworzono na parterze centralną część dzienną, w połowie wypełnioną połączonymi siłami salonu, jadalni i kuchni, a w połowie kryjącą gabinet, małą łazienkę gościnną, kotłownię, pralnię i spiżarnię. Na piętrze zaś ulokowano dwa pokoje dzieci, jeden pokój gościnny, łazienkę oraz sypialnię gospodarzy z własną łazienką i garderobą. Obie kondygnacje niejako łączy pustka nad salonem.
Do kwadratu zaproszono dwa auta, bo to garaż.
„Opaska” zaś stanowi po prostu oplatający bryłę z dwóch stron niezadaszony taras. Jego granicę wyznacza od dołu kompozytowy parkiet, a z boków dwie ścianki zasłaniające tę przestrzeń od ulicy, plus słupek narożny i dwa słupki urozmaicające tarasowe boki.
– Dom wzniesiony został w tradycyjnej technologii murowanej, z zastosowaniem elementów żelbetowych – wyjaśnia architekt. – Całość wieńczy drewniana więźba dachowa. Zarówno stropodach nad garażem, jak i strop nad parterem są żelbetowe. Budynek posadowiono na ławach fundamentowych.
Słowo „tradycja” odnosi się tu nie tylko do murowanych ścian. Cała główna część, przykryta skośnym dachem, bezpośrednio odwołuje się do tradycyjnej formy rodzimych domów jednorodzinnych, tej ciągnącej się gdzieś hen, przez wieki. Skojarzeń nie niweczy modernizujący kubik garażu, bo przecież też jest już z nami od dekad. Dodając do tego choćby współczesne, dobrej jakości materiały i duże przeszklenia, otrzymujemy udany miks dawnych i nowych czasów.
– Sklasyfikowałbym ten dom jako archetyp współczesnego polskiego domu – podsumowuje architekt.
Obniżyć tempo
Oczywiście archetyp musi działać na kilku poziomach, by miał moc. I tu działa. W ten dom wpisane są bowiem również od środka tak archetypiczne cechy, jak rodzinność, ciepło, bezpieczeństwo i spokój – choć to ostatnie określenie pozostaje rzecz jasna nieco względne, gdy mieszkańcami jest również dwójka dzieci…
Mimo nowoczesnego charakteru, podkreślonego ekspresyjnie zaplanowanym sztucznym oświetleniem czy eleganckimi, trochę jakby zawieszonymi w powietrzu schodami, wnętrza są łagodne, jasne, pełne miękkich form mebli, zasłon, materiałów. Tętno i tempo cywilizacyjnego pędu dodatkowo obniżają tu wyraziste rośliny w donicach, obecne na obu kondygnacjach. Refleksy wspomnień z lat 60. i 70. poprzedniego stulecia dorzucają meblowe dodatki, w rodzaju gustownej komódki w jadalni czy skórzanego fotela w salonie, który spokojnie mógłby występować w „Wielkim Szu” czy w dyrektorskich scenach „Czterdziestolatka”.
Za projekt wyposażenia domowych pomieszczeń odpowiedzialna była ich przyszła użytkowniczka, czyli sama Wiola. Miała i ma do tego odpowiedni warsztat, bo na co dzień zajmuje się urządzaniem wnętrz, w ramach własnej pracowni Porysunki.studio.
– Chciałam, aby nasze wnętrza pasowały do nowoczesnej bryły budynku, ale jednocześnie pozostawały przytulne – mówi. – Zależało mi na kontraście pomiędzy ciemnym wybarwieniem forniru na meblach a jasną podłogą. Wiedziałam też, że dom utrzymany będzie w kolorach ziemi: beżach, brązach i zieleni.
Ten dom to jednak nie tylko sanktuarium rodzinnego dorastania i familijnego wsparcia. Od początku zaplanowano go bowiem również jako miejsce spotkań ze światem zewnętrznym, biesiad w gronie znajomych i przyjaciół.
– Często zapraszamy gości, lubimy być gospodarzami imprez – oznajmiają gospodarze.
Bo w domu liczy się energia.
O krok od bycia smart
I domową energię też się liczy. Żeby nie było za drogo mieszkać. Dla pracowni A8 to jak bułka z masłem, w zasadzie już rutyna.
– Aspekt energooszczędności jest dla nas kluczowy w każdym projekcie, jaki sporządzamy – twierdzi Piotr Lewandowski. – W tym budynku zastosowaliśmy szereg komplementarnych rozwiązań energooszczędnych, takich jak wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła, zadaszenie tarasu zapobiegające przegrzewaniu strefy dziennej oraz panele fotowoltaiczne. Budynek został zaprojektowany z myślą o maksymalnej izolacyjności cieplnej. Użyte materiały mają wysokie parametry izolacyjności termicznej, a wszystkie przegrody są maksymalnie szczelne. Inwestorzy zdecydowali się też na okna aluminiowe, które łączą trwałość, jakość i estetykę z możliwie najniższym współczynnikiem przenikania ciepła.
Wszystkie te sprawy mieli na oku również właściciele, trzymając rękę na pulsie, czyli się za kieszeń.
– Zwracaliśmy uwagę na jakość materiałów na każdym etapie inwestycji – opowiadają. – Strop i dach ociepliliśmy wełną mineralną Rockwool, o najwyższej klasie odporności dźwiękowej i cieplnej. Dzięki temu m.in. niesłyszalny pozostaje padający deszcz. Ściany ocieplone są szarym, prasowanym styropianem Knaufa, o grubości 20 cm i współczynniku ƛ = 0,031. Super sprawa! Udało się docieplić nawet ścianę wewnętrzną na styku z garażem. Rachunki za prąd obniżamy fotowoltaiką zamontowaną na dachu, zakupioną na nowych zasadach, z bankiem energii. Sprzyja to naszym staraniom, by maksymalnie autokonsumować prąd, w efekcie czego w garażu pojawiło się nawet auto elektryczne.
Jak Wiola z Wojtkiem szacują opłacalność fotowoltaiki?
– Wciąż ją liczymy – przyznają. – Wychodzi nam na to, że za 8-10 lat nastąpi „punkt przegięcia” na korzyść dla nas i cała instalacja się zwróci. Ale na pewno już dzięki niej teraz oszczędzamy.
Głównym źródłem ciepła dla domu jest kocioł gazowy, firmy Vaillant.
– Wodę, czerpaną z własnej studni, oczyszczoną i zmiękczoną, a więc zdatną do picia, oraz dom ogrzewamy właśnie gazem – tłumaczą gospodarze. – W efekcie nasza kotłownia jest czysta, a rachunki są niskie. Choć gdybyśmy zdążyli założyć fotowoltaikę na starych zasadach, wówczas sensowniejsza byłaby pompa ciepła.
Od kotła po całym budynku rozchodzi się instalacja ogrzewania podłogowego, obecna nawet w garażu i pod prysznicami.
– Mamy też alternatywę, w postaci możliwości ogrzewania wszystkich pomieszczeń prądem, czyli klimatyzatorami – zauważają inwestorzy. – Gdy trzeba schłodzić, chłodzą, a gdy trzeba podgrzać, grzeją.
Za jakość i temperaturę powietrza odpowiedzialna jest wspomniana wentylacja mechaniczna z rekuperacją, firmy Zehnder. Ogólny bilans cieplny wspomaga dodatkowo automatyka, regulująca pracę urządzeń tak, by nie działały nadaremno.
– Mamy zainstalowanych chyba dziesięć czy jedenaście aplikacji związanych z domem – mówią właściciele. – Kilkoma z nich możemy sterować, np. otwieraniem i zamykaniem bramy, podlewaniem, włączaniem prądu w gniazdku, ustalaniem harmonogramu sprzątania na parterze i piętrze, temperaturą ciepłej wody albo przewietrzaniem budynku bez konieczności otwierania okien. Do smart home jeszcze trochę nam brakuje, ale w sumie nie tak wcale dużo.
Mieć gdzie poszaleć
Z tarasu widać gwiazdy i prawie wszystko wokół domu. Po półtora roku od zamieszkania na ogród wciąż składają się głównie obszerny, zadbany trawnik, trochę posadzonych drzewek oraz sadzonki bluszczu.
– Od początku zakładaliśmy, że będziemy ogród tworzyć powoli – mówią Wiola i Wojtek. – Na wiosnę planujemy kolejne nasadzenia: hortensje bukietowe oraz ozdobne trawy. Oboje jesteśmy w tym temacie laikami, uczymy się, szukamy inspiracji i zwracamy uwagę na bezobsługowość roślin.
Może jednak w tym wszystkim najważniejsze pozostaje to, że mają gdzie i po czym pobiegać Zosia z Polą. Przecież, jak mówił Matthew McConaughey w filmie „Interstellar”, jesteśmy duchem przyszłości naszych dzieci, a więc tworzymy ich wspomnienia, które zostaną z nimi na zawsze. W tworzeniu tych wspomnień świetnie pomaga na pewno drobna architektura ogrodowa, o którą tu świetnie zadbano: piętrowy domek dla dzieci wyposażony w zjeżdżalnię, mikrościanka wspinaczkowa wraz z huśtawką i coś jeszcze.
– Rzeczywiście, nasze dzieci mają gdzie się wyszaleć – przyznają rodzice. – Ostatnie całe lato korzystały z placu zabaw. I z kuchni błotnej.
Kuchnia, a właściwie kucheneczka, miniaturka prawdziwej, stoi tuż za domkiem, na placyku zabaw. Jest drewniana, w całości wykonana przez dziadka.
– Dwa zlewy i dwa kraniki wymagają wody do robienia błotka – mówią gospodarze.
I ona tu jest. Kuchenkę dla córek wyposażono… nawet w przyłącze wody.
Zdaniem właścicieli
W momencie zakupu działki była to pusta łąka, z dwoma starymi wierzbami rosnącymi na jej granicy. Wciąż brak wokół niej zabudowy, co sprawia, że do tej pory na co dzień cieszymy się widokiem biegających za ogrodzeniem zwierząt – saren, dzików czy lisów.
Budowa trwała osiemnaście miesięcy, licząc od postawienia ogrodzenia technicznego i skoszenia działki do wprowadzenia się z małymi dziećmi do domu, w którym w szufladach były już sztućce, a przed budynkiem znajdował się wybrukowany podjazd. Kilka małych rzeczy jeszcze potem wykańczaliśmy, ale generalnie prace budowlane zostały zakończone przed naszym zamieszkaniem.
Cały harmonogram budowlany był osobiście koordynowany przez męża, który zatrudniał też poszczególne ekipy, dbając o szczegóły w umowach i o terminy. Nieoczekiwanych wydarzeń w trakcie inwestycji było kilka. Jedna z nich wzięła się z naszej decyzji, w którym miejscu rozpoczynamy pierwszy stopień schodów. Zaskutkowało to… poszerzeniem się jednego korytarza na piętrze oraz zwężeniem przejścia na parterze! W trakcie budowy obniżyliśmy też strop, rezygnując z sufitów podwieszanych, co spowodowało podwyższenie pomieszczeń na piętrze (w pokoju jednej z córek wysokość do sufitu wynosi 3,20 m).
Ze wszystkich wnętrz najbardziej dopracowane są chyba kuchnia i salon – to tym miejscom poświęciliśmy najwięcej uwagi i spędzamy w nich najwięcej czasu. Szczególnie lubimy wyspę kuchenną i zielony salonowy narożnik, który stanowi centralny punkt części dziennej.
Mieszka się nam wspaniale. Dom jest przestronny, a każdy z nas ma w nim swoją przestrzeń. Jeśli chodzi o ewentualne zmiany, zostało jeszcze kilka niezrealizowanych pomysłów i niedokończonych pomieszczeń, bo przy dwójce małych dzieci często brakuje czasu. Nasz dom jest jednak bardzo przemyślany, dlatego nie przychodzi nam do głowy nic, co moglibyśmy zrobić lepiej. Może... ostatnio doszliśmy do wniosku, że drzwi w gabinecie powinny być wyposażone w zamek z kluczem, żeby nie buszowały tam nasze córki. Choć jak mówi Wiola - z racji mojego zawodu, mam w sobie ciągłą potrzebę zmian i bardzo chętnie dopieszczam swój dom. Ostatnio obserwuję trend na dekoracyjne tynki gliniane i jestem pewna, że taka ściana pojawi się również u nas.
PS Ja nie jestem taki pewny 😅
Zdaniem architekta
Bryła tego budynku stanowi połączenie układu funkcjonalnego, skrojonego pod inwestorów, i uwarunkowań planu miejscowego, który wpłynął na niektóre rozwiązania. Tradycyjna forma z dwuspadowym dachem jest podana we współczesnej wersji – tworząc nowoczesny polski dom. Warto dodać, że od początku pomysłem właścicieli był taras z ażurowym zadaszeniem. Nadał on domowi indywidualny charakter, stając się jego znakiem rozpoznawczym.
Współpraca z inwestorami układała się bardzo dobrze. Zawsze staramy się kierować tym, co najlepsze dla przyszłych użytkowników domu, jednocześnie proponując sprawdzone rozwiązania oparte na naszym doświadczeniu.
Jak postrzegam dziś tę realizację? W naszej pracy największą satysfakcję przynosi zadowolenie klientów i w tym przypadku było podobnie. Choć jest to projekt o dość ascetycznej i spokojnej formie w porównaniu z innymi rezydencjami w naszym portfolio, bardzo go lubimy. Sklasyfikowałbym ten budynek jako archetyp współczesnego polskiego domu
– a zawsze cieszę się, gdy mogę pozytywnie wpłynąć na krajobraz rodzimych osiedli. Liczę, że nasz projekt zainspiruje kolejne osoby, które zapragną zamieszkać w takim domu.
arch. Piotr Lewandowski
- Więcej o: