Najlepszy dom w Polsce
Jeśli Stowarzyszenie Architektów Polskich przyznaje nagrodę dla najlepszej realizacji jednorodzinnej, i to za połączenie ciekawej formy z wypełnieniem wytycznych inwestorów, to znaczy, że miał miejsce prawdziwy sukces, gdzie i wilk syty, i… zając.
Nagrody SARP ogłaszane są co roku i dotyczą najlepszych – zdaniem jury złożonego z branżowych profesjonalistów – realizacji w kilku najważniejszych kategoriach. Oczywiście architektura to nie wyścigi, nie istnieją ostateczne i definitywne algorytmy jej oceniania, a tworzona jest zazwyczaj nie dla laurów i statuetek, tylko dla wygody mieszkańców oraz dopełnienia czy wydobycia urody miejsca. Jednak zwycięstwa czy wyróżnienia w prestiżowych konkursach mają swoją wagę i przeważnie są świadectwem klasy, potwierdzeniem, że sfinalizowano właśnie coś ważnego.
Jury konkursowe doceniło:
- piękno, swobodę i bezpretensjonalność architektury, która może być przykładem, jak projektować w nieoczywistych przestrzeniach polskich przedmieść;
- konsekwentne wyprowadzenie formy budynku ze świadomie przemyślanej i uzgodnionej z mieszkańcami idei domu;
- decyzję zastosowania zwyczajnych materiałów budowlanych w niezwyczajny sposób;
- sprawność warsztatu projektantów, którzy prawidłowo rozwiązali projekt od skali urbanistycznej do skali detalu architektonicznego.
(uzasadnienie nagrody SARP 2020 w kategorii "Dom jednorodzinny")
Metryka budynku:
Projekt: architekci Bartłomiej Bajon, Katarzyna Cynka-Bajon;
https://www.plarchitekci.pl
Powierzchnia użytkowa domu: 208 m2
Powierzchnia działki: 1140 m2
Mieszkańcy: dwie osoby dorosłe i dwoje dzieci
Wiedzieć z kim rozmawiać
Joanna i Krzysztof nie od razu nastawiali się na spełnianie własnych budowlanych marzeń. Najpierw realizowali marzenia ściśle osobiste, ulotne i romantyczne. Gdy już powstał z tego trwały związek, zaczęły się pierwsze romanse z mieszkalnictwem, początkowo w formie dwupokojowych 55 m2 w Poznaniu. Potem stolicę Wielkopolski zamienili na Tarnowo Podgórne, gdzie na dobre osiedli się w szeregowcu. Mijały kolejne lata, rodziły się dzieci, aż któregoś dnia dostali wiadomość – od kolegi. Człowiek od nieruchomości.
– Wspomniał podczas rozmowy, że w niewielkiej miejscowości w naszej gminie jest bardzo ciekawa działka na sprzedaż – opowiada pan Krzysztof. – A był to moment, w którym wraz z żoną zaczęliśmy rozważać kupno w najbliższej przyszłości ziemi pod budowę domu, najlepiej w gminie Tarnowo Podgórne. Pojechaliśmy zobaczyć to miejsce.
W zielonej, spokojnej okolicy stało kilka domów jednorodzinnych. Na wskazanej działce rósł sobie w najlepsze las. A dokładniej, akurat tyle lasu, żeby bez problemu starczyło miejsca na nowe życie „pod palmami”.
– Już po tej pierwszej wizycie wiedzieliśmy, że to jest właśnie ta wymarzona przestrzeń i że tu chcemy mieszkać – przyznają oboje. – Decyzje o zakupie podjęliśmy bardzo szybko, praktycznie z dnia na dzień.
Jak więc pojechali, tak już zostali. Sercem i duszą.
Jak w rękawiczce
„NIGDY nie projektujemy architektury modnej!” Szyld właśnie tej treści mógłby wisieć nad wejściem do pracowni PL.architekci. Jej założyciele, Bartłomiej Bajon i Katarzynka Cynka-Bajon, dokładnie tak twierdzą, wychodzą bowiem z założenia, że to, co robią wraz ze swoimi współpracownikami, ma być wprawdzie użytkowe, ale nie trywialne i efekciarskie, czyli krótkoterminowe.
– Bo moda przemija – tłumaczy. – Żadna z naszych realizacji nie jest zlepkiem przypadkowych form, ale konkretnym, silnym pomysłem. Każda jest skończoną formą w danej przestrzeni.
Trudno powiedzieć, na ile to akurat tego typu deklaracje przemówiły do wyobraźni nowych właścicieli posesji, bo faktem jest, że byli oni przede wszystkim znajomymi właścicieli pracowni i najzwyczajniej w świecie podobały im się efekty końcowe ich prac, czyli realizacje. I bardzo dobrze, bo z samych maksym nie ulepi się dobrej architektury, a na koniec dnia liczą się zawsze fakty, innymi słowy to, co stoi w terenie. W dodatku koleżeństwo oznaczało brak konieczności przełamywania pierwszych lodów, brnięcia przez etapy wzajemnego badania się i dostrajania, czyli ułatwiło przejście do rzeczy. Zwłaszcza, jeśli samemu określiło się najpierw precyzyjnie zestaw swoich wymagań, zakreślając w ten sposób granice, w których powinien poruszać się architekt.
– Mieliśmy sprecyzowane potrzeby i wiedzieliśmy, co będzie dla nas ważne pod względem funkcjonowania w nowym domu – otwarcie przyznają inwestorzy. – Architekci dokładnie się w nie wsłuchali.
Co było na tej liście? Przede wszystkim kwestie dotyczące funkcjonowania wnętrza budynku, bo to, jak ma wyglądać bryła, raczej zostawiono fachowcom z PL w nazwie. Po pierwsze, chodziło o wyraźne wydzielenie kuchni z przestrzeni parteru, ale tak, by „widziała się” z salonem, czyli umożliwiała kontakt tych gotujących z tymi na kanapach czy przed telewizorem. Ten łańcuszek szczęścia miał ciągnąć się dalej, bo osoby w salonie powinny z kolei móc zachować wizualny kontakt z dziećmi bawiącymi się na piętrze. Istotne było też ulokowanie pralni na górnej kondygnacji, ułatwiającej sprawne zbieranie i sortowanie rzeczy do czyszczenia i po nim.
Wszystko miało łączyć się ze sobą i z bryłą, jak ręka z rękawiczką, albo rozdziały opowieści układające się w trzymającą w napięciu całość.
– Zawsze dużo rozmawiamy z klientami o wnętrzach, bo nie ma dla nas podziału na architekturę i wnętrza – mówi Bartłomiej Bajon. – Wszystko wzajemnie się przenika, dzięki czemu jest spójne. Tak naprawdę, projektując dom, zaczynamy właśnie od rozmowy o wnętrzach: jak klienci żyją, co lubią, czego oczekują itp. Wnętrza to dla nas przestrzeń – a przestrzeń jest architekturą.
Wnętrze i zewnętrze pozostawione jednej pracowni i to prezentującej takie holistyczne podejście gwarantowało więc jednorodność stylu i sensowność rozplanowania poszczególnych funkcji mieszkalnych, a że współpraca zlecających i profesjonalnej ekipy układała się niemal wzorowo, sprawy szły sprawnie i szybko. Pralnia dla zawodowego architekta to detal, nie ma się nad czym rozwodzić. Dwa kolejne punkty z listy priorytetów wymagały już jednak nieco więcej starań – choć gdy dziś patrzy się na efekty, wydaje się, jakby te przyszły szybko i zrodziły się ot tak, organicznie.
Kuchnia oraz salon z jadalnią zostały więc przesunięte względem siebie mocno po skosie, niczym dwa sąsiednie pomieszczenia, ale pozbawione dzielących je drzwi. Wyraźnie podkreśliło to odrębność i suwerenność obu przestrzeni, ale nie odseparowało ich od siebie. Kontakt wertykalny parteru i piętra zapewniło z kolei stworzenie z górnej kondygnacji swego rodzaju rozbudowanej antresoli, zawieszonej na środku domu. Siedząc na dole na fotelu, widać więc i słychać przynajmniej część dziecięcej aktywności, co sprzyja zarówno kultywowaniu rodzinnych więzi, jak i trzymaniu ręki na pulsie bezpieczeństwa.
– Zapewniliśmy też pomieszczeniom pełną wysokość, aż do skosu dachu – mówi architekt. – To rozwiązanie automatycznie umożliwiło lepsze doświetlenie całego domu, dzięki dużym świetlikom umieszczonym w dachu, wpuszczającym światło do centralnych części budynku, również tych pozbawionych okien.
Co ważne, tam, gdzie już okna są, uczyniono z nich – przy okazji pełnienia wszystkich użytkowych funkcji – duże ekrany, na których „wyświetlane są” codzienne widoki zza okien. Robi to świetne wrażenie zwłaszcza w salonie, gdzie wielkie na niemal pół ściany przeszklenie efektownie uzupełnia wyeksponowaną obok, na komodzie, sztukę współczesną. Otwierając widok na kierującą się w górę leśną część posesji, zapewnia trwającą non stop projekcję filmu przyrodniczego, coś jak nieustający stream „live”, i to w jakości High Definition.
Lekcje PL.architektów
Bohater filmu i książki „Lekcje pana Kuki” odbiera życiowe nauki głoszące, że zasadniczo nic nie jest takie, na jakie wygląda. To dobra perspektywa, gdy próbuje się opisać ten budynek. Weźmy choćby wspomniane salonowe okno. Od środka przypomina kinowy ekran, ale obserwowane z zewnątrz zdaje się mocno maleć, przytłoczone dużą połacią otynkowanej na biało ogrodowej elewacji, nakrytej w dodatku czapą grafitowej dachówki, trochę na podobieństwo nasuniętego na czoło kaszkietu.
Jak widać, wszystko bywa kwestią skali i punktu widzenia, o czym przekonujemy się jeszcze dobitniej już w pierwszym kontakcie z tym domem. Gdy bowiem staniemy przy wjeździe na posesję, naprzeciwko fasady z bramą do garażu i podcieniem ukrywającym drzwi wejściowe, widzimy nieduży, kompaktowy budynek, tak cichy i skromny, że aż pozbawiony choćby malutkiego okna. Wystarczy jednak kilka kroków w prawo lub lewo, by zaczął się on przed nami rozwijać, jak wstęga akrobatki albo szarfa wyciągana z kapelusza magika. W pewnym momencie elewacja od ulicy raptownie się przełamuje, pod kątem, i dopiero wtedy objawia się w całej okazałości – ogarnięta wzrokiem z pewnej odległości przypomina wręcz śmiało rozwinięty żagiel, skrywający ostatecznie całkiem spore 208 metrów powierzchni użytkowej budynku. Skojarzenie marynistyczne wcale nie wydaje się takie nie na miejscu, gdyż wszystko usytuowano na rzucie, który przypomina… obrys łodzi. Powodem jest powtórzenie przełamania elewacji z drugiej strony obiektu, choć tam poprowadzono je znacznie delikatniej.
Tego rodzaju architektoniczne sztuczki wynikły nie tylko z chęci pokazania, czym może być architektura sama w sobie w rękach pomysłowego twórcy. U podłoża wielu podejmowanych decyzji leżała bowiem konieczność wpasowania budynku w trudną, mocno podłużną i mocno nieregularną posesję.
– Forma domu powstała jako wynikowa nieregularnego kształtu działki, a także bezpośredniego sąsiedztwa, czyli stojącego w pobliżu budynku z przeskalowanymi połaciami dachu – oświadczają architekci. – Stało się to jakby punktem wyjścia. Dzięki temu budynek, mimo że stały, bez ruchomych elementów, jest zmienny. W zależności od tego, jak się na niego spojrzy, raz wydaje się mały, wąski i niski, a raz duży, szeroki i wysoki.
W ujęciu jury konkursu Stowarzyszenia Architektów Polskich na Projekt Roku 2020 mowa już o „pięknie, swobodzie i bezpretensjonalności architektury”, a także o „sprawności warsztatu projektantów, którzy prawidłowo rozwiązali projekt od skali urbanistycznej do skali detalu”.
E-prostota
Podstawy pewnego coraz bardziej modnego w budownictwie jednorodzinnym słowa na „e” nie muszą być wcale specjalnie skomplikowane. Owszem, istnieje fotowoltaika, są pompy ciepła czy systemy domowej inteligencji, po które można siegnąć, ale żeby otworzyć drzwi do energooszczędności, wystarczy kilka dość prostych zabiegów. Tak właśnie stało się w tym przypadku.
– Przy budowie architekt założył po prostu użycie materiałów dobrej klasy – zdradzają właściciele.
Dom wzniesiono więc w tradycyjnej technologii, jako murowany, z bloczków betonu komórkowego, bez podpiwniczenia. W ścianach zastosowano 20-centymetrowe ocieplenie, a do tego dodano ciepłe trójszybowe okna – aluminiowe na parterze i z PVC na piętrze. Za ogrzewanie budynku i podgrzewanie ciepłej wody użytkowej, pobieranej z gminnej sieci (ścieki również wędrują do gminnej kanalizacji), odpowiedzialny jest piec gazowy. Ciepło rozchodzi się po pomieszczeniach poprzez ułożoną instalację podłogówki. Wyjątkiem są tu pokoje dzieci, w których zamontowano grzejniki.
– Ta decyzja wynikała z doradztwa instalatorów oraz architekta – mówi pan Krzysztof. – To rozwiązanie daje natychmiastowe „ciepłe” efekty.
Oczywiście standardowo już energooszczędność wspiera wentylacja mechaniczna z rekuperacją, czyli odzyskiem ciepła ze zużytego powietrza, przyczyniając się przy okazji do dbania o jakość zdrowotną tego, czym się tu oddycha.
– Uważamy, że tego rodzaju wentylacja to najlepsze, co dziś można sobie sprawić, jeśli chodzi o komfort powietrza w domu – podkreślają właściciele.
Automatykę ograniczono do nawadniania ogrodowych roślin, a o fotowotaice na razie nie myślano. Sprawdza się to, co jest, a koszty eksploatacji obiektu utrzymują się w zakładanych granicach.
– Każdy z naszych projektów jest energooszczędny – podsumowuje architekt. – Pomijając grubość ocieplenia i okna dwukomorowe, zawsze stosujemy wentylację mechaniczną z rekuperacją, ale staramy się też tak kształtować budynek, aby jak najdłużej było w nim dzienne światło…
Pod okiem strażnika
Podejmując decyzję o zakupie tej działki, właściciele od razu założyli sobie, że chcą ochronić to, co na niej zastali, a co miało decydujące znaczenie dla jej urody. Wznoszący się na niej leśny drzewostan po prostu musiał zostać! I tak też się stało.
– Cały teren zielony pozostawiliśmy tak, jak wyglądał przed zakupem działki – mówią inwestorzy.
Wspólnie z biurem PL.architekci oraz specjalistami z pracowni Gardenae – Studio Kształtowania Terenów Zieleni postanowiono uczynić drzewostan wraz ze znajdującymi się tam żywopłotami podstawą ogrodu. Na poziomie ziemi przewidziano rozległy trawnik, wzbogacony tu i ówdzie o drobniejsze nasadzenia. Część drzew intrygująco wkomponowano w podest z długich drewnianych desek, służący za miejsce letniego wypoczynku i stanowiący niejako przedłużenie domowego tarasu, wykraczającego zresztą mocno poza obrys budynku. Wydaje się, że do maksimum wykorzystano tu walory przyrodnicze terenu, tworząc miejsca sprzyjające pobytowi na powietrzu, ale bez nadmiernej ingerencji w zieleń.
Wszystkiemu przygląda się spośród drzew… wielki zając. Podobno to trofeum z pewnej aukcji, ale kto go tam wie. Być może też wyskoczył z kapelusza magika. Teraz spogląda na dom, niczym wierny strażnik przybyły z lasu. To jakby połączony symbol radości życia, respektu wobec natury i czystego surrealizmu. Dobrze też spina tę opowieść. Wszak druga część przesłania od pana Kuki mówiła o tym, że w życiu nie należy się specjalnie niczemu dziwić – wystarczy je po prostu przeżywać, żeby być szczęśliwym.
Zdaniem właścicieli
To, że trafiliśmy akurat na tę działkę, można nazwać przypadkiem. Zawsze chcieliśmy jednak mieszkać w budynku jednorodzinnym, a gdy zaczęliśmy już o takiej inwestycji myśleć, wiedzieliśmy, że pragniemy pozostać w naszej gminie, więc w sumie spełniliśmy nasze marzenia Po zakupie posesji zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z tego, że projekt będzie musiał być „troszkę inny” niż typowe realizacje jednorodzinne, bo działka jest dość wąska od frontu i nieregularna, w dodatku wznosząca się w stronę lasu. Jednak gdy tylko stworzyliśmy sobie obraz tego, czym ma być nasza siedziba, szybko udaliśmy się do PL.architekci, bo znaliśmy wcześniej pana Bartka i jego realizacje i wiedzieliśmy, że jeśli mielibyśmy kiedyś budować dom, to chcielibyśmy, żeby to właśnie on go zaprojektował. I słusznie, bo okazało się, że pracowało nam się wzorowo.
Kształt bryły to wizja pana Bartka w oparciu o nasze wytyczne, a ponieważ założył on także użycie materiałów dobrej klasy, czyli energooszczędnych, to dziś rachunki za eksploatację domu są na spodziewanym przez nas poziomie. Zakup działki, narysowanie projektu i rozpoczęcie prac miały miejsce w roku 2016. Budowa przebiegała sprawnie, była prowadzona przez jedną ekipę, pod wodzą pana Wiesława, opiekuna prac, który miał nad wszystkim pełną kontrolę. Ukończenie inwestycji nastąpiło w roku 2018, po około piętnastu miesiącach. Wprowadziliśmy się do naszego domu w sierpniu 2019 roku.
Zdaniem architektów
Idea czy pomysł są najważniejszymi elementami architektury – i to po nie przychodzi się do architekta. Zawsze na początku rozmawiamy jednak z klientami, dowiadujemy się, jak żyją, co im się podoba, z wieloma nawet się później przyjaźnimy. Wchodzimy w ich życie, dzięki czemu tak dobrze możemy się dopasować projektowo. Pracujemy na zasadzie partnerstwa i cieszymy się, że generalnie inwestorzy nam ufają, nie tylko na początku projektu, ale przez całą realizację.
W tym przypadku na formę bryły zasadniczy wpływ miały nietypowy kształt działki oraz fakt, że na sąsiedniej posesji stoi budynek
z bardzo dużymi połaciami dachu, które mocno zaznaczają się w przestrzeni. Dlatego, by nasz dom nie został przez nie zdominowany, połaci jego dachu również są duże, w każdym razie jak na tak wąski budynek – a ponieważ forma domu niejako podąża za kształtem działki, więc te połaci dodatkowo się zwiększają. Na szczęście sytuacji nie komplikowały zapisy miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, które tradycyjnie wymagały po prostu skośnych dachów i narzucały ich minimalny kąt. Dachy traktujemy zresztą jak piątą elewację, tak samo ważną jak ściany. Tu wzbogaciliśmy je o ciekawy detal, jakim jest zgrupowanie pięciu wąskich kominów w części nad wejściem. Są to tak naprawdę w jakimś sensie atrapy, ponieważ w domu nie ma kominka ani kozy. Schowaliśmy więc w nich wyloty: wyrzutni od okapu, wyrzutni od wentylacji mechanicznej, odpowietrzania kanalizacji, rury od pieca gazowego i wentylacji grawitacyjnej garażu. Chodziło o to, by zakończenia tych wszystkich instalacji potraktowane oddzielnie nie zdominowały architektury.
- Więcej o:
- budowa domu
- dom jednorodzinny
Czy warto zaczynać budowę przed zimą?
Ile powinna trwać budowa domu? Jak rozplanować budowę?
Projekt domu w gęstej zabudowie
Jak długo trwa budowa domu? Rok, dwa lata czy... miesiąc?
Najlepszy dom w Polsce
Zmiana materiału ścian zewnętrznych
Zmiana grubości ścian zewnętrznych
Trendy 2021. Powietrzne pompy ciepła Galmet