Dom na wsi: góry, spokój i dobre sąsiedztwo
Tynkowany na biało dom, dwuspadowy dach pokryty bladoczerwoną dachówką, wielki zadaszony taras podparty kamiennymi kolumienkami niezwykłej urody, a w oddali widok na pokryte słońcem góry. Czy w głębi duszy większość z nas nie tęskni za sielskim i spokojnym życiem w takim właśnie miejscu? Oczywiście, niektórzy tęsknić nie muszą. Mogą bowiem mieć to wszystko każdego dnia...
Powierzchnia użytkowa: 147,6 m2
Powierzchnia działki: 1194 m2
Projektant: architekt Katarzyna Kozień-Kornecka, www.kozień.pl; katarzyna.kozien@kozien.pl
W miniosiedlu
W latach 90. minionego wieku, gdzieś w podkrakowskiej wsi... Tak mogłaby się zaczynać jakaś Reymontowska historia, ale my proponujemy jak najbardziej współczesną opowieść. Akcja toczy się więc początkowo u schyłku, owszem, ale XX stulecia. Wtedy właśnie grupa przyjaciół kupuje dwa hektary ziemi kilkanaście kilometrów od stolicy Małopolski i buduje na nich pięć domów. Powstaje miniosiedle. Otoczone jest jednym wspólnym ogrodzeniem, bez nieprzekraczalnych wewnętrznych podziałów pomiędzy parcelami. Domy wznoszone są według podobnych założeń architektonicznych, które zapewniają - wzorem tradycyjnych, dawnych osad - jednorodny charakter zabudowy. Jeśli ściany - to tynkowane, jeśli dachy - to dwu- lub wielospadowe, jeśli materiał na dach - to czerwona dachówka. Jeden z uczestników całego przedsięwzięcia nie sprostał tym założeniom. Mówiąc wprost - nic nie zbudował. Zakupiony przez niego dwunastoarowy teren zamieniał się stopniowo w ugór, tym gorzej wyglądający, że usytuowany pomiędzy ładnie urządzonymi działkami. Około 2010 roku inwestor postanowił swoją parcelę sprzedać, a ponieważ kupiec znalazł się błyskawicznie, już w 2012 roku w siedlisku stanął nowy budynek. Zaprojektowała go, po sąsiedzku, właścicielka jednego z pozostałych domów, architekt Katarzyna Kozień-Kornecka. A zamieszkała w nim babcia.
Po pierwsze: nie zepsuć receptury!
Gdy projektuje się dom dla miejsca z własnym, nieformalnym, sąsiedzkim planem zagospodarowania, do którego nie wypada się nie dostosować, a do dyspozycji ma się łagodnie opadającą działkę z zapierającym dech w piersiach widokiem na Beskidy po lewej, a Tatry po prawej, trzeba przede wszystkim umiejętnie nie zepsuć tego, co daje nam los. Tak, jak robili to kiedyś choćby górale, wiedzący, że cała sztuka leży w prostocie głównych form i pokorze wobec tradycji regionu. Nie od rzeczy jest też korzystać z miejscowych, znakomitych materiałów, zwłaszcza takich jak drewno i kamień. A gdy jeszcze do budowy zaprosimy wspomnianych górali - jeśli jesteśmy w tym właśnie regionie Polski - otrzymamy niemal gotowy przepis na ponadczasową architekturę, która niezależnie od tego, czy robiona "na biednie", czy "na bogato", będzie zachwycać lub przynajmniej ujmować smakiem przez lata i stulecia. Autorka tego domu najwyraźniej posłużyła się właśnie takimi pradawnymi recepturami, dodając do nich oczywiście własne przyprawy. Stworzyła prosty, funkcjonalny budynek, niepodpiwniczony, ozdobiony dobrze pomyślanym detalem. Od frontu wygląda on jak tradycyjny dom z białym tynkiem, pięknymi drewnianymi oknami z okiennicami oraz czerwoną betonową dachówką na masywnym dwuspadowym dachu - z lukarną i dwoma oknami połaciowymi, po jednym z każdej strony. Gdy jednak zaczynamy obchodzić budynek dookoła, prezentuje on nam swoje kolejne oblicza, jak rozdziały opowieści.
Po drugie: poczuć kamień
W miarę zbliżania się do prawej krawędzi ogrodowej elewacji, stopniowo odsłania się przed naszymi oczami nieoczekiwanie duży, efektowny taras, ujmujący nie tylko rozmiarem i otwarciem na kilka stron świata, ale i świetnie wykorzystanym kamieniem. W postaci dużych nieregularnych płyt kamień tworzy posadzkę, a jako drobno ciosany materiał składa się na znakomicie pomyślane słupy podtrzymujące obszerne belkowanie poddasza. - Kamień ma w sobie coś absolutnie magicznego... - mówi twórczyni budynku, architektka Katarzyna Kozień-Kornecka. - Gdybym wznosiła kolejny dom, kamień byłby strategicznym materiałem. Ten, pochodzący z Beskidu Wyspowego, przywieziony tutaj przez górali, jest szczególnie żywy, niemalże kolorowy, zmieniający się w zależności od światła niczym kameleon. To on tworzy klimat miejsca.
Warstwy łupanego, na pozór swobodnie układanego kamienia powtarzają się w projekcie niczym lejtmotyw dobrze opowiedzianej historii. Oprócz tarasu widzimy więc je najpierw "u początku domu", czyli na cokole przyziemia opasującym realizację z trzech stron. Potem obserwujemy kamień w pasie posadzki przy strefie wejściowej, w formie kostki brukowej na podjeździe dla samochodów, w przydomowych niskich murkach oraz w ścianie ograniczającej fragment wiaty postojowej. Wreszcie podziwiamy go na tle nieba, ku któremu wznosi się jako znakomite wykończenie kominów. Wiata, czyli użytkowo i rozrywkowo
Na obszernym podwórzu, we wspomnianej strefie wjazdu dla aut oraz wejścia do domu, budynek zamienia się w "obejście", minigospodarstwo kojarzące się z architekturą pasma Karpat, jaką spotkać można w różnych wariantach od Małopolski aż po Rumunię. W dużej mierze dzieje się tak dzięki dostawieniu prostopadle do bryły mieszkalnej sporego skrzydła, będącego wielką wiatą postojową na samochody oraz pokaźnym składem drewna opałowego. Całość wiaty przykrywa duży dach, nieco obniżony w stosunku do głównej bryły, ale bliźniaczy kolorystycznie i materiałowo - on właśnie, w połączeniu z widokiem równo ułożonych pod nim drewnianych szczap, przypomina typowy wiejski budynek gospodarczy z minionych epok. Przestrzeń pod dachem to jednak także część rozrywkowa, w której od czasu rozgrywają się, zgodnie ze słowami architektki: "genialne imprezy okolicznościowe, z wielkim stołem pośrodku". Obok, w świetnie skrojonej elewacji od podwórza, umieszczono dwa wejścia. Jedno, mniejsze, wiedzie do pomieszczenia gospodarczego (kotłowni, pralni i spiżarni w jednym). Drugie, szerokie, ukryte w zagłębieniu, prowadzi do środka domu.
Z krakowskiej kamienicy
Gdy pani Katarzyna opowiada o wnętrzach, zwraca szczególną uwagę na przestrzeń pierwszego kontaktu człowieka z domem. - Zależało mi na poszanowaniu strefy wejściowej, nadaniu jej odpowiedniego charakteru i przede wszystkim zapewnieniu właściwych gabarytów - tłumaczy. - Zazwyczaj wiatrołapy są wąskie, ciasne, a przedsionki małe i ciemne, jakby chodziło o powierzchnie niepotrzebne, nieważne, gdzieś na uboczu głównego projektu. A przecież to pierwsza strefa domu, z którą się stykamy, wchodząc z zewnątrz. Tu się zatrzymujemy, rozbieramy i oswajamy z przestrzenią.
Rzeczywiście, gość tego domu nie musi się kulić i przeciskać w dwu- czy trzyosobowym tłoku wejściowego hallu. Przestrzeń jest tu spora, a przede wszystkim jasna. Wita też odrobiną elegancji w postaci przeszklonych par drzwi z efektowną stolarką, lustra opartego na konsoli z drewna mahoniowego i na dokładkę serwuje świetny widok na uroczy zakątek usytuowany przy przeciwległej ścianie nośnej: biurko pod oknem, przy nim krzesło-fotel, wygodne schody na górę i biblioteczkę pod schodami. Wszystko trochę jak z dziewiętnastowiecznego romansu. Ów klimat epoki wielkich powieści (niech będzie, że np. wspominanych na początku tej historii lat 90. XIX wieku), a także nieco późniejszego fin de siecle'u, pojawia się znowu w jadalni i salonie, udanie zestawiony z tym, co dzisiejsze. Dawne czasy reprezentują więc zwłaszcza: drewniana, jasna podłoga, meble z epoki (kilka krzeseł w jadalni, stolik kawowy przy sofach, dębowa komoda-bieliźniarka w rogu, stylizowane na secesję lampy u sufitu) oraz obrazy na ścianie - wszystko jakby żywcem wyjęte z saloniku krakowskich mieszczan C.K. Monarchii. Nawiasem mówiąc, trop to poniekąd słuszny, bo część wyposażenia trafiła tu z dawnego mieszkania właścicielki, mieszczącego się w starej krakowskiej kamienicy Elementy dzisiejsze zaś, to choćby nowoczesne wyposażenie kuchni, jak najbardziej współczesny kominek z płaszczem wodnym (wystarcza do ogrzania większości ze 150 m2 powierzchni domu), spory płaski telewizor, a przede wszystkim - koncepcja połączenia salonu, jadalni i kuchni w jedną wielką przestrzeń, rozjaśnioną światłem wpadającym przez sporych rozmiarów okna. Ideę jednoprzestrzenności poddano jednak pewnym rygorom funkcjonalności, o czym świadczy np. zamknięcie widoku z salonu na kuchnię małym zaułkiem, czyli załamaną niepełną ścianą. Zabieg ów w niczym nie zmniejsza wrażenia otwarcia przestrzeni tej części domu, za to zapewnia osobie krzątającej się po kuchni minimum kameralności, gdy przed kominkiem wypoczywają goście.
Góry, spokój i dobre sąsiedztwo
Pozostałą część parteru wypełnia ascetycznie urządzona sypialnia właścicielki, łazienka i wspominane wielofunkcyjne pomieszczenie gospodarcze. Dwie obszerne sypialnie dla gości, wraz z przeznaczoną dla nich łazienką, przerzucono na górę, pod skosy dachu. Z obu wychodzi się na różnej wielkości balkony. Wrażenie robi zwłaszcza ten umieszczony dokładnie nad tarasem parteru. Rozciągają się z niego widoki nie tylko horyzontalnie, na oddalone pasma Beskidów (miłośnicy Tatr proszeni są o wizytę na drugim balkonie), ale i w górę - na belkowanie dachu, oraz w dół - na taras o sielskim klimacie, blisko ziemi. Owa sielskość i spokój, spotęgowane przez otaczające dom ogród i przyrodę okolicy, stanowią niebagatelną wartość dodaną całej realizacji. Mieszkaniu tutaj towarzyszy też chyba poczucie bycia częścią harmonijnie stworzonego sąsiedztwa. Ten przez całe lata zapomniany u nas lub niedoceniany wymiar architektury składa się przecież na jeden z elementów dobrego życia.
Zdaniem architekta - jak wybudować dom ponadczasowy
- Podczas tworzenia projektu tego domu chcieliśmy przede wszystkim, aby nie wyróżniał się wyglądem od sąsiednich budynków, mających już ponad 15 lat, a wznoszonych według podobnych założeń architektonicznych. Zależało nam, by pozostawał w dialogu z otoczeniem. Podjęliśmy próbę wybudowania obiektu, którego forma i wnętrza miałyby charakter klasyczny, podmiejski, ponadczasowy, wyrastający z tradycji, również dzięki użytym materiałom. Chodziło o wrażenie, że jest tutaj od zawsze... I to się udało! Zwróciliśmy też szczególną uwagę na taras. Miał być zadaszony i traktowany jak integralna część wnętrz, bo to przestrzeń, w której główny użytkownik spędza dużo czasu, od wiosny do jesieni... Wyszło zjawiskowo!
- Więcej o: