Dom miesiąca. Naprawdę rodzinny
Gdy brakuje czasu na wymyślanie swojego domu od zera, dobrym rozwiązaniem może być projekt z katalogu. Trzeba tylko trafić na właściwą pracownię i mądrze zdefiniować swoje potrzeby.
Metryka budynku
Projekt: architekt
Krzysztof Borowski,
pracownia Domy z Wizją,
http://www.projektyzwizja.pl
Powierzchnia użytkowa domu: 175,30 m2
Powierzchnia działki: 1500 m2
Mieszkańcy: małżeństwo z dwojgiem dzieci
Miejsce, w którym w dzieciństwie wdrapywaliśmy się na drzewa, zazwyczaj zostaje w nas już na zawsze – nigdy tak naprawdę nie przestajemy za nim tęsknić. Dla pana Jana takim terytorium była posesja dziadków, położona w okolicach Jabłonny, podwarszawskiej miejscowości, należąca do jego rodziny z dawien dawna, niemal od zawsze, z dziada pradziada. Los tak zdarzył, że dziś nie musi on przyglądać się tym drzewom w wyobraźni. Wystarczy, że wyjrzy z salonu.
Oczywista oczywistość
Pani Ada wychowała się w domu jednorodzinnym, w małym mieście w województwie kujawsko-pomorskim. Znała zalety, jakie wiążą się z takim życiem. Mimo to, gdy powiedziała swojemu wybrankowi, Janowi, małżeńskie „tak”, podpisała się pod wspólną decyzją o zakupie mieszkania i to w dużej aglomeracji. Przeważyły względy czysto praktyczne.
– Wygrała wygoda, jaką gwarantowało nam mieszkanie w mieście – przyznaje. – Dlatego tuż po ślubie kupiliśmy trzypokojowy, 70-metrowy lokal w Warszawie, z pełną obsługą administracyjną. Odśnieżony dojazd do garażu, obsługa sprzątająca części wspólne, ogrodnik dbający o zieleń przed blokiem. Było to rozwiązanie wprost idealne dla młodych, skupionych na karierze ludziach – dodaje.
Z czasem pojawiły się dzieci, dwóch chłopców. Życiowe priorytety uległy modyfikacjom, a nowe potrzeby wpłynęły na korektę planów. Powrót do większej przestrzeni i własnego ogrodu, który mogłoby objąć we władanie rosnące młode pokolenie, zaczął coraz bardziej kusić, wyostrzając przy okazji dawne wspomnienia.
– W grę wchodziła kwestia czysto sentymentalna – podsumowuje krótko pan Jan. – Wybór miejsca był więc jak najbardziej oczywisty.
Z katalogu… własnych pragnień i wymagań
Ada i Jan to małżeństwo, które się kulom życia nie kłania. Oboje zarządzają zespołami – ona w branży związanej z organizacją eventów, on w reklamowej. Gdy zdecydowali o wyprowadzce ze stolicy na działkę sąsiadującą z posesją dziadków Jana, leżącą kilka kilometrów od Warszawy, wiedzieli, że przy dwójce maluchów nie dadzą niestety rady spiąć organizacyjnie budowy domu zupełnie od zera, czyli od etapu tworzenia indywidualnego projektu. Postanowili więc oprzeć się na gotowym koncepcie, z katalogu, za to takim, który spełni wszystkie ich życzenia i marzenia. Choć zdawali sobie sprawę, że to może wcale nie być łatwe.
– Oboje pracujemy w zawodach, które wymagają od nas szczególnej wrażliwości na estetykę i design, więc martwiliśmy się, czy znajdziemy gotowe rozwiązanie, spełniające nasze oczekiwania – przyznają. – Wiedzieliśmy dokładnie, czego chcemy.
Czego chcieli? Przede wszystkim budynku parterowego, bo oboje nie przepadają za ciągłym krążeniem między piętrami, co w dodatku wraz z nieuchronnym upływem lat staje się coraz bardziej uciążliwe. Preferują też wspólne, rodzinne spędzanie czasu, co staje się znacznie łatwiejsze, gdy wnętrza zaplanowano w jednym poziomie – zwłaszcza, gdy dobrze mieć przy okazji oko na kilkuletnich, a później trochę większych, chłopców. Po drugie, chcieli budynku, który pozwoli im zachowywać ciągły wizualny kontakt z ogrodem, a więc wyposażonego w duże, sięgające od podłogi po sufit okna. Co prawda kilkanaście lat temu na polach sąsiadujących z rodzinną działką zaczęły pojawiać się osiedlowe bloki, psując przyjemność z przebywania w tej okolicy, ale na szczęście stanęły tylko z jednej strony. Wystarczyło więc zadbać o odpowiednie usytuowanie budynku i stworzenie ogrodu tam, skąd wciąż widać zielone przestrzenie oraz domy jednorodzinne w oddali. Wyobrażenia zmodyfikował nieco miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.
– Musimy przyznać, że ograniczył nasze możliwości – twierdzi pan Jan. – Początkowo marzyliśmy np. o wybudowaniu szklanego domu z płaskim dachem. Niestety, miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego narzucił nam posiadanie dachu skośnego o kącie minimum 25 stopni. To spowodowało zmianę koncepcji i rozpoczęcie poszukiwania wymarzonego domu wśród projektów typu „nowoczesna stodoła”, oczywiście tych nadal spełniających nasze wyobrażenia o minimalistycznej formie z dużymi przeszkleniami.
Ukierunkowani więc na projekty gotowe, rozpoczęli lekturę prasy budowlanej oraz „internetów”, pełnych katalogowych ofert biur architektonicznych. Zupełnym przypadkiem natknęli się na stronę pracowni Domy z Wizją. Dziś z przekonaniem mówią, że ze wszystkiego, co zobaczyli w trakcie poszukiwań, właściwie tylko te wizje do nich trafiły. A nawet znacznie więcej – kilka projektów wręcz ich zachwyciło.
– Naszą uwagę zwróciło nowatorskie podejście tego biura do projektowania domów i podążanie za najnowszymi trendami – przyznają. – Wszystkie propozycje wydały się nam wyjątkowe. Przestrzenie są tu jasne, a minimalistyczne aranżacje nie odwracają uwagi od tego, co najważniejsze. Uwagę zwracają także piękne elewacje zdobione naturalnym kamieniem i drewnem.
Początkowo zakochali się w projekcie Parterowy 1, ale ze względu na wspomniany plan zagospodarowania, niedopuszczający ani płaskiego dachu, ani wysunięcia garażu poza linię frontową budynku, przerzucili swoje uczucia na Rodzinny 2. Dla pary z dwojgiem dzieci to całkiem dobra nazwa.
Portal, projekt, Prowansja
Co robią współcześni nabywcy domu z katalogu, zanim podpiszą umowę kupna? Właściwie to samo, co rozsądni klienci innych branż – dalej przeczesują sieć, tym razem w poszukiwaniu innych użytkowników tego samego lub podobnego „produktu”. Ada i Jan dokopali się na jednym z głównych portali społecznościowych do grupy skupiającej fanów Rodzinnego 2. Podążyli tym tropem.
– Poznaliśmy tam wielu ciekawych ludzi, a jej założyciele stali się naszymi dobrymi znajomymi, z którymi spotykamy się do dziś – opowiada pani Ada. – Oni jako pierwsi kupili ten projekt i zaczęli zgodnie z nim budować. Pojechaliśmy do nich, obejrzeć dom w stanie surowym. To było przeżycie porównywalne do wyprawy na najbardziej fascynujące wakacje! Emocje, jakie nam towarzyszyły, pamiętam do dziś. Kiedy weszliśmy między puste jeszcze mury, od razu przekonaliśmy się, że to dom naszych marzeń.
Rzeczywiście, to projekt, który może się podobać. Dom wznosi się na planie litery L, albo inaczej – mocno wydłużonego prostokąta, do którego dostawiono bryłę dwustanowiskowego garażu z kotłownią, efektownie obłożoną nierównomiernie obrobionym, bardzo naturalistycznie wyglądającym jasnym piaskowcem. Od strony ogrodowej kubik garażu częściowo wydłużono, tworząc z niego masywne zadaszenie głównego tarasu ogrodowego, zakończonego grubą kamienną „kolumną” narożnika. Za nią bryła domu gwałtownie cofa się głębokim uskokiem do zasadniczego prostokąta, obłożonego jasnym drewnem. Na końcu tej elewacji powtórzono
– w zmienionej formie, innej wielkości i odmiennym wykończeniu – zarówno kolumnę, jak i taras, który tym razem dyskretnie wycięto w głównej bryle. Po drugiej stronie domu też znajdujemy odniesienia do prostopadłościanu garażu, w postaci zastosowania tego samego piaskowca, który z wyczuciem wkomponowano w jednolitą, jasną elewację. Całość zamknięto od góry dwuspadowym dachem o niewielkim spadku. Dobrze łączy się on wizualnie z płaskim przekryciem garażowo-tarasowej „dostawki”, w czym pomaga sprytne skierowanie uwagi obserwatora na bardzo wyrazisty i świetnie wykorzystany piaskowiec. Na odbiór estetyki całej bryły domu świetnie wpływa też harmonijne i spokojne zestawienie trzech rodzajów wykończenia elewacji – kamienia, drewna i białego tynku. Wszystko razem składa się na pełną naturalnych materiałów wiejską rezydencję, nawiązującą oczywiście do polskich tradycji budownictwa jednorodzinnego, ale nie wolną również od skojarzeń z domami z kamienia, których pełno w świecie, od Europy Zachodniej i Południowej po obie Ameryki.
– Dla nas to dom w pełni nowoczesny, a jednocześnie w wiejskim stylu, z pięknym drewnianym tarasem i elewacją z naturalnego piaskowca przypominającą nieco styl prowansalski – podkreślają właściciele.
Szybko, ale z głową
Prace budowlane ruszyły wiosną 2017 roku. Poprzedził je prywatny, domowy „przetarg” na generalnego wykonawcę, który miał zająć się całością działań aż do stanu deweloperskiego. – W trakcie inwestycji nie mieliśmy żadnych spektakularnych wpadek – relacjonują właściciele. – Nasz codzienny pobyt na budowie i nadzór nad nią już od początku eliminował ewentualne błędy. Kiedy więc np. przyjechały rynny w złym kolorze, wyłapaliśmy to od razu w fazie dostawy, dzięki czemu udało się je szybko wymienić. To samo dotyczyło np. uszkodzonych pustaków czy wątpliwej jakości drewna na więźbę dachową. Staraliśmy się po prostu nie pozwolić naszemu wykonawcy na pomyłki i reagować na takich etapach, które po naszej stronie nie powodowały dalszych szkód i konsekwencji.
Jedyny powtarzający się problem dotyczył przez jakiś czas kierownika budowy, a właściwie trzech kierowników, bo dwóch pierwszych kolejno rezygnowało w trakcie prac. Właściciele postanowili więc w końcu zatrudnić osobę do zewnętrznej, obiektywnej kontroli, czyli profesjonalnego inspektora nadzoru, odbierającego wszystkie najważniejsze fazy budowy. Padło na panią inspektor.
– Ta niezwykle charyzmatyczna kobieta była, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, merytorycznym postrachem naszych ekip – opowiada pani Ada. – Jednocześnie stanowiła dla mnie ogromne wsparcie, gdyż z uwagi na to, że pracowałam wówczas zdalnie i mogłam sobie pozwolić na codzienne doglądanie postępów prac, przez większość czasu to ja koordynowałam budowę, często z dwójką małych dzieci, zabieranych prosto z przedszkola. Mąż pojawiał się tak często jak tylko pozwalały mu na to jego obowiązki zawodowe. Zazwyczaj było to bardzo wcześnie rano lub „po godzinach" działalności ekip, czyli wieczorami lub w weekendy, zaraz po swojej pracy. Pod koniec budowy, w listopadzie, poczułam ogromne zmęczenie intensywnością poprzednich miesięcy. Potrzebowałam odpoczynku.
Wówczas mąż przejął samodzielnie na kilka tygodni najcięższe tematy i uratował nasze przedsięwzięcie. Pozwolił mi odetchnąć, dzięki czemu z czystą głową mogłam wrócić na etapie wykończeniówki.
Za tę ostatnią fazę inwestycji była już odpowiedzialna ekipa znaleziona bezpośrednio przez inwestorów. Działała szybko i sprawnie, przyczyniając się do tego, że wkrótce, zaledwie jedenaście miesięcy od wylewania fundamentów, dom był gotowy. W lutym 2018 roku nastąpiła przeprowadzka i projekt zaczął swój regularny, w pełni rodzinny żywot.
Zadurzeni po uszy
Niezależnie od tego, czy na naszych łamach opisujemy domy stawiane według projektów indywidualnych, czy gotowych, niemal zawsze koncepcja wnętrz tworzona jest na nowo, zgodnie z preferencjami właścicieli. W czasach powszechnego indywidualizmu uwielbiamy eksponować swoje potrzeby i własne widzenie świata. Nasi bohaterowie poszli całkowicie inną drogą. Byli tak zachwyceni projektem Domów z Wizją, że uznali, iż architektoniczna koncepcja stanowi całość zarówno w odniesieniu do bryły zewnętrznej, jak i urządzenia przestrzeni wspólnych. Sypialnie i łazienki wyposażyli więc co prawda po swojemu, ale już gdy oglądamy na stronie pracowni wizualizacje połączonego z kuchnią i jadalnią salonu, możemy poczuć się niemal tak, jak byśmy przebywali w domu u Ady i Jana. Ta sama koza Jøtula, z długą rurą biegnącą aż po skosy dachu. Ta sama wyspa kuchenna i bardzo zbliżony wyglądem rząd lamp wiszących nad stołem jadalnianym obok. Ten sam obszerny narożnik w salonie i te same meble przy nim stojące. Wszystko utrzymane w tej samej kolorystyce. Oczywiście wprowadzono drobne modyfikacje, dostawiono też własne rośliny, ale wrażenie przeniesienia wnętrz projektu w skali bliskiej 1:1 jest naprawdę imponujące.
– Z perspektywy czasu myślę, że nasza żelazna konsekwencja we wznoszeniu i aranżacji domu musiała być dla ekip budowlanych prawdziwą udręką – zauważa pani Ada. – Ich członkowie często chcieli pójść na skróty, proponowali rozwiązania alternatywne, łatwiejsze i tańsze do wykonania, ale byliśmy nieugięci. Cel był jeden: odwzorować wizualizację domu możliwie najbardziej, jak to było możliwe. W tej wizualizacji się zakochaliśmy i dokładnie taki dom zamarzyliśmy mieć. Teraz chyba możemy powiedzieć, że się udało i warto było się upierać.
Mimo tego właściciele wprowadzili do planu wnętrz jedną zasadniczą korektę. Katalogowy projekt Rodzinnego 2 przewidywał prosty podział wnętrz na wspomnianą część wspólną, czyli salon-jadalnię-kuchnię, zaplanowaną zaraz „od wejścia”, oraz ulokowaną za nią sekwencję pomieszczeń prywatnych. Te ostatnie rozmieszczono w dwóch ciągach, przedzielonych wspólnym korytarzem. Po lewej znalazły się dwie mniejsze sypialnie (w tym przypadku potraktowane jako pokoje obu chłopców) oraz sypialnia główna (rodziców). Po prawej zaś ulokowano dwie łazienki, dwie garderoby i pralnię. Inwestorzy zachowali co prawda ten podział przestrzeni, ale doszli do wniosku, że na dostępnej powierzchni bez problemu dałoby radę wykroić coś jeszcze.
– Po prawej stronie od korytarza zmniejszyliśmy pomieszczenia gospodarcze, tym samym stwarzając miejsce na dodatkową, czwartą sypialnię – relacjonują. – Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego rozwiązania. To było dla nas ważne, aby nie brakowało komfortowego miejsca dla przybyłych gości. W ten sposób rozplanowanie pomieszczeń bardziej przypomina na dole wersję Rodzinny 3.
A na górze? Dwuspadowy dach nad główną bryłą sugeruje istnienie użytkowego poddasza, ale to tylko częściowo słuszny trop. W pełni wykorzystany jest bowiem jedynie fragment przestrzeni nad otwartym ku górze salonem. Urządzono tam dwudziestometrową antresolę, do której wiodą ekspresyjne, żeliwne, kręcone schody. Obecnie spełnia ona funkcję domowego biura, ale docelowo ma to być także pokój gościnny z dużym, wygodnym narożnikiem i miejscem do spania. Natomiast za ścianą poddasza, która kończy antresolę, znajduje się przestrzeń w jakimś sensie „pusta”, bo używana tylko jako magazyn rzeczy różnych, składzik.
Zachować ciepło
W dzisiejszych czasach właściwie trudno już o dom, który wyszedłszy spod ręki szanującego się architekta, nie dawałby gwarancji minimalizowania kosztów eksploatacji. Wynika to ze zmian w świadomości budujących, z obaw o ceny surowców, ale także z obowiązujących od 2017 roku warunków technicznych, które wprost wymuszają w nowych obiektach konieczność obniżania zużycia energii. Droga do osiągnięcia tego celu wiedzie zazwyczaj przede wszystkim przez: konstrukcję bryły z jak najmniejszą liczbą mostków cieplnych, czyli miejsc, którymi ucieka ciepło z budynku, zastosowanie materiałów o możliwe wysokich parametrach izolacyjnych oraz montaż instalacji, które optymalizują obieg ciepła w obrębie budynku. Projekt, który wybrali Ada i Jan, zawierał wszystkie te elementy, lokując ich realizację w dobrej średniej współczesnej energooszczędności dla obiektów jednorodzinnych.
Bryła jest prosta i nieskomplikowana, co już samo w sobie ogranicza powstawanie mostków cieplnych. Dom nie ma piwnicy, bo nie jest to rozwiązanie polecane we współczesnym budownictwie energooszczędnym. Ściany wzniesiono z pustaków ceramicznych marki Porotherm, pokrytych dodatkową izolacyjną warstwą ze styropianu. Do wnętrza salonu wprowadzono też, przedłużoną z zewnątrz, ścianę z piaskowca, pomagającą w regulacji bilansu termicznego – również latem, gdy od pewnego poziomu temperatur im chłodniej, tym lepiej.
Budynek ogrzewany jest gazem ziemnym z zastosowaniem kotła firmy Vaillant. Ciepło rozprowadza po całym domu system wodnej instalacji podłogowej. Całość spina zaś wentylacja mechaniczna z rekuperacją, czyli odzyskiem ciepła, firmy Mitsubishi Electric. Dzięki niej powietrze w domu ma nie tylko odpowiednią jakość, czyli czystość, ale także optymalną dla mieszkańców temperaturę (do systemu rekuperacji właściciele podłączyli w zeszłym roku także roku klimatyzator kanałowy).
– Wszystko są to superwygodne i intuicyjne rozwiązania – mówią gospodarze. – Wyjeżdżając np. ostatnio w lutym na prawie miesięczne wakacje, ustawiliśmy ogrzewanie na minimum, a kilka dni przed powrotem system sam się włączył i ocieplił wnętrza do odpowiedniej temperatury.
Jak widać, w użyciu jest tu także automatyka, czyli rozwiązania związane z tzw. inteligentnym domem.
– Mamy sterowane elektrycznie okna dachowe nad salonem – wyliczają inwestorzy. – Docelowo będą też sterowane elektrycznie okiennice na oknach dzieci, obite modrzewiem syberyjskim, takim samym, jaki zastosowano na elewacji. Do tego dochodzą alarm i ochrona.
Przyszły plan działań obejmuje też montaż paneli fotowoltaicznych. A więc znowu ekologia i energooszczędność. Dach stwarza do tego idealne warunki, zwłaszcza że jedna z dwóch połaci jest wyeksponowana na południe.
– W tym wszystkim energooszczędność była oczywiście dla nas od początku istotnym argumentem, choć musimy przyznać, że rachunki za ogrzewanie gazem nieco nas rozczarowały – przyznają właściciele. – Liczyliśmy, że będą jeszcze niższe. Zużycie prądu jest natomiast na bardzo przyzwoitym poziomie.
Zaczerpnąć energii
W naprawdę udanej realizacji jednorodzinnej do bilansu energetycznego uzyskiwanego z takich procesów, jak spalanie, ogrzewanie czy przenikanie ciepła, należy koniecznie doliczyć coś, co można dostać bezpośrednio od natury, otwierając drzwi na zewnątrz. Energię ogrodu.
– Koncepcja ogrodu była jedna – miał być bardzo naturalistyczny – opowiadają właściciele. – Nie chcieliśmy tworzyć przestrzeni zaplanowanej od A do Z, ze zwymiarowanymi krzaczkami.
W efekcie powstał przede wszystkim spory trawnik, świetny do niezobowiązującego relaksu na powietrzu, przydatnego zwłaszcza dla dzieci, dla których stanął też nieduży drewniany domek. Do tego dodano nasadzenia drzew i roślin, przede wszystkim poprowadzone wzdłuż ogrodzenia.
– W aranżacji całości pomogła nam firma ogrodnicza Grąbczewscy, której wsparcia potrzebowaliśmy szczególnie od strony frontowej budynku – mówi pani Ada. – Nie rosło tam prawie żadne drzewo, więc przy tak ogromnych przeszkleniach, jakie mamy od jadalni, każda osoba idąca ulicą mogła nam zajrzeć z ciekawości do środka, co też niektórzy czynili, zatrzymując się pod naszym płotem. Dziś się z tego śmiejemy, ale wtedy było to dość irytujące. Ze szkółki drzewnej, która specjalizuje się w nasadzeniach dużych roślin, zamówiliśmy więc m. in. trzy duże Choiny Kanadyjskie, o wysokości 4-6 m, które trafiły tuż pod okno jadalni, zapewniając nam pełną dyskrecję i poczucie intymności. Nie chcąc zaś czekać, aż urośnie żywopłot, sprowadziliśmy stamtąd inne drzewa mające między 1,5 a 4 m wysokości. I okazało się, że właśnie te duże okazy świetnie sobie poradziły, podczas gdy nie przyjęło się kilka małych drzewek.
W tym ogrodzie jest też miejsce na coś jeszcze – wspomnienia z czasów dzieciństwa pana Jana. To właściwie kluczowy czynnik, bo przecież właśnie od nich wzięła się rodzinna przeprowadzka z miasta. Wspomnienia nie tylko krążą w opowieściach, ale niemal oplatają wciąż istniejących, widzialnych świadków tamtych wydarzeń.
– Sporą część drzew owocowych ze starego, rodzinnego sadu męża musieliśmy, niestety, wyciąć, bo znajdowały się w miejscu, w którym stawialiśmy dom – mówi pani Ada – Zachowały się jednak dwie jabłonie, mirabelka, czereśnia i dwie śliwy, na które mamy widok z salonu. Wieszamy między nimi hamak, na którym całe lato szaleją synowie.
Energia krąży więc tu nieustannie, jak w kręgu tworzonym przez dom, naturę i następujące po sobie pokolenia. Jest dokładnie tak, jak obiecywało biuro projektowe – naprawdę rodzinnie. Szalony świat został gdzieś daleko, aczkolwiek i on puka co jakiś czas do drzwi, choćby jako globalna zaraza. Gdy się jednak ma bezpieczne, spokojne i komfortowe miejsce do życia, można w nim znaleźć schronienie i przeczekać do lepszych czasów razem z rodziną.
Zdaniem właścicieli
Jeśli mielibyśmy dziś coś zmieniać w projekcie naszego domu, to chyba jedynie okna. W pokojach dzieci mogłyby być jeszcze większe, zaś okno w pralni warto byłoby wymienić na takie jak w pozostałych pomieszczeniach, czyli szerokie i wysokie od podłogi do sufitu. Po prostu podczas składania prania przydałoby się móc patrzeć na ogród. Poza tym dom jest dla nas idealny.
Nasi synowie kochają go, podobnie jak i ogród. Na szerokim podjeździe do budynku jeżdżą na rolkach, rowerze czy hulajnodze. Często nam mówią, że mamy ogromne szczęście, iż możemy tu mieszkać i doceniają ten komfort życia. Szczególnie okazało się to ważne w okresie kwarantanny, kiedy z powodu pandemii zakazano wychodzenia z domu. W takich czasach przestrzeń i własny ogród nabierają niewyobrażalnego znaczenia.
Wspaniałe jest też to, że w naszej podmiejskiej wsi wszędzie mamy blisko. Pod nosem jest osiedlowy sklep z wiejskimi jajami i wędlinami, kawałek dalej market umożliwiający większe zakupy spożywcze, a kilkaset metrów dalej dwa duże markety budowlane – tak bardzo przydatne, gdy posiada się dom i każdego weekendu szuka zajęcia, by coś w nim nowego zrobić. Do szkoły nasi synowie mają dosłownie 400 m. To ogromna wygoda. Niestety, kosztem mieszkania pod miastem są dalekie dojazdy do pracy. Weekendy spędzane w ogrodzie rekompensują nam jednak w pełni czas tracony w samochodzie.
Zdaniem architekta
Wszystkie projekty z serii „Rodzinny” cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem, a ten, który wybrali właściciele, należy wręcz do dwójki bestsellerów naszej pracowni. Obecnie jego wersja podstawowa (2 A) nie ma jednak antresoli, co wynikało z sugestii klientów – część z nich nie potrzebowała takiej opcji lub miała obawy dotyczące podniesienia kosztów budowy.
Inwestorzy, którzy wybierają nasze projekty ze względu na ich walory estetyczne, zazwyczaj są bardzo konsekwentni w pilnowaniu założeń dokumentacji. Zależy im, aby ostatecznie dom wyglądał tak samo, jak na wizualizacjach. Podobnie było w przypadku pani Ady, która osobiście nadzorowała wykonawców i nie pozwalała na żadne ustępstwa ekipie budowlanej. Ciekawe, że postarała się, by również aranżacja wnętrz pozostała niemal taka sama, jak na wizualizacjach.
Z naszej strony, w przypadku projektów gotowych, nie nadzorujemy inwestycji, choć zawsze jesteśmy do dyspozycji telefonicznej lub mailowej, jeśli inwestorzy mają w trakcie budowy jakieś problemy lub wątpliwości.
- Więcej o:
- budowa domu
- dom jednorodzinny
Czy warto zaczynać budowę przed zimą?
Ile powinna trwać budowa domu? Jak rozplanować budowę?
Projekt domu w gęstej zabudowie
Jak długo trwa budowa domu? Rok, dwa lata czy... miesiąc?
Najlepszy dom w Polsce
Zmiana materiału ścian zewnętrznych
Zmiana grubości ścian zewnętrznych
Trendy 2021. Powietrzne pompy ciepła Galmet