Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Nowy dom ze starej gajówki

Liliana Jampolska

Wszystko zaczęło się od kupna drewnianej gajówki z 1925 r. Po dwuletnich poszukiwaniach domów w przeróżnych regionach Polski Małgosia znalazła ją w końcu tuż obok, w Puszczy Kampinoskiej.

Uradowana Małgosia przeniosła gajówkę na swoją działkę, a potem przez kilka lat rozbudowywała ją i wyposażała. Los chciał, że przy okazji budowy zyskała nie tylko nowe rodzinne gniazdo, ale również życiowego partnera.

- Ta budowa nas połączyła - wyjaśnia Robert. - Kilka lat temu Małgosia poprosiła mnie, abym pomógł jej przeprowadzić adaptację budynku. I tak zostałem nie tylko kierownikiem budowy, ale również stałym mieszkańcem.

Współpraca Małgosi i Roberta okazała się bardzo owocna - malutka gajówka rozrosła się na boki o dwa symetryczne skrzydła i wzbogaciła o bardzo nowoczesne wyposażenie (na przykład rekuperator - zamiast pieców kaflowych) oraz oryginalną estetykę. Obok niej powstał ciąg zabudowań gospodarczych, stanowiący stylowy kompleks współczesnej zagrody: drewutnia, składzik na narzędzia oraz wiata na trzy samochody.

Dziś nowo utworzone siedlisko wygląda jak piękna wiejska posiadłość. Utrzymane w jednym stylu zabudowania noszą znamiona ciekawych zabiegów dekoratorskich. Pokryto je osikowym suwalskim wiórem, drewno na elewacjach wybielono, a stolarkę okienną i drzwiową oraz obróbki dachu pomalowano na intrygujący szmaragdowy kolor - "stary" i nowoczesny zarazem.

Wszystkie pomysły są autorstwa właścicieli, zawodowo związanych z budownictwem i architekturą - Małgosia projektuje wnętrza (i prowadzi w Warszawie galerię sztuki), a Robert pracuje w znanej firmie budowlanej.

Oboje najbardziej cieszą się z tego, że tworząc dom nie musieli się spieszyć - mieli gdzie mieszkać. Od początku założyli sobie, że będą budowali tylko z bieżących dochodów, bez zaciągania kredytów, a jeśli ich nie będzie stać na przeprowadzenie kolejnych prac, po prostu... zaczekają. Efektem ich współpracy jest komfortowy i zarazem stylowy dom z niepowtarzalną atmosferą - dom na resztę życia. Zamieszkali w nim wiosną 2003 r.

Zaczynała samodzielnie

Dziesięć lat temu, w 1993 r., Małgorzata uznała, że nie ma sensu czekać w nieskończoność na mieszkanie w Warszawie. Zdecydowała się na desperacki krok - zlikwidowała książeczkę mieszkaniową i zaczęła szukać działki pod miastem. Znalazła ją na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej. Działka była tania (bo kompletnie nieuzbrojona), za to położona bardzo malowniczo na bezkresnych łąkach z olchowymi i brzozowymi zagajnikami. Do wsi wiodła tylko polna droga. Małgosia odważnie kupiła kilka hektarów, a potem namówiła również znajomych na osiedlanie się przy niej, po sąsiedzku. W ten sposób powstała mała kolonia osadników z miasta.

Małgosia zaczęła szukać drewnianej chaty, którą mogłaby przenieść na swoją działkę. Nie tylko dlatego, że to najprostszy, najszybszy i najtańszy sposób na własny kąt. Po prostu od dawna podobały jej się takie domy - jak sama mówi: z niepowtarzalnym charakterem i klimatem.

- Nie chciałam budować domu zupełnie nowego - ani murowanego, ani drewnianego - bo nie było mnie na to stać. Kupując stary drewniak, kupowałam od razu gotowe schronienie, nawet gdyby jego adaptację trzeba by było rozłożyć w czasie - opowiada.

Gajówka, stojąca na skraju polany, przy leśniczówce, spodobała się jej, bo miała inne proporcje niż typowa wiejska chata. Była wyższa, zgrabniejsza, a przy tym niezbyt duża - akurat na jej skromną kieszeń.

Najważniejsza jest kondycja drewna

Za każdym razem, kiedy Małgosia znajdowała jakiś dom do rozbiórki, sprawdzała w jakim stanie się zachował. Miała na to swój sposób: szukała na miejscu starych, doświadczonych cieśli i prosiła o fachową opinię. Tak samo było z gajówką. Fachowcy badali w jakim jest stanie, wkładając długie szpile między bale (zwłaszcza w narożnikach domu i pod oknami, czyli w miejscach najbardziej narażonych na zacieki i gnicie). Odkuli również w kilku miejscach tynk wapienny ze ścian wewnątrz domu oraz dokładnie sprawdzili konstrukcję dachu (bo gajówka przeszła pożar). Ich opinia brzmiała: dom jest w 70% zdrowy i nadaje się do przeniesienia.

Zadowolona Małgosia przystąpiła do przetargu ogłoszonego przez Dyrekcję Puszczy Kampinoskiej. Wygrała go i zaraz potem rozpoczęła starania o odpowiednie pozwolenia na postawienie domu na swojej działce. Jej plan był prosty - najpierw złożyć chatę w istniejącym stanie, a dopiero potem ewentualnie ją rozbudować. Licząc się z taką ewentualnością, niezwłocznie przygotowała również projekty rozbudowy i przedstawiła je w gminie do akceptacji.

Rozbiórka i przenosiny

Przenosiny gajówki odbyły się późnym latem 1997 r. Dwie ekipy zaczęły pracę równocześnie: murarze wylewali fundamenty pod dom, a 40 km dalej cieśle rozbierali, inwentaryzowali i oznaczali elementy drewniaka (nacinając w belkach siekierami maleńkie cyferki rzymskie). Prace obu ekip trwały tydzień.

Murarze wykopali rowy pod ławy fundamentowe w obrysie chaty i wystawili z nich zbrojenie, żeby w przyszłości łatwo było dowiązać ławy fundamentowe dobudówek. Podłoże było trudne, torfiaste, a woda gruntowa znajdowała się wysoko, więc wkopano się w głąb ziemi tylko na 70 cm. To trochę za mało, ale Robert ocenił, że żelbetowe ławy fundamentowe utrzymają drewnianą (w sumie lekką) konstrukcję domu.

Kiedy na posesję przywieziono elementy budynku, wyglądały tak okropnie, że koledzy Roberta pukali się w głowę i radzili, żeby tę "kupę drewna" po prostu spalić. Małgorzata była przerażona, jedynie Robert miał na tyle wyobraźni, żeby w stercie desek i bali zobaczyć przyszły dom.

Rozbiórka potwierdziła, że więźba dachowa (po pożarze wymieniono ją na nową) oraz podwalina są w idealnym stanie. Niestety, bale ścian były powierzchniowo naruszone przez szkodniki, które weszły od strony wnętrz pod maty z trzciny, obrzucone tynkiem wapiennym. Pobrudzone wapnem belki nosiły też niezliczone ślady po gwoździach.

Znowu staje dom

Ławy fundamentowe zaizolowano dwiema warstwami papy na lepiku. Położono na nich podwalinę i rozpoczęto stawianie zewnętrznych ścian. Budynek ma konstrukcję sumikowo-łątkową, w której najpierw ustawia się pionowe bale przy otworach okiennych lub drzwiowych, a następnie wsuwa między nie poziome bale (łączone na "obce pióro" i dyble) oraz okna. Narożniki domu połączone są starą ciesielską metodą bez użycia gwoździ, czyli na "jaskółczy ogon".

Dawniej do chaty wchodziło się z boku, ale Małgorzata chciała mieć wejście w centralnej części frontu. Właśnie dlatego dotychczasowe drzwi zamontowano w miejscu małego okna kuchennego, a boczne wejście zabudowano deskami.

W pierwszej fazie powstała tylko zewnętrzna skorupa budynku, bez podłóg, stropów i ścian wewnętrznych (zastąpiły je słupy konstrukcyjne, podtrzymujące belki stropowe oraz więźbę dachu), bo właścicielka chciała uniknąć dodatkowych kosztów. Jedynie na poddaszu zbudowała cztery lukarny, z myślą o późniejszej adaptacji strychu na potrzeby mieszkalne. Dach został przykryty papą na deskowaniu. W takim stanie dom zastała zima.

Utrudniona impregnacja

Przed powtórnym złożeniem drewnianych budynków zaleca się zawsze impregnację wszystkich ich elementów. Dobrą metodą są kilkudniowe kąpiele w wannach, w owado- i grzybobójczym preparacie. Z powodu późnej pory roku Robert musiał jednak z tego zrezygnować - zabezpieczenie drewna przeprowadzono ręcznie i etapami. W trakcie wznoszenia domu kilkakrotnie pomalowano jedynie styki bala z balem i bali z podwaliną. Prawdziwa impregnacja ruszyła dopiero kilka miesięcy później.

Oboje wspominają ją jako bardzo pracochłonną i uciążliwą. Do zabezpieczania drewna przed korozją biologiczną zastosowali angielski środek, przeznaczony do renowacji bardzo starego drewna (zabytków). Nie oszczędzali na kosztach, bo chcieli mieć pewność, że zniszczą wszystkie ogniska chorobowe. Do nanoszenia impregnatu używali kompresora, a w newralgicznych miejscach - strzykawki bądź pistoletu do ropowania (tam, gdzie chodziło o bardzo precyzyjny wtrysk w konkretne miejsce). Prace trwały aż 10 dni przez 12 godzin dziennie; dla pewności gospodarze przeprowadzili je własnoręcznie. Drewno zabezpieczyli trzema warstwami preparatu po obu stronach bali. Przez kolejne trzy lata, aż do ocieplenia ścian, obserwowali, jak ta metoda się sprawdza. W końcu odetchnęli z ulgą. Udało się! Nie było żadnych starych ani nowych ognisk chorób drewna.

Jednak trzeba rozbudować

Kiedy gajówka stała na swym dawnym miejscu, na polanie wśród wysokich starych drzew, wyglądała pięknie i proporcjonalnie do otoczenia. Niestety, na płaskiej łące straciła dawny urok. Wysoki dach, który dotąd był jej wyróżnikiem i ozdobą, teraz potęgował wrażenie dysproporcji - budynek dominował nad pustą łąką i kojarzył się Małgorzacie z domkiem na kurzej łapce. Jedynym ratunkiem była rozbudowa, która rozciągnęłaby go na boki. Kalenice w dobudówkach miały być obniżone o 1,5 m w stosunku do starej, środkowej części domu. Dzięki temu zabiegowi dach dodatkowo się spłaszczył i rozsunął.

W drugim roku budowy po obu stronach gajówki wylano nowe ławy fundamentowe powiązane zbrojeniem z istniejącymi. Nie planowano innych prac, bo budynek dopiero osiadał na torfiastej łące, a inwestorzy gromadzili fundusze na rozbudowę.

Nowe części, ciesiółka po staremu

W trzecim roku stanęły wreszcie nowe części budynku. Przy wejściu głównym powstał także ganek, a na tyłach domu - zadaszony taras.

- Kiedy odtwarzaliśmy starą część domu, najbardziej zależało nam na wykorzystaniu dawnych ciesielskich technologii - wyjaśnia Robert. - Teraz postanowiliśmy, że nowe części powstaną tymi samymi metodami. Posłuchaliśmy też rad doświadczonych cieśli i na podłogach na parterze zrobiliśmy tzw. strop wentylowany, a nie betonową posadzkę.

Przestrzenie między ławami fundamentowymi w całym budynku zostały wypełnione grubą warstwą keramzytu (20 cm), nad którym pozostawiono pustkę powietrzną. W tej "pustej" części ławy zaplanowano otwory wentylacyjne zabezpieczone siatką przed gryzoniami. Potem na podwalinie ułożono strop z belek drewnianych (nowych, impregnowanych próżniowo). Od spodu belek przybito siatkę przeciw gryzoniom. Na niej rozłożono warstwę wełny mineralnej (17 cm) i pozostawiono 3 cm pustki powietrznej. Na belkach położono folię i płyty OSB.

Ściany z bali ocieplono od środka wełną mineralną grubości 15 cm. Na warstwie ocieplenia na zewnątrz ułożono folię wiatroizolacyjną. Elewacje zewnętrzne w starej części powstały z szerokich desek imitujących prawdziwe bale, a od wewnątrz ściany wykończono suchymi tynkami z płyt gipsowo-kartonowych.

Konstrukcje stropu nad parterem wykonano z belek drewnianych 140×40 mm, do których przybito płyty OSB. Do belek podwieszono poprzecznie, na wieszakach stalowych, listwy drewniane 120×40 mm i ułożono pomiędzy nimi 10-centymetrową warstwę izolacji akustycznej z wełny mineralnej (pozostawiając 2 cm pustki powietrznej). Od dołu sufit wykończono płytami gipsowo-kartonowymi.

Dach ocieplono wełną mineralną (20 cm). Na wełnie - od wewnątrz pomieszczeń - ułożono folię paroszczelną i płyty gipsowo-kartonowe. Folii wiatroszczelnej i paroprzepuszczalnej w ociepleniu dachu nie ma. Robert uznał, że nie jest potrzebna na ich dachu - krytym papą na deskowaniu i dziewięcioma warstwami suwalskiego wióra. Funkcję wentylacji ocieplenia zapewniają 3 cm pustki powietrznej pomiędzy wełną mineralną a deskowaniem. Robert zdecydował się natomiast na próżniową impregnację wiórów (zawiózł je do zakładu impregnującego drewno) - chciał mieć całkowitą gwarancję jakości i trwałości na kilkadziesiąt następnych lat. Uznał, że spokój wart jest wzrostu kosztów krycia dachu o 4% (tyle kosztowała impregnacja).

Małgorzata jest bardzo zadowolona z wiórowego dachu; wolała ten naturalny materiał niż blachodachówkę czy gont bitumiczny.

Jej zdaniem świetnie się sprawdził przy zabiegach stylizacyjnych na dachu - udało się nim "zmiękczyć" linię uskoków i wyrobić opływowe kształty.

Nowoczesność w starej gajówce

Małgorzata i Robert od razu założyli, że ich dom będzie wyposażony bardzo nowocześnie.

- Zależało nam, aby funkcjonował jak komfortowe, "inteligentne" gospodarstwo - mówią.

Dla Roberta najważniejsze było zastosowanie rekuperatora z mechanicznym (krzyżowym) wymiennikiem ciepła i wymiennikiem gruntowym. Dzięki temu budynek jest bardzo ciepły i suchy. Robert uważa, że każdy drewniany dom ze ścianami ocieplonymi od wewnątrz powinien koniecznie mieć wentylację mechaniczną.

Dom ogrzewany jest gazem propan-butan, ale olbrzymi biały zbiornik na gaz zakopano w wale ziemnym, bo zupełnie nie pasował do drewnianych stylizowanych zabudowań. Żeby nie mieć przerw w dostawie ciepłej wody, gospodarz wybrał jednofunkcyjny piec c.o. z olbrzymim, aż 320-litrowym zasobnikiem wody (bardzo duża 360-litrowa wanna). Dodatkowym źródłem ciepła we wnętrzach jest kominek z rozprowadzeniem ciepła na piętro. Ma palenisko z dwiema szybami, zwróconymi na jadalnię i salon.

Wodę ze studni oczyszczają dwa filtry, a ścieki są odprowadzane do trzykomorowej oczyszczalni przydomowej. Na wypadek przerw w dostawie prądu oprócz płyty ceramicznej (do której Małgosia przyzwyczaiła się w mieście) w domu zainstalowano też małą dwupalnikową kuchenkę gazową.

Inne ciekawe rozwiązania

Do wnętrza domu wnosiło się dużo piasku, dlatego Małgosia zrezygnowała z podłóg z desek. Wybrała panele podłogowe dobrej jakości - trwałe i łatwe w montażu. Aby wytłumić charakterystyczne dla paneli odgłosy kroków, wspólnie z Robertem postanowiła, że zamiast cienkiej pianki poliuretanowej położą pod nimi płyty celulozowe (zielone, grubości 6 mm). Podobnie zresztą postąpili ze stropami - w trakcie ich budowie wsuwali pasy płyty celulozowej pod płyty OSB w miejscach ich styku z belkami stropowymi.

Stare okna skrzynkowe zastąpiono nowoczesnymi, drewnianymi, o bardzo dobrym współczynniku przenikania ciepła. Właściciele zamówili je na wzór poprzednich, w takim samym rozmiarze i z takimi samymi podziałami. Ich ramy pomalowali na dwa kolory: z zewnątrz są szmaragdowozielone, od wewnątrz - białe. Pasują do wybranej przez Małgosię skandynawskiej stylistyki.

Początkowo w budynku brakowało wiatrołapu. Był to spory mankament, zwłaszcza zimą, gdy wiał silny wiatr. Małgorzata znalazła na to radę - na granicy wewnętrznej otwartej sieni i salonu zaprojektowała przesuwane drzwi. W lecie są rozsunięte, gdyż gospodarze lubią już z progu widzieć łąki za domem, zimą zaś zasuwa się je, by utworzyć niestandardowy wiatrołap. Przesuwane podwójne drzwi pani domu zaprojektowała także między sienią a kotłownią, aby wygłuszyć dźwięk głośno pracującego hydroforu.

Robert nie zapomniał o zainstalowaniu przeciwpożarowych drzwi między garażem a kotłownią.

Za budynkiem właściciele wykopali dwa duże stawy, które mają za zadanie odwadniać mokry teren. Spełniają swoją rolę znakomicie - woda na działce znacznie opadła, a oni zyskali piękną strefę wypoczynkową.

***

Przykład Małgorzaty i Roberta świadczy o tym, że nawet stary dom drewniany może dostarczyć wiele radości i stać się impulsem do oryginalnych rozwiązań budowlanych. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby tego typu budynek przeobrazić w nowoczesny i funkcjonalny dom. Czy poprzedni właściciele poznaliby teraz swoją małą gajówkę?

    Więcej o:

Skomentuj:

Nowy dom ze starej gajówki